-
Rozwiązywać problemy rodzinne zanim się rozrosnąStrażnica — 1968 | nr 12
-
-
‚Ojcowie, wychowujcie swe dzieci w karności Jehowy’? Na pewno nie.
Nawet w miejscu pracy zarobkowej przekonałeś się chyba, jak ważne jest, żeby rozwiązywać problemy, zanim się wymkną spod kontroli. Gdybyś tak nie robił, praca nie wiodłaby ci się pomyślnie. Trzeba przyznać, że twoje zarobki i tym samym materialny dobrobyt rodziny zależy od tego, czy potrafisz rozwiązywać problemy zawodowe, dopóki nie przerosną twych możliwości. Ileż ważniejsza jest jednak przyszła pomyślność duchowa twej rodziny! Tu chodzi o życie ludzkie, o życie tych, których ci powierzył sprawiedliwy, miłujący Bóg, a On w słusznym czasie zażąda sprawozdania.
Mniej więc chodzi o to, jak sam się zapatrujesz na swoją odpowiedzialność względem dzieci, a więcej o to, jak ją traktuje Bóg. Jezus, trafnie wyrażając pogląd swego niebiańskiego Ojca na tę sprawę, wypowiedział wobec uczniów następującą zasadę: „Kto jest wierny w najmniejszej sprawie, i w wielkiej jest wierny, a kto w najmniejszej jest niesprawiedliwy, i w wielkiej jest niesprawiedliwy.” (Łuk. 16:10) Możliwe, że gdy dziecko chce ci coś powiedzieć lub pokazać, co zrobiło, ty uważasz odtrącenie go za drobnostkę, lecz ono przeżywa wielkie rozczarowanie; a Bóg ze swej strony może to ocenić jako pominięcie sposobności do utwierdzenia twego dziecka w wierze i w zaufaniu do twego chrześcijańskiego przewodnictwa w rodzinie.
Bóg naprawdę tak poważnie traktuje sprawę przewodzenia rodzinie, że natchnął apostoła Pawła do napisania następującego stwierdzenia: „Przecież jeśli ktoś nie wie, jak przewodniczyć własnemu domostwu, to jak będzie się troszczył o zbór Boży?” Chrześcijanin, który dostąpił tak uprzywilejowanego zadania, musi ‚trzymać dzieci w podległości ze wszelką powagą’. (1 Tym. 3:4, 5, NW) Wynika stąd, że sprawę kierowania własnym domem musi traktować poważnie i czynić wszystko, co jest w jego mocy, aby się z tej powinności należycie wywiązać. Nie osiągnie tego jednak srogością i podkreślaniem swego autorytetu. Niezbędna jest tu miłość i zdolność wczuwania się w cudze położenie.
Sumienni rodzice na pewno by nie chcieli, żeby ich dziecko wyrosło na przestępcę i w ten sposób przekreśliło sobie widoki na szczęśliwą przyszłość. Nie chcieliby również, żeby dziecko odsunęło się od nich i wyobcowało z rodziny. Wiedzą, że jednym z najsilniejszych czynników, które w przyszłości wywrą na ich dziecku wpływ ku dobremu lub ku złemu, jest małżeństwo. Wiedzą także, iż według rady Słowa Bożego wielbiciele Boga mają wstępować w związki małżeńskie jedynie ze współwyznawcą tej samej cennej wiary. (1 Kor. 7:39) Dlatego też na pewno zadbają o to, aby ich syn lub córka znaleźli odpowiedniego towarzysza życia.
Jakże to więc słuszne, by zabrać się do problemów w rodzinie wtedy, gdy są jeszcze niewielkie — dopóki jeszcze można je rozwiązać! W ten sposób stale będziesz usuwać niepożądane chwasty z drogi życiowej twego dziecka. Od wczesnej jego młodości będziesz zapobiegać temu, żeby nigdy nie stało się złoczyńcą ani nie związało w przyszłości swego życia z osobą niewierzącą. Z Bożą pomocą wprowadzisz w rodzinie tak przyjemne stosunki, iż będzie je można porównać z pięknym i urodzajnym ogrodem.
-
-
Pytania czytelnikówStrażnica — 1968 | nr 12
-
-
Pytania czytelników
• Dlaczego apostoł Paweł w Liście do Galatów wypowiada się przeciw obrzezaniu, podczas gdy Tymoteusza sam dał się obrzezać?
