Pytania czytelników
● Dlaczego podano niedawno w „Strażnicy”, że „przywilej modlitwy jest zastrzeżony dla tych, którzy po osiągnięciu dokładnej wiedzy oddali się Jehowie i spełniają Jego wolę”?
Pośród ludzi podających się za chrześcijan wielu ma mylne pojęcie o modlitwie. Większość z nich mniema, iż uprawniony do niej jest każdy i każdy też może oczekiwać, że zostanie wysłuchany. Tak jednak nie jest. (Przyp. 15:29; Jak. 4:3) Modlitwa nie jest nieograniczonym przywilejem, lecz wiąże się z pewnymi warunkami. W liście do Hebrajczyków 11:6 czytamy: „Kto się zbliża do Boga, musi wierzyć, że on jest i że daje nagrodę tym, którzy go poważnie szukają.” Innymi słowy: Ażeby Bóg wysłuchał modlitwę, trzeba nie tylko wierzyć, że Bóg istnieje, ale też trzeba Go poważnie szukać. Tym przecież uzasadnił Jehowa Bóg wobec niewiernych Izraelitów, dlaczego nie wysłucha ich modlitw. Jezus również wskazał, że nie zostaną wysłuchane modlitwy osób kierujących się własną sprawiedliwością lub takich, które jedynie po to się modlą, by wywrzeć wrażenie na innych. — Izaj. 1:15; Mat. 6:5-8; Łuk. 18:11-14.
Osoba modląca się musi sprostać wszystkim związanym z tym wymaganiom. Jak już podawano w innych publikacjach Towarzystwa Strażnica (np. w książce „Upewniajcie się o wszystkich rzeczach”) aby modlitwa została wysłuchana, musi być skierowana do właściwego autorytetu, Jehowy Boga, Stwórcy i Boga Biblii. Ponadto musi też być wypowiedziana we właściwy sposób: „Nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie.” (Jana 14:6, NT) Do wymagań należą także szczerość, wiara i wytrwałość. W końcu osoba modląca się musi prosić o stosowne rzeczy, o rzeczy odpowiadające woli Bożej. Dlatego Jezus nauczył swoich naśladowców modlić się: „Bądź wola twoja.” Nawet król Salomon rozumiał, że modlitwa związana jest z pewnymi warunkami, modlił się bowiem tylko za tych spośród obcych, którzy usłyszawszy o jedynym prawdziwym Bogu, Jehowie, przyszliby się modlić w Jego świątyni w Jeruzalem. — Mat. 6:10; 1 Król. 8:41-43.
Takim człowiekiem był Korneliusz; istotnie pragnął spełniać wolę Bożą. Chociaż był nieobrzezańcem z postronnych narodów, a więc nie należał do oddanego Bogu ludu izraelskiego, został przedstawiony jako „pobożny i bogobojny z całym domem swoim, i dający wiele jałmużny ludowi, i zawsze modlący się do Boga”. Zatem można o Korneliuszu powiedzieć, że był na najlepszej drodze do oddania się Bogu, a po osiągnięciu dokładnej wiedzy rzeczywiście uczynił ten krok. Odtąd znalazł się w przymierzu z Bogiem. Bóg uważał go więc za syna i potwierdził ten fakt, udzielając mu swego świętego ducha. — Dzieje 10:1-44, NT.
O każdym człowieku, który się zbliża do prawdziwego Boga Jehowy we właściwy sposób i Go prosi o właściwe rzeczy, można powiedzieć, że jest tak samo usposobiony i znajduje się na najlepszej drodze do oddania siebie Bogu, a może nawet już to uczynił w swoim sercu, choćby tego jeszcze nie poświadczył przez chrzest. Wszystkich tak usposobionych i pragnących spełniać wolę Bożą można słusznie zachęcać do modlitwy. Również dzieci, wychowywane przez rodziców na oddanych sług Jehowy Boga, należy uczyć właściwej modlitwy. — 1 Kor. 7:14.
Trzeba jednak przyznać, że ludzie świeccy, którzy Biblii nie studiują, nie rozumieją też wymagań, jakie Bóg stawia modlącym się do Niego. Są przy tym dalecy od usposobienia podobającego się Bogu. A zatem nie mogą również wypowiadać modlitwy, która by się Bogu podobała. — Przyp. 28:9.
Wydaje się ponadto, że niektóre osoby są przez pewien czas na dobrej drodze do oddania się Bogu, lecz potem zwlekają z uczynieniem tego kroku. Mimo wszystko utrzymują łączność z ludem Bożym i nadal z nim współdziałają. Jeżeli pozwalają samolubstwu powstrzymywać ich od decyzji zupełnego oddania się Bogu, to byłoby wskazane, żeby same siebie zapytały, czy właściwie mogą jeszcze korzystać z przywileju modlitwy. Chyba nie, bo do Boga może się zbliżać ten, kto poważnie Go szuka. Powinny także wziąć pod uwagę, że tylko ci, którzy szukają zarówno Jehowy, jak też sprawiedliwości i pokory, którzy oddają się Bogu i szczerze się starają dopełniać swego ślubu oddania — ci mogą się spodziewać zachowania w dniu gniewu Jehowy. — Hebr. 11:6; Sof. 2:3; Łuk. 13:24.
● Czy istnieje jakieś wyjaśnienie pozornej rozbieżności między tekstem proroctwa Jeremiasza 52:12 a 2 Królewskiej 25:8? W Jeremiasza 52:12 jest mowa o dziesiątym dniu miesiąca, podczas gdy w 2 Królewskiej 25:8 o siódmym.
Pełny tekst księgi 2 Królewskiej 25:8 brzmi: „Potem miesiąca piątego, siódmego dnia tegoż miesiąca (ten jest rok dziewiętnasty królowania Nabuchodonozora, króla Babilońskiego), przyciągnął Nabuzardan, hetman żołnierski, sługa króla Babilońskiego, do Jeruzalemu.” W Jeremiasza 52:12 wspomniano o ‚dziesiątym dniu tegoż miesiąca’. Te trzy dni różnicy niektórzy wyjaśniali tym, że Nabuzardan przybył do Jeruzalem po wyjeździe z Rebli w siódmym dniu miesiąca, ale nie dotarł na miejsce przed dziesiątym dniem tego miesiąca. Jednakże wydaje się, że ten wysoki urzędnik babiloński, który objął dowództwo nad siłami zbrojnymi Babilonii po zakończeniu oblężenia, pojawił się tam już w siódmym dniu owego miesiąca, aby rozpocząć niszczenie miasta. Zadanie jego mogło polegać na dopilnowaniu likwidacji umocnień, grabieży i zburzenia miasta oraz odsyłania mieszkańców do niewoli. W dziesiątym dniu miesiąca nastąpiło prawdopodobnie zakończenie tych działań.
Warto zwrócić uwagę na to, że według „Przekładu Nowego Świata” w 2 Królewskiej 25:8 powiedziano, iż siódmego dnia Nabuzardan „przybył do Jeruzalem”. Nie powiedziano tam, że „wstąpił” do Jeruzalem. Natomiast Jeremiasza 52:12 (NW) podaje, że dziesiątego dnia tego miesiąca ów dowódca babiloński „wstąpił do Jeruzalem”. Przekład „Revised Standard Version” podobnie uwypukla różnicę między tymi dwoma wersetami, gdyż w 2 Królewskiej 25:8 powiedziano tam, że babiloński naczelnik straży przybocznej „przybył do Jeruzalem” siódmego dnia, a według proroctwa Jeremiasza 52:12 dziesiątego dnia „wkroczył do Jeruzalem”. Pewną różnicę znajdujemy też w polskim tłumaczeniu Jakuba Wujka; w pierwszym miejscu czytamy tam: „przyjechał”, a w drugim — „przyszedł”.
Babiloński dowódca po przybyciu na miejsce niewątpliwie założył główną kwaterę poza murami miasta albo zajął kwaterę już tam istniejącą. Chyba stamtąd kierował potem takimi czynnościami, jak burzenie murów miejskich. (2 Król. 25:10; Jer. 52:14) Oddziały babilońskie także plądrowały zarówno miasto, jak również świątynię Jehowy, używając sobie do woli. (Jer. 52:17-23; 2 Król. 25:13-17; Dan. 5:2, 3) Ponieważ złupienie miasta i burzenie murów zajęło Chaldejczykom kilka dni, więc widocznie faktycznego spalenia miasta dokonali dopiero dziesiątego dnia tego miesiąca. W tym dniu Nabuzardan „wstąpił do Jeruzalem”, czyli wszedł do miasta, aby zakończyć swe dzieło, i zadowolony z istniejącego stanu rzeczy dał rozkaz podpalenia miasta wraz ze świątynią. Według Józefa Flawiusza („Wojna Żydowska”, księga VI, rozdz. 4, odc. 5 i 8) świątynia Herodowa została spalona dziesiątego dnia miesiąca piątego (w roku 70 po Chr.). Flawiusz dodaje, że zdumiewającym zbiegiem okoliczności pierwsza świątynia była spalona przez Babilończyków tego samego dnia. Niewątpliwie pod koniec dziesiątego dnia Jeruzalem płonęło i znaczna jego część zamieniła się już w zgliszcza, a Nabuzardan w ten sposób dopełnił powierzonego mu obowiązku zrównania tego miasta z ziemią.