Japonia
CIĘŻKA, wytrwała praca i zgodne dążenie do celu — oto, co między innymi pomogło Japonii dźwignąć się ze zniszczeń po II wojnie światowej i stać się jedną z potęg przemysłowych świata. Obecnie ten 125-milionowy kraj kojarzy się nie tylko z kwiatami wiśni i azalii oraz z ośnieżonym szczytem Fudżi, wznoszącym się na wysokość 3776 metrów, lecz także z markami samochodów, aparatów fotograficznych i urządzeń elektrycznych.
Jednakże po wojnie nastąpił jeszcze bardziej fascynujący rozwój — związany z teokracją. W 1951 roku na zgromadzenie do Tokio przybyło około 40 misjonarzy po Biblijnej Szkole Strażnicy — Gilead oraz 200 głosicieli z Japonii. Ówczesny prezes Towarzystwa Strażnica, N. H. Knorr, oświadczył, że wypatruje chwili, gdy wśród licznej rzeszy miejscowych głosicieli Królestwa trudno będzie się doszukać misjonarzy. Nie trzeba było długo na to czekać! Na fundamencie, którym jest Jezus Chrystus, misjonarze jako Boży współpracownicy w ciągu dziesięciu lat zgromadzili pierwszy tysiąc głosicieli. A w roku 1992 każdego miesiąca przybywało mniej więcej 1000 nowych (por. 1 Kor. 3:9-11). Przez ponad 18 lat co miesiąc osiągano nową najwyższą liczbę sług Królestwa Bożego, tak iż obecnie na wyspach tworzących Japonię działa 220 663 głosicieli. Stanowi to wspaniałe spełnienie proroctwa z Księgi Izajasza 60:8, 9: „Kim są ci, którzy przylatują niczym obłok i jak gołębie do swych gołębników? We mnie bowiem będą pokładać nadzieję wyspy”.
W Roczniku — 1973 przedstawiono początki i rozwój dzieła w Japonii do roku 1972, kiedy było tu około 14 000 głosicieli, a wśród nich przeszło 3000 pionierów, których szybko przybywało. Poniżej przypominamy te wydarzenia i uzupełniamy je o dalsze 25 lat.
Pierwsze ziarna prawdy o Królestwie
Jak w tym kraju, zamieszkanym od stuleci przez buddystów i sintoistów, zasiano ziarna, które wydały tak obfity plon duchowy? W roku 1911 prezes Towarzystwa Strażnica C. T. Russell przeprowadził w Japonii rekonesans. Jak oświadczył, misjonarze chrześcijaństwa byli ogromnie zniechęceni, a większość ludzi niezbyt interesowała się religią. Uważał jednak, iż potrzebują oni „ewangelii Królestwa”. Na przedstawiciela Towarzystwa w południowej i wschodniej Azji wyznaczono Amerykanina R. R. Hollistera. Przetłumaczono różne traktaty i książki, w tym Boski plan wieków, i rozpowszechniono je w milionach egzemplarzy, głównie przy pomocy osób wynajętych na miejscu. W roku 1926 Towarzystwo skierowało do Japonii Junza Akashiego, Amerykanina japońskiego pochodzenia. Na początku 1927 roku otwarto w Kobe Biuro Oddziału, które nieco później tego samego roku przeniesiono do Tokio. Do roku 1938 liczba kolporterów, rozpowszechniających czasopisma i książki, wzrosła do 110. Ale cały kraj ogarnęła fala podsycanego fanatyzmem religijnym nacjonalizmu, który pchnął Japonię w otchłań II wojny światowej. Dnia 21 czerwca 1939 roku aresztowano i uwięziono 130 członków Todaisha (czyli „Stowarzyszenia Latarnia Morska”, jak nazywano wtedy tamtejszą organizację Świadków Jehowy), co położyło kres zorganizowanej działalności na czas wojny.
Niestety, nadzorca oddziału pod presją zszedł na drogę odstępstwa. Poza nielicznymi wyjątkami, do których należały rodziny Ishii i Miurów, większość członków Todaisha podobnie jak on przestało służyć Jehowie. Upadek całej tej grupy można przypisać podążaniu za człowiekiem, Junzem Akashim. Przyjął on tradycyjny zwyczaj japoński i stał się poligamistą. Jego pierwsza żona ponad 40 lat wiernie trwała w służbie pionierskiej w Nowym Jorku i niektórzy członkowie zboru Manhattan-Zachód dotąd ciepło wspominają siostrę Ogawachi. Kiedy po wojnie przybyli do Japonii misjonarze z Gilead, spotkali w Osace sporo osób z Todaisha. Pobierały one opłatę za chrzest, a co gorsza, śladem Akashiego przyswoiły sobie nader niemoralny styl życia. Nie chciały się zmienić, toteż w trosce o czystość zboru trzeba było wykluczyć około 30 członków tej grupy.
Ci, którzy pozostali wierni
Zupełnie inną postawę przyjęli Matsue i Jizo Ishii, jedni z pierwszych japońskich kolporterów. W latach 1929-1939 działali na terenie całego kraju. W czerwcu 1939 roku zostali aresztowani i osadzeni w więzieniu w Sendai. Matsue do dziś pamięta pierwszy rok, spędzony w małej, brudnej, zapchlonej izolatce. Nie pozwolono jej nawet się wykąpać. Ciało miała pogryzione przez pluskwy. Zostały z niej skóra i kości — ważyła niespełna 30 kilogramów — i była bliska śmierci. Kiedy odesłano ją do innego więzienia, częściowo wróciła do zdrowia, a pod koniec 1944 roku została zwolniona. Z podobnym traktowaniem spotkał się jej mąż, który później dowiódł też swej niezłomnej lojalności, gdy nie zgodził się na transfuzję krwi (Dzieje 21:25). Zmarł w wieku 71 lat. Matsue, będąca do dziś wiernym Świadkiem, mówi: „Bracia, którzy przed wojną wyróżniali się zdolnościami i poziomem intelektualnym, po większej części opuścili organizację Bożą, gdy znaleźli się pod wielkim naciskiem. (...) Wierni pozostali ci, którzy nie byli szczególnie uzdolnieni i nie rzucali się w oczy. Bez wątpienia wszyscy powinniśmy zawsze całym sercem ufać Jehowie” (Prz. 3:5).
Inne wierne małżeństwo to Hagino i Katsuo Miurowie, którzy podjęli służbę jako kolporterzy w roku 1931. Również oni zostali aresztowani w 1939 roku — w Hirosimie. Nie zgodzili się na oddawanie czci cesarzowi ani na popieranie japońskiego militaryzmu. Katsua bestialsko bito i trzymano w więzieniu, które w sierpniu 1945 roku zniszczyła bomba atomowa. W wieku zaledwie 38 lat miał zrujnowane zdrowie. Gdy wyszedł na wolność, wyglądał jak stary człowiek. Wrócił na północ do Ishinomori, gdzie zwolniona wcześniej Hagino wychowywała ich syna, Tsutomu.
Jak Katsuo ponownie nawiązał łączność z organizacją Jehowy? Przedstawiciele poczytnej japońskiej gazety Asahi dowiedzieli się, iż Towarzystwo Strażnica skierowało do Osaki pięć młodych misjonarek, które mieszkają w japońskim domu i żyją jak Japonki. Reporterzy odwiedzili je i przygotowali bogato ilustrowany artykuł, a w nim porównali te pięć sióstr do aniołów opadających z nieba niczym kwiaty wiśni. Podali również adres domu misjonarskiego. Katsuo, mieszkający setki kilometrów na północ, przypadkowo natknął się na ów artykuł. Natychmiast odświeżył kontakt z organizacją i wstąpił w szeregi pionierów. Służył wiernie aż do śmierci w roku 1957.
Po dziś dzień w Kobe pełni służbę dla Boga Miyo Idei, mająca teraz 92 lata. Jest już 65 lat w prawdzie i przeszła w tym czasie wiele trudnych chwil. Wzruszającą historię jej życia zamieszczono w Strażnicy z 1 września 1991 roku.
„Rocznik 49”
Po II wojnie światowej warunki zaczęły bardziej sprzyjać głoszeniu. Ale w 1947 roku Junzo Akashi napisał do Towarzystwa Strażnica w nowojorskim Brooklynie, że przestał się zgadzać z naukami biblijnymi. Brat Knorr bezzwłocznie skierował na Hawaje prośbę, by ochotnicy japońskiego pochodzenia przybyli na przeszkolenie misjonarskie w 11 klasie Szkoły Gilead. Nadzorca oddziału na Hawajach, który w latach dwudziestych był sekretarzem J. F. Rutherforda, zapytał błagalnie: „Bracie Knorr, a co z Haslettami?” Wysłano więc zaproszenie również Donowi Haslettowi i jego żonie, Mabel, chociaż oboje zbliżali się już do pięćdziesiątki. W Szkole Gilead Shinichi Tohara oraz Elsie Tanigawa uczyli japońskiego przeszło 20 studentów.
W roku 1949 „Hawajczycy” — Mabel i Don Haslettowie, Yoshi i Jerry Tomowie, Masako i Shinichi Toharowie z trójką dzieci, a także Elsie Tanigawa — przystąpili do pracy w zbombardowanym Tokio. Jeszcze tego samego roku przyjechała też grupa z Australii: Adrian Thompson, Ilma i Percy Iszlaubowie oraz Melba i Lloyd Barry, których skierowano do zniszczonego wojną Kobe. Tych pierwszych misjonarzy w Japonii zaczęto nazywać „rocznikiem 49”. Sześcioro z nich wytrwało do śmierci na przydzielonym im terenie, a ośmioro wciąż usługuje pełnoczasowo w Japonii lub Brooklynie. W 1949 roku sprawozdanie ze służby na rzecz Królestwa złożyło ośmioro miejscowych głosicieli.
Wzrost w Tokio
Dzięki grupie z Hawajów w Tokio nastąpił znaczny rozwój. Yoshi Toma wspomina, że w tym powojennym roku głosiło się „od ziemianki do ziemianki”. „Ludzie byli biedni i próbowali otrząsnąć się po wojnie” — opowiada. „Żywność racjonowano, toteż Don Haslett musiał razem z sąsiadami stać w kolejce po główkę kapusty”. Ale misjonarze spotykali się z życzliwością, uprzejmością i cierpliwością, gdy usiłowali rozpocząć rozmowę po japońsku. Musieli też przyswoić sobie zwyczaj zdejmowania butów po wejściu do domu. Dopiero wtedy mogli przejść do sąsiedniego pokoju. Ponieważ jednak sufity były niskie, wysoki Don Haslett nosił na głowie niejedną bliznę. W ciągu najwyżej dwóch lat „Hawajczycy” założyli w Tokio solidny fundament, a obecnie jest tam 139 zborów.
Mabel i Don Haslettowie, pomazańcy z „rocznika 49”, dawali wspaniały przykład w służbie polowej, nawet gdy byli już w podeszłym wieku. Kiedy w roku 1966 umarł Don, do Sali Królestwa, gdzie miały się odbyć uroczystości pogrzebowe, trumnę niosło sześciu młodych braci, którym pomógł poznać prawdę i którzy w tym czasie należeli do 19-osobowej japońskiej rodziny Betel w Tokio.
Mabel przeżyła Dona o osiem lat. Miała już ponad 70 lat, gdy zachorowała na raka okrężnicy. Główny tokijski szpital w Toranomon życzliwie zgodził się zoperować ją bez użycia krwi pod warunkiem, że znajdzie się na oddziale dwa tygodnie wcześniej. Już pierwszego dnia przyszedł do niej młody lekarz, który chciał się dowiedzieć, dlaczego odmawia przyjęcia transfuzji. Odtąd każdego dnia prowadzili ciekawe rozmowy na tematy biblijne. Ponieważ przypadek Mabel był ciężki, w operacji uczestniczyło czterech lekarzy. Kiedy odzyskała przytomność, wykrzyknęła: „Przeklęty stary Adam!” Była to doprawdy trafna uwaga. Mabel tylko jeden dzień przebywała na oddziale intensywnej terapii, podczas gdy czterech innych pacjentów, którzy jednocześnie przeszli taką samą operację, lecz otrzymali transfuzję krwi, spędziło tam kilka dni. A co ze wspomnianym młodym lekarzem? Później powiedział Mabel: ‛Nie wiedziała pani o tym, ale w sali operacyjnej było pięciu lekarzy. Poszedłem tam, żeby mieć absolutną pewność, iż nie dadzą pani krwi’. Doktor Tominaga kontynuował studium Biblii w Jokohamie. Obecnie zarówno on ze swą żoną, jak i jego ojciec — także będący lekarzem — razem z żoną są gorliwymi członkami zboru. Cóż za wspaniały wynik pobytu w szpitalu!
Mabel dalej pełniła służbę, mieszkając w domu misjonarskim w tokijskiej dzielnicy Mita. Kiedy miała 78 lat, nastąpił nawrót raka i choroba przykuła ją do łóżka. Ale pewnego wieczoru, gdy misjonarze wrócili do domu i opowiadali o swych interesujących przeżyciach z kampanii rozpowszechniania Wiadomości Królestwa, Mabel zaczęła nalegać, by ją ubrać i wziąć ze sobą. Sił starczyło jej na odwiedzenie tylko trzech pobliskich domów — tych samych, w których rozpoczęła świadczenie po przybyciu do Japonii. Kilka tygodni później zakończyła swój ziemski bieg i przeszła do zadań niebiańskich (por. Łuk. 22:28, 29).
Rozwój w Kobe
Również w Kobe szybko dał się zauważyć rozwój. W dniach od 30 grudnia 1949 roku do 1 stycznia 1950 roku na posesji tamtejszego obszernego domu misjonarskiego odbyło się pierwsze prawdziwie teokratyczne zgromadzenie w Japonii. Na niedzielnym wykładzie publicznym, wygłoszonym w szkolnej sali w dzielnicy Tarumi w Kobe, naliczono 101 obecnych. Trzy osoby ochrzczono w dużej łaźni publicznej w Tarumi.
Adrian Thompson z grupy misjonarzy działających w Kobe zrobił ogromne postępy w nauce języka japońskiego, toteż w 1951 roku zamianowano go pierwszym nadzorcą obwodu w Japonii. Później został pierwszym nadzorcą okręgu. Miał duży wkład w zakładanie mocnego fundamentu pod przyszły rozwój. Był synem długoletniej wiernej pionierki z Nowej Zelandii i choć zdobył sławę jako rugbista ekstraklasy, to po wybuchu II wojny światowej zrezygnował z kariery sportowej, został ochrzczonym Świadkiem i podjął służbę pełnoczasową w Australii. „Tommy” umarł w roku 1977, ale jeszcze długo będzie wspominany za niespożytą energię i „domaganie się wyłącznego oddania” Jehowie (Liczb 25:11).
Misjonarze potrzebowali trochę czasu, by się przyzwyczaić do japońskich domów, tamtejszej kultury i języka, ale najbardziej zależało im na przekazywaniu innym prawdy biblijnej. Percy Iszlaub, wylewny Australijczyk z Queenslandu, zwany „Tygrysem”, wspominał: „Prowadziliśmy mnóstwo studiów biblijnych. Ja miałem 36, a Ilma i pozostali mniej więcej tyle samo. Zainteresowani przychodzili studiować do domu misjonarskiego, niektórzy codziennie. W każdym pokoju odbywało się studium, przynajmniej trzy co wieczór. Rozkładaliśmy potrzebne materiały po angielsku i po japońsku. Aby pomóc zainteresowanym, liczyliśmy, w której linijce jest odpowiedź. Posuwaliśmy się powoli, ale zdumiewające było to, jak ci ludzie pojmowali wszystko dzięki samemu czytaniu wersetów i porównywaniu ich z treścią publikacji. I są w prawdzie do dzisiaj!”
Początkowo podczas głoszenia misjonarze mieli do dyspozycji niewiele literatury o Królestwie. W Kobe jeszcze sprzed wojny zachował się karton z II tomem książki Światło, ale ludzie mówili: ‛Wolelibyśmy najpierw przeczytać tom I’. Mimo to jeden z pierwszych Japończyków, który poznał prawdę w tym mieście, zainteresował się właśnie dzięki lekturze tomu II, a z czasem stał się dojrzałym duchowo bratem i usługiwał jako nadzorca obwodu. Wkrótce zaczęto korzystać z książki „Niech Bóg będzie prawdziwy”. Kilkoro zainteresowanych samodzielnie przetłumaczyło rozdziały z tej publikacji; odbito je na powielaczu i pożyczono misjonarzom jako pomoc w prowadzeniu innych studiów biblijnych. Ale na niektórych tłumaczeniach trudno było polegać. Ilma Iszlaub z przerażeniem odkryła, że jedną z takich wersji opatrzono przypisami: ‛Wyjaśnienia pani Ilmy Iszlaub’.
Jakieś dziesięć lat później Percy przeżył coś niezwykłego w mieście Fukuoka. Kimihiro Nakata, przebywający w celi śmierci za dwukrotne morderstwo na zlecenie, poprosił o studium. Poprowadził je właśnie Percy. W rezultacie Kimihiro całkowicie odrzucił „starą osobowość”. Został ochrzczony w więzieniu, a Percy nazwał go ‛jednym z najgorliwszych głosicieli Królestwa, jakich znał’ (Efez. 4:22-24). Kimihiro nauczył się brajla i przetranskrybował książkę „Niech Bóg będzie prawdziwy”, broszurę „Ta dobra nowina o Królestwie” oraz artykuły ze Strażnicy i Przebudźcie się! Publikacje te rozpowszechniono w różnych stronach Japonii, również w szkołach dla niewidomych. Jednakże rano 10 czerwca 1959 roku pod dom misjonarski podjechał wóz policyjny. Zbliżała się egzekucja Kimihira, który zażyczył sobie, aby Percy był przy niej obecny. Brat spełnił jego prośbę. Na dziedzińcu straceń krótko porozmawiali, a na koniec zaśpiewali razem pieśń Królestwa. Kimihiro spytał: „Dlaczego drżysz, Percy? To ja powinienem być zdenerwowany”. Przed powieszeniem oznajmił: „Dziś bezgranicznie ufam Jehowie i wierzę w ofiarę okupu oraz w zmartwychwstanie. Na chwilę zasnę, a jeśli to będzie wolą Jehowy, spotkam się z wami wszystkimi w raju”. Przesłał pozdrowienia braciom na całym świecie. Oddał życie za życie, by stało się zadość sprawiedliwości — nie był już jednak niepoprawnym, zatwardziałym kryminalistą, lecz oddanym, ochrzczonym i wiernym sługą Jehowy (por. Dzieje 25:11).
Dnia 29 stycznia 1988 roku, po dziesięcioletnich zmaganiach z rakiem, Ilma Iszlaub zmarła w Domu Betel w Ebinie. Percy, jako członek Pensylwańskiego Towarzystwa Biblijnego i Traktatowego — Strażnica, uczestniczył jeszcze kilkakrotnie w dorocznych spotkaniach Towarzystwa, a ostatnim razem przedstawił ciekawe sprawozdanie z Japonii. W roku 1996 również on umarł.
Kiedy pod koniec 1949 roku Melba Barry pierwszy raz wyruszyła do służby kaznodziejskiej w Kobe, pomimo bariery językowej założyła studium Biblii. Z czasem wychowała dwoje nowych głosicieli. Jedną z tych osób była Miyo Takagi, która potem przez kilkadziesiąt lat pełniła służbę pionierską. Później wyznała Melbie, że wielkie wrażenie zrobił na niej widok dwóch misjonarek brnących do niej przez błotniste pole. Teraz, po 48 latach, Miyo porusza się na wózku inwalidzkim, ale wciąż głosi od domu do domu. Melba w ciągu niecałych trzech lat, zanim przeniesiono ją z powrotem do Tokio, pomogła w poznaniu prawdy siedmiu osobom. Trwają one w służbie do dziś i na szczęście przeżyły wielkie trzęsienie ziemi w Kobe w 1995 roku.
Więcej misjonarzy w terenie
Na początku 1950 roku do Kobe skierowano pięć sióstr, które ukończyły 11 klasę Szkoły Gilead i nie dostały wizy do Nowej Kaledonii. Wśród nich były Lois Dyer, która trwa w służbie pionierskiej już od 67 lat, i Molly Heron. Współpracują ze sobą od 49 lat, a obecnie wyruszają do służby z domu misjonarskiego w tokijskiej dzielnicy Mita. Wspomnienia Lois ukazały się w angielskiej Strażnicy z 15 czerwca 1980 roku.
Molly Heron opowiada: „Dom w Kobe był obszerny i sześć miesięcy po przyjeździe pierwszych misjonarzy urządziliśmy w nim Pamiątkę. Przyszło około 180 osób, które zapełniły jadalnię i hol, a nawet słuchały tłumaczonego wykładu przez okna”. Usłyszawszy ogłoszenie o służbie polowej, następnego ranka (w niedzielę) zjawiło się mniej więcej 35 chętnych do wzięcia w niej udziału. Brat Barry opowiada: „Każdy misjonarz musiał wziąć do służby od drzwi do drzwi trzech — czterech nowicjuszy, a ponieważ misjonarze jeszcze nie mówili zbyt płynnie, domownicy zwracali się do towarzyszących im Japończyków i rozmawiali z nimi. Nigdy się nie dowiedzieliśmy, co ci świeżo zainteresowani ludzie im mówili”.