Niektórym chrześcijanom pochodzenia żydowskiego trudno było oderwać się od Prawa Mojżeszowego. Na przykład ci z nich, którzy mieszkali w Galacji, starali się do przestrzegania Prawa Mojżeszowego zmusić także pogan nawróconych na chrystianizm, przy czym kładli szczególny nacisk na obrzezanie. Domagali się, aby nawróceni z narodów poddali się temu zabiegowi. Apostoł Paweł wystąpił przeciw twierdzeniu, jakoby obrzezanie było wymaganiem Bożym, wskazując, że skoro by należało stosować jedno przykazanie Prawa, to w takim razie trzeba przestrzegać wszystkich, a jeśli niektóre mogły być zniesione, to mogą być zniesione wszystkie przykazania. Nie uznawał poglądu, iż ta czy inna część Prawa pozostała niezbędnym czynnikiem zbawienia, wobec czego chrześcijanie byliby zobowiązani do trzymania się prawa w całości albo w części. Chrześcijanie nie mogą być poczytani za sprawiedliwych na podstawie Prawa, tylko dzięki życzliwości niezasłużonej. „Ani obrzezanie, ani nieobrzezanie nic nie znaczy.” Jest to szczegół nieistotny, marginesowy. (Gal. 5:2-6) Nie było więc słusznej podstawy do tego, by z obrzezania czynić warunek chrześcijańskiej wiary dla nawróconych z pogan, a kto by mu się w tej myśli poddał, ten byłby zobowiązany do spełniania całego Prawa. Takiemu poglądowi apostoł Paweł się sprzeciwiał.
Z Tymoteuszem rzecz przedstawiała się inaczej. „Paweł chciał, aby ten udał się z nim w drogę, toteż wziąwszy go, obrzezał ze względu na Żydów, którzy mieszkali w owych okolicach; wszyscy bowiem wiedzieli, że jego ojciec był Grekiem.” (Dzieje 16:3) Apostoł Paweł chciał zabrać z sobą Tymoteusza do służby misyjnej w okolicach, gdzie mieli spotykać mnóstwo Żydów nie będących w prawdzie, a w ich oczach nieobrzezaniec stał na równi z psem. Paweł nie obrzezał go więc w tej myśli, jakoby tego żądała wiara albo się tego domagał Bóg, lecz przez wzgląd na mało dojrzałych Żydów, aby nie wzbudzać u nich niepotrzebnych zarzutów i nie wywoływać tak błahą sprawą zgorszenia. Mieściło się to w ramach normalnych ustępstw, które Paweł czynił, aby znaleźć uszy gotowe posłuchać prawdy: „Stałem się dla Żydów jako Żyd, aby Żydów pozyskać.” (1 Kor. 9:20) Jak już wiemy, gorszyli się nawet niektórzy chrześcijanie spośród Żydów. Aby więc tak drugorzędna okoliczność, jak obrzezanie, nie okazała się przeszkodą w ich działalności kaznodziejskiej i w kontaktach ze zborami żydowskimi, apostoł Paweł obrzezał Tymoteusza. Nie było to wymaganiem Bożym, lecz ustępstwem ze strony apostoła dla uniknięcia oburzenia u Żydów, którzy nie odstępowali szybko od dawnych swoich poglądów na temat Prawa. Nie uczynił tego, aby pod tym względem podporządkować się Prawu, czego niektórzy Żydzi w Galacji domagali się od pogan. Zresztą w wypadku Tymoteusza nie chodziło nawet o sytuację, która u Galatów wywoływała rozbieżność zdań, ponieważ Tymoteusz z pochodzenia był wpół Żydem. — Dzieje 16:1.
• Kiedy Jehowa pobił pierworodnych egipskich, faraon w końcu pozwolił Izraelitom na opuszczenie Egiptu i rzekł: „A odchodząc, mnie też błogosławcie.” (2 Mojż. 12:32) Co faraon miał tutaj na myśli?
Faraonowi chodziło po prostu właśnie o to — chciał, żeby mu błogosławiono. Skoro już udzielił Izraelitom zezwolenia na wyjście wraz ze stadami i trzodami, nie chciał, by odchodząc pod przewodem Mojżesza przeklinali go, czyli życzyli mu źle. Miał już dosyć plag. Przystał wreszcie na to, czego od niego żądał Bóg Izraela. Izraelici chcieli zabrać stada i trzody, aby móc Bogu złożyć ofiary; w takim razie faraon, puszczając ich wraz z dobytkiem, domagał się, by Izraelici przy składaniu ofiar swemu Bogu, Jehowie, nie zapomnieli wstawić się też za faraonem i jego ludem, aby Egipcjanie mogli ochłonąć ze skutków strasznych plag, jakie na nich spadły.
Czy Mojżesz i Aaron oraz Izraelici przejęli się tą prośbą i czy modlili się do Jehowy za faraona, to całkiem inna sprawa. Okoliczność, że faraon o coś prosił, nie była jeszcze równoznaczna ze spełnieniem tej prośby. W rzeczywistości okazał się niegodnym błogosławienia przez usta Mojżesza i Izraelitów, gdyż serce jego znowu odwróciło się ku złemu, wynika to z faktu, że gdy mu doniesiono, iż Izraelici najprawdopodobniej znaleźli się w potrzasku nad Morzem Czerwonym, zebrał całą armię i zaczął ich ścigać, zamierzając ich wygubić lub zapędzić z powrotem do niewoli. Faraon nie zasługiwał na to, by mu błogosławiono. — 2 Mojż. 14:5-9.
-