-
Jak doszło do konfliktuPrzebudźcie się! — 2003 | 8 stycznia
-
-
Jak doszło do konfliktu
STRATTON w amerykańskim stanie Ohio to nieduża miejscowość położona nieopodal rzeki Ohio, oddzielającej ten stan od Wirginii Zachodniej. Jest to małe miasteczko, zamieszkane przez niespełna 300 osób, w którym urzęduje burmistrz. Miejscowość ta nieoczekiwanie stała się widownią sporu, gdy w 1999 roku tamtejsze władze zaczęły wymagać — między innymi od Świadków Jehowy, rozgłaszających orędzie biblijne — specjalnych zezwoleń na odwiedzanie ludzi.
Dlaczego ta sprawa ma tak istotne znaczenie? Bliższe zapoznanie się z wydarzeniami przekonuje, że zarządzenie takie mogłoby istotnie ograniczyć prawo do wolności słowa, które przysługuje nie tylko Świadkom Jehowy, ale wszystkim mieszkańcom Stanów Zjednoczonych.
Konflikt się nasila
Członkowie zboru Świadków Jehowy w Wellsville od lat odwiedzali mieszkańców Stratton, choć od roku 1979 niektórym miejscowym urzędnikom nie podobała się ich działalność polegająca na głoszeniu od domu do domu. Na początku lat dziewięćdziesiątych pewien policjant wypędził z miasta grupę Świadków, mówiąc: „Nic mnie nie obchodzą wasze prawa”.
Sytuacja znacznie się pogorszyła w roku 1998, kiedy to burmistrz Stratton osobiście natknął się na cztery kobiety będące Świadkami Jehowy. Właśnie wyjeżdżały one z miasteczka po odwiedzeniu osób, które prosiły o dalsze rozmowy na tematy biblijne. Jak wspomina jedna z tych kobiet, burmistrz oświadczył, że gdyby były mężczyznami, to zamknąłby je w więzieniu.
Przyczyną ostatniego konfliktu stało się zarządzenie lokalnych władz regulujące zasady handlu domokrążnego i akwizycji na terenie prywatnym. Na osoby, które zamierzałyby odwiedzać mieszkańców, nakładało ono obowiązek uzyskania bezpłatnego zezwolenia od burmistrza. Świadkowie Jehowy uznali, że jest to ograniczenie wolności słowa, wyznania i prasy. Kiedy władze odmówiły zmiany wydanego prawa, wniesiono pozew do sądu federalnego.
Dnia 27 lipca 1999 roku odbyła się rozprawa w Sądzie Okręgowym dla dystryktu południowego Ohio. Sąd uznał, że zarządzenie dotyczące uzyskiwania pozwoleń jest zgodne z konstytucją. A 20 lutego 2001 roku Sąd Apelacyjny utrzymał to orzeczenie w mocy.
Aby ostatecznie rozstrzygnąć sprawę, Nowojorskie Towarzystwo Biblijne i Traktatowe — Strażnica oraz zbór Świadków Jehowy w Wellsville odwołały się do Sądu Najwyższego.
-
-
Sąd Najwyższy postanawia rozpatrzyć sprawęPrzebudźcie się! — 2003 | 8 stycznia
-
-
Sąd Najwyższy postanawia rozpatrzyć sprawę
W OSTATNICH LATACH Sąd Najwyższy USA wydawał pisemne orzeczenia mniej więcej w 80—90 sprawach z przeszło 7000 wnoszonych rocznie. Stanowi to niewiele ponad 1 procent!
W maju 2001 roku Świadkowie Jehowy wystąpili do Sądu Najwyższego z prośbą o rewizję wyroku (Writ of Certiorari). We wniosku zawarto pytanie: „Czy w świetle konstytucji kaznodzieje, którzy zgodnie z nakazami Pisma Świętego i wielowiekową tradycją głoszą swe przekonania religijne od drzwi do drzwi, powinni być traktowani tak samo jak handlarze domokrążni i czy przed rozpoczęciem rozmów o Biblii oraz proponowaniem bezpłatnej literatury biblijnej są zobowiązani uzyskać na to zezwolenie miejscowych władz?”
Dnia 15 października 2001 roku Dział Prawny Towarzystwa Strażnica został poinformowany, że Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych rozpatrzy sprawę Nowojorskie Towarzystwo Biblijne i Traktatowe — Strażnica przeciw miasteczku Stratton.
Sąd postanowił zająć się poruszoną przez Świadków kwestią dotyczącą wolności słowa. Chodziło o rozstrzygnięcie, czy zagwarantowana w Pierwszej Poprawce do Konstytucji wolność słowa obejmuje prawo do rozmowy z drugimi na jakiś temat bez potrzeby wcześniejszego wylegitymowania się władzom.
Strony miały teraz ustnie zreferować dziewięciu sędziom Sądu Najwyższego swój punkt widzenia. Naprzeciw siebie stanęły dwie grupy prawników — jedni reprezentowali Świadków Jehowy, a drudzy Stratton. Jak potoczyła się rozprawa?
[Ramka na stronie 5]
CO TO JEST PIERWSZA POPRAWKA?
„POPRAWKA I (USTANAWIANIE RELIGII; WOLNOŚĆ WYZNANIA, SŁOWA, PRASY, ZGROMADZEŃ, PETYCJI) Kongres nie może stanowić ustaw wprowadzających religię albo zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, albo naruszających prawo do spokojnego odbywania zebrań i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd” (Konstytucja Stanów Zjednoczonych).
„Pierwsza Poprawka jest podstawą procesów demokratycznych w Stanach Zjednoczonych. Zabrania ona Kongresowi stanowienia praw ograniczających wolność słowa, prasy, pokojowych zgromadzeń i petycji. Zdaniem wielu wolność słowa jest najważniejszą ze swobód, na której opierają się wszystkie inne. Ponadto Pierwsza Poprawka zabrania Kongresowi uchwalania ustaw wprowadzających religię państwową lub naruszających prawo do praktykowania religii” (The World Book Encyclopedia). Co ciekawe, w uzasadnieniu historycznego wyroku w sprawie Cantwell przeciw Connecticut (310 U.S. 296 z roku 1940), dotyczącego również Świadków Jehowy, Sąd Najwyższy orzekł, iż według Pierwszej Poprawki nie tylko Kongres (władza federalna), ale także władze lokalne (stanowe lub miejskie) nie mogą narzucać przepisów ograniczających gwarantowane w niej swobody konstytucyjne.
[Ilustracje na stronie 5]
Rozpatrzone kwestie dotyczą różnych form działalności prowadzonej od domu do domu
[Prawa własności do ilustracji, strona 4]
Photograph by Franz Jantzen, Collection of the Supreme Court of the United States
-
-
Pierwszy krok — przedstawienie sprawy przed Sądem NajwyższymPrzebudźcie się! — 2003 | 8 stycznia
-
-
Pierwszy krok — przedstawienie sprawy przed Sądem Najwyższym
TERMIN rozprawy, na której obie strony miały ustnie przedstawić swoje argumenty prezesowi Sądu Najwyższego Williamowi Rehnquistowi i ośmiu pozostałym sędziom, wyznaczono na 26 lutego 2002 roku. Świadków Jehowy reprezentowało czterech prawników.
Główny adwokat tego zespołu rozpoczął wystąpienie w sposób przykuwający uwagę słuchaczy: „Jesteśmy w Stratton w niedzielę o 11 rano. [Trzy razy zapukał w pulpit]. ‚Dzień dobry. W związku z niedawnymi wydarzeniami postanowiłem pana odwiedzić, by porozmawiać o lepszej przyszłości zapowiedzianej przez proroka Izajasza. Jest to ta sama dobra nowina, którą głosił Jezus Chrystus, dobra nowina o Królestwie Bożym’”.
Prawnik kontynuował: „W Stratton chodzenie od domu do domu i głoszenie tej wieści bez wcześniejszego uzyskania pozwolenia od miejscowych władz jest przestępstwem”.
‛Nie nagabujecie o pieniądze?’
Sędzia Stephen G. Breyer zadał adwokatowi Świadków kilka rzeczowych pytań: „Czy prawdą jest, że pańscy klienci nie nagabują o pieniądze, nawet o centa, że nie sprzedają Biblii ani niczego innego, a tylko mówią: ‚Chciałbym z panem porozmawiać o religii’?”
Prawnik odpowiedział: „Wysoki Sądzie, fakty mówią same za siebie. W Stratton Świadkowie Jehowy nie prosili o pieniądze. Oczywiście w innych miejscach czasem wspominają o możliwości składania dobrowolnych datków. (...) Naszym celem nie jest jednak zbieranie pieniędzy. Pragniemy tylko rozmawiać o Biblii”.
Potrzebna zgoda władz?