Pod koniec czerwca 1950 roku nagle wybuchła wojna koreańska. Misjonarze w Japonii oczywiście pragnęli się dowiedzieć, jak sobie radzi ośmioro absolwentów ich klasy usługujących w Korei. Nie musieli długo czekać. Na drugi dzień po wybuchu wojny niektórzy misjonarze z Kobe wracali do domu pociągiem podmiejskim. Jednocześnie na stację przybył pociąg z przeciwnej strony. Co się okazało, gdy obydwa odjechały? Na sąsiednim peronie misjonarze z Kobe ujrzeli ośmioosobową grupę z Korei. Cóż za spotkanie! Bracia zdołali opuścić kraj ostatnim samolotem z cywilami. Grono mieszkańców domu misjonarskiego w Kobe wzrosło z 10 do 18 osób. Miastu temu, po większej części leżącemu w gruzach, naprawdę bardzo dokładnie dano świadectwo.
Wkrótce Alice i Scott Countsowie udali się do domu misjonarskiego w Tokio, ale w październiku cała ósemka misjonarzy z Korei przeniosła się do nowego domu otwartego w mieście Nagoja. Z grupy tej tylko Don Steele z żoną, Earlene, wrócili do Korei, gdy pozwoliły na to warunki.
Pola dojrzałe do zżęcia
Wśród pierwszych mieszkanek domu w Nagoi były Grace i Gladys Gregory. Teren okazał się dojrzały do zżęcia. W kwietniu 1951 roku Grace spotkała 18-letniego Isamu Sugiurę, pracującego u sprzedawcy fortepianów. Gladys wspomina: „Matka Isamu wychowywała go w jednej z sekt sintoizmu; określała Japonię mianem shinshu (boski kraj) i mówiła, że ochroni ją kamikaze (boski wiatr), który pomoże wygrać wojnę. Ale Isamu zachwiał się w wierze w japońskich bogów, gdy Japonia skapitulowała, a jego samego dosięgły skutki wojny — katastrofalne warunki ekonomiczne oraz brak żywności. Rok po wojnie jego ojciec zmarł z niedożywienia. Młody Isamu uchwycił się nadziei na rajską ziemię i w październiku 1951 roku na zgromadzeniu obwodowym został ochrzczony”.
W zgromadzeniu tym uczestniczyło około 50 misjonarzy i mniej więcej 250 Japończyków. Isamu bardzo się podobało to, że misjonarze bez uprzedzeń przebywają z jego rodakami, chociaż II wojna światowa skończyła się zaledwie sześć lat wcześniej. Po 45 latach gorliwej służby, w czasie których ukończył Szkołę Gilead oraz działał jako nadzorca obwodu i okręgu, brat Sugiura jest teraz członkiem Komitetu Oddziału w Betel w Ebinie.
Gladys Gregory pamięta, że odwiedziła pewną kobietę, która początkowo była buddyjką, potem zwróciła się w stronę kościołów chrześcijaństwa, ale i stamtąd odeszła rozczarowana. Stało się tak, ponieważ duchowni nie potrafili jej należycie wyjaśnić, kim jest Bóg i dlaczego nie używają Jego osobistego imienia, chociaż w jej Biblii (w starym tradycyjnym przekładzie Bungotai) występowało ono prawie 7000 razy. Zamiast wyjaśnić liczne wątpliwości, kazano jej „po prostu wierzyć”. W końcu do rąk tej kobiety trafiła Strażnica (wydawana po japońsku raz w miesiącu od maja 1951 roku), zostawiona jej sąsiadce przez Gladys. Pod wrażeniem lektury odszukała misjonarkę, która tak później opowiadała: „Kiedy zobaczyła w Biblii odpowiedzi na swe pytania, poruszyło to jej serce. Od razu przyszła na zborowe studium książki. Tam usłyszała ogłoszenie o służbie polowej następnego dnia i zapragnęła w niej uczestniczyć. Próbowaliśmy ją przyhamować, wyjaśniając, że najpierw musi trochę postudiować. ‚Dobrze, będę studiować’, oznajmiła, ‚ale chcę też iść do służby!’ I rzeczywiście poszła, a w tym pierwszym miesiącu spędziła w niej ponad 50 godzin! W ciągu roku została ochrzczona i wstąpiła w szeregi pionierów; nieco później owocnie pracowała jako pionierka specjalna. Obecnie ma 80 lat i wciąż trwa w służbie pionierskiej”.
Jehowa dał wzrost
Pięć misjonarek skierowanych w 1951 roku do Osaki cieszyło się, że wiele ludzi przychodzi na studia do domu misjonarskiego. Miały jednak duży kłopot z odróżnieniem jednego Japończyka od drugiego. Lena Winteler ze Szwajcarii wspomina: „Kiedy zjawiali się zainteresowani, szłyśmy całą piątką, żeby każdy mógł wybrać swoją prowadzącą”. Misjonarki starały się dostosować do miejscowych zwyczajów, toteż wystawiały kapcie dla przychodzących osób, ale nie wiedziały, że inne służą dla gości, a inne zakłada się do łazienki. Któregoś dnia jedna zainteresowana wzięła Lenę na bok i wyjaśniła: „Nie daje się gościom kapci z toalety”. Stopniowo misjonarki uczyły się różnych rzeczy.
Od czasu do czasu do Osaki przyjeżdżali misjonarze z Kobe, by pomóc tym pięciu siostrom. W całym mieście działała wtedy zaledwie garstka głosicieli. Pewnego razu Lloyd Barry z paroma misjonarkami z Osaki wybrali się na koncert muzyki operowej, urządzony pod gołym niebem na wielkim stadionie baseballowym w Koshien. Ktoś z nich wówczas powiedział: „Czyż nie byłoby wspaniale zorganizować tu kiedyś zgromadzenie i zapełnić trybuny?” Wydawało się to nieprawdopodobne.
Jednakże pod koniec roku 1994 brat Barry, będący teraz członkiem Ciała Kierowniczego, otrzymał w Brooklynie zaproszenie z prośbą o wygłoszenie przemówienia inauguracyjnego w nowo wybudowanej Sali Zgromadzeń w Hyogo, przeznaczonej dla 52 zborów z rejonu Kobe. Było to wspaniałe spotkanie, w którym uczestniczyło wielu pierwszych japońskich głosicieli z tej okolicy. Na następny dzień zaplanowano znacznie większe zgromadzenie. Gdzie miało się odbyć? Na stadionie baseballowym w Koshien! Zebrało się tam przeszło 40 000 osób, wyróżniających się wspaniałą dyscypliną. Dalsze rzesze zgromadziły się w 40 innych miejscach na terenie Japonii, które połączono telefonicznie. W ten sposób liczba obecnych wyniosła ponad 254 000 osób — więcej niż na ogromnym zgromadzeniu w Nowym Jorku w 1958 roku. Jakże cudownie Jehowa ‛dał wzrost’ w Japonii! (1 Kor. 3:6, 7).
Na początku 1951 roku założono dom misjonarski w Jokohamie. To miasto również okazało się nader owocnym terenem. Pierwszy nadzorca domu, dziś już owdowiały Gordon Dearn, dalej pełni służbę pełnoczasową w Biurze Oddziału w Ebinie. Obecnie w Jokohamie działa 114 zborów, które wciąż się rozrastają, a miejscowi bracia kontynuują pracę misjonarzy.
W roku 1952 powstał też dom misjonarski w mieście Kioto. Do tamtejszej grupy gorliwych nowych misjonarzy dołączono niektórych z Osaki i Kobe. Z tego ostatniego miasta w kwietniu 1954 roku przeniesiono do Kioto między innymi Lois Dyer i Molly Heron.
Niemal na wszystkich rogach ulic Kioto stoją świątynie — w sumie jest ich około tysiąca. Aby je zachować, miasta tego nie bombardowano w czasie wojny. Lois wspomina: „Spotkaliśmy tam Shoza Mimę, prowadzącego hurtownię z artykułami spożywczymi, który w domu dochodził do siebie po długiej chorobie. Był gorliwym buddystą, lecz powiedział, że chciałby poznać prawdziwego Boga. Bardzo łatwo było rozpocząć z nim studium Biblii. Później podjęły je również jego żona i córki, tak iż cała rodzina poznała prawdę. Sympatyczny Shozo stał się duchowym filarem zboru w Kioto”.
Margrit Winteler ze Szwajcarii dołączyła w Kioto do swej starszej siostry, Leny. Stwierdziła, że na tym nowym terenie trzeba rozumieć nie tylko język, ale i gesty. Na przykład mężczyzna, który chciał, by to żona zadecydowała, czy przyjąć publikacje, mógł jedynie pokiwać małym palcem na znak, że nie ma jej w domu. Z kolei żona czasem podnosiła kciuk, oznaczający męża, i mówiła, iż jest nieobecny. Margrit zrozumiała też, że gdy mieszkaniec Kioto tylko ogląda proponowane czasopismo, starannie przewracając kartkę po kartce, w gruncie rzeczy odmawia i chce jej to w ten sposób zasugerować. Ale na pewno nie wszystkie odpowiedzi — udzielone słowem czy gestem — były negatywne. Dziś w Kioto prężnie działa 39 zborów Świadków Jehowy.
Chłodne zimy i nowy język
Kiedy w roku 1953 przyjechali następni misjonarze z Hawajów, między innymi Adeline Nako i jej współpracowniczka Lillian Samson, skierowano ich do zimnego miasta Sendai na północy Japonii. W nocy temperatura spadała do minus pięciu stopni Celsjusza. Dom misjonarski założyli tam w październiku poprzedniego roku Mabel i Don Haslettowie, do których dołączyli Masako i Shinichi Toharowie. Dla wychowanych w tropikach Hawajczyków chłodne zimy w Sendai stanowiły próbę sił. Zaczęto ich nazywać „świeżo zamrożonymi Hawajczykami”.
Lillian wspomina: „Po raz pierwszy w życiu uczyliśmy się rąbać drzewo do palenia w piecu kuchennym. Tylko w kuchni było ciepło, więc nasze łóżka próbowaliśmy ogrzewać za pomocą yutanpo, używanego w Japonii metalowego podgrzewacza do łóżka. W dzień kupowaliśmy ishi-yakiimo (bataty pieczone na kamieniach), wkładaliśmy je do kieszeni, by rozgrzać sobie ręce, a potem zjadaliśmy na drugie śniadanie”.
Ale trudności przysparzało nie tylko zimno. Zanim misjonarze nauczyli się czytać po japońsku, powstawały niezręczne sytuacje. Adeline do dziś pamięta, jak pewnego dnia, nie mogąc odczytać japońskiego napisu, uruchomiła alarm pożarowy w przekonaniu, że jest to czerwony dzwonek do drzwi. Z mieszkań zaczęli wybiegać ludzie, by zobaczyć, co się dzieje. Dostała wtedy niezłą reprymendę.
Wspomnienia tamtych misjonarzy nie kończą się na osobistych przeżyciach z pierwszych lat spędzonych w Japonii. W ich „pamiątkowym albumie” jest miejsce dla tysięcy braci i sióstr oraz wydarzeń, w których uczestniczyli. Zachęcamy cię do przyjrzenia się kolejnym kartom tego „albumu”, gdyż cofniemy się myślą do innych zdarzeń, które przyczyniły się do rozrostu społeczności teokratycznej w Japonii.
Pionierzy specjalni wyruszają na nowe tereny
Do rozgłoszenia wieści o Królestwie aż po odległe zakątki kraju ogromnie przyczynili się pionierzy specjalni. Niektórzy z nich zostali wyszkoleni bezpośrednio przez misjonarzy i przejawiali taką samą gorliwość w służbie dla Jehowy. Pracowali gdzie indziej niż misjonarze, wysłano ich bowiem do mniejszych miast i miejscowości. Chociaż wielu spośród tych pierwszych pionierów specjalnych zamianowano wkrótce po chrzcie, wyróżniali się oni oddaniem i wytrwałością.
Hisako Wakui była siostrą zaledwie rok i cztery miesiące, gdy otrzymała nominację. Ona i jej współpracowniczka, Takako Sato, działają razem jako pionierki specjalne od roku 1957. Na dziewięciu przydzielonych im terenach wspólnie pomogły ponad 80 osobom zostać ochrzczonymi Świadkami.
O tym, jak Jehowa pobłogosławił jedno z jej pierwszych studiów biblijnych, Hisako opowiada: „Kobieta ta sumiennie chodziła do kościoła, ale oświadczyła: ‚Jeżeli jest to studium Biblii, może się odbywać codziennie’. Kiedy się dowiedziała, że Bóg ma na imię Jehowa i że jest Ojcem Jezusa, zerwała z kościołem i wkrótce wyruszyła do służby polowej”. Jej zapał nie osłabł, gdy przeprowadziła się w zimne strony kraju, gdzie nie było jeszcze zboru. Dziś w prawdzie jest zarówno jej mąż, jak i czwórka dzieci. Trzej synowie usługują jako starsi, a córka jest pionierką specjalną.
W Tsuru w prefekturze Yamanashi, gdzie działały Hisako i Takako, wzrost następował bardzo powoli. Na zebrania przychodziło co najwyżej cztery lub pięć osób. Nadzorca obwodu uznał, iż trzeba będzie przenieść siostry na owocniejszy teren, tymczasem one nie chciały opuszczać Tsuru. Były głęboko przekonane, że skoro Jehowa przysłał je w to miejsce, musi tu mieć swoje owce. Nadzorca zadecydował więc: „Jeżeli na wykład publiczny w ten weekend przyjdzie 18 osób, napiszę do Towarzystwa, że pragniecie tu pozostać”. Pionierki robiły, co tylko zgodnie z Biblią mogły uczynić, by skłonić ludzi do przyjścia na niedzielne zebranie. Rzecz zdumiewająca, było 19 obecnych! W następnym tygodniu liczba ta znowu spadła do czterech — pięciu osób, ale pionierki mogły dalej działać na tym terenie. Dzisiaj w Tsuru jest spory zbór i piękna Sala Królestwa.
Inną pionierką specjalną, która od 40 lat przeciera szlaki na nowych terenach, jest Kazuko Kobayashi. Kiedy Pauline Green, misjonarka działająca w Kioto, spotkała ją po raz pierwszy, Kazuko poszukiwała celu w życiu. Pauline pokazała jej werset z Księgi Kaznodziei 12:13 i to wystarczyło Kazuko. Doszła do wniosku, że chrześcijańskiej drodze życiowej najściślej odpowiada służba misjonarska, więc wytknęła sobie taki cel. Zaledwie trzy lata po chrzcie została zamianowana pionierką specjalną. Szybko zaczęła doświadczać czułej opieki Jehowy i dostrzegać dobre wyniki swej służby. Rozumiała też odczucia mieszkańców wsi, na których decyzje ma wpływ lęk przed tym, co pomyślą inni. Jak sobie radziła? „Starałam się z nimi zaprzyjaźnić” — opowiada. „Kocham ludzi i gdziekolwiek szłam, przypominałam sobie, że również Jehowa ich kocha. Wtedy nietrudno było o przyjazne stosunki”.
W marcu 1971 roku Biuro Oddziału wysłało więcej nowych pionierów specjalnych na tereny oddalone. Na przykład dwie młode, niespełna dwudziestoletnie siostry: Akemi Idei (obecnie Ohara), przybrana córka Miyo Idei, i Kazuko Yoshioka (obecnie Tokumori) zostały skierowane do Kagi w środkowej Japonii. Do tej pory działały pod skrzydłami rodziców i zboru. „Teraz wszystko się zmieniło” — wspomina Kazuko. „Na terenie, na który nas skierowano, nikt poza nami nie głosił dobrej nowiny”. Ponieważ mieszkańcy nieufnie odnosili się do obcych, siostry dla przełamania lodów przedstawiały się w lokalnym dialekcie, z charakterystyczną tamtejszą intonacją. Wśród tych, którzy przyjęli prawdę, znaleźli się trzej młodzi członkowie drużyny lekkoatletycznej. Kazuko opowiada, że gdy zaczęli wyruszać do służby polowej, nie mogła za nimi nadążyć. Byli długodystansowcami, toteż dosłownie biegali od jednego gospodarstwa do następnego.
Dzięki gorliwemu świadczeniu pionierów specjalnych na terenach wcześniej nikomu nie przydzielonych liczba zborów oraz grup na oddaleniu wciąż wzrastała, tak iż w styczniu 1976 roku było ich już 1000.
Rozwój na Okinawie
Rozwój następował również na wyspach Okinawa, zamieszkanych przez 1 200 000 ludzi. Po II wojnie światowej przeszły one pod administrację Stanów Zjednoczonych. Mieszkańcy archipelagu są z natury spokojni, cierpliwi, serdeczni i przyjaźnie nastawieni. Tutejsi bracia i siostry przejawiają też takie wspaniałe przymioty, jak wytrwałość i gorliwość w prawdzie.
Okinawą miał się opiekować oddział japoński, toteż w 1953 roku po raz pierwszy przyjechał tu z Tokio ówczesny nadzorca oddziału, Lloyd Barry. Spotkało się z nim czterech braci — robotników pracujących przy odbudowie — którzy od razu zawieźli go do ośrodka penitencjarnego armii amerykańskiej, gdzie przetrzymywano trzech żołnierzy. Ci młodzi mężczyźni opowiedzieli się za prawdą biblijną, ale postępowali niezbyt taktownie. Popadali w krańcowości. Na przykład do później nocy głośno śpiewali pieśni Królestwa, nie pozwalając spać nikomu w budynku. Udzielono im pomocy, by zachowywali się w sposób bardziej zrównoważony. (Nawiasem mówiąc, kapelan więzienny oświadczył, że jego zdaniem Królestwo Chrystusa nastanie za tysiąc lat). Później jeden z tych młodych mężczyzn należał do bruklińskiej rodziny Betel, a wszyscy trzej wykonywali odpowiedzialne zadania w zborze chrześcijańskim. Podczas wspomnianej wizyty na zebranie zorganizowane w pewnej hali przybyło 100 mieszkańców wyspy.
W zebraniu tym uczestniczyła urodzona na Okinawie Yoshi Higa. Na wyspie tej zmarłych chowa się w dużych jaskiniach, których wejścia mają kształt łona — na znak, że człowiek w chwili śmierci wraca tam, skąd przyszedł. W takiej grocie Yoshi znalazła schronienie, gdy podczas II wojny światowej toczyła się straszliwa walka o Okinawę. Patrząc na ludzkie szczątki, doszła do przekonania, że zmarli naprawdę nie żyją. W trakcie studium Biblii szybko zrozumiała naukę o stanie umarłych i wspaniałą nadzieję zmartwychwstania.
Yoshi była pierwszą głosicielką i pierwszą pionierką stałą na Okinawie. Lokalna rozgłośnia radiowa lubiła nadawać audycje na tematy biblijne, lecz duchowni chrześcijaństwa nie śpieszyli się z przygotowywaniem programów. Ktoś dostrzegł jednak, że lukę tę chętnie zapełni Yoshi. I tak przez szereg miesięcy czytała ona przez radio artykuły ze Strażnicy.
Wkrótce dla 12 nowych miejscowych głosicieli udało się zorganizować zgromadzenie obwodowe, na którym program po japońsku przedstawiali na zmianę Adrian Thompson i Lloyd Barry. Działalność szybko się rozwijała, a liczba głosicieli i pionierów gwałtownie rosła.
Yoshi Higa została pionierką w maju 1954 roku. W ciągu 43 lat tej wiernej służby pomogła w poznaniu prawdy więcej niż 50 osobom, a wiele jej „listów polecających” to dawniejsi członkowie kościoła w Shuri (2 Kor. 3:1-3). Siostra Yoshi kontynuuje służbę pionierską w Ginowan.
Innym pełnym zapału Świadkiem jest Mitsuko Tomoyori, wdowa, która razem ze swą córką Masako rozpoczęła służbę pionierską w 1957 roku w Shuri, dawnej stolicy Okinawy. Mitsuko błyszczą oczy, gdy opowiada o minionych 40 latach spędzonych w służbie pionierskiej oraz o wielu ludziach, którym pomogła uchwycić się prawdy wiodącej do życia wiecznego.
W roku 1965 Towarzystwo Strażnica założyło na Okinawie Biuro Oddziału, a jego nadzorcą mianowano przybyłego z Hawajów misjonarza Shinichiego Toharę (pochodzącego z Okinawy). Działało ono dalej również po roku 1972, gdy zarząd nad tymi wyspami ponownie objęła Japonia. Kiedy w lutym 1976 roku wprowadzono komitety oddziałów, w skład takiego komitetu weszli Shinichi Tohara, James Linton (misjonarz z Australii) oraz Chukichi Une (absolwent Szkoły Gilead rodem z Okinawy).
Potrzeba wytrwałości
W roku służbowym 1976 postanowiono rozszerzyć zasięg głoszenia dobrej nowiny i wysłano pionierów specjalnych na dalsze wyspy pozostające pod opieką oddziału na Okinawie. Na niektórych zostali oni przyjęci bardzo przychylnie. Gdzie indziej musiało upłynąć wiele lat, zanim udało się przełamać barierę zwyczajów, przesądów i silnych więzów rodzinnych. Skierowani tam pionierzy specjalni potrzebowali mnóstwa wytrwałości. Z powodu nieufności mieszkańców do obcych często nie mogli znaleźć kwatery, mimo iż wiele domów stało pustką. Czasem jedynym dostępnym mieszkaniem było takie, w którym ktoś popełnił samobójstwo. Ale ze względu na miejscowe przesądy nie można tam było urządzać zebrań.
Jednakże wytrwali pionierzy zaczęli zbierać plony. Na wyspie Tokuno na wykład publiczny podczas wizyty nadzorcy obwodu przyszła pewna rodzina. Ojciec był entuzjastą bardzo popularnych tutaj walk byków. (Zwierzęta ustawia się naprzeciw siebie, a one wzajemnie się przepychają). Miał nawet nagrodzonego byka, wyszkolonego do tych zawodów. Ale dzięki córce, która na innej wyspie Japonii zetknęła się ze Świadkami Jehowy, zainteresował się Biblią. Wraz z rodziną zgodził się na studium, po czym on sam, jego żona, córka oraz trzej synowie zostali oddanymi Bogu Świadkami. Prawdę poznały również dwie rodziny z sąsiedztwa. Powstała w ten sposób gorliwie działająca grupa. Obecnie na tej wysepce istnieje zbór złożony z 49 głosicieli oraz 16 pionierów.
Na dalekiej południowej wyspie Ishigaki głosiciele byli zaskoczeni, gdy odszukał ich młody mężczyzna, znany bokser, i poprosił o studium Biblii. Przedtem studiował w Jokohamie, ale obawiał się obowiązków wynikających z poznania prawdy biblijnej. Przeniósł się więc na Iriomote, rzadko zaludnioną wysepkę, gdzie jego zdaniem na pewno nie było Świadków Jehowy. Ale szybko wpadły mu w ręce publikacje Towarzystwa Strażnica i ze zdumieniem uświadomił sobie, że Świadkowie Jehowy również tam głosili. Zrozumiał, iż nie zdoła uciec sprzed oblicza Jehowy (por. Jon. 1:3). Korzystając z adresu pewnego głosiciela, który znalazł w jednej z publikacji, odszukał Świadków na pobliskiej wyspie Ishigaki. Wkrótce został oddanym Bogu Świadkiem i pełnym zapału pionierem.
Po wizycie nadzorcy strefy Miltona Henschela we wrześniu 1980 roku Okinawa znowu przeszła pod opiekę japońskiego Biura Oddziału. Brat Tohara z żoną oraz brat Une z żoną pozostali w służbie pełnoczasowej na Okinawie, a Lintonowie wrócili do pracy w okręgu na większych wyspach Japonii.
Ważna rola braci podróżujących
Swój rozrost i dojrzałość zbory japońskie pod wieloma względami zawdzięczają ofiarnym nadzorcom podróżującym i ich żonom. Ich służba wywiera na zbory bardzo pozytywny wpływ. Bracia rozumieją, że ‛opuścili oni domy, matki i ojców ze względu na dobrą nowinę’ (Marka 10:29).
Kiedy na początku nadzorcy obwodu odwiedzali zbory, na kwaterach rzadko mogli liczyć na jakąkolwiek prywatność. Ale chętnie godzili się na takie warunki, pozyskując tym serca braci. Keiichi Yoshida wspomina z humorem, jak w roku 1983 na północy wyspy Honsiu zatrzymał się z żoną u brata w stanie wolnym, który wraz z niewierzącą rodziną mieszkał w dużym domu na wsi. Brat opowiada: „Serdecznie nas przywitano i pokazano nam nasze lokum — pokój z okazałym ołtarzem buddyjskim. Kiedy odpoczywaliśmy, dziadek w nocnym stroju bez żadnego ostrzeżenia otworzył przesuwane drzwi i nie odzywając się ani słowem, zadzwonił dzwonkiem z ołtarza, zapalił kadzidło, odmówił modlitwy i wyszedł drugą stroną. Reszta rodziny uczyniła to samo. Cały tydzień żyliśmy w niepewności, kiedy i z której strony przyjdzie ktoś do ołtarza. Mimo to mile wspominamy tydzień spędzony u tej życzliwej, gościnnej rodziny”.
Nadzorcy podróżujący, których obecnie jest 209, mają za sobą przeciętnie 20 lat służby pełnoczasowej. Większość z nich była przedtem pionierami specjalnymi. Dzięki temu znakomicie szkolą innych w dawaniu świadectwa od drzwi do drzwi. To właśnie ich entuzjastyczne podejście do służby polowej w dużej mierze przyczyniło się do tego, że w Japonii panuje wspaniały duch pionierski.
Niejeden nadzorca obwodu pomógł pojedynczym osobom i całym rodzinom powziąć decyzję o przeniesieniu się na tereny, na których potrzebowano więcej głosicieli Królestwa. Inni poświęcili szczególną uwagę niewierzącym współmałżonkom, toteż niektórzy z nich zostali ochrzczonymi Świadkami. Ponadto okazywaniem osobistego zainteresowania oraz własnym przykładem bracia podróżujący pomogli młodym zdążać do celów duchowych.
Misjonarze wciąż działają
W latach siedemdziesiątych misjonarzy skierowano do mniejszych miast. Ich mieszkańcy zwykle byli bardziej konserwatywni i przywiązani do tradycji, toteż pozyskiwanie uczniów następowało wolniej. Tam, gdzie istniały zbory, misjonarze pomagali miejscowym braciom zdobywać doświadczenie, powierzając im odpowiedzialne przywileje. Usługiwali między innymi w miastach: Akita, Gifu, Kawaguchi, Kochi, Kofu, Nagano, Wakayama oraz Yamagata.
Misjonarze cierpliwie czynili starania, by pomóc miejscowym Świadkom docenić mądrość polegającą na trzymaniu się całej prawdy biblijnej (Hebr. 6:1). Masao Fujimaki, nadzorca przewodniczący z Kofu, pamięta, jak w zborze studiowano książkę Droga do szczęścia w życiu rodzinnym. Pewien starszy brat nie mógł pojąć udzielonej mężom rady, by otwarcie okazywali żonom swe uczucia. „To oczywiście nie dla nas, wychowanych przed wojną” — rzekł. Richard Bailey, jeden z misjonarzy działających w tym zborze, życzliwie mu pomógł, mówiąc na osobności: ‛Prawdy, które studiujemy, są ważniejsze niż nasza narodowość lub pokolenie; zawsze są praktyczne i pożyteczne. Jeżeli zbagatelizujemy jakąś część prawdy, może nas to ośmielić do odrzucenia ważniejszych jej aspektów’ (Łuk. 16:10). Brat zrozumiał i potem z przyjemnością siadał na zebraniach obok żony, co było dla nich czymś zupełnie nowym.
Miejscowi Świadkowie jeszcze pod innymi względami odnosili korzyść z przebywania w towarzystwie misjonarzy. Pewna siostra mówi: „Byli pogodni i wiedzieli, jak służyć Bogu z radością. Od nich nauczyłam się też dostrzegać wyższość trzymania się zasad opartych na miłości nad tworzeniem przepisów” (Powt. Pr. 10:12; Dzieje 13:52).
Misjonarze pomogli też wielu osobom uświadomić sobie, że są częścią międzynarodowej społeczności braterskiej. Kazuko Sato, z którą w Tokio studiowała kiedyś Melba Barry, wspomina, jak została pokrzepiona, gdy pełniła służbę pionierską na terenie wiejskim, gdzie z powodu uprzedzeń religijnych odnoszono się do niej z niechęcią. Czuła się osamotniona i napisała do misjonarzy, z którymi zżyła się w poprzednim zborze: „Głoszę zupełnie sama”. W odpowiedzi otrzymała od kilkorga z nich list, a w nim między innymi słowa pieczołowicie wykaligrafowane fonetycznym zapisem języka japońskiego: „Kazuko, nie jesteś sama! Posłuchaj tylko, a za sadem jabłoniowym usłyszysz kroki gorliwych i wiernych braci na całym świecie” (por. Obj. 7:9, 10).
Obecnie w Japonii usługuje jeszcze 41 misjonarzy mieszkających w pięciu domach misjonarskich — w miastach Yamagata, Iwaki i Toyama oraz dwóch w Tokio. Ponadto dziewięcioro odwiedza zbory i tyleż samo służy w Betel w Ebinie. Misjonarze są pięknym przykładem lojalności wobec Jehowy i Jego organizacji. Słowem i czynem pomogli Świadkom Jehowy w Japonii ‛rozszerzyć’ sposób myślenia oraz pogłębić zrozumienie prawdy (2 Kor. 6:13; Efez. 3:18).
Głoszenie latem na terenach nie przydzielonych
W zanoszeniu dobrej nowiny do dalekich miast i miejscowości brały też udział inne osoby. W 1971 roku na tereny nie przydzielone zaproszono w miesiącach letnich pionierów stałych. Od roku 1974 każdego lata kierowano tam okresowych pionierów specjalnych. Co roku w 25 różnych rejonów wysyłano 50 takich pionierów, którzy rozpowszechniali mnóstwo literatury.
W roku 1980 na terenach nie przydzielonych żadnemu zborowi mieszkało już tylko jakieś 7 800 000 ludzi. Zamiast więc wysyłać okresowych pionierów specjalnych, Biuro Oddziału zachęciło, by latem w takich okolicach pracowały zbory, grupy pionierów stałych i rodziny. Bardzo ucieszyło to Świadków w Japonii, którzy lubią wszystko robić wspólnie.
Wyniki były niezwykle zachęcające. W 1986 roku pewien głosiciel świadczący na jednym z takich terenów odwiedził dom na wzgórzu w miejscowości Miwa w prefekturze Ibaraki; został serdecznie powitany przez panią domu, która trzymała w ręku książki Droga do szczęścia w życiu rodzinnym oraz Mój zbiór opowieści biblijnych. Kiedyś je dostała i zdążyła wielokrotnie przeczytać. Bezskutecznie szukała w księgarniach Biblii, więc ogromnie się ucieszyła na wieść, że do jej miejscowości zamierza się sprowadzić rodzina chrześcijan. Od razu rozpoczęto studium, a dziś cała rodzina tej kobiety jest w prawdzie.
Stopniowo wszystkie mniejsze miejscowości przydzielono najbliżej położonym zborom.
Specjalne szkolenie dla starszych
W miarę jak coraz szerzej rozgłaszano dobrą nowinę, rosła liczba i wielkość zborów. Przewodnictwo sprawował często tylko jeden brat spełniający wymagania, czasem było ich dwóch. Niewielu z nich uczyło się czegokolwiek o załatwianiu spraw zborowych. Ale gdy od 1 października 1972 roku wprowadzono zmiany w sposobie nadzorowania, nowo zamianowanych starszych zaproszono do Biura Oddziału w Numazu na dwutygodniowe przeszkolenie.
Był to naprawdę przełomowy kurs. Wykładowcy pomogli braciom zrozumieć, jak ważne jest okazywanie szczerej miłości oraz zrównoważenie i rozsądek w kontaktach z innymi Świadkami (2 Kor. 1:24). Położyli też nacisk na troszczenie się o potrzeby duchowe swych rodzin (1 Tym. 3:4; 5:8). Na Dalekim Wschodzie na ogół nie przywiązuje się do tego wagi.
Bracia bardzo pragnęli korzystać po powrocie do domu ze wszystkich wskazówek, jakich im udzielono na kursie. Wielu jednak miało skłonność do uczenia się ich na pamięć, tak jak to kiedyś czyniło w szkole. Takashi Abe, jeden z wykładowców, wspomina: „Kursanci siedzieli do późna w nocy i skrupulatnie zapisywali to, o czym tego dnia mówiono. Staraliśmy się odradzić im robienie tylu notatek i tworzenie przepisów, a zachęcić ich do używania zdolności myślenia i do stosowania zasad biblijnych” (Rzym. 12:1; Hebr. 5:14).
Wielu braci zdobyło się na ogromne wyrzeczenia, by wziąć udział w kursie. Niektórzy przybyli z wyspy Hokkaido, leżącej jakieś 1300 kilometrów na północ i zasypanej zimą śniegiem, inni — z podzwrotnikowej Okinawy, oddalonej o 1800 kilometrów w kierunku południowym. Byli też tacy, którzy wiedzieli, że po powrocie do domu będą musieli szukać nowej posady. W 1977 roku dwudniowe szkolenia zorganizowano już w różnych miejscach na terenie całego kraju, co bardzo ułatwiło braciom wzięcie w nich udziału.
W obliczu sprzeciwu rodziny
Kto w Japonii chce zostać chrześcijaninem, ma przed sobą niełatwe zadanie. „Zwłaszcza na wsi nowi spotykają się ze sprzeciwem krewnych żyjących w danej społeczności” — wyjaśnia Hiroko Eto, będąca pionierką od 37 lat. „Krewni wstydzą się, że ktoś z ich rodziny różni się od reszty, a strach przed człowiekiem to ogromna siła”.
Matka Hiroko, Yuriko Eto, kochała Biblię, jeszcze zanim nawiązała kontakt ze Świadkami Jehowy. Ale gdy w 1954 roku zrozumiała z ich pomocą zamierzenie Jehowy, polegające nie tylko na zabraniu małej trzódki do nieba, lecz także na udostępnieniu ziemi rozradowanym sługom Bożym, zapragnęła dzielić się tą dobrą nowiną z innymi. Później dzięki cierpliwym wysiłkom Yuriko i jej dzieci wiele osób zdołało przezwyciężyć strach przed człowiekiem, by zaskarbić sobie uznanie Jehowy.
Hiroko starała się kiedyś pomóc pewnej szczerej kobiecie. Zaczęła ona studiować, ale bardzo nie podobało się to jej teściowej, mieszkającej z nią i jej mężem. Nie chcąc burzyć spokoju w rodzinie, zrezygnowała ze studium. „Wypatrywałam jej na drodze”, opowiada Hiroko, „i zachęcałam ją do okazywania teściowej życzliwości oraz do dowodzenia własnym przykładem, że studiowanie Biblii wywiera dobry wpływ. Taktownie zwracała się do męża z pytaniami dotyczącymi tego, o czym studiowała, i powoli rozbudziła jego zainteresowanie. Początkowo mówił: ‚Na takiej wsi nie sposób zostać chrześcijaninem’. Ale miłość do Jehowy pomogła im stawić czoło silnemu sprzeciwowi”. Dziś oboje, jak również ich najstarszy syn są ochrzczeni. Mąż jest sługą pomocniczym i prowadzi zborowe studium książki, które odbywa się w ich domu, a gdy wygłaszał swój pierwszy wykład publiczny, ku ogólnemu zaskoczeniu na zebranie przyszła nawet jego matka.
Często prawdzie sprzeciwia się współmałżonek. W wypadku mężów nieraz wynika to z zazdrości lub z tego, że wychowali się w środowisku, w którym powszechnie dyskryminuje się kobiety. Kiedy na początku lat siedemdziesiątych młoda mężatka Keiko Ichimaru zaczęła studiować Biblię, jej mąż, Hiroyuki, stanowczo zaprotestował i zabronił jej chodzić na zebrania. „Po prostu nie mogłem znieść myśli, że na pierwszym planie będzie religia, a nie ja” — wyjaśnił później. Keiko kochała męża, więc taktownie poprosiła go, by sprawdził, czy to, co studiuje, jest dobre. Postanowił samodzielnie przeanalizować Biblię, ale nie mógł jej zrozumieć. W końcu spytał żonę, czy może siadać razem z nią do studium. W rezultacie oboje dali się ochrzcić jako Świadkowie Jehowy. Hiroyuki z czasem został pionierem, a teraz jest starszym zboru.
Kiedy w roku 1971 nowina o Królestwie dotarła do Chikugo, jedną z pierwszych osób, które przyjęły orędzie biblijne, była Mayuki Sakamoto. Razem z synkiem zaczęła uczęszczać na zebrania w sąsiednim mieście, lecz wtedy sprzeciwił się temu mąż, Toyota. Chcąc ją za wszelką cenę powstrzymać, przeszkadzał jej coraz bardziej. Trwał w oporze przez 14 lat, również po chrzcie żony w 1973 roku. Kiedyś wycelował w nią broń i krzyknął: „Zabiję cię, jeśli z tym nie skończysz!” Jej spokój go zastanowił. Zaczął rozmyślać, co sprawia, że jest tak nieugięta.
Przez cały ten czas Mayuki starała się okazywać mężowi miłość. Nigdy nie zrezygnowała z prób zapoznania go z prawdą (1 Piotra 3:1, 2). Pewnego dnia Toyota tak się zdenerwował, że żona i syn pełnią służbę pionierską, podczas gdy on pracuje zawodowo, iż poszedł do swego zakładu i się zwolnił. Był to desperacki krok, ponieważ w Japonii mężczyzna na ogół uważa swą pracę niemal za świętość. Toyota sądził, że żona i syn będą się razem z nim martwić. Ale gdy poinformował o wszystkim domowników, oni tylko temu przyklasnęli. To dało mu do myślenia. Wkrótce zaczął studiować. Po jakimś czasie sam też został pionierem, a obecnie spełnia obowiązki chrześcijańskiego starszego.
Na początku lat siedemdziesiątych mężczyźni, którzy po raz pierwszy przychodzili na zebrania, często nadmieniali, że są na nich tylko kobiety i dzieci. Ale od tej pory dziesiątki tysięcy mężczyzn zrobiło wspaniałe postępy duchowe. Dziś w zborach działają dojrzali duchowo bracia, którzy troszczą się o wszystkie sprawy organizacyjne. Wśród nich są też dawni przeciwnicy z lat siedemdziesiątych.
Szkolenie dla pionierów
Ponieważ w latach siedemdziesiątych w każdym zborze w Japonii działała duża grupa pionierów (25 do 30 procent głosicieli), zebrało się wielu kandydatów na Kurs Służby Pionierskiej, który rozpoczął się w styczniu 1978 roku. Szkolenie to ogromnie ugruntowało duchową dojrzałość zborów.
Najpierw na kurs zaproszono pionierów specjalnych, misjonarzy i nadzorców podróżujących z żonami. Jeden z pierwszych wykładowców, Shigeru Yoshioka, wspomina: „Bardzo nam to pomogło, że na początku mieliśmy na kursach takich doświadczonych pionierów. Dużo się nauczyliśmy z ich wypowiedzi i przeżyć i mogliśmy się tym dzielić z późniejszymi klasami”.
Od lutego 1980 roku Kurs Służby Pionierskiej odbywał się w każdym obwodzie. Wykładowcami zostali nadzorcy obwodu i dojrzali bracia, którzy ukończyli już kurs. Przez osiem lat po jego wprowadzeniu liczba pionierów stałych rosła co roku przeciętnie o 22 procent, podczas gdy liczba głosicieli o 12 procent. Obecnie w większości obwodów urządza się co roku przynajmniej dwa kursy dla pionierów, przy czym w zajęciach uczestniczy od 25 do 30 osób.
Większość pionierów biorących udział w kursie jest dość krótko w prawdzie, ale to przeszkolenie dodaje im pewności i pomaga umiejętnie pełnić służbę, a także udziela bezcennych lekcji chrześcijańskiego życia. Jedna z pionierek tak się wypowiada na ten temat: „Służba, wychowywanie dziecka, kształtowanie osobowości chrześcijańskiej i nabywanie wiedzy biblijnej — wszystko to przedtem mieszało mi się w głowie. Ale dzięki temu dziesięciodniowemu szkoleniu udało mi się zrobić z tym porządek”. Do września 1997 roku zorganizowano 3650 kursów, z których skorzystało 87 158 pionierów.
Odzew wśród ludzi wszelkiego pokroju
Organizacja teokratyczna w Japonii to barwna mozaika ludzi o najróżniejszej przeszłości. Toshiaki Niwa jest łagodnym starszym w jednym ze zborów w Jokohamie. Ale pod koniec II wojny światowej został przeszkolony jako pilot Ohka — samolotu z ładunkiem wybuchowym, którym kamikadze przypuszczali samobójcze ataki na amerykańskie okręty wojenne. Uważano to za dowód oddania cesarzowi. Zanim jednak Toshiaki miał sposobność umrzeć za kraj, wojna się skończyła. Później jego żona zaczęła studiować Biblię ze Świadkami Jehowy. Kiedy Toshiaki dowiedział się, że Świadkowie podczas wojny zachowywali ścisłą neutralność, także się zainteresował. W 1977 roku przyłączył się do swej żony, chcąc dzielić się z innymi biblijnym orędziem o pokoju.
Również w świecie rozrywki znaleźli się ludzie, którzy chętnie zmienili styl życia, by zostać chwalcami Jehowy. Yoshihiro Nagasaki założył z kolegami zespół dixielandowy. O pokierowanie grupą poprosili swego nauczyciela jazzu. Był nim Yoshimasa Kasai, należący do czołowych muzyków jazzowych w Japonii, który wcześniej jednak zetknął się z „Trummym” Youngiem, trębaczem z Hawajów. „Od tego dnia zaczęła się nauka — nie muzyki, lecz prawdy” — wspomina Yoshihiro, obecnie usługujący w Komitecie Oddziału. „Zupełnie nas to nie interesowało, ale ponieważ mówił z takim entuzjazmem, a my nie chcieliśmy stracić lidera, słuchaliśmy go”. Zgodzili się nawet na studium. Punktem zwrotnym dla Yoshihiro okazała się obecność na zgromadzeniu obwodowym w 1966 roku. Pewna uczennica, którą kiedyś poznał, zaprosiła go wtedy do służby polowej. Ona dawała świadectwo na podstawie Biblii, a on wręczał ulotki. „Po raz pierwszy prawda zaczęła coś dla mnie znaczyć” — opowiada. Po zgromadzeniu wyruszał już do służby codziennie i robił szybkie postępy. Czterech spośród sześciu członków zespołu jest teraz gorliwymi Świadkami.
Shinji Sato był kapłanem i nauczycielem religii w znanej świątyni Izumo w prefekturze Shimane, jednej z najważniejszych świątyń sintoistycznych w Japonii. Chociaż pełnił funkcję kapłana prawie 20 lat, był rozczarowany niesprawiedliwością i brakiem miłości wśród duchownych. Uświadomił sobie, że sintoistyczne bóstwa nie zapewnią zbawienia i zaczął poszukiwać prawdziwego Boga. Zajął się czytaniem Biblii, ale wciąż nurtowało go wiele pytań.
Właśnie wtedy spotkał na ulicy znajomego, którego znał jako Świadka Jehowy. Zadał mu więc pytania pozwalające jego zdaniem rozpoznać religię prawdziwą: „Czy twoja religia trzyma się z dala od polityki? Czy jest organizacją niedochodową? Czy wasze nauki pochodzą od Boga, a nie od człowieka? Czy wasi przywódcy czynią to, o czym głoszą?” Potem zapytał: „Skoro wasza organizacja spełnia te wszystkie warunki, czy zechcesz uczyć mnie z Biblii?” Jakąż ulgę poczuł Shinji, gdy wreszcie uwolnił się z Babilonu Wielkiego! (Obj. 18:4). Oto, co mówi: „Ponieważ jestem teraz Świadkiem Jehowy i uczę inne osoby dróg prawdziwego Boga, odczuwam na sobie prawdziwość słów z Księgi Przysłów: ‚Błogosławieństwo Jehowy — oto, co wzbogaca, a on nie dodaje do niego żadnej boleści’” (Prz. 10:22).
Z kontynuowania kariery zrezygnowali głośni artyści, muzycy, pewna autorka komiksów, zawodnik sumo i zawodowi kolarze. Znakomici specjaliści — lekarze, prawnicy i znany kaligraf — dostrzegli światło prawdy i teraz wykorzystują swe umiejętności do popierania spraw Królestwa. Dawni gangsterzy, chuligani, policjanci i politycy w zgodzie obcują ze sobą jako duchowi bracia (Izaj. 11:6-9). Z Babilonu Wielkiego wyszli niektórzy mnisi buddyjscy, kapłani sintoistyczni, a także założycielka własnej religii (Obj. 18:2). Nauczyciele, znani japońscy biznesmeni i najróżniejsi rzemieślnicy współpracują ze sobą, realizując plany teokratyczne. Organizacja Jehowy rozrosła się i przyjęła do swych szeregów ludzi wszelkiego pokroju, którym pomogła „przyoblec się w nową osobowość, stworzoną według woli Bożej w rzeczywistej prawości i lojalności” (Efez. 4:24).
Entuzjastyczne podejście do służby pionierskiej
Pomimo kurczenia się terenów i nasilającej się obojętności wobec religii służba pionierska w dalszym ciągu cieszy się wielką popularnością. Wiosną, gdy podejmuje ją wielu pionierów pomocniczych, ponad połowa głosicieli pełni jakąś formę służby pionierskiej. W marcu 1997 roku uczestniczyło w niej 108 737 osób.
Często pada pytanie: Dlaczego w Japonii jest tylu pionierów? Składają się na to różne czynniki. Fundament pod powojenny wzrost w Japonii położyli gorliwi misjonarze, a pełni doceniania zainteresowani starali się naśladować swych nauczycieli (Łuk. 6:40). W ten sposób następne pokolenie uczniów niejako odziedziczyło gorliwość w służbie. Poza tym japońskie domy zazwyczaj są dość skromne i utrzymanie w nich porządku nie wymaga wiele czasu; w większości też tradycyjnie prowadzi się prosty styl życia. Żonom łatwiej jest więc dawać pierwszeństwo sprawom duchowym (Mat. 6:22, 33). Ponadto w Japonii panuje na ogół łagodny klimat oraz sprzyjająca sytuacja polityczna i gospodarcza.
Duże znaczenie mają też cechy kulturowe i narodowe. Japończycy zazwyczaj chętnie słuchają poleceń, reagują na zachęty od grupy, z którą są związani, i pracują z entuzjazmem. Shinichi Tohara, Amerykanin japońskiego pochodzenia, jeden z pierwszych misjonarzy przybyłych do Japonii po wojnie, powiedział na ten temat: ‛Kamikadze ginęli za cesarza, kierując swe samoloty na nieprzyjacielskie okręty wojenne. Jak będą postępować ci ludzie, tak oddani władcom świeckim, gdy poznają prawdziwego Pana, Jehowę?’ Okazało się, że gorąco zapragnęli podobać się Jehowie i właśnie to pobudza ich do zgłaszania się do służby pionierskiej.
Rodzice pełniący służbę pionierską
Kto pełni służbę pionierską? Przeważnie siostry, z których większość jest zamężna i ma dzieci. Wiele ma niewierzących mężów i krewnych i nie może liczyć na duchowe wsparcie.
„Kiedy rozpoczęłam służbę pionierską, moja najmłodsza córka miała zaledwie kilka miesięcy” — opowiada Mutsuko z Fujisawy, będąca pionierką od przeszło 20 lat. „Mój mąż pracował w banku i zwykle przychodził do domu dopiero wieczorem, gdy już wróciliśmy z zebrania. Chociaż wymagało to dużo wysiłku, pragnęłam trwać w służbie pionierskiej”. Została nagrodzona, gdy cała trójka jej dzieci po skończeniu szkoły średniej również podjęła tę służbę. Mąż, który przez wiele lat się sprzeciwiał, a potem był obojętny, także zaczął się zmieniać. Jakże się cieszyła Mutsuko, kiedy pewnego razu wysłuchała w zborze przemówienia, którego pierwszą część wygłosił jej syn, a drugą — mąż!
Dobry wpływ na rodzinę mają też ojcowie będący pionierami. Hisataka wiedział, że ojciec zrezygnował z posady nauczyciela informatyki, aby być pionierem. Kiedy Hisataka chodził do szkoły podstawowej, w czasie letnich wakacji ojciec poprosił go, by razem z nim roznosił rano mleko. „Gdy niebo na wschodzie przybierało wspaniałe pomarańczowe barwy”, wspomina Hisataka, „tato zwierzał mi się, ile zadowolenia daje mu służenie Jehowie z całej duszy. Obserwowanie, jak z radością trudzi się dla Jehowy, bardziej mnie poruszało niż jakiekolwiek słowa”. Hisataka jest teraz członkiem rodziny Betel w Ebinie.
Uratowani przed karoshi
Typowy Japończyk mający rodzinę jest bez reszty pochłonięty swą pracą i poświęca jej długie godziny. Ale wielu ojców, którzy kiedyś bliscy byli karoshi (śmierć na skutek przepracowania), wytęża teraz siły nie dla świeckiego przedsiębiorstwa, lecz dla Jehowy Boga, i razem z rodziną pełni służbę pionierską.
Shunji z okolic Kobe, zatrudniony niegdyś w dużej firmie budowlanej, mówi: „Przywiązanie do przedsiębiorstwa i pragnienie odniesienia sukcesu całkowicie mnie pochłaniały. Kiedy pracowałem daleko od domu, wracałem do rodziny w najlepszym razie na weekendy”. Jak się to zmieniło? Shunji odpowiada: „Bałem się śmierci, bo martwiło mnie, co by się wówczas stało z moją rodziną. Dziwiłem się, dlaczego żona i syn zawsze z taką radością idą głosić”. Kiedy pomagał miejscowemu zborowi w sprawach technicznych związanych z budową Sali Królestwa, pewien starszy zachęcił go do studiowania Biblii. Shunji zgodził się, a teraz razem z rodziną cieszy się z pełnienia stałej służby pionierskiej. Z radością usługuje też w Regionalnym Komitecie Budowlanym.
Zrezygnowanie ze stałej posady na całe życie i podjęcie niepewnej pracy w niepełnym wymiarze godzin, aby mieć czas na służbę pionierską, naprawdę wymaga od głowy domu wiary i ofiarności. Tak postąpił ojciec Mitsunobu z prefektury Chiba. Chodził od biura do biura i zbierał makulaturę w dużym przedsiębiorstwie, w którym przedtem pracował i gdzie jego dawni koledzy awansowali już na kierownicze stanowiska. Mitsunobu mówi z wielkim docenianiem: „Jestem bardzo wdzięczny rodzicom, którzy własnym przykładem mnie uczyli, jak należy cenić skarb służby pionierskiej, i w ten sposób pomogli mi pójść tą drogą!” Ci, którzy poczynili takie zmiany w życiu, są przekonani, iż finansowe wynagrodzenie ma wartość przemijającą, a znacznie cenniejsze są skarby duchowe (Mat. 6:19-21).
‛Proszę uważać na siebie, jeśli chce pani pożyć dłużej!’
Niektóre osoby gorąco pragnące wysilać się w służbie dla Jehowy borykały się z poważnymi problemami zdrowotnymi. „W najlepszym wypadku doczeka pani tego, że syn dorośnie. Proszę się nigdy nie przepracowywać i bardzo na siebie uważać, jeśli chce pani pożyć dłużej”. Tak oświadczył lekarz, który rozpoznał chorobę serca u Yaeko Ono. Jej synek miał wtedy trzy lata. „Jak mam spędzić resztę życia, żeby niczego nie żałować?” — zastanawiała się w drodze ze szpitala. Zanim wróciła do domu, była już zdecydowana zostać pionierką. Zaniepokoiło to jej krewnych, ale Yaeko nie zmieniła swego postanowienia. Oto, co opowiada: ‛Rozpoczęłam służbę pionierską we wrześniu 1978 roku. Jeszcze nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Poza tym ciężko zachorowała moja matka. Mój stan również się pogorszył. Ale odwagi dodało mi zapewnienie Jezusa, że mając wiarę wielkości ziarnka gorczycy, można przenieść górę (Mat. 17:20). Postanowiłam dać z siebie wszystko’.
Po 17 latach Yaeko powiedziała: „Czuję, jak otacza mnie i pokrzepia ramię Jehowy”. Nieraz trudności wydawały się niemal nie do pokonania, ale wtedy przypominała sobie błogosławieństwa Jehowy i to pomagało jej trwać. Mąż, widząc gorliwość swej żony, zaczął studiować. Radość Yaeko nie miała granic, gdy zostały wysłuchane jej żarliwe modlitwy i mąż przyłączył się do niej w służbie pionierskiej!
Tacy są japońscy pionierzy. Można by tu wymienić wielu innych — na przykład brata sparaliżowanego od szyi w dół, który utrzymuje się w służbie pionierskiej głównie dzięki pisaniu listów i jest dla drugich stałym źródłem zachęty, siostrę urodzoną na przełomie wieków, która przez ostatnie 13 lat swego życia (do roku 1994) była pionierką w rejonie obfitującym w śnieg, a także niewidomego starszego, który przeprowadził się do pewnej miejscowości, aby tam usługiwać jako pionier i pomagać małemu zborowi. Wszyscy oni, podobnie jak wierni świadkowie z czasów starożytnych, mimo słabości ciała „nabrali mocy” od Boga, by spełniać Jego wolę (Hebr. 11:32-34).
Przekład Nowego Świata po japońsku
Na całym świecie Świadków Jehowy można rozpoznać po tym, że w publicznej służbie kaznodziejskiej posługują się Biblią. Głosiciele w Japonii gorąco pragnęli mieć dokładną, łatwą do czytania Biblię we współczesnym języku japońskim. Wielu z trudem radziło sobie z tradycyjnym przekładem. Co prawda wyróżniał się on pięknymi wyrażeniami i konsekwentnym użyciem świętego imienia Bożego, ale pokolenie, które się kształciło po wojnie, miało kłopoty ze zrozumieniem przestarzałej składni. Toteż w styczniu 1970 roku braci w Biurze Oddziału bardzo uradował list z Biura Głównego, który zezwalał na rozpoczęcie prac nad tłumaczeniem na japoński greckiej części Przekładu Nowego Świata.
Trzy lata później na zgromadzeniu międzynarodowym pod hasłem „Boskie zwycięstwo” 31 263 osoby zebrane w Osace owacyjnie przyjęły słowa Lymana Swingle’a z Ciała Kierowniczego, który ogłosił wydanie po japońsku Chrześcijańskich Pism Greckich w Przekładzie Nowego Świata. W ciągu dziewięciu lat rozpowszechniono 1 140 000 egzemplarzy tego dzieła — mniej więcej 75 razy tyle, ilu było głosicieli w chwili jego opublikowania. Wydano je w Stanach Zjednoczonych, ale już wkrótce książki miały być drukowane i oprawiane w Japonii.
Czy uda się ulepszyć miejsca zebrań?
Ponieważ w całej Japonii rosła liczba zborów, coraz bardziej było widać, że koniecznie potrzebne są odpowiednie miejsca zebrań. Przed rokiem 1970 tylko nieliczne zbory miały własne obiekty. W latach sześćdziesiątych oddano do użytku zaledwie dziewięć Sal Królestwa. Większość zborów spotykała się w wynajętych salach lub w domach prywatnych.
Ai Nakamura, siostra z Hirosaki, przypomina sobie, jakie niedogodności wiązały się z takimi „wędrownymi zebraniami”: „Około 1963 roku wynajmowaliśmy co niedziela miejski Ośrodek Kształcenia, a gdy był nieczynny, zbór, złożony z jakichś 15 osób, przychodził na zebranie do mojego domu. Za każdym razem wszyscy pomagaliśmy w przetransportowaniu czasopism i innej literatury, przenośnego podium i tak dalej”. W wynajętych salach często unosił się silny zapach dymu papierosowego, widniały polityczne lub religijne hasła oraz symbole. Nie licowało to z duchowym programem zebrań Świadków.
Molly Heron i Lois Dyer pamiętają pomieszczenie wynajmowane na zebrania w Kioto. Był to pokój wyłożony tatami (maty ze słomy), mieszczący się na pierwszym piętrze nad sklepem. Z obydwu stron przylegały do niego inne pokoje. Po jednej stronie udzielano lekcji gry na szamisenie, japońskim instrumencie strunowym, a po drugiej grano w go, japońską grę umysłową. „W tym zgiełku próbowaliśmy prowadzić studium Strażnicy. W tamtym okresie musieliśmy korzystać z tego typu pomieszczeń” — wyjaśnia Lois Dyer. Ponieważ w odróżnieniu od innych grup religijnych Świadkowie nie mieli stałych miejsc zebrań, ludzie dochodzili do wniosku, że jest to jakaś nic nie znacząca sekta, istniejąca tylko przejściowo.
Jednakże mniej więcej w połowie lat siedemdziesiątych, gdy ogromnie wzrosła liczba zborów, bracia zaczęli szukać budynków, których można by używać jako Sal Królestwa. Do lipca 1974 roku 646 zborów na terenie całego kraju korzystało niemal z 200 Sal Królestwa. Aż 134 z nich oddano do użytku w samym roku służbowym 1974.
Chociaż możliwości finansowe braci były ograniczone, ich pomysłowość nie miała granic. Na przykład na wyspie Kiusiu zbór Kitakiusiu-Wakamatsu zbudował na posesji ofiarowanej przez jednego z miejscowych głosicieli Salę Królestwa o powierzchni 130 metrów kwadratowych. Zdobyto nieodpłatnie drewno i dachówki z pięciu rozbieranych domów. Podobnie uzyskano też drewno z nieczynnej łaźni publicznej. Kupiono jedynie takie materiały, które po wykończeniu Sali były widoczne. Z pobliskiego zamkniętego kina otrzymano za darmo krzesła, odmalowano je i zamontowano w Sali. Po sześciu miesiącach wytężonej pracy bracia mieli piękną Salę Królestwa.
Ze względu na wygórowane ceny działek niektórzy Świadkowie posiadający dom w mieście burzyli go i wznosili na nowo z Salą Królestwa na parterze i mieszkaniem na pierwszym piętrze.
Budowa Biura Oddziału, by dotrzymać kroku rozwojowi
Jak dziecko wciąż wyrasta ze swych ubranek, tak japońskie Biuro Oddziału co trochę potrzebowało większych obiektów, aby się zatroszczyć o coraz liczniejszą rzeszę Świadków w kraju. W 1971 roku sporządzono plany trójkondygnacyjnej drukarni i pięciokondygnacyjnego Domu Betel w Numazu — z widokiem na piękną górę Fudżi.
Początkowo spod pras drukarni wychodziły głównie japońskie wydania Strażnicy i Przebudźcie się! Przełomowym momentem stało się wydrukowanie Przebudźcie się! z 8 października 1972 roku na nowej, ważącej 40 ton maszynie rotacyjnej firmy Tokyo Kikai. Było to pierwsze czasopismo wydrukowane przez naszych braci w Numazu. Ale personel drukarni musiał się jeszcze dużo nauczyć. Czasami bracia zastanawiali się, czy kiedykolwiek będą umieli właściwie obsługiwać maszynę. „W tamtym okresie”, opowiada jeden z nich, „na niektórych znakach było tyle farby drukarskiej, że można by je czytać palcami!” Inne były blade lub nierówno pokryte farbą. Ale w miarę jak bracia zdobywali doświadczenie, jakość druku stale się poprawiała i liczba czasopism rozpowszechnianych w służbie polowej rosła.
Kiedy w roku 1973 brat Knorr przemawiał na uroczystym oddaniu do użytku tych obiektów Biura Oddziału, goście zgromadzili się na pustym drugim piętrze nowej drukarni. Nawiązując do tego, jak to miejsce zostanie wykorzystane, brat powiedział: „To puste pomieszczenie przedstawia waszą wiarę. Wierzymy, że za rok — dwa będzie potrzebne. Organizacja Boża podąża naprzód, i to bardzo szybko”.
Jak zapowiedział brat Knorr, przestrzeń ta wkrótce została zagospodarowana. W 1974 roku okazało się, że potrzebne są dwa dalsze budynki — jeden jako magazyn, a drugi do zakwaterowania pracowników. „Była to pierwsza budowa, którą Świadkowie w Japonii poprowadzili zupełnie samodzielnie” — mówi Toshio Honma. „Trochę się obawialiśmy, czy znajdzie się wystarczająco dużo doświadczonych robotników. Ale Bóg pobłogosławił nam takimi darami w ludziach, jak Tadazo Fukayama, nadzorca budowy, który przeszło 30 lat pracował w dużym przedsiębiorstwie budowlanym”.
Przez całe lata praca odrywała Tadaza od domu, toteż właśnie z niej zrezygnował, by spędzać więcej czasu z rodziną. Mieszane uczucia wzbudziła więc w nim prośba, by rozważył, czy mógłby przybyć do Numazu i nadzorować rozbudowę Betel. Czy miałby znowu zostawić rodzinę? „Nie!” — przyszła odpowiedź z Biura Oddziału. Żona oraz dwaj synowie, 18- i 20-letni, również zostali zaproszeni.
Chociaż wzniesiono wtedy budynki znacznie mniejsze od tych, które miały stanąć w przyszłości, przedsięwzięcie to pozwoliło braciom nabyć doświadczenia i umocnić się w przekonaniu, że dzięki pomocy Jehowy zdołają poradzić sobie także z większymi zadaniami.
Miejscowi bracia przyjmują odpowiedzialniejsze zadania
W kwietniu 1975 roku Lloyd Barry, który od roku 1952 był nadzorcą oddziału, wyjechał z Japonii, by usługiwać w Ciele Kierowniczym Świadków Jehowy. Gorliwie uczestniczył w działalności w okresie, gdy organizacja teokratyczna rozrastała się od 8 głosicieli w roku 1949 do przeszło 30 000 pilnych głosicieli Królestwa. Po jego wyjeździe nadzorcą oddziału został Toshio Honma, rodowity Japończyk, usługujący jako nadzorca drukarni.
O umiejętnościach brata Honmy jego pomocnik z drukarni tak się wypowiedział: „Toshio nie siedział i nie czekał, aż ktoś mu dokładnie wytłumaczy, co trzeba robić. Można mu było powierzyć jakieś zadanie i powiedzieć: ‚Idziemy w tym kierunku’, a on przejmował pałeczkę. Był dobrym organizatorem i umiał zachęcić innych do działania”.
Kolejną zmianę organizacyjną przyniósł luty 1976 roku. Tak jak we wszystkich oddziałach na świecie również w Japonii nadzorowanie dzieła zlecono komitetowi złożonemu z kilku braci, a nie jednemu nadzorcy oddziału. Na początku zostało zamianowanych pięciu braci: koordynator Toshio Honma, Masataro Oda, Shigeo Ikehata, Kiichiro Tanaka oraz James Mantz. Bracia japońscy z radością przyjęli to nowe postanowienie, byli bowiem przyzwyczajeni do wspólnych narad i podejmowania decyzji w grupie. Jeden z członków komitetu zauważył później: „Dzięki utworzeniu Komitetu Oddziału przedstawicielem organizacji stało się dla współwyznawców grono dojrzałych braci. Skierowało to uwagę braci na organizację Bożą, a nie na pojedynczego człowieka”. Odtąd wszelkie doniosłe decyzje podejmuje grono usposobionych duchowo mężczyzn pochodzących z różnych środowisk i wykazujących różne zdolności, którzy analizują sprawę i zabiegają o kierownictwo ducha świętego i Słowa Bożego.
W styczniu 1983 roku koordynatorem został Masataro Oda, usługujący w Betel od lutego 1960 roku. Zastąpił brata Honmę, który miał wtedy dwuipółletniego syna i musiał się zatroszczyć o rodzinę. W różnych okresach w Komitecie Oddziału usługiwali: Ryosuke Fujimoto, Percy Iszlaub, Isamu Sugiura, Yoshihiro Nagasaki, Makoto Nakajima, Kenji Mimura i Richard Bailey. Obecnie w skład Komitetu Oddziału wchodzi siedmiu braci. Każdy z nich pokornie spożytkowuje swe zdolności dla dobra spraw Królestwa w tej części światowego pola, przyczyniając się do ciągłego rozwoju.
„Kiedy teraz patrzymy wstecz”, mówi brat Oda, „dostrzegamy mądrość Bożą w utworzeniu komitetów. Od ich wprowadzenia w roku 1976 dzieło nabrało takiego rozmachu, że nikt by sobie sam nie poradził. Jehowa udzielił mądrości Ciału Kierowniczemu, które powierzyło odpowiedzialne zadania wielu braciom, i w rezultacie działalność mogła się rozwijać bez przeszkód”.
Miejscowi bracia organizują zgromadzenia
W latach siedemdziesiątych miejscowym Świadkom zaczęto powierzać również organizowanie zgromadzeń. Jednym z pierwszych japońskich nadzorców zgromadzenia został wówczas nadzorca okręgu Takashi Abe. Wiele się nauczył dzięki współpracy z misjonarzami, między innymi z Percym Iszlaubem. Percy był nadzorcą międzynarodowego zgromadzenia pod hasłem „Pokój na ziemi”, które odbyło się w 1969 roku na stadionie kolarskim w Tokio. Dwa lata później brat Abe nadzorował krajowy zjazd zorganizowany na tym samym stadionie. Podczas kongresu w roku 1969 zdobył doświadczenie, toteż zgromadzenie przebiegło bez zakłóceń. Czekały go jednak trudniejsze zadania.
W roku 1973 Towarzystwo mianowało brata Abego nadzorcą pięciodniowego międzynarodowego zgromadzenia w Osace pod hasłem „Boskie zwycięstwo”. Spodziewano się 30 000 obecnych, w tym 400 delegatów z zagranicy. Jak zareagował? „Kiedy otrzymałem list z nominacją”, wspomina, „ciężko zachorowałem i parę dni spędziłem w łóżku — nie byłem w stanie nawet usiąść. Nie mogłem myśleć o niczym innym, jak tylko o organizowaniu wszystkich działów potrzebnych na zgromadzeniu. Jakże byłem szczęśliwy, gdy kilka miesięcy przed kongresem otrzymałem od Towarzystwa publikację Organizacja zgromadzeń! Trzymanie się opartych na Biblii wytycznych rozwiązało wiele problemów”.
Niemałego wysiłku wymagało między innymi przygotowanie miejsc siedzących dla wszystkich delegatów. Zgromadzenie miało się odbyć na Placu Festiwalowym na dawnych terenach wystawowych Expo ’70, ale nie było tam ani siedzeń, ani sceny. Poproszono okoliczne zbory o informacje, gdzie można by wypożyczyć składane krzesła. W jednym mieście skontaktowano się ze wszystkimi dyrektorami szkół. Zapytano w tej sprawie również prezesa największego w Japonii przedsiębiorstwa produkującego urządzenia elektryczne. Jego przedstawiciel spotkał się z nadzorcą zgromadzenia. Chociaż firma nie dysponowała nadwyżką składanych krzeseł, ofiarowała za to sumę wystarczającą na wypożyczenie 5000. Ale potrzeba było jeszcze więcej miejsc. Jak sobie poradzono? Wykonano ławki z rusztowań wypożyczonych z firmy budowlanej. Prace te ukończono zaledwie kilka dni przed zgromadzeniem, na którym 31 263 osoby wysłuchały wykładu publicznego. Ze względu na rosnącą liczbę obecnych Świadkowie Jehowy z Japonii i Okinawy po raz ostatni mogli się spotkać na jednym zjeździe.
Zachętą dla uczestników zgromadzenia była obecność pięciu członków Ciała Kierowniczego oraz nadzorcy drukarni z głównego ośrodka działalności Świadków Jehowy w Brooklynie. Przyjechali też delegaci z Australii, Gwatemali, Hawajów, Kanady, Niemiec, Nigerii, Nowej Zelandii, Papui-Nowej Gwinei, USA oraz Wielkiej Brytanii. Było to więc prawdziwie międzynarodowe spotkanie.
Po kongresie w Osace więcej miejscowych braci zaczęło brać na swe barki obowiązki związane z organizowaniem zgromadzeń. Dzięki temu łatwiej było pogodzić te prace z innymi zadaniami. Ponadto nadzorcy podróżujący mogli się skupić na wykonywaniu swych funkcji, zamiast poświęcać całe miesiące na przygotowania do kongresów.
Rok 1978 — międzynarodowe zgromadzenia „Zwycięska wiara”
Czwartym międzynarodowym zgromadzeniem w Japonii był pięciodniowy zjazd pod hasłem „Zwycięska wiara” w roku 1978. Tym razem został zorganizowany w czterech miejscach, by pomieścić wszystkich uczestników. Główne zgromadzenie odbyło się w Osace, a szczytowa liczba obecnych wynosiła 31 785, w tym przeszło 200 delegatów z USA, Kanady, Niemiec, Szwajcarii oraz innych krajów Europy, Azji i Ameryki Południowej. W programie wzięło udział trzech członków Ciała Kierowniczego.
W ciągu tych lat bracia nauczyli się wspaniale ze sobą współpracować. Nabrali głębokiego przekonania, że z pomocą Jehowy są w stanie sprostać nawet wielkim zadaniom teokratycznym.
Kręgielnia zmieniona w Salę Zgromadzeń
Z czasem stało się jasne, że oprócz Sal Królestwa potrzebne są też większe obiekty, w których można by bez trudności urządzać zgromadzenia. Do początku lat siedemdziesiątych często nie wynajmowano lokali publicznych ugrupowaniom religijnym, a w wypadku sal sportowych umowa mogła być unieważniona w ostatniej chwili, ponieważ pierwszeństwo miały lokalne imprezy sportowe. Hirofumi Morohashi, który przez wiele lat nadzorował zgromadzenia w okolicach Tokio, pamięta pewne wydarzenie, w wyniku którego bracia zaczęli rozglądać się za własną Salą Zgromadzeń. Opowiada on: „W 1974 roku wpłaciliśmy zadatek w wysokości 200 000 jenów [700 dolarów] na poczet wynajęcia na zgromadzenie obwodowe sali w wesołym miasteczku w Oyamie. Potem jednak lunapark zbankrutował. Z wielkim trudem odzyskaliśmy zaliczkę i znaleźliśmy inne miejsce na zgromadzenie”. Później Percy Iszlaub pokazał im zdjęcia starej fabryki włókienniczej w Australii, przerobionej na przepiękną Salę Zgromadzeń. Bracia z Tokio doszli do wniosku, że nastał czas, by spróbować czegoś podobnego.
Znaleziono nieczynną kręgielnię w Higashi-Matsuyama, na obrzeżach Tokio. Właściciel budynku nie znał Świadków Jehowy, toteż listownie zapytał o zdanie na ich temat pewną rodzinę w USA, u której kiedyś mieszkał. Otrzymał niezwykle pozytywną odpowiedź, iż Świadkowie Jehowy to najbardziej godne zaufania wyznanie w tym kraju. Od tej chwili sprawy potoczyły się gładko i spisano umowę.
W ten sposób w grudniu 1976 roku ukończono pierwszą Salę Zgromadzeń w Japonii. Tymczasem zapowiadało się już kolejne ważne przedsięwzięcie budowlane.
Jehowa kieruje wydarzeniami
Kiedy w roku 1977 oddawano do użytku dodatkowe budynki w Numazu, liczba głosicieli przekroczyła już 40 000. Oddział został zachęcony do poszukiwania posesji trzykrotnie większej od posiadanej. W połowie drogi między Numazu a Tokio, w Ebinie, znaleziono starą fabrykę włókienniczą z 7 hektarami ziemi. Teren był 16 razy większy od posiadłości w Numazu. Ale czy Ciało Kierownicze zgodzi się na taki zakup w kraju, gdzie ceny ziemi są niewiarygodnie wysokie? Posesja ta kosztowałaby przeszło dwa razy więcej, niż Stany Zjednoczone w 1867 roku zapłaciły Rosji za Alaskę. Biuro Główne chwilowo nie odpowiadało. „Nagle z Nowego Jorku przyjechał brat Barry z Maxem Larsonem, nadzorcą drukarni Towarzystwa w Brooklynie, aby obejrzeć to miejsce, i uzyskaliśmy zgodę” — wspomina Toshio Honma. „Kiedy teraz rozmyślamy o wzroście z ostatnich 20 lat, dziękujemy Jehowie za to, że tak nami pokierował, iż kupiliśmy tę wielką posiadłość”.
W styczniu 1979 roku przystąpiono do wznoszenia dwukondygnacyjnej drukarni, budynku biurowego, trzech budynków mieszkalnych mieszczących 161 pokoi, Sali Królestwa i dwóch mniejszych budynków z warsztatami. Było to wówczas jedno z największych na świecie przedsięwzięć budowlanych prowadzonych przez Świadków Jehowy.
Wielu fachowców zrezygnowało z dotychczasowych stanowisk i przeniosło się z rodzinami do Ebiny lub okolicznych miast, by wziąć udział w budowie. Jednym z nich był Yoshiaki Nishio. Kiedy pierwszy raz zaproszono go na budowę jako hydraulika, właśnie przeprowadził się do małej miejscowości na wyspie Sikoku, by usługiwać tam, gdzie są większe potrzeby. Ponieważ miał troje dzieci, był bez pracy i bez pieniędzy, początkowo odmówił. Ale gdy dostał ekspresem trzecie zaproszenie, doszedł do wniosku, że to Jehowa każe mu się przenieść. Omówił tę sprawę z żoną, która zaproponowała, iż w czasie jego nieobecności będzie utrzymywać rodzinę. „Kiedy przyjechałem do Betel, od razu się dowiedziałem, że zaproszono całą naszą piątkę! Nie mogłem w to uwierzyć!” — wspomina Yoshiaki. Gdy jego dzieci dorosły, podjęły służbę pionierską, a jedno z ich trójki należy teraz do rodziny Betel w Ebinie.
„Wielokrotnie widzieliśmy, jak Jehowa toruje drogę w sprawach związanych z budową” — wspomina James Mantz, przewodniczący Komitetu Budowy. „Pewna przeszkoda wydawała nam się nie do pokonania. Prefektura Kanagawa trzyma się najsurowszych w kraju przepisów co do ochrony środowiska. Powiedziano nam, że ani jedna kropla wody ze ścieków nie może trafić do kanału biegnącego przez naszą posiadłość. Ale Jehowa umożliwił rozwiązanie problemu. Fabryka, która przedtem funkcjonowała w tym miejscu, chłodziła swoje maszyny wodą z trzech studni. Ta trafiała do kanału i nawadniała ziemię sąsiadów. Gdy dowiedzieli się oni, że to źródło wody wyschnie, poszli do urzędu miasta ze skargą: ‚Nasze zbiory zależą od tego, czy z tej posiadłości wypływa woda’. Władze miejskie cofnęły decyzję i wyznaczyły nawet minimum, które mieliśmy codziennie dostarczać do kanału w celu zaopatrzenia rolników. By zaspokoić ich potrzeby, poza odprowadzaniem oczyszczonych ścieków musieliśmy jeszcze pompować wodę z naszych studni”.
W obecności Fredericka Franza, ówczesnego prezesa Towarzystwa Strażnica, gotowe budynki uroczyście oddano Jehowie 15 maja 1982 roku. Przybyli również i wzięli udział w programie Lloyd Barry z żoną, Melbą. Kiedy brat Barry przeprowadzał wywiady z 14 swymi współpracownikami z 11 klasy Gilead, którzy zostali przysłani do Japonii, zgromadzeni odczuli, że głęboko kocha on braci w tym kraju.
Więcej i lepiej
Głosicieli wciąż przybywało, rosło też zapotrzebowanie na literaturę. W październiku 1979 roku, jeszcze przed otwarciem obiektów w Ebinie, oddział nabył maszynę offsetową zwojową. Ważyła 75 ton, miała 20 metrów długości i mogła drukować 300 czterobarwnych czasopism na minutę. Czy to zaspokoiło potrzeby?
„W 1981 roku”, wspomina brat Mantz, „przyjechał jako nadzorca strefy brat Jaracz. Zauważył, że drukujemy na dwie zmiany, i poradził nam, byśmy poprosili o zgodę na kupno drugiej maszyny drukarskiej. Wahaliśmy się, bo uważaliśmy, że ekonomiczniej jest korzystać z jednej. Ale w ciągu miesiąca otrzymaliśmy z Brooklynu wytyczne, by zamówić drugą maszynę rotacyjną. Nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, co jest jeszcze przed nami. Gdy jednak w maju następnego roku maszyna została dostarczona, od razu zaczęliśmy drukować cały japoński Przekład Nowego Świata, który miał się ukazać na zgromadzeniach okręgowych zaledwie dwa miesiące później. Na zgromadzeniach tych miała też wyjść książka Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi. Znowu więc mogliśmy zobaczyć, jak Jehowa pokierował sprawami. Na pewno nie zdołalibyśmy wydrukować naszych czasopism, Biblii i książki na jednej maszynie”.
W 1984 roku zainstalowano trzecią, potężną maszynę drukarską firmy Mitsubishi. Ta dwurolowa maszyna mogła drukować w czterech kolorach 1000 czasopism na minutę. W tym czasie była to najszybsza maszyna drukarska w kraju i wywołała poruszenie wśród świeckich drukarzy. Ichiki Matsunaga, którego specjalnie przeszkolono do jej obsługiwania, z podnieceniem obserwował, jak działa na najwyższych obrotach. „Ale jeszcze bardziej emocjonujące”, powiedział, „jest rozmyślanie, z jaką niewiarygodną szybkością będzie się rozchodzić drukowane orędzie”.
Jak wydajnie zorganizować dalsze prace, gdy prasę opuszcza 60 000 czasopism na godzinę? Bracia z warsztatów zaprojektowali i wykonali elektryczny system przenośników, za pomocą którego czasopisma wędrowały z maszyny drukarskiej przez prasę hydrauliczną oraz krajarkę trójnożową do pakowalni. Nadzorca czuwający nad całym tym systemem wyjaśnia: „Co 20 minut maszyna drukarska połyka półtonową rolę papieru, a na drugim końcu linii czasopisma trafiają prosto do kartonów z nalepkami adresowymi i są gotowe do wysyłki”. W ciągu pięciu minut papier z roli przechodzi przez maszynę drukarską i krajarkę i dociera do kartonów. Dzięki takiej taśmowej produkcji potrzeba mniej pracowników i miejsca do przechowywania publikacji.
Wysokiej jakości druk, możliwy dzięki temu sprzętowi, a także doskonalsza szata graficzna oraz lepszy papier ogromnie zwiększyły atrakcyjność czasopism. Głosiciele z zapałem proponowali je w służbie polowej.
„Wielki wybór specjalistów”
Przygotowując się do użycia techniki offsetowej, Towarzystwo zaczęło komputeryzować prace przygotowawcze. Czy w Japonii znajdą się Świadkowie z odpowiednim wykształceniem, którzy mogliby wziąć na siebie przeprowadzenie tych zmian? Oczywiście! Oddanym sługą Jehowy został Yasuo Ishii, jeden z pionierów komputeryzacji w Japonii. O swej wierze opowiadał też kolegom. W rezultacie sześciu inżynierów systemów komputerowych oraz doświadczonych programistów zostało ochrzczonymi Świadkami. Wszyscy członkowie tej grupy zgodzili się współpracować z Towarzystwem, niektórzy jako stali betelczycy, a niektórzy jako dojeżdżający. Wspominając to, Toshio Honma, ówczesny koordynator Komitetu Oddziału, powiedział: „Jehowa miał wielki wybór specjalistów dokładnie w tym momencie, w którym byli potrzebni”.
Kiedy zastanawiano się, z jakiego skorzystać komputera, z bruklińskiego Biura Głównego przyszła wskazówka, by wziąć w leasing model IBM 4341, mający się dopiero pokazać na rynku. W wyniku losowania oddział japoński miał otrzymać jeden z tych najnowszych systemów jako drugi. Jednakże japoński przedstawiciel firmy doszedł do wniosku, że lepiej będzie dostarczyć go jednemu ze stałych klientów, który miał możliwość zajęcia się oprogramowaniem. Pięciu braci i siostra, pracujący nad realizacją naszych planów, szybko przedstawili na piśmie wyjątkowe potrzeby Towarzystwa. Po zapoznaniu się z tym szczegółowym opisem firma chętnie wykonała nasze zamówienie już w pierwszej wysyłce nowego modelu.
Pod umiejętnym kierownictwem wspomnianych fachowców przeszło 40 gorliwych młodych braci i sióstr zostało przeszkolonych w zakresie programowania. Chodziło o całkowite zautomatyzowanie składu japońskich publikacji Towarzystwa. Stworzony system nazwano SCRIPT (system reprodukcji znaków połączonej z fotoskładem). Po niespełna dwóch latach można go już było testować. Pierwszą publikacją wykonaną za jego pomocą była 192-stronicowa książka „Niech przyjdzie twoje Królestwo”.
Do roku 1987 możliwości ogólnie dostępnych komputerów osobistych tak się zwiększyły, iż mogły zaspokoić szczególne potrzeby związane z japońskim pismem. Kiedy więc zepsuła się fotoskładarka pracująca w systemie SCRIPT, przestawiono się na tańszy system składu stosowany przez Towarzystwo. Niektóre elementy programu przygotowane przez naszych braci dla SCRIPT-a, w tym japoński „alfabet” złożony mniej więcej z 8000 skomplikowanych znaków, włączono do MEPS-a. Wielu programistów, którzy pracowali nad systemem japońskim, wspiera teraz ogólnoświatową działalność wydawniczą Towarzystwa w innych krajach.
Powstaje nowy dział
Blisko 30 lat drukarnia Towarzystwa w Brooklynie zaopatrywała Japonię w książki potrzebne do rozpowszechniania w terenie. Kiedy jednak w roku 1978 zaczęto budować nową drukarnię w Ebinie, zdecydowano, że oddział w Japonii sam będzie produkował książki.
Na wieść o tych planach odwiedził nas prezes wielkiej firmy wytwarzającej kleje. Kiedy się dowiedział, że planujemy sami je wyrabiać, zaproponował, iż załatwi nam potrzebne surowce i sprzęt. Gotów był nawet dostarczać nam klej po kosztach produkcji. Dlaczego? Kilka lat wcześniej w Chicago zwiedzał wystawę maszyn introligatorskich i drukarskich. Wraz z kolegami spotkał tam braci z Betel w Brooklynie, którzy zaprosili ich do nowojorskiej drukarni Towarzystwa Strażnica. Jej funkcjonowanie, a przede wszystkim życzliwość i ciężka praca braci wywarły na tej grupie wielkie wrażenie. Teraz ów mężczyzna chciał nam udzielić wszelkiej możliwej pomocy. Okazało się, że taniej będzie kupować klej od niego, niż wytwarzać samodzielnie. Za jego pośrednictwem nawiązaliśmy też kontakty z innymi dostawcami materiałów, co pozwoliło sporo zaoszczędzić.
Niejeden producent maszyn okazał się równie chętny do współpracy. Kiedy przedstawiciele pewnego wytwórcy krajarek i maszyn do zbierania składek zjawili się w Ebinie, by podpisać umowę, ogromnie spodobała im się cała budowa, szczególnie zaś ciężko pracujący niepłatni ochotnicy. W rezultacie zaproponowali obniżenie ceny maszyn o 1 000 000 jenów (10 000 dolarów).
Kto wyszkoli braci?
W drukarni nikt nie miał doświadczenia w oprawianiu książek. Dlatego Robert Pobuda został zaproszony do Brooklynu, gdzie przez sześć tygodni uczył się i zbierał materiały potrzebne do wyszkolenia braci w Japonii. Po przetłumaczeniu ich zorganizowano kurs. Oprócz tego pomocą okazały się wizyty fachowców z różnych firm, którzy udzielali wskazówek co do używania materiałów introligatorskich. Zaplanowano też zwiedzenie kilku introligatorni, by przyjrzeć się ich funkcjonowaniu.
Kiedyś po zwiedzeniu pewnej firmy bracia zostali zaproszeni do biura dyrektora. „Czy wiecie, panowie, dlaczego zgodziłem się na waszą wizytę?” — zapytał. „Normalnie nigdy nie pozwalamy, by ktoś z branży introligatorskiej oglądał nasz zakład, ale zanim otrzymałem waszą prośbę, tydzień wcześniej przyszła do mnie kobieta będąca Świadkiem i zaproponowała Strażnicę i Przebudźcie się! Ujęła mnie jej grzeczność i to, co przeczytałem w publikacjach”. Mężczyzna ów przyjął więcej literatury i zaprenumerował oba czasopisma, a ponadto zaproponował miesięczne szkolenie w swym zakładzie dla kilku braci.
Od tamtej pory bracia z introligatorni stale podnoszą kwalifikacje i pogłębiają wiedzę. Świeckie zakłady oprawiające książki wysyłają nawet swych pracowników, by obejrzeli naszą drukarnię. Zawsze wielkie wrażenie robi na nich rzucająca się w oczy czystość i dokładność. James Mantz, dawniejszy nadzorca drukarni, wspomina: „Przedstawicielom pewnej firmy zezwoliliśmy na nakręcenie filmu wideo podczas zwiedzania. Zamierzali posłużyć się nim do szkolenia własnego personelu. Mieli ten sam sprzęt i wykonywali podobną pracę, ale chcieli dać betelczyków za wzór ze względu na ich nastawienie, o którym świadczyły rozradowane twarze podczas pracy, oraz ze względu na ich ogromną wydajność”. Brat Mantz pamięta też zdumienie pewnego kierownika, który zwiedzał introligatornię Towarzystwa. Mężczyzna ten powiedział: „Młodzi Japończycy cierpią na zespół — jak mawiają — trzech ‚K’: kiken, kitanai i kitsui”. Słowa te znaczą: niebezpieczny, brudny i ciężki. Jeżeli jakaś praca wiąże się z którymś z tych czynników, większość młodych ludzi się jej nie podejmie. Ale inaczej jest w Ebinie.
Szczególne zainteresowanie budzi nasza luksusowa oprawa książek. Introligatornia w Ebinie stała się jednym z najważniejszych w kraju źródeł informacji w tej dziedzinie. Masowo oprawia się tam Biblie w skórę.
Wydanie całego Przekładu Nowego Świata
Przestawienie się na druk offsetowy, założenie introligatorni oraz opracowanie systemu SCRIPT — wszystko to stanowiło fundament pod wydanie całej Biblii w Przekładzie Nowego Świata.
Zgodę na przetłumaczenie hebrajskiej części Przekładu Nowego Świata otrzymano w 1975 roku. Miała to być praca zespołowa. W skład grupy weszło trzech tłumaczy. Jak zachować jednolitość przekładu dokonywanego przez kilka osób? Opracowano i udostępniono tłumaczom długą i szczegółową listę słów i wyrażeń angielskich, a także informacje dotyczące rzeczowników własnych, zwierząt, roślin, minerałów, barw, chorób i przedmiotów, takich jak narzędzia, ubiory, potrawy i składane ofiary. Należało też uważnie przeanalizować i dołączyć do tego zestawienia setki synonimów i ważnych wyrażeń. Później japońscy tłumacze Biblii znaleźli się w gronie osób zaproszonych do Biura Głównego, aby podzielili się swymi doświadczeniami z braćmi pracującymi nad systemem wspierającym tłumaczenie Biblii. Z ich wskazówek korzystają teraz tłumacze Pisma Świętego na całym świecie.
Cały japoński Przekład Nowego Świata został wydrukowany i oprawiony w naszych obiektach w Ebinie. Aby wydać 136 000 egzemplarzy Biblii na 17 zgromadzeń okręgowych pod hasłem „Prawda o Królestwie” w roku 1982, Dział Graficzny, drukarnia i introligatornia działały całą dobę. Niektórzy bracia pracowali na zmiany trwające 12, a nawet 16 godzin. Pobudzała ich świadomość, że robią to, co w starożytności Ezdrasz, ‛biegły przepisywacz Prawa Bożego’. Ezdrasz jednak wykonywał swą pracę ręcznie, tymczasem oni — chcąc uczynić to w języku japońskim — posługiwali się szybkobieżną maszyną offsetową zwojową. Słowa z Księgi Ezdrasza 7:6, stanowiące zachętę do naśladowania tego umiejętnego kopisty, umieścili na maszynie drukarskiej.
Tego roku wszyscy bracia z introligatorni uczestniczyli w ostatnim zgromadzeniu, które odbyło się w Fukushimie. Ostatnią potrzebną Biblię skończyli zaledwie osiem minut przed końcem pracy w przeddzień rozpoczęcia zgromadzenia. Shigeru Yoshioka, który wówczas pracował w tym dziale, wspomina: „Byliśmy wyczerpani, ale gdy zobaczyliśmy łzy radości na twarzach braci, gdy otrzymali tak długo oczekiwany kompletny Przekład Nowego Świata, wszyscy czuliśmy, że warto było zdobyć się na ten wysiłek”.
Ponieważ to japońskie tłumaczenie Biblii istniało w wersji elektronicznej, nietrudno było wydać je w rozmaitych formatach. Od roku 1982, gdy japoński Przekład Nowego Świata został ukończony, ukazało się niemal 3 000 000 egzemplarzy jego różnych wydań.
Dalsza rozbudowa związana z rozwojem
Niczym rosnące w oczach dziecko organizacja teokratyczna w Japonii szybko „wyrosła” z obiektów oddziału. W lutym 1984 roku zapowiedziano rozbudowę, obejmującą powiększenie drukarni o sześciokondygnacyjny budynek z piwnicą oraz wzniesienie ośmiokondygnacyjnego budynku mieszkalnego, również podpiwniczonego. Nowa drukarnia miała mieć prawie 22 500 metrów kwadratowych powierzchni, a więc dwa razy więcej niż pierwsza. W nowym budynku mieszkalnym przewidziano 128 pokoi dla ochotników pracujących w Betel.
Rozbudowa rozpoczęła się we wrześniu 1984 roku i dobiegła końca w lutym roku 1988. W tym okresie liczba głosicieli w Japonii przekroczyła 100 000 i dalej rosła. Dzięki tym obiektom oddział był wyposażony do zaspokajania coraz większych potrzeb Japonii oraz do pomagania w drukowaniu publikacji innym krajom. Dnia 13 maja 1989 roku odbyła się uroczystość oddania nowych budynków Jehowie — Sprawcy wzrostu, w wyniku którego trzeba było je wznieść.
Zajmowanie się rodziną ważniejsze od innych spraw
Krajowe środki przekazu od czasu do czasu poświęcają uwagę Świadkom Jehowy. W roku 1986 pewna kampania prasowa uświadomiła ludziom, jak bardzo Świadkowie Jehowy troszczą się o dzieci. Tytuł artykułu w Mainichi Daily News brzmiał: „Dyrektor JNR dla dobra rodziny rezygnuje z posady”. W Japonii ojciec kilkunastoletnich dzieci stoi przed dylematem, gdy proponuje mu się zmianę miejsca pracy, nawet jeśli się to wiąże z awansem. Przy takich przeniesieniach nie uwzględnia się sytuacji rodzinnej pracowników. Jeżeli dzieci są w szkole średniej, rodzice często niechętnie myślą o opuszczeniu miasta całą rodziną. Na ogół ojciec przyjmuje propozycję i wyjeżdża sam. Po japońsku nazywa się to tanshinfunin. We wspomnianym artykule poinformowano, że Takeshi Tamura, Świadek Jehowy, został mianowany na Kiusiu dyrektorem tamtejszego oddziału Japońskich Kolei Państwowych (JNR). Wolał jednak zrezygnować z tej prestiżowej posady, niż zostawić rodzinę. Jak napisano w pewnej gazecie, brat Tamura oświadczył: „Zadań dyrektora naczelnego może się podjąć każdy, ale moje dzieci mają tylko jednego ojca”.
Ludzie byli zdumieni. Wcześniej media ukazywały Świadków Jehowy w złym świetle, przedstawiając ich jako okrutników, którzy są gotowi pozwolić swym dzieciom umrzeć. A tu jakiś mężczyzna ma tyle odwagi, że dla dobra rodziny rezygnuje ze stanowiska, za które większość jego współpracowników oddałaby wszystko. Reporterzy telewizyjni chodzili od domu do domu. Przeprowadzali wywiady z biznesmenami, którzy zgodzili się na tanshinfunin i teraz wracali pociągami, by spędzić weekend z rodziną. Pytali ludzi, co sądzą o postanowieniu brata Tamury. Najczęściej mówiono: ‛Podziwiam go za tę decyzję. Chciałbym mieć tyle siły, by zrobić to samo’.
Brat Tamura tak wspomina tamte wydarzenia: „Nie wiem, skąd gazeta Mainichi zdobyła tę informację. Zazwyczaj w razie takiego przecieku JNR specjalnie przeprowadza zmiany na wszystkich stanowiskach, by dowieść, że podano nieprawdziwe wiadomości. Tym razem jednak było dokładnie tak, jak przedstawiły środki masowego przekazu. Musiało się za tym kryć działanie Jehowy. Za pośrednictwem mediów Japończycy dowiedzieli się, że Świadkowie Jehowy troszczą się o swoje rodziny”. Dziś brat Tamura z całą rodziną pełni służbę pełnoczasową. Jest nadzorcą przewodniczącym w zborze, a syn okresowo pracuje w Betel.
Rozwój na Okinawie
Kiedy Okinawa została połączona z oddziałem japońskim, nastąpił dalszy rozwój na tym terenie, gdzie wciąż silny wpływ na życie ludzi wywierają stare tradycje. Wiek nie powstrzymał 70-letniej Kiku Sunagawy od podjęcia służby pionierskiej. Przez wiele lat pozostawała w więzach miejscowego yuta, czyli medium spirytystycznego. Była bardzo przejęta, gdy się dowiedziała z Biblii, że prawdziwy Bóg ma imię i że może On czytać w sercu. Od razu zniszczyła wszystko, co miało związek z yuta. Następnie postanowiła nauczyć się czytać, by lepiej poznać wolę Bożą. Osoba prowadząca z nią studium cierpliwie jej w tym pomagała. Kiku została ochrzczona w 1981 roku, a w następnym rozpoczęła służbę pionierską.
Chociaż przedtem była analfabetką, teraz uczyła czytać i pisać męża pewnej starszej wiekiem zainteresowanej, dzięki czemu oboje mogli robić postępy i zgłosić się do chrztu. Wdzięczne małżeństwo ofiarowało zborowi Akamichi odpowiedni plac pod budowę pięknej nowej Sali Królestwa. Wysiłki Kiku zostały jeszcze bardziej pobłogosławione, gdy spod wpływu yuta uwolniły się również jej dwie młodsze siostry i zaczęły służyć prawdziwemu Bogu, Jehowie.
W 1989 roku pewne starsze małżeństwo z Hamamatsu zgodziło się dać świadectwo na małej wyspie Aguni Jima, oddalonej o jakieś 60 kilometrów od Okinawy. Sprzedali obrączki i uskładali pieniądze na docieranie do tej samotnej wysepki. Poświęcili 20 dni na odwiedzenie 600 tamtejszych domów. Kiedy pewnego dnia szli w palącym słońcu wzdłuż kamiennego płotu, dwie małe dziewczynki poczęstowały ich wodą ze swej manierki. Poruszeni życzliwością tych dzieci, małżonkowie postanowili odwiedzić ich rodziców. Gdy przedstawili się jako Świadkowie Jehowy, zostali serdecznie uściskani. Osiem miesięcy wcześniej rodzina ta przeprowadziła się z Okinawy i od tej pory nie widziała nikogo ze Świadków Jehowy. Rozpoczęto korespondencyjne studium Biblii, które później przekazano zborowi w mieście Naha na Okinawie. Rodzice z najstarszą córką zostali ochrzczeni w 1993 roku. Teraz pomagają w poznaniu prawdy wielu mieszkańcom tamtej oddalonej wyspy.
Kiedy w 1980 roku Okinawa z powrotem znalazła się pod opieką oddziału japońskiego, na niej i na sąsiednich wyspach działało 958 głosicieli w 22 zborach. Obecnie w prefekturze Okinawa gorliwie usługuje przeszło 2600 głosicieli Królestwa.
Pomoc Regionalnych Komitetów Budowlanych
Przez kilkadziesiąt lat zbory budowały Sale Królestwa, korzystając z własnego doświadczenia i materiałów dostępnych na miejscu, lecz wyłaniały się przy tym różne problemy, między innymi z zakresu budownictwa i prawa. Zwykle nie zwracano większej uwagi na kolorystykę. Prace w przeważającej części wykonywali niewykwalifikowani robotnicy, toteż trwały one długo. Ciągnące się miesiącami, a nawet latami budowy mogły niekorzystnie wpłynąć na duchowy stan zborów, a zwłaszcza osób zaangażowanych w prace. Nastał czas, by zastanowić się nad wprowadzeniem szybkościowych metod budowania, stosowanych już w USA.
Pierwszy Regionalny Komitet Budowlany powstał w rejonie Tokio we wrześniu 1990 roku. Stopniowo utworzono jeszcze siedem komitetów, które miały troszczyć się o pozostałe części kraju. W marcu 1991 roku w Nakaminato w prefekturze Ibaraki stanęła pierwsza w Japonii Sala Królestwa wzniesiona metodą szybkościową. Chociaż nazajutrz po rozpoczęciu budowy zerwał się huraganowy wiatr i spowodował przejściowe opóźnienia, Sala na 120 osób została ukończona w ciągu zaledwie czterech dni.
Od tej pory liczba Regionalnych Komitetów Budowlanych w całej Japonii wzrosła z 8 do 11, a pomagają one w budowie od 80 do 100 Sal Królestwa rocznie. Są wśród nich podwójne Sale oraz takie, w których ze względu na wysokie ceny ziemi na poziomie parteru znajdują się parkingi. Na Okinawie Regionalny Komitet Budowlany musiał uwzględnić w projektach tajfuny, które często nawiedzają ten rejon.
Dzień przed rozpoczęciem szybkościowej budowy w zborze Kochinda na Okinawie zmarł brat, który ofiarował działkę. Pogrzeb zaplanowano na czwartą po południu w najbliższą niedzielę — w nie istniejącej jeszcze Sali Królestwa. Ponieważ brat był znany w tej okolicy, termin pogrzebu został podany w środkach przekazu. Ludzie, którzy widzieli tylko betonowe fundamenty na placu budowy, pytali: „Naprawdę chcecie z tym zdążyć przed pogrzebem?” Salę skończono na czas i wiele osób — również z kół prawniczych i politycznych — wysłuchało w niej okolicznościowego przemówienia.
Obecnie w Japonii i na wyspach Okinawa istnieje 1796 Sal Królestwa, z czego 511 zbudowano lub odnowiono metodą szybkościową. Wyraźnie przypominają one o obecności Świadków Jehowy i przynoszą należytą chwałę Bogu, któremu oni oddają cześć.
Sale Zgromadzeń na terenie całego kraju
To samo można powiedzieć o Salach Zgromadzeń, w których odbywają się zgromadzenia obwodowe i specjalne. Zaczęto je budować jedna po drugiej począwszy od lat osiemdziesiątych — powstały na terenie Kansai, Ebiny, Chiby, Tokai, Hyogo, Gummy, Hokkaido i Tochigi. W roku 1997 ukończono dziewiątą, na Kiusiu.
Przykładna postawa ciężko pracujących braci często zmieniała nastawienie sąsiadów, którzy początkowo byli niezbyt przychylnie usposobieni. Kiedy budowano Salę Zgromadzeń w Tokai niedaleko Nagoi, pewien człowiek z sąsiedztwa bardzo ostro się temu sprzeciwiał i usiłował nawet wszcząć kampanię mającą na celu przerwanie budowy. Codziennie przychodził na plac zobaczyć, co się dzieje. Któregoś dnia zjawił się z piłą. Kiedy nadzorca budowy zapytał go, co zamierza zrobić, oświadczył: „Patrzę, jak wam idzie. Wydaje mi się, że przeszkadza wam ten lasek bambusowy. Chciałbym przyłączyć się dziś do służby ochotniczej”. I energicznie zabrał się do pracy.
Kiedy w roku 1995 bracia budowali Salę Zgromadzeń na Hokkaido, wyspie najbardziej wysuniętej na północ, dysponowali dość ograniczonymi funduszami. Byli więc uradowani, gdy otrzymali za darmo 2000 krzeseł. Jak do tego doszło? W czasie tamtej budowy Kobe i sąsiednie miasta nawiedziło silne trzęsienie ziemi, w wyniku którego wiele budynków przestało nadawać się do użytku. Wśród nich znalazł się gmach Kobe Kokusai Kaikan z piękną salą koncertową. Gdy zapadła decyzja o rozbiórce budynku, w dzienniku telewizyjnym pokazano muzyków żegnających się z salą. Obejrzeli to Świadkowie, którzy pomagali w Kobe w akcji niesienia pomocy, skontaktowali się z kierownictwem tego obiektu i uzyskali zgodę na zdemontowanie siedzeń oraz przewiezienie ich do Sali Zgromadzeń na Hokkaido. Jedna trzecia z 2000 krzeseł była zupełnie nowa, a w pozostałych trzeba było tylko zmienić tapicerkę. Firma prowadząca rozbiórkę sali koncertowej była zadowolona z pozbycia się krzeseł.
Od roku 1995, gdy stawiano Sale Zgromadzeń dla Tochigi i Hokkaido, wykwalifikowani bracia i siostry współpracujący z Regionalnymi Komitetami Budowlanymi na budowach Sal Królestwa zaczęli uczestniczyć również we wznoszeniu Sal Zgromadzeń. Bracia ogromnie sobie cenią zarówno te Sale, jak i możliwość przebywania w swym towarzystwie na zgromadzeniach. Uważają owe piękne obiekty za kolejne świadectwo tego, że Jehowa obficie błogosławi ich wysiłkom mającym na celu składanie wartościowej ofiary wysławiania.
Odpowiednie miejsca na zgromadzenia okręgowe
Większość dużych zgromadzeń okręgowych w latach osiemdziesiątych odbywała się na odkrytych stadionach. Trzeba więc było znosić letnie upały i wilgoć, a także radzić sobie z tajfunami, które zaczynają nawiedzać Japonię mniej więcej w okresie letnich zgromadzeń.
W 1983 roku zgromadzenie okręgowe dla przeszło 20 000 osób zaplanowano na dni od 18 do 21 sierpnia na dawnych terenach wystawowych Expo ’70 w Osace. W trakcie prac przygotowawczych w niedzielę 14 sierpnia ochotnicy postawili tam dwa olbrzymie namioty. Tymczasem w kierunku Osaki pędził tajfun z szybkością 160 kilometrów na godzinę. Aby uniknąć niebezpieczeństwa, trzeba było rozebrać konstrukcje. „Biuro zgromadzenia przypominało stację meteorologiczną — pilnie śledzono rozwój tajfunu” — opowiada Shogo Nakagawa, nadzorca zgromadzenia.
„Dzień 16 sierpnia był dniem modlitw. Jeżeli zgromadzenie miało się rozpocząć na czas, bracia musieliby przystąpić do wznoszenia namiotów 17 sierpnia o piątej rano. Wieczorna gazeta z 16 sierpnia donosiła: ‛W rejonie Osaki spodziewana jest gwałtowna ulewa’. Żebyśmy mogli zacząć pracę zgodnie z planem, tajfun musiałby się przemieścić szybciej i skręcić w prawo, a chmury na zachodzie musiałyby się rozejść. I tak się właśnie stało. O godzinie czwartej rano 17 sierpnia deszcz lał w południowej części Osaki, ale nie na terenie zgromadzenia. Bracia zdążyli ponownie postawić namioty i kongres rozpoczął się o 13.20 w czwartek 18 sierpnia — tak jak zaplanowano”.
Jednakże stopniowo zaczynały być dostępne kryte hale na przeszło 10 000 miejsc. Świadkowie Jehowy zaczęli wynajmować te klimatyzowane pomieszczenia w latach dziewięćdziesiątych. Jeden z największych tego typu kongresów zorganizowali na tokijskim Stadionie Pod Kopułą w roku 1992. Na tym zgromadzeniu okręgowym pod hasłem „Nosiciele światła” było w sumie 39 905 obecnych. Obiekt ów mieści się w centrum Tokio, więc całe wydarzenie stało się wspaniałym świadectwem dla osób postronnych. Pewien mężczyzna pracujący w pobliżu wyznał pionierce, która odwiedziła go w domu, że on i jego koledzy krytycznie oceniali Świadków. Ale po przyjrzeniu się delegatom przybyłym na zgromadzenie przeprosił za to i powiedział: „Teraz, gdy zmieniłem zapatrywania, będziemy z żoną czytać te czasopisma”.
Serdeczne przyjęcie ewakuowanych
W latach osiemdziesiątych została wystawiona na próbę umiejętność zaspokojenia przez braci jeszcze innej potrzeby. Podobnie jak chrześcijanie w I wieku mieli możliwość okazania głębi swej miłości, udzielając pomocy współwyznawcom w Judei, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, tak Świadkowie Jehowy w Japonii w ostatnich latach mogli uzewnętrznić przymioty chrześcijańskie podczas klęsk żywiołowych (Dzieje 11:28, 29; Rzym. 15:26). Ich działania stanowiły kolejny dowód spełniania się słów Jezusa: „Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będzie wśród was miłość” (Jana 13:35).
Pierwszym przykładem niesienia pomocy na szeroką skalę była akcja przeprowadzona po tym, gdy 21 listopada 1986 roku wybuchł wulkan Mihara na wyspie Oshima w archipelagu Izu. O godzinie 16.17 Jiro Nishimura, starszy jedynego zboru na wyspie, poczuł potężną eksplozję. „Kiedy wybiegłem z domu”, opowiadał, „ujrzałem nad górą Mihara chmurę podobną do grzyba atomowego”. Przez godzinę wyspą targnęło 80 wstrząsów. Nocą ewakuowano z Oshimy przeszło 10 000 osób.
W ciągu kilku godzin od wybuchu utworzono komitety pomocy na półwyspie Izu i w Tokio, żeby zatroszczyć się o ewakuowanych Świadków. Po usłyszeniu nakazu ewakuacji Yoshio Nakamura wraz z innymi osobami z tokijskich zborów o drugiej nad ranem pośpieszyli do portu w celu udzielenia pomocy członkom zboru z Oshimy. Jeden z ewakuowanych powiedział później: „Zaraz po zejściu ze statku zauważyliśmy tablicę z napisem: ‚Świadkowie Jehowy’. (...) Widok braci, którzy wyszli po nas na nabrzeże, tak wzruszył żonę, że się rozpłakała”.
Wybuch na półwyspie Shimabara
Niecałe pięć lat później, w czerwcu 1991 roku, wybuchł wulkan Fugen na półwyspie Shimabara w pobliżu Nagasaki. Zginęło ponad 40 osób. Jedna siostra z dziećmi, której dom stał na drodze rozżarzonych gazów i popiołów, o włos uniknęła śmierci. Spośród 42 głosicieli ze zboru Shimabara aż 30 musiano ewakuować. Nie można też było używać Sali Królestwa, ponieważ znajdowała się w zagrożonym rejonie. W całym kraju zbory poinformowano o potrzebach braci na terenie nawiedzonym klęską i otwarto w banku konto, aby utworzyć fundusz na rzecz poszkodowanych. Reakcja była natychmiastowa i tak szczodra, iż lokalny bank nie mógł sobie poradzić. Poprosił o chwilowe wstrzymanie wpłat, aby odrobić zaległości. Nie minął nawet miesiąc, a miejscowy komitet pomocy zwrócił się do zborów o zaprzestanie wysyłania pieniędzy, gdyż przyszło ich więcej, niż potrzebowano. Datki umożliwiły zatroszczenie się o tych, którzy stracili pracę i mieszkania, a także wzniesienie dwóch pięknych nowych Sal Królestwa — dla zboru Shimabara oraz dla nowo utworzonego zboru Arie, do którego należała teraz połowa ewakuowanych.
Akcja pomocy oraz 3000 listów wyrażających serdeczną troskę poruszyły serca Świadków z regionu dotkniętego klęską żywiołową. W kwietniu następnego roku 28 głosicieli ze zboru Shimabara oraz 20 ochrzczonych członków zboru Arie zgłosiło się na miesiąc do pomocniczej służby pionierskiej. Dali w ten sposób wyraz swej wdzięczności wobec Jehowy.
Konieczna pomoc prawna
Oczywiście Szatanowi nie podobało się to, że słudzy Jehowy działają w jedności. Tak jak w innych krajach próbował tworzyć przeszkody, by powstrzymać rozwój ludu Jehowy. Dlatego nieraz trzeba było wnosić sprawy do sądu (por. Dzieje 25:11).
Aby radzić sobie w okolicznościach, w których niezbędna była znajomość prawa, na początku lat osiemdziesiątych w Biurze Oddziału założono Dział Prawny. W roku 1991 do służby pełnoczasowej w Betel zgłosił się młody adwokat z żoną. Po skonsultowaniu się z innymi braćmi mającymi wykształcenie prawnicze przygotował dla gron starszych bardzo przydatny materiał dotyczący takich kwestii, jak wynajmowanie i posiadanie Sal Królestwa, właściwe postępowanie w razie zastosowania przemocy przeciw ludowi Jehowy oraz mądre kroki w związku z rozwodem i sporem o opiekę nad dziećmi. Poza tym Biuro Oddziału otrzymywało potrzebne porady, gdy zmieniało się prawo — na przykład co do wydawania i wysyłania za granicę literatury biblijnej.
Sprawa sumienia trafia przed sąd
Na uwagę zasługuje rozpatrywana przed sądem sprawa dotycząca 16-letniego Kunihita Kobayashiego, ucznia pewnego college’u w Kobe (Kobe Municipal Industrial Technical College). (W Japonii nauka w takim college’u jest nieobowiązkowa, trwa pięć lat, z czego trzy to lata szkoły średniej). Niektóre szkoły skreślały z listy uczniów lub nie promowały do następnej klasy tych, którzy nie brali udziału w ćwiczeniach z zakresu sztuk walki. Tym samym odmawiały im prawa do zdobywania wykształcenia. Podczas wizyty w oddziale w grudniu 1986 roku nadzorca strefy Lloyd Barry zalecił, by wybrać przykładnego brata mającego taki problem, najlepiej syna starszego, i wnieść do sądu skargę przeciw wyrzuceniu go ze szkoły.
W 1990 roku Kunihito Kobayashi z czterema innymi uczniami odmówili trenowania kendo (japońska sztuka walki na miecze) — zgodnie ze słowami Księgi Izajasza 2:4, by ‛przekuć swe miecze na lemiesze i nie uczyć się już wojowania’. Chociaż Kunihito był z innych przedmiotów najlepszym uczniem w klasie, został potem wydalony ze szkoły za niezaliczenie wychowania fizycznego przez dwa lata z rzędu. Kunihito i czterech pozostałych uczniów złożyło skargę przeciw szkole o pogwałcenie ich konstytucyjnych praw do nauki i wolności wyznania. Po rozpatrzeniu w różnych instancjach sprawa Kunihita trafiła w końcu do Sądu Najwyższego. Dnia 8 marca 1996 roku sędziowie Drugiej Małej Ławy w Sądzie Najwyższym jednomyślnie powzięli decyzję korzystną dla Kunihita i oświadczyli, iż szkoła niesłusznie zmuszała go do wybierania między religią a zdobywaniem wykształcenia. Było to precedensowe orzeczenie w sprawie, w której w grę wchodziła wolność religijna oraz prawo władz szkolnych do decydowania o programie. Nowy dyrektor wobec wszystkich uczniów przyznał, iż w tym wypadku szkoła zajęła błędne stanowisko, i poprosił ich o „serdeczne przyjęcie pana Kobayashiego znowu do grona uczniów”. W kwietniu 1996 roku, cztery lata po wydaleniu, 21-letni brat Kobayashi wrócił do college’u.
Decyzji tej nadano wielki rozgłos w całym kraju i Świadkowie Jehowy cieszyli się, że jeszcze raz skierowano uwagę opinii publicznej na imię i prawe zasady Jehowy oraz dano przychylne świadectwo (Mat. 10:18).
Szacunek dla prawa Bożego co do krwi
Chociaż Świadkowie Jehowy są znani z troski o życie bliźnich, trzeba było dołożyć usilnych starań, by rozproszyć głęboko zakorzenione uprzedzenia spowodowane ich szacunkiem dla świętości krwi (Rodz. 9:4; Dzieje 15:28, 29). Przed rokiem 1980 w Biurze Oddziału zaczęto gromadzić informacje o szpitalach i lekarzach, których pacjenci zostali zoperowani bez użycia krwi. Nie była to jednak lista lekarzy gotowych do współpracy, ponieważ część z nich niechętnie zgodziła się na przeprowadzenie takich operacji.
Czy można by jeszcze skuteczniej pomóc Świadkom poszukującym lekarzy gotowych operować bez przetaczania krwi? Akihiro Uotani, który bezpośrednio załatwiał takie sprawy, wspomina: „Byliśmy sfrustrowani, bo często nie wiedzieliśmy, co począć, gdy do Towarzystwa dzwoniły zdesperowane osoby, szukające kogoś, kto zgodziłby się operować bez krwi”. Tymczasem na początku roku 1989 do Japonii doszły wieści, że w USA odbędą się seminaria dla Komitetów Łączności ze Szpitalami (KŁS). Zainteresowani bracia z Biura Oddziału zapytali o to listownie Biuro Główne w Brooklynie. W listopadzie tego samego roku otrzymali z Brooklynu list od Służby Informacji o Szpitalach z powiadomieniem, iż Komitet Wydawniczy zgadza się na zorganizowanie w Japonii w marcu 1990 roku seminarium dla Komitetów Łączności ze Szpitalami. Byłoby to jedno z pierwszych takich szkoleń poza granicami USA.
W seminarium miało uczestniczyć 91 nowo zamianowanych członków Komitetów Łączności ze Szpitalami, 111 nadzorców podróżujących, 25 lekarzy będących Świadkami, 44 braci z Korei Południowej oraz 3 wykładowców z Brooklynu. Program miał być przedstawiany po angielsku i tłumaczony na język koreański i japoński.
„Podczas tego seminarium wykładowcy wielokrotnie kładli nacisk na konieczność ‚prowadzenia działalności wychowawczej wśród lekarzy’” — wspomina brat Uotani. „Niektórzy wyjawiali poważne wątpliwości co do tego, czy w Japonii da się odwiedzać szpitale i rozmawiać z lekarzami z myślą o ich ‛wychowywaniu’ — zwłaszcza że Japończycy mają zwyczaj bez słowa przyjmować każdą terapię zaleconą przez lekarza, a lekarze nie są skłonni rozmawiać z nieprofesjonalistami o tym, co robią. Ale po seminarium trzech wykładowców wraz z członkami Komitetów Łączności ze Szpitalami odwiedziło szpitale w Tokio i okolicach z bardzo dobrym wynikiem”.
Informowanie prasy i lekarzy
Ponieważ w związku z naszym stanowiskiem w sprawie krwi środki masowego przekazu podawały informacje niedokładne i wynikające z uprzedzeń, uznano, że zarówno wśród lekarzy, jak i w środowisku dziennikarskim należy przeprowadzić kampanię informacyjną. Dlatego od września 1990 roku, po wydaniu broszury Jak krew może ocalić twoje życie?, Biuro Oddziału zainicjowało spotkania z autorami artykułów medycznych, ukazujących się w prasie krajowej i lokalnej. Przyniosło to bardzo dobre rezultaty. Niektórzy dziennikarze, poruszeni przedstawionymi informacjami, zaproponowali, że napiszą artykuły o lekarzach wykonujących operacje bez użycia krwi.
Innym pozytywnym wynikiem tej kampanii było to, że pewni dziennikarze z głównych gazet krajowych poinformowali KŁS w Osace, iż Komisja Etyki w Krajowym Centrum Chorób Układu Krążenia zastanawia się, jak postępować ze Świadkami. Natychmiast wystosowano list z prośbą o rozmowę z dyrektorem tej instytucji. W spotkaniu uczestniczył zarówno dyrektor, jak i wiceprzewodniczący Komisji Etyki. W rezultacie 22 kwietnia 1991 roku zapadła decyzja, by uszanować prawo Świadków do odmowy transfuzji krwi.
Był to dobry początek owocnych kontaktów z podobnymi komisjami w innych szpitalach. Kiedy Komisja Etyki przy Miejskich Szpitalach Ogólnych i Położniczych w Tokio przygotowywała wytyczne, jak postępować w wypadku odmowy przyjęcia transfuzji krwi z pobudek religijnych, zaprosiła przedstawiciela Służby Informacji o Szpitalach z Biura Oddziału oraz członków tokijskiego KŁS. Ta 13-osobowa komisja zaleciła, by we wszystkich 16 szpitalach podlegających władzom stolicy uwzględniać życzenia dorosłych pacjentów, którzy domagają się leczenia bez krwi, choćby lekarze uważali transfuzję za niezbędną. „Jeżeli do szpitala trafia ktoś nieprzytomny, mając przy sobie dokument, w którym nie wyraża zgody na transfuzję, lekarz musi dać pierwszeństwo jego życzeniu” — podano w dzienniku Mainichi Shimbun. Oznajmiono też, że „w wypadku uczniów szkół średnich ich stanowisko w kwestii transfuzji zostanie uszanowane tak samo jak dorosłych”.
Nawet w takich szpitalach, w których oficjalnie umieszczano wywieszki „Nie przyjmujemy Świadków Jehowy”, personel zmienił nastawienie i jest gotowy leczyć Świadków bez użycia krwi. Na liście lekarzy chętnych do współpracy jest teraz przeszło 15 000 nazwisk. Niektórzy lekarze czuli się zlekceważeni, gdy miejscowy KŁS ich pominął. W październiku 1995 roku pewien szpital w Matsudo zaczął realizować program bezkrwawej chirurgii, wiążący się z całkowitym poszanowaniem dla stanowiska Świadków w kwestii krwi. A zatem w tej ważnej dziedzinie zrobiono duży postęp.
Miłość idąca w parze z dobrą organizacją
Jak przepowiedział Jezus Chrystus, w tych dniach ostatnich w jednym miejscu po drugim zdarzają się wielkie trzęsienia ziemi (Mat. 24:3, 7). Jedno z nich nawiedziło rejon Kobe we wtorek 17 stycznia 1995 roku. Miało siłę 7,2 stopnia w skali Richtera i pochłonęło przeszło 5000 ofiar, a dalsze tysiące pozbawiło dachu nad głową. Spośród 9000 Świadków mieszkających na obszarze dotkniętym katastrofą życie straciło 13 ochrzczonych i 2 nie ochrzczonych głosicieli. Kazu i Hiroshiego Kaneków, małżeństwo pionierów specjalnych usługujących w zborze Nishinomiya-Centrum, znaleziono tamtego ranka pod gruzami starego mieszkania. Po przeszło czterech godzinach odkopano brata Kaneka, lecz jego żona, Kazu, już nie żyła. Ponieważ Hiroshi długo był przygnieciony gruzami, przestały mu pracować nerki i wiele dni znajdował się w krytycznym stanie. „Bardzo wyraźnie uświadomiłem sobie, jak bezwartościowe są dobra materialne” — powiedział Hiroshi. „Z drugiej strony zrozumiałem znaczenie takich przymiotów, jak wiara i nadzieja. Pomagają one przetrwać w najtrudniejszych okolicznościach”.
Powodowani głęboką miłością do braci, Świadkowie natychmiast pośpieszyli z pomocą. Na szczęście obwody w rejonie Kobe zostały tak utworzone, że dzieliły miasto z północy na południe. Ponieważ wstrząsy wystąpiły na wybrzeżu biegnącym ze wschodu na zachód, w każdym obwodzie były zbory, które nie ucierpiały i mogły pomóc będącym w potrzebie. Starsi z tych pobliskich zborów zainicjowali akcję ratunkową. Następnego dnia po pierwszym wstrząsie 16 motocyklami dostarczono żywność i wodę zborom w śródmieściu Kobe.
Nadzorcy obwodu bezzwłocznie zorganizowali tymczasowe punkty pomocy dla Świadków. Biuro Oddziału poleciło, by w sześciu ocalałych Salach Królestwa gromadzono niezbędne artykuły. „W ciągu pięciu godzin Sale te zostały wypełnione po brzegi” — wspomina członek Komitetu Oddziału Yoshihiro Nagasaki, który przyjechał na zniszczone obszary na motocyklu z pewnym bratem. „Musieliśmy poprosić braci, by skierowali dary do pobliskich Sal Zgromadzeń”. Rzeczy dla poszkodowanych składano w dostępnych miejscach, skąd mogli je zabierać przedstawiciele tamtejszych zborów, a potem starsi w każdym zborze rozdawali je poszczególnym członkom.
Biblia zachęca chrześcijan do ‛wyświadczania dobra wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy są z nami spokrewnieni w wierze’ (Gal. 6:10). Świadkowie chętnie dzielili się z drugimi otrzymanymi artykułami. Kiedy w dwa dni po trzęsieniu ziemi w Kobe pewien starszy uświadomił sobie, że Świadkowie zostali wystarczająco zaopatrzeni, a inni rozpaczliwie potrzebują pomocy, natychmiast wysłał dwie ciężarówki z żywnością do lokalnego ośrodka dla poszkodowanych.
Pomoc w jeszcze większym zakresie
Zatroszczono się też o potrzeby emocjonalne i duchowe poszkodowanych. Szybko poczyniono kroki, by dalej urządzać zebrania zborowe. Pewien zbór spotkał się w parku jeszcze tego samego dnia, w którym nastąpiło trzęsienie ziemi. W pierwszą niedzielę po katastrofie większość zborów w tym rejonie jak co tydzień studiowała Strażnicę. Z myślą o emocjonalnych i duchowych potrzebach osób, które ucierpiały, do pięciu nadzorców obwodu troszczących się o pięć tamtejszych obwodów wysłano jeszcze siedmiu braci podróżujących. Składali specjalne wizyty, by umocnić braci i pomóc im stawiać sprawy Królestwa na pierwszym miejscu pomimo katastrofy.
Dziesięć Sal Królestwa uznano za niezdatne do użytku. Wiele braci miało częściowo lub całkowicie zniszczone domy. Aby pomóc w ich remontowaniu, każdy z 11 japońskich Regionalnych Komitetów Budowlanych zorganizował 21-osobową brygadę. Do pracy włączyła się też grupa Świadków, którzy na własny koszt przybyli z USA. Zanim ukończono akcję, brygady te naprawiły 1023 domy i uprzątnęły gruzy czterech zupełnie zniszczonych. Ofiarni bracia z całego kraju odbudowali pięć Sal Królestwa, a w czterech innych dokonali napraw.
Niewierzący krewni Świadków byli traktowani równie życzliwie, jak wierzący członkowie rodziny. Pewna siostra mająca niewierzącego męża i czworo dzieci straciła w trzęsieniu ziemi drugiego syna. Cała rodzina przez tydzień mieszkała wraz z 70 Świadkami w Sali Królestwa. Kiedy mąż widział, jak bracia troszczą się o innych i okazują skuteczną pomoc, zaczął doceniać organizację Jehowy. Pewnego dnia znalazł się w punkcie pomocy w Suicie. Tam zobaczył, jak bracia ciężko pracują dla dobra osób, których nawet nie znają. Tak go to poruszyło, iż nie mógł powstrzymać łez. Tego samego dnia zgodził się na studium Biblii.
Dostosowywanie się do zmian
W miarę upływu lat sytuacja w Japonii się zmieniała. Pod koniec marca 1992 roku, 43 lata po przyjeździe pierwszej grupy misjonarzy w 1949 roku, na całym terenie podlegającym japońskiemu oddziałowi regularnie głoszono dobrą nowinę o Królestwie. Jednakże zmieniły się również warunki życia i postawa ludzi, toteż Świadkowie Jehowy muszą się do tego dostosować.
Rodney Kealoha, misjonarz i wieloletni nadzorca podróżujący, zauważył: „Dwadzieścia pięć lat temu [w latach siedemdziesiątych] Japończycy byli bardzo uprzejmi i przyjaźni. Kiedy przychodzili do nich Świadkowie, słuchali, nawet gdy ich to nie interesowało”. Ludzie poświęcali czas na lekturę i na ogół mieli duży szacunek dla moralności i norm społecznych. Stopniowo jednak ich uwagę rozpraszał rosnący dobrobyt materialny. Żony i matki zaczęły podejmować pracę. Mniej ludzi można było zastać w domu w ciągu dnia. Pozostali często okazywali się zbyt zajęci, żeby dłużej rozmawiać o religii, a ponadto nie chcieli przyjmować literatury, gdyż uważali, że nie mają czasu na czytanie.
Zaczęły pojawiać się budynki specjalnie strzeżone oraz budynki z domofonami. Głosiciele na takich terenach musieli się przyzwyczaić do rozpoczynania rozmów przez domofon. Nauczyli się wracać do osób, które tylko były uprzejme i życzliwe. Pionierce z Sapporo, Hiroko, pewna kobieta podziękowała za rozmowę, mówiąc, że jest sintoistką. Jej miły głos i grzeczne obejście wzbudziły w Hiroko przekonanie, że osoba ta musi mieć dobre serce, toteż odwiedziła ją ponownie. Stopniowo zaprzyjaźniły się przez domofon. W końcu po dziesięciu miesiącach takich rozmów siostra została powitana słowami: „Proszę chwileczkę poczekać”, po czym owa niewiasta stanęła w drzwiach i zaprosiła ją do domu. Rozmowa na temat rodziny szybko doprowadziła do studium Biblii, a potem do chrztu. Nowa siostra, obecnie pionierka, rzeczywiście miała dobre serce.
Ponieważ w ciągu dnia ludzie rzadko są w domu, Nasza Służba Królestwa zachęciła do wzmożonego głoszenia popołudniami oraz do świadczenia na ulicach. Głosiciele od razu zareagowali entuzjastycznie. Wkrótce w całej Japonii można było zobaczyć, jak proponują Strażnicę i Przebudźcie się! na ulicach, a zwłaszcza obok ruchliwych stacji kolejowych.
Typowym przykładem jest pewna siostra mieszkająca niedaleko Jokohamy. Chociaż pracowała na cały etat, pragnęła być pionierką pomocniczą. Starszy poradził jej, by codziennie przed pójściem do pracy, to znaczy między szóstą a ósmą rano, świadczyła na ulicy przy dworcu. Kiedy przezwyciężyła nieśmiałość i poradziła sobie z kpinami niektórych pasażerów, znalazła 40 stałych czytelników, chętnie przyjmujących czasopisma. Należały do nich osoby dojeżdżające do pracy, personel stacji oraz właściciele pobliskich sklepów. Przeciętnie rozprowadzała w miesiącu 235 czasopism na terenie, na którym pionierzy zazwyczaj rozpowszechniali około 30 egzemplarzy. Dzięki temu, że każdego dnia dosłownie przez chwilę przedstawiała drugim ciekawe szczegóły z Biblii, zapoczątkowała sześć studiów biblijnych — w tym jedno z policjantem.
Inni głosiciele zastosowali się do rad dotyczących świadczenia przez telefon, by dotrzeć do mieszkańców trudno dostępnych budynków. Dzięki wytrwałości i poruszaniu ciekawych tematów założyli wiele studiów biblijnych. Kiedyś siostra zapytała przez telefon pewną kobietę, czy zastanawia się trochę nad tym, jaka przyszłość czeka ją i jej rodzinę, i usłyszała twierdzącą odpowiedź. Rozmówczyni wyznała, że rozczarowanie do ludzkich wysiłków podkopało jej zdrowie. Zamknęła się więc w domu. Szczera troska wyrażona przez głosicielkę tak ją poruszyła, że zgodziła się na spotkanie w pobliskim supermarkecie. Kiedy zapoznała się z treścią książki Droga do szczęścia w życiu rodzinnym, od razu zgodziła się na studium Biblii.
Dzięki energicznej działalności kaznodziejskiej prowadzonej przez coraz dojrzalsze zbory następuje stały wzrost. Liczba głosicieli nieprzerwanie rośnie z miesiąca na miesiąc od stycznia 1979 roku, czyli od 18 lat. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych co roku w Japonii przybywało średnio ponad 10 000 głosicieli. W marcu 1995 roku było ich 200 000. W sierpniu 1997 roku w 3785 zborach działało 220 663 głosicieli (dla porównania w sierpniu 1972 roku było ich 14 199 w 320 zborach). Ale coraz liczniejszą grupę stanowią głosiciele, których językiem ojczystym nie jest japoński.
Pomoc dla grup obcojęzycznych
Kwitnący stan japońskiej gospodarki przyciągnął do tego kraju rzesze robotników nie mówiących po japońsku. Wśród nich są Świadkowie Jehowy. Skończyły się czasy, gdy niemal dla każdego tutejszego mieszkańca językiem ojczystym był japoński. Jak zatem pomóc pod względem duchowym grupom obcojęzycznym?
Jeszcze w latach siedemdziesiątych ludność obcojęzyczna była stosunkowo nieliczna. Niewielkie grupy lub zbory utworzono w Misawie, Tachikawie i Okinawie z myślą o żonach i dzieciach wojskowych amerykańskich oraz o innych zainteresowanych.
Największa grupa powstała przy amerykańskich bazach wojskowych w Okinawie. W 1968 roku Evalyn i Karl Emersonowie, którzy byli przedtem misjonarzami w Korei, przeprowadzili się z synkiem na Okinawę, by pomóc mieszkającym tam osobom angielskojęzycznym. Później dołączyli do nich na tym owocnym terenie Mary i Bill Ivesowie oraz Penny i Wayne Frazee z 40 i 52 klasy Szkoły Gilead. Wśród żołnierzy szczególnie skutecznie działał Wayne, który był kiedyś wojskowym, a teraz jeździł po rozległej bazie lotniczej Kadena rozsypującym się samochodzikiem małolitrażowym. W ciągu 15 lat spędzonych w Okinawie Penny i Wayne pomogli ochrzcić się około 100 osobom. Działali tak owocnie, że dowódca jednej bazy zażądał, by głosili gdzie indziej. Dlaczego? „Zabieracie moich najlepszych ludzi” — narzekał.
W zborze wciąż zmieniały się osoby w związku z przydziałami do innych baz wojskowych, toteż w zebraniach uczestniczyły dosłownie tysiące, a setkom udzielono pomocy, by mogły stanąć po stronie Jehowy. Większość po powrocie do USA dalej służyła Jehowie. Niektórzy zostali starszymi i sługami pomocniczymi. Jeden z nich, Nick Simonelli, poszedł w ślady tego, który z nim studiował, i znalazł się w 93 klasie Szkoły Gilead. Obecnie wraz z żoną usługuje w Ekwadorze.
Teren angielskojęzyczny w Japonii
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych, po zakończeniu wojny wietnamskiej, w Japonii zaczęło stopniowo ubywać grup angielskojęzycznych. Ale na początku lat osiemdziesiątych James Mantz junior zauważył, że dużo osób mówiących po angielsku skupia się wokół amerykańskiej bazy lotnictwa morskiego w Atsugi, zaledwie 15 minut jazdy od Betel, toteż poprosił swych rodziców, mieszkających wówczas w Kalifornii, by przybyli z pomocą na Daleki Wschód (por. Dzieje 16:9). W marcu 1981 roku 62-letni James Mantz senior ze swą 59-letnią żoną, Ruth, sprowadzili się więc do Sagamihary, leżącej niedaleko bazy w Atsugi. „Nasz teren był wszędzie, gdzie mogliśmy spotkać ludzi mówiących po angielsku” — wspomina Ruth. Pewna siostra z rodziny Betel w Ebinie opowiada: „Kiedy Ruth świadczyła na ulicy, często wyciągała ręce z czasopismami i zatrzymywała jadących na rowerach młodych żołnierzy amerykańskich”. Niestety, James Mantz senior zmarł wkrótce po przybyciu do Japonii, ale Ruth pozostała na tym terenie i pomogła wielu osobom poznać prawdę. Mała grupa angielska w Sagamiharze w październiku 1985 roku przekształciła się w zbór.
Ponieważ w latach osiemdziesiątych gospodarka japońska jeszcze się umocniła, liczba obcokrajowców gwałtownie wzrosła. Do kraju napłynęło tysiące cudzoziemskich robotników z Filipin, Ameryki Południowej, Afryki, Chin i Korei. Towarzystwo poczyniło odpowiednie kroki, by nieść im pomoc duchową. Wyznaczono do tego pionierów znających język angielski, w tym wielu usługujących w Betel. „Kiedy Towarzystwo zajęło się tą sprawą, od razu nastąpił wzrost” — oświadczył pewien brat, który od wielu lat współpracował ze zborem angielskojęzycznym. Do 1 września 1997 roku powstało 18 takich zborów, tworzących osobny obwód.
Pomoc dla Brazylijczyków
Do pracy w Japonii powróciło wielu Japończyków, których rodzice lub dziadkowie wyemigrowali do Brazylii — nie znali jednak ani japońskiego, ani angielskiego. W roku 1986 Nanako i Kazuyuki Kiritaniowie, byli misjonarze z Brazylii, przenieśli się do Jokohamy, gdzie osiedliło się kilka sióstr oraz zainteresowanych mówiących po portugalsku. Grupka ta miała raz w miesiącu studium Strażnicy oraz skrócone zajęcia teokratycznej szkoły służby kaznodziejskiej po portugalsku.
Wiosną 1991 roku Towarzystwo zaprosiło trzech brazylijskich starszych z Tokio, Nagoi i Toyohashi, a także brata Kiritaniego, by omówić rozwój na polu portugalskojęzycznym. W sierpniu 1991 roku rozpoczęły działalność cztery grupy portugalskie. Biuro Oddziału zachęciło do poznania tego języka ochotników z Betel, dla których zorganizowano tam kurs języka. Pilnie się uczyli i jako jedni z pierwszych weszli w skład portugalskich grup. Nowe grupy szybko urosły w zbory, których po sześciu latach było już 21 i które także utworzyły oddzielny obwód.
Zaczyna się działalność na terenie hiszpańskojęzycznym
We wrześniu 1987 roku odbyło się pierwsze zebranie po hiszpańsku — zorganizowano je z myślą o ośmiu siostrach, związanych do tej pory z grupą portugalską. Przewodnictwo objął Louis Delgado, samotny brat z Peru. W owym czasie docieranie na hiszpańskie zebrania zabierało niejednej siostrze sześć godzin. Nie żałowały tego jednak, ponieważ otrzymywały tu pomoc duchową. Te, które kiedyś ze względów finansowych poślubiły obywateli japońskich, miały z powodu bariery językowej kłopoty małżeńskie i z tej samej przyczyny trudno im było opowiedzieć o swych przeżyciach starszym w zborach japońskich.
Również służba polowa była dla tej hiszpańskiej grupy niełatwym zadaniem. Aby przygotować tereny, szukano hiszpańskich nazwisk na drzwiach w pobliżu każdej z 29 stacji linii Yamanote, która okrąża centrum Tokio. Chociaż było to męczące i czasochłonne, zapewniało odpowiedni teren do działalności.
W ciągu dnia siostry grupowo odwiedzały rejony, gdzie mieszkało wiele Kolumbijek. Pracowały one w barach prowadzonych zazwyczaj przez yakuzę, japońską mafię. Gdy któraś kobieta zaczynała przeobrażać swą osobowość, yakuza interweniowała i przenosiła ją gdzie indziej. Ale jedna zainteresowana zrobiła takie postępy duchowe, że zrozumiała, iż jeśli chce się podobać Jehowie, powinna zmienić pracę. Musiała uciec i ukrywać się przed yakuzą. Przy pomocy siostry, która prowadziła z nią studium, zdołała w końcu wrócić do swojego kraju.
Kiedy więc na początku lat dziewięćdziesiątych do Japonii przybyło mnóstwo robotników z Peru, Argentyny, Paragwaju, Boliwii i innych krajów, Jehowa miał tu małą grupę hiszpańską, przygotowaną do zatroszczenia się o ich potrzeby duchowe. W roku 1991 zorganizowano kurs hiszpańskiego dla betelczyków pragnących służyć pomocą. Nie minął rok, a niektórzy z nich zaczęli już wygłaszać wykłady publiczne. W 1993 roku w rejonie Tokio utworzono pierwszy zbór hiszpański. Do roku 1997 powstało 13 prężnie działających zborów. Składają się one na odrębny obcojęzyczny obwód.
Pomoc dla przybyszów z Azji
Do Japonii napływali też licznie Chińczycy. Były wśród nich tysiące studentów oraz potomkowie dzieci, które Japończycy zostawili w Chinach po II wojnie światowej. Ocenia się, że w Japonii mieszka przeszło 300 000 Chińczyków, w tym 200 000 w samym Tokio i jego strefie podmiejskiej. Bracia zdawali sobie sprawę, że te pola są „białe ku zżęciu”, ‛ale pracowników było mało’ (Mat. 9:37; Jana 4:35).
Masayuki Yamamoto i jego żona, Masako, spędzili osiem lat w służbie misjonarskiej na Tajwanie. W 1992 roku języka chińskiego zaczęła się uczyć chętna do pomocy grupa betelczyków. Masayuki od razu nawiązał kontakt z tymi, którzy już trochę mówili po chińsku, i tak powstała grupa złożona z 28 głosicieli. Należeli do niej głównie japońscy pionierzy, którzy mimo kłopotów językowych gorąco pragnęli pomagać chińskojęzycznym zainteresowanym. Taka gorliwość japońskich Świadków trafiała Chińczykom do serca. Pewna młoda kobieta otrzymała od brata uczącego się w tej samej szkole książkę Największy ze wszystkich ludzi. Przeczytała ją przez tydzień. W rezultacie zaczęła chodzić na wszystkie zebrania. Była zaskoczona, że tylu Japończyków uczy się chińskiego tylko po to, by dzielić się dobrą nowiną z ludźmi mówiącymi tym językiem. Zarówno ona, jak i jej młodszy brat zrobili szybkie postępy i w ciągu roku zgłosili się do chrztu. Siostra jeszcze przed chrztem prowadziła własne studia biblijne.
W maju 1993 roku odbyło się pierwsze zgromadzenie obwodowe w języku chińskim. Uczestniczyło w nim 399 osób, a 8 zostało ochrzczonych. Wkrótce działało już pięć zborów chińskich i jedna grupa studium książki w obrębie zboru japońskiego.
Grupy używające jeszcze innych języków
Pod koniec lat osiemdziesiątych Biblię zaczęli studiować Penn Pitorest i jego żona, Phiksang. Byli uchodźcami z Kambodży, a podczas rzezi w ojczystym kraju stracili rodziców. Postępy robili powoli, gdyż w ich języku nie było w zasadzie żadnych publikacji do studium. W końcu jednak zostali ochrzczeni. Troszcząc się o potrzeby duchowe innych uciekinierów z Kambodży, starali się prowadzić z nimi studia biblijne. Wkrótce powstała mała grupa kambodżańska. Jej członkowie uzyskali jeszcze większą pomoc w roku 1994, gdy zaczęła się ukazywać Strażnica w ich języku. Następnie do jego nauki przystąpiło dziesięciu braci z Betel i otrzymało za zadanie uczestniczyć w kambodżańskich zebraniach.
Chociaż największą grupę obcojęzyczną w Japonii stanowią Koreańczycy, większość z nich rozumie po japońsku, toteż przez wiele lat nie tworzono dla nich osobnych zborów. Z czasem jednak okazało się, że Koreańczycy mieszkający w Japonii szybciej pojmują prawdę, gdy studiują ją w swoim ojczystym języku. Dlatego w kwietniu 1996 roku zorganizowano grupę koreańską w sąsiedztwie Betel, a później jeszcze jedną w Itami w prefekturze Hyogo.
Godne uwagi są również zbory dla niesłyszących. Wielu ochotników nauczyło się japońskiego języka migowego, by nieść pomoc niesłyszącym w całym kraju. Od roku 1982 na niektórych zgromadzeniach okręgowych Towarzystwo zapewniało tłumaczenie programu na ten język. Ale wysiłki mające na celu dopomaganie niesłyszącym stały się bardziej zorganizowane w 1992 roku, kiedy w miastach Fukuoka i Kumamoto powstały zbory dla osób posługujących się językiem migowym. Przygotowano też na kasetach wideo wersje migowe publikacji. W Japonii istnieje teraz 11 zborów i 9 mniejszych grup, które gorliwie pomagają głuchoniemym.
A zatem Świadkowie Jehowy w Japonii naprawdę dokładali starań, by dotrzeć do wielu grup językowych i pomóc im odnieść pożytek z dobrej nowiny w języku, który rozumieją najlepiej.
Radość z nowego kursu
W roku 1993 przed starszymi i sługami pomocniczymi w stanie wolnym otworzyła się nowa możliwość. Mogli poszerzyć zakres swej służby zarówno w kraju, jak i za granicą. Z USA zostali przysłani James Hinderer oraz David Biegler, dwaj doświadczeni bracia, którzy po kilkadziesiąt lat byli nadzorcami podróżującymi, a teraz mieli poprowadzić pierwszą klasę Kursu Usługiwania w Japonii. Zajęciom w języku angielskim przysłuchiwało się też siedmiu obserwatorów z Japonii, Korei Południowej i Filipin. Przygotowywali się oni do usługiwania w charakterze wykładowców w swoich krajach.
Jeden ze studentów pierwszej klasy tak opowiada o korzyściach odniesionych z tego kursu: „Myślę, że wielu z nas miało trudności z analizowaniem spraw i podejmowaniem decyzji, gdy trzeba było zastosować związane z tym zasady biblijne. Wygodniej nam było trzymać się przepisów. Ale w czasie kursu, dzięki dwom najczęściej stawianym pytaniom: ‚Dlaczego?’ i ‚Jak?’, nauczyliśmy się rozmyślać nad przyczynami kryjącymi się za faktami i odpowiedziami”. Potwierdza to inny student z tej klasy, który pamięta, jak jeden z wykładowców wspomniał, że sługa czasopism w zborze mógłby przygotować jakiś wstęp pasujący do nowo otrzymanej literatury, a potem podzielić się nim z głosicielami. Ponieważ z sali padło w związku z tym pytanie, ciekawie objaśniono różnicę między prawością a dobrocią. Wykładowca powiedział: „Prawość spełnia spisane polecenia, lecz dobroć z myślą o drugich czyni więcej, niż jest wymagane. Musimy nie tylko być prawi, ale również dobrzy i dla zboru robić wszystko, co możemy — bez spisanego kodeksu”.
Młodzi japońscy bracia na ogół nie śpieszą się z małżeństwem. Uczestnicy pierwszych 18 klas mieli przeciętnie 29 lat, byli 13 lat w prawdzie i 8 w służbie pełnoczasowej. Do sierpnia 1997 roku przeszło 790 studentów ukończyło 33 klasy Kursu Usługiwania, a tysiące następnych czeka na zaproszenie. Niektórzy absolwenci zostali mianowani nadzorcami obwodu, pionierami specjalnymi i misjonarzami (Ps. 110:3).
Kiedy ci dobrze wyszkoleni starsi i słudzy pomocniczy zaczynają współdziałać ze zborami, od razu można dostrzec korzyści. Pewien starszy tak się wypowiedział na temat dobrego wpływu jednego z absolwentów kursu: „Zbór się ożywił i stał się radośniejszy. Poprawił się duch pionierski, a wszyscy członkowie zboru lepiej zrozumieli, jak ważne jest trzymanie się porządku teokratycznego, gdy się wykonuje jakieś zadania. Młodzi z większym zapałem zajęli się sprawami duchowymi i wielu zapisało się do szkoły teokratycznej”. Zbory naprawdę zostały umocnione.
Delegaci na zagraniczne zgromadzenia
Świadkowie Jehowy w Japonii z biegiem lat mieli wiele okazji do ‛rozszerzenia się’ w okazywaniu miłości braciom z całego świata (2 Kor. 6:13). Kiedy więcej Japończyków mogło już sobie pozwolić na podróże zagraniczne, Towarzystwo zachęciło oddział japoński do wysyłania delegatów na specjalne zgromadzenia międzynarodowe w Europie, Afryce, Azji, Ameryce Północnej i Południowej, na Hawajach i w Nowej Zelandii.
W miarę upływu lat coraz więcej osób przyjmowało zaproszenia, w tym wielu pionierów i innych sług pełnoczasowych. Wśród 1320 gości z Japonii przybyłych w roku 1996 na specjalne zgromadzenia w Czechach i na Węgrzech było 1114 sług pełnoczasowych.
To, co japońscy delegaci widzieli i słyszeli na tych specjalnych kongresach, rozszerzało ich horyzonty i zachęcało do dalszego służenia Jehowie z całego serca. Shigeo Ikehata, który z okazji międzynarodowych zgromadzeń w roku 1978 odwiedził Koreę Południową, Hongkong, Filipiny i Tajwan, wyjaśnia: „Byłem pod wrażeniem miłości łączącej braci i siostry z obcych krajów. To, że na własne oczy ujrzałem, jak Świadkowie Jehowy są zjednoczeni dzięki czystej mowie, wyraźnie pogłębiło moje docenianie dla otrzymanych przywilejów służby oraz wpłynęło na treść moich modlitw”.
Kiedy delegaci odwiedzali kraje, w których słudzy Jehowy wytrwali mimo ciężkich prześladowań, oraz bezpośrednio od nich poznawali ich przeżycia, budziło się w nich pragnienie naśladowania ich wiary. Misako Oda uczestniczyła w pierwszym zgromadzeniu międzynarodowym, które zorganizowano w byłym Związku Radzieckim — w Petersburgu w 1992 roku. Wspomina: „Gdy w pierwszym dniu kongresu rozpoczęła się wstępna pieśń, siostra z Rosji obok mnie rozpłakała się. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam, że wiele rosyjskich sióstr z powodu łez nie może śpiewać. Gorąco podziękowałam Jehowie, iż w swej niezasłużonej życzliwości pozwolił mi — komuś, kto nie doświadczył takich prześladowań, jak one — być z nimi i wspólnie przeżywać ten historyczny moment zwycięstwa Jehowy i wiernych braci”.
Młoda pionierka Seiko Namba (obecnie Nakajima) dobrze pamięta zgromadzenie, które odbyło się w 1990 roku w Buenos Aires. Oto, co opowiada: „Od braci i sióstr z Argentyny nauczyłam się, jak wyrażać miłość i wdzięczność, a także jak ważne jest okazywanie innym takich uczuć. Pewna starsza siostra uściskała mnie, gdy wychodziliśmy, i ofiarowała mi upominek. Ze łzami w oczach wiele razy powtarzała: ‚Hasta luego en el Paraíso’ [Do zobaczenia w raju]. Po powrocie do Japonii starałam się okazywać taką samą miłość i życzliwość członkom mojego zboru i ludziom na terenie”. Inni delegaci z Japonii też skorzystali z przebywania w towarzystwie swych latynoamerykańskich współwyznawców i nauczyli się bardziej uzewnętrzniać swe ciepłe uczucia, chociaż na ogół są pod tym względem dość nieśmiali i powściągliwi.
Oddział japoński miał przywilej wysłać już tysiące delegatów na specjalne zgromadzenia urządzane w innych krajach. Entuzjastyczna reakcja na zaproszenia wysyłane do zborów dowodzi, że bracia ogromnie sobie cenią możliwość przebywania z międzynarodową rodziną współchrześcijan.
Pomaganie w zaspokojeniu ogólnoświatowych potrzeb
Wielkim przywilejem jest wspieranie w różnych dziedzinach społeczności braci z całego świata. Oddział japoński zyskał duże doświadczenie w drukowaniu, toteż może pomagać pod tym względem sąsiednim oddziałom. Obecnie każdego miesiąca spod pras w Ebinie wychodzi ponad 9 000 000 egzemplarzy Strażnicy i Przebudźcie się! w 10 językach.
Oddział japoński drukuje techniką czterobarwną książki, Biblie i broszury w 26 językach — między innymi w chińskim, laotańskim, syngaleskim i tamilskim (dla Sri Lanki), tajskim oraz w 11 językach używanych na Filipinach. Dzięki szybkobieżnym maszynom rotacyjnym drukarnia może prędko reagować na potrzeby w terenie. Na przykład we wrześniu 1993 roku dostarczono do Japonii materiały do wydrukowania specjalnego wydania Biblii w języku tagalskim, obejmującego Chrześcijańskie Pisma Greckie w Przekładzie Nowego Świata. Do połowy października wysłano 70 000 gotowych egzemplarzy tej Biblii, tak iż mogła się ona ukazać w grudniu na zgromadzeniach okręgowych. Wkrótce potem wydano Biblię w języku cebuańskim oraz ilokańskim. W Ebinie też powstają luksusowo oprawione Biblie po portugalsku i hiszpańsku.
Odkąd w roku 1989 w światowym Biurze Głównym powołano Służbę Wspierania Tłumaczeń, oddział japoński zaproszono do udziału w niesieniu pomocy tłumaczom w Azji i na wyspach Pacyfiku. Mieszka tutaj przeszło połowa ludności świata, ale wiele ludzi, mówiących dziesiątkