-
Misjonarze zachęceni do lojalności i do miłosierdziaStrażnica — 1972 | nr 4
-
-
Bezpośrednio przed głównym wykładem wiceprezes Towarzystwa, F.W. Franz, wyjaśnił klasie kończącej naukę znaczenie wersetu z Ewangelii według Marka 9:49, 50: „Każdy ogniem będzie osolony (...) Miejcie sól w samych sobie i zachowujcie pokój między sobą”.
Czy „ogień” z wiersza 49 odnosi się do prześladowań lub doświadczeń? Nie — wyjaśnił mówca — ponieważ kontekst wskazuje, że mowa jest o „ogniu” Gehenny. A słowo „każdy” nie odnosi się po prostu do każdego człowieka, tylko do tych namaszczonych duchem chrześcijan, którzy by pozwolili, żeby ich ręka, noga czy oko, wywoławszy zgorszenie, pociągnęło w niewierność ich samych lub kogoś innego. Osoby takie muszą być osolone ogniem wieczystej zagłady.
Ale jak wierni chrześcijanie mają mieć „sól w samych sobie”? I jakie to może mieć zastosowanie w życiu misjonarzy? Brat Franz wyjaśnił, iż sól wspomniana w wierszu 50 oznacza tę cechę chrześcijan, która sprawia, że czynią i mówią to, co ma dobry smak. Każdy chrześcijanin powinien tak postępować, żeby to nie było „niesmaczne” z chrześcijańskiego punktu widzenia. Wtedy nie zgorszy nikogo z ludu Bożego. „Drodzy misjonarze — doradzał mówca — miejcie sól w sobie!”
Po rozdaniu dyplomów jeden ze studentów odczytał list, gdzie między innymi powiedziano: „Przyszliśmy do szkoły na studia, ale tegośmy się przecież spodziewali. Natomiast czegośmy nie przewidzieli, to serdeczne i gorące przyjęcie, jakie nam zgotowała Rodzina Betel. Wy, bracia i siostry, otworzyliście przed nami swe serca. Chcemy wam podziękować również z całego serca”.
Program zakończono pieśniami w pięknym wykonaniu absolwentów oraz biblijnym dramatem zatytułowanym: „Czy jesteś miłosierny?” Oparty na sprawozdaniu o Józefie i jego braciach, dramat ten uwypuklił zaletę omówioną już wcześniej przez prezesa Towarzystwa. Obecni dobrze sobie uświadomili potrzebę przejawiania miłosierdzia oraz lojalności, a świadczyło o tym gorące przyjęcie, z jakim się spotkał ten punkt programu.
-
-
„Idę na łowy”Strażnica — 1972 | nr 4
-
-
„Idę na łowy”
W dżdżysty dzień pewien Brazylijczyk będący rzymskokatolikiem wybrał się ze swego domu z Biblią pod płaszczem. Żona zapytała go, dokąd idzie. Odrzekł: „Idę na łowy”. „Z pakunkiem?” — spytała żona. W tym miejscu mąż wyjaśnił, że idzie zapolować na świadków Jehowy. Słyszał kilka krótkich kazań, które wygłaszali, wstępując do niego w trakcie swej pracy od drzwi do drzwi. Po przemyśleniu wszystkiego, co usłyszał, doszedł do wniosku, że podane przez nich wyjaśnienie stosunków panujących na świecie jest rozsądne. Teraz więc chciał ich odnaleźć. Wstąpił do jednego domu i zapytał, czy czasem mieszkańcy nie są świadkami Jehowy. „Nie — brzmiała odpowiedź — ale mój szwagier, który mieszka tu obok należy do nich. Czy i pan chce się stać świadkiem Jehowy?” Odrzekł na to: „Jak Bóg da”. Dwa tygodnie po odnalezieniu świadków Jehowy przyszedł na ich zebranie. Łowy mu się udały!
-