-
Miłość nie daje sposobności do zgorszeniaStrażnica — 1966 | nr 22
-
-
przyrównał język do uzdy w pysku konia, do małego steru u wielkiego okrętu i do małej iskierki, która może wywołać olbrzymi pożar lasu; jest to więc niepozorny członek ciała, który jednak może wiele uczynić: albo ku dobremu, albo ku złemu. Miłość do braci oraz wszystkich bliźnich pomoże nam ustrzec się przed niewłaściwym użyciem tego maleńkiego członka. Należy unikać wszelkiej skłonności do plotkowania, które może łatwo prowadzić do oczernienia komuś opinii. Mamy też podaną radę: „Niechaj nawet mowy nie będzie wśród was (...) o tym, co haniebne, ani o niedorzecznym gadaniu lub błazeństwie, co wszystko jest niestosowne. Raczej winno być wdzięczne usposobienie.” (Efez. 5:3, 4, BT) Zamiast sobie pozwalać na uwagi, które kogoś mogą obrazić, postaraj się, żeby twoja mowa była budująca; niech pobudza innych do miłości i dobrych uczynków. (Hebr. 10:24) „Mowa wasza zawsze miła, niech będzie solą zaprawiona, tak iż byście wiedzieli, jak należy każdemu odpowiadać.” (Kol. 4:6, BT) Mowa zaprawiona solą nie oznacza mowy pikantnej, dwuznacznej czy też graniczącej ze sprośnością, ale raczej oznacza wypowiedzi przyjemne, niejako „apetyczne”. Sól jest środkiem konserwującym; niech więc również twoje słowa wywołane i poparte życzliwym, niesamolubnym zainteresowaniem dla innych będą środkiem zachowawczym, który słuchaczom pomoże przeżyć do nowego porządku Bożego.
14. Jakie postępowanie może prowadzić do zgorszenia innych?
14 Chrześcijanin będzie też czynił wszystko, co tylko może, aby mieć pewność, że z jego rozumnymi, budującymi wypowiedziami w pełni harmonizuje jego sposób postępowania. Zadba o to, żeby nigdy nie ściągnąć na siebie podejrzenia, iż jest podobny do żydowskich faryzeuszy za dni Jezusa, o których powiedziano: „Wszystko (...), cokolwiek by wam powiedzieli, czyńcie i zachowujcie; ale według uczynków ich nie postępujcie; mówią bowiem, ale nie czynią.” (Mat. 23:3, NP) Nieumiarkowanie w piciu, nieodpowiednie towarzystwo albo korzystanie z rozrywek w miejscach nie cieszących się dobrą opinią — może nawet łatwo prowadzić do gorszenia innych. Taniec sam w sobie nie jest przez Biblię potępiony. Niemniej jednak nieodpowiedni, zmysłowy taniec wychodzi poza ramy rozrywki; chrześcijanin, który kierując się miłością pragnie unikać dawania komuś sposobności do zgorszenia, nie pozwala sobie na to. Ogranicza też swe kontakty towarzyskie do członków Społeczeństwa Nowego Świata, utworzonego przez Jehowę, i wybiera rozrywki, które zapewniają zarówno odprężenie, jak i zbudowanie. W ten sposób niewątpliwie postępuje w myśl rady apostoła Pawła, zawartej w liście do Rzymian 14:19: „Starajmy się więc o to, co służy sprawie pokoju i wzajemnemu zbudowaniu.” — BT.
15. W jaki sposób również nadzorcy mogą uniknąć dawania powodu do zgorszenia innym osobom w zborze?
15 Prawdziwi chrześcijanie są obecnie najbardziej zajętymi ludźmi na ziemi, zważywszy, że poświęcają czas na zebrania zborowe, służbę kaznodziejską oraz na osobiste czytanie i studiowanie Biblii, oczywiście poza wieloma innymi zadaniami, które muszą spełnić w życiu codziennym. Nigdy jednak nie powinni być aż tak zajęci, żeby nie mieć czasu na okazanie z miłości pomocy tym, którzy jej potrzebują. Odnosi się to zwłaszcza do nadzorców, którym powierzono większą odpowiedzialność w zborze. Nadzorca, który zlekceważy prośbę członka zboru o pomoc lub nie zajmie się jego problemami, traktując je jako błahe czy uboczne, łatwo mógłby się stać przyczyną zgorszenia słabego brata. Dlatego raczej będzie zawsze gotowy i chętny do wysłuchania oraz wyciągnięcia pomocnej dłoni, gdy ktoś zgłosi się do niego z osobistym problemem. Został przecież wyznaczony do ‚pasienia powierzonego mu stada Bożego, nie pod przymusem, lecz chętnie, i nie z miłości do nieuczciwego zysku, lecz ochoczo’. (1 Piotra 5:2, NW) Miłość do ludzi o usposobieniu owiec, powierzonych jego pieczy, doda mu sił do ‚znoszenia słabości tych, którzy są słabi, a nie szukania tylko tego, co dla niego dogodne’. — Rzym. 15:1, 2, BT.
16. Jakie postanowienie powinien dziś powziąć każdy dojrzały chrześcijanin? Jak dobroczynnie odbije się to na jego stosunkach z Bogiem i ludźmi?
16 Podobnie jak apostołowie Jezusa Chrystusa, tak też dzisiejsi prawdziwi chrześcijanie są przedmiotem licznych obserwacji, stawszy się „widowiskiem dla świata, dla aniołów i dla ludzi”. (1 Kor. 4:9, Kow) Dlatego ważne jest, żeby wszyscy postępowali rozważnie, w codziennym życiu pilnie strzegąc swego postępowania i mowy, aby nie rzucać innym pod nogi kamieni obrazy, czyli nie dawać nikomu sposobności do zgorszenia. Pomoże im ku temu szczera miłość do Jehowy Boga i do chrześcijańskich bliźnich. Ta sama miłość uchroni ich zarazem przed gorszeniem się z powodu tego, co ktoś inny by powiedział lub uczynił. Od chrześcijan oczekuje się, by bezustannie, każdego dnia stosowali w służbie kaznodziejskiej to królewskie prawo miłości. Dążeniem ich jest urzeczywistnienie w swoim życiu słów apostoła: „Nie dając nikomu sposobności do zgorszenia, aby nie była potępiona posługa nasza, okażmy się we wszystkim sługami Boga, w wielkiej cierpliwości.” (2 Kor. 6:3, 4, BT) Przez pilne wysiłki, przez regularne studium Słowa Bożego i stosowanie jego zasad w życiu, a także przez ciągłą łączność ze Społeczeństwem Nowego Świata, złożonym ze świadków Jehowy, i przez nieustanną modlitwę badają siebie w świetle wymagań Biblii, aby się jeszcze lepiej dostosować do doskonałego przykładu swego Mistrza i Wzorodawcy, Jezusa Chrystusa. Jednocześnie nadal pomagają sobie wzajemnie i zachęcają się, „by nie dawać bratu sposobności do upadku lub zgorszenia”. „Bo królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym. A kto w taki sposób służy Chrystusowi, ten podoba się Bogu i ma uznanie u ludzi.” — Rzym. 14:13, 17, 18, BT.
-
-
Pięćdziesiąt lat niewolnikiem BogaStrażnica — 1966 | nr 22
-
-
Pięćdziesiąt lat niewolnikiem Boga
Opowiada T.J. Sullivan
ZIMĄ roku 1911 pracowałem w górnej dzielnicy Brooklynu (Brooklyn Hights, New York) i przypadkowo usłyszałem, jak pewien kolega mówił, że pastor Russell nie wierzy w piekło. Bardzo mnie to poruszyło, gdyż nigdy dotąd nie mogłem pogodzić nauki o wiecznych mękach z moim pojęciem Boga, którego sobie wyobrażałem jako Boga miłości, miłosierdzia i wyrozumiałości. Byłem zdumiony, że kaznodzieja tej miary co pastor Russell nie wierzy w piekło. Ale dopiero w roku 1913 usłyszałem więcej na ten temat.
W listopadzie 1913 roku, przebywając w Winnipeg na terenie Kanady, ponownie zetknąłem się z tą sprawą. Pomagałem tam przy wprowadzeniu pewnego systemu księgowości w całym szeregu hoteli wybudowanych przez towarzystwo kolei żelaznych. Wśród personelu znajdowała się młoda pracownica, zupełnie odmiennie się zachowująca niż ogół pracowników hotelowych. Stale miała przy sobie Biblię, a na swoim biurku wystawiła sześć tomów Wykładów Pisma Świętego pastora Russella. Była bardzo biegła w posługiwaniu się Biblią. Nawet przełożeni zwracali się do niej z pytaniami biblijnymi.
Czasem musieliśmy pracować do północy, a nawet jeszcze dłużej. Publiczne środki lokomocji kursowały tylko do północy, więc ponieważ miała daleko do domu, proponowałem jej odprowadzenie. Wędrówki
-