Sędzia Antonin Scalia zapytał: „Uważa pan zatem, że nie można od pana żądać występowania do burmistrza o zezwolenie na porozmawianie z sąsiadem o czymś interesującym?” Adwokat Świadków odparł: „Naszym zdaniem Sąd nie powinien sankcjonować zarządzenia władz, które wymaga, by obywatel ubiegał się o pozwolenie na rozmawianie z innym obywatelem w jego domu”.
Zmiana argumentacji, zmiana nastrojów
Następnie nadeszła pora, by swoje stanowisko przedstawiła druga strona. Główny prawnik reprezentujący Stratton wyjaśnił powody wydania spornego przepisu: „Stratton korzysta ze swoich uprawnień, by chronić prywatność mieszkańców i zapobiegać przestępczości. Zarządzenie regulujące handel domokrążny i akwizycję na terenie prywatnym wymaga jedynie wcześniejszego zarejestrowania się i noszenia przy sobie pozwolenia podczas działalności od domu do domu”.
Sędzia Scalia natychmiast przeszedł do sedna sprawy, zwracając się do innych sędziów: „Czy przypominacie sobie jakąś inną sprawę rozpatrywaną przez Sąd Najwyższy, która dotyczyłaby podobnego zarządzenia w kwestii akwizycji, gdy nie prosi się o pieniądze, niczego się nie sprzedaje, a jedynie mówi coś w rodzaju: ‚Chciałbym porozmawiać o Jezusie Chrystusie’ albo ‚Chciałbym porozmawiać o ochronie środowiska’. Czy kiedykolwiek mieliśmy taką sprawę?”
Sędzia kontynuował: „Nie pamiętam, żeby w ciągu ostatnich dwóch stuleci była rozpatrywana podobna sprawa”. Prezes Rehnquist zauważył dowcipnie: „No, tak długo to pan jeszcze nie żyje”. Sala zareagowała śmiechem. Sędzia Scalia podkreślił: „Wymiar tej sprawy jest dla mnie czymś całkowicie nowym”.
Świetny pomysł?
Sędzia Anthony M. Kennedy zadał trafne pytanie: „Uważa pan, że to świetny pomysł kazać mi prosić władze o pozwolenie, zanim przejdę się ulicą, na której nie znam wszystkich mieszkańców, i zagadnę kogoś: ‚Chciałbym z panem porozmawiać, ponieważ martwi mnie sprawa wywożenia śmieci’ albo ‚ponieważ martwi mnie postępowanie naszego kongresmana’ czy cokolwiek innego? Czyżbym najpierw musiał ubiegać się o zgodę władz?” Po chwili sędzia dodał: „To doprawdy zdumiewające”.
W tym momencie do dyskusji włączyła się sędzia Sandra Day O’Connor: „A co z dziećmi, które w święto Halloween pukają do drzwi i grożą zrobieniem psoty, jeśli nie dostaną podarunku? Czy one też muszą mieć zezwolenie?” Sędziowie Scalia i O’Connor podchwycili to rozumowanie. Potem sędzia O’Connor wysunęła następny argument: „A gdybym chciała pożyczyć od sąsiadki szklankę cukru? Czy na to też muszę mieć pozwolenie?”
Czy Świadkowie Jehowy są akwizytorami?
Sędzia David H. Souter zapytał: „Dlaczego ten akt prawny dotyczy również Świadków Jehowy? Czy prowadzą oni handel domokrążny, są akwizytorami, wędrownymi sprzedawcami albo czy oferują usługi? Określenia te ich nie dotyczą, prawda?” Prawnik reprezentujący miasteczko zacytował długi fragment zarządzenia i dodał, że sąd niższej instancji uznał Świadków Jehowy za akwizytorów. Sędzia Souter odparł na to: „Macie więc bardzo szeroką definicję akwizytorów, skoro obejmuje ona Świadków Jehowy”.
Sędzia Breyer odczytał słownikową definicję akwizytora, by uzasadnić, że nie odnosi się ona do Świadków Jehowy. Następnie dodał: „W dostarczonych przez was dokumentach nie natknąłem się na nic, co by wyjaśniało, dlaczego od tych ludzi [Świadków Jehowy] — którym przecież nie chodzi o pieniądze, o sprzedawanie niczego ani o zabieganie o głosy wyborców — żądacie, by się zarejestrowali w urzędzie miejskim. O co chodziło miastu?”
„Przywilej” rozmawiania
Przedstawiciel Stratton próbował wtedy przekonywać, iż „celem władz jest zapobieganie niepokojeniu właścicieli posesji”. Wyjaśnił, że chodziło o ochronę mieszkańców przed oszustami i przestępcami. Sędzia Scalia zacytował zarządzenie, wskazując, że burmistrz może zażądać dodatkowych informacji o rejestrującym się oraz o jego zamiarach, by „szczegółowo określić naturę przywileju, o który się ubiega”. Następnie pan Scalia dorzucił: „Możliwość zachodzenia do współobywateli, by ich o czymś przekonać, jest przywilejem — nie, to mi się po prostu nie mieści w głowie”.
Sędzia ten dociekał: „Czy wobec tego każdemu, kto naciska dzwonek, powinno się w urzędzie miasta zdjąć odciski palców, zanim będzie mógł zadzwonić? Czy niewielkie ryzyko zajścia przestępstwa jest wystarczającym powodem, by od każdego, kto chce nacisnąć dzwonek, żądać oficjalnego zarejestrowania się? Przecież to absurd”.
Ochrona mieszkańców?
Kiedy prawnik ze Stratton wykorzystał przysługujące mu 20 minut, oddał głos prokuratorowi generalnemu stanu Ohio. Prokurator przekonywał, że zarządzenie chroni mieszkańców przed wizytami obcych ludzi. „Gdy nieproszony gość przebywa na terenie będącym moją własnością (...), według mnie miasteczko ma prawo orzec: ‚Tego typu działalność budzi nasz niepokój’”.
Sędzia Scalia skomentował to następująco: „Miasteczko twierdzi, że choć są osoby, które chętnie przyjmują Świadków Jehowy — siedzą w domu samotnie i z przyjemnością porozmawiałyby z kimś o czymkolwiek — to i tak ci ludzie [Świadkowie Jehowy] muszą się zarejestrować u burmistrza, by dostąpić przywileju zadzwonienia do ich drzwi”.
„Bardzo umiarkowane ograniczenie”
Podczas wysłuchiwania stron sędzia Scalia rzucił trafną uwagę: „Trzeba przyznać, że najbezpieczniejsze społeczeństwa na świecie żyją w państwach totalitarnych. Przestępczość jest tam znikoma. To znane zjawisko; cena za wolność obejmuje między innymi większe ryzyko bezprawia. Pytanie więc brzmi: czy to lokalne prawo na tyle ograniczy przestępczość, by warto było żądać występowania o przywilej dzwonienia do cudzych drzwi”. Prokurator oświadczył wtedy, że „jest to bardzo umiarkowane ograniczenie”. Sędzia Scalia odparł, że jest ono tak umiarkowane, iż „nie można się doszukać ani jednego przypadku, by jakiekolwiek władze wydały podobny przepis. Trudno tu mówić o umiarkowaniu”.
W końcu naciskany przez jednego z sędziów, prokurator musiał przyznać: „Nie twierdzę, że można całkowicie zabronić dzwonienia lub pukania do drzwi”. W ten sposób zakończył swoje wystąpienie.
Odpowiadając na zarzuty, przedstawiciel Świadków Jehowy zwrócił uwagę, że zarządzenie nie przewidywało weryfikacji danych. „Mogę udać się do urzędu i powiedzieć: ‚Nazywam się tak i tak’, otrzymać zezwolenie i pójść od drzwi do drzwi”. Podkreślił również, że burmistrz ma prawo odmówić wydania pozwolenia osobie, która oświadczy, że nie jest związana z żadną organizacją. „Naszym zdaniem daje to władzom prawo do arbitralnej oceny”. Następnie dodał: „Z całym szacunkiem twierdzę, że nasza [Świadków Jehowy] działalność ma w istocie związek z fundamentalnymi zasadami wyrażonymi w Pierwszej Poprawce”.
Krótko potem prezes Sądu Najwyższego William Rehnquist zakończył posiedzenie słowami: „Sprawa zostanie rozpatrzona”. Wszystko trwało niewiele ponad godzinę. Pisemne orzeczenie, które Sąd wydał w czerwcu, miało pokazać, jak ważna była owa godzina.
[Ilustracje na stronie 6]
Prezes Rehnquist
Sędzia Breyer
Sędzia Scalia
[Prawa własności]
Rehnquist: Collection, The Supreme Court Historical Society/Dane Penland; Breyer: Collection, The Supreme Court Historical Society/Richard Strauss; Scalia: Collection, The Supreme Court Historical Society/Joseph Lavenburg
[Ilustracje na stronie 7]
Sędzia Souter
Sędzia Kennedy
Sędzia O’Connor
[Prawa własności]
Kennedy: Collection, The Supreme Court Historical Society/Robin Reid; O’Connor: Collection, The Supreme Court Historical Society/Richard Strauss; Souter: Collection, The Supreme Court Historical Society/Joseph Bailey
[Ilustracja na stronie 8]
Sala rozpraw
[Prawa własności]
Photograph by Franz Jantzen, Collection of the Supreme Court of the United States
-
-
Sąd Najwyższy staje w obronie wolności słowaPrzebudźcie się! — 2003 | 8 stycznia
-
-
Sąd Najwyższy staje w obronie wolności słowa
DECYDUJĄCYM DNIEM był 17 czerwca 2002 roku, kiedy Sąd Najwyższy wydał pisemne orzeczenie. Jak brzmiało rozstrzygnięcie? Informowały o nim nagłówki gazet. The New York Times obwieszczał: „Sąd obala zakaz wizyt Świadków Jehowy”. Wydawana w Ohio gazeta The Columbus Dispatch donosiła: „Sąd Najwyższy unieważnia przepis o zezwoleniach”. Ukazujący się w Cleveland dziennik The Plain Dealer oznajmiał: „Wolno chodzić od domu do domu bez zgody urzędu miejskiego”. Natomiast w dzienniku USA Today można było przeczytać: „Zwycięstwo wolności słowa”.
Niekorzystne dla Świadków Jehowy decyzje sądów niższej instancji zostały uchylone stosunkiem głosów 8 do 1! Oficjalne, 18-stronicowe orzeczenie napisał sędzia John Paul Stevens. Wyrok jednoznacznie potwierdził, że Pierwsza Poprawka chroni publiczną działalność kaznodziejską Świadków Jehowy. W wydanym dokumencie Sąd wyjaśnił, że Świadkowie Jehowy nie ubiegali się o zezwolenia, ponieważ jak twierdzą, „do głoszenia upoważnia ich Pismo Święte”. Następnie powołano się na oświadczenie zawarte w przedstawionym przez nich pisemnym wniosku: „Występowanie do władz z prośbą o zgodę na głoszenie byłoby w naszym przekonaniu niemalże obrazą Boga”.
W orzeczeniu czytamy: „W minionym półwieczu Sąd unieważniał ograniczenia nakładane na chodzenie od domu do domu w celu pozyskiwania zwolenników oraz rozpowszechniania literatury. To więcej niż historyczny przypadek, że przeważająca część tych spraw dotyczyła kwestii związanych z Pierwszą Poprawką i została wniesiona przez Świadków Jehowy, którzy chodzą od domu do domu zgodnie z wymogami swej religii. Jak zauważono w sprawie Murdock przeciw Pensylwanii (...) (1943), Świadkowie Jehowy ‚utrzymują, że nauczając „publicznie i od domu do domu”, naśladują przykład Pawła (Dzieje Apostolskie 20:20). Biorą dosłownie biblijne polecenie: „Idąc na wszystek świat, każcie Ewangieliję wszystkiemu stworzeniu” (Marka 16:15). Wierzą, iż czyniąc to, są posłuszni nakazowi Bożemu’”.
W dalszej części orzeczenie po raz kolejny przywołało sprawę z 1943 roku: „Taka forma działalności religijnej w myśl Pierwszej Poprawki zasługuje na takie samo poważanie, jak nabożeństwa odprawiane w kościołach i wygłaszane z ambon. Ma takie samo prawo do ochrony, jak bardziej znane i uznane formy praktykowania religii”. Cytując orzeczenie z roku 1939, napisano: „Nakładanie cenzury przez wymaganie zdobycia licencji, co uniemożliwia wolną i niczym nieskrępowaną dystrybucję literatury, uderza w samo serce swobód gwarantowanych przez Konstytucję”.
Następnie Sąd zwrócił uwagę na istotny fakt: „Sprawy te dowodzą, że wysiłki Świadków Jehowy mające na celu zwalczanie ograniczeń w zakresie swobody wypowiedzi nie są walką o prawa wyłącznie tej społeczności”. Wyjaśniono, że Świadkowie „nie są jedynymi ‚maluczkimi’, którym zarządzenia takie jak to wydane przez władze Stratton mogą zamknąć usta”.
W orzeczeniu stwierdzono, że ów kontrowersyjny przepis „nie tylko narusza wartości chronione Pierwszą Poprawką, ale jest też zaprzeczeniem samej koncepcji wolnego społeczeństwa, gdyż nakazuje obywatelowi wpierw poinformować władze o chęci porozmawiania z sąsiadami i uzyskać na to zezwolenie. (...) Przepis wymagający posiadania zezwolenia na prowadzenie takich rozmów rażąco odbiega od naszego narodowego dziedzictwa i tradycji konstytucyjnej”. Wspomniano także o „szkodliwych następstwach nałożenia takiego wymogu”.
Groźba przestępczości
A co z argumentem, że wprowadzenie obowiązku rejestrowania się chroni przed włamywaczami oraz innymi przestępcami? Sąd orzekł: „Chociaż uważamy te obawy za uzasadnione, decyzje w poprzednich sprawach wskazują na konieczność zachowania równowagi między względami bezpieczeństwa a skutkami zarządzenia dla swobód gwarantowanych przez Pierwszą Poprawkę”.
W dalszej części można przeczytać: „Wydaje się mało prawdopodobne, by brak zezwolenia powstrzymał przestępców od pukania do drzwi i nawiązywania rozmów, o których nie wspomina zarządzenie. Mogą na przykład zapytać o drogę, poprosić o możliwość skorzystania z telefonu (...) lub też bezkarnie zarejestrować się pod fałszywym nazwiskiem”.
Powołując się na decyzję z lat czterdziestych, Sąd napisał: „Retoryka orzeczeń z czasów II wojny światowej, które wielokrotnie uchroniły współwyznawców powoda [Towarzystwa Strażnica] od postępowań sądowych, ukazuje stosunek Sądu do swobód zagwarantowanych w Pierwszej Poprawce, których dotyczy również niniejsza sprawa”.
Jak brzmiała ostateczna decyzja? „Wyrok Sądu Apelacyjnego zostaje uchylony, a sprawa skierowana do niższej instancji w celu ponownego rozpatrzenia zgodnie z powyższym orzeczeniem”.
Sprawa zakończyła się więc tak, jak to podsumowano w gazecie Chicago Sun-Times: „Sąd przyznaje rację Świadkom Jehowy”, i to stosunkiem głosów 8 do 1.
Co przyniesie przyszłość?
Co o tym zwycięstwie sądzą Świadkowie Jehowy z pobliskiego zboru w Wellsville? Z pewnością nie zamierzają patrzeć z góry na mieszkańców Stratton. Świadkowie nie żywią urazy do tych miłych ludzi. Gregory Kuhar, miejscowy Świadek, powiedział: „Wcale nie dążyliśmy do tej rozprawy. Zarządzenie władz było jednak po prostu bezprawne. Nie chodzi tu tylko o nasze dobro, ale o dobro wszystkich”.
Fakty dowodzą, że Świadkowie usilnie starali się nie prowokować mieszkańców Stratton. Gene Koontz, inny Świadek, mówi: „Ostatnio głosiliśmy w Stratton 7 marca 1998 roku — ponad cztery lata temu”. Dodaje: „Powiedziano mi, że zostanę aresztowany. W przeszłości policja wiele razy groziła nam zatrzymaniem. Kiedy poprosiliśmy o udostępnienie nam zarządzenia na piśmie, nie dostaliśmy odpowiedzi”.
Gene Koontz podkreśla: „Pragniemy zachowywać z sąsiadami pokojowe stosunki. Jeśli niektórzy nie życzą sobie naszych odwiedzin, szanujemy ich wolę. Ale inni są nastawieni przyjaźnie i chętnie rozmawiają o Biblii”.
Gregory Kuhar wyjaśnia: „Nie wnosiliśmy tego pozwu, aby zrazić do siebie mieszkańców Stratton. Chcieliśmy po prostu uzyskać prawne potwierdzenie przysługującej nam konstytucyjnej wolności słowa”.
Następnie dodaje: „Mamy nadzieję, że będziemy mogli powrócić do Stratton. Chętnie pierwszy zapukam do drzwi. Zgodnie z nakazem Jezusa musimy tam wrócić”.
Skutki orzeczenia w sprawie „Strażnica przeciw Stratton” są dalekosiężne. Po ogłoszeniu decyzji Sądu Najwyższego wielu urzędników zrozumiało, że nie można za pomocą zarządzeń utrudniać działalności kaznodziejskiej Świadkom Jehowy. Do tej pory usunięto takie przeszkody w około 90 amerykańskich miejscowościach.
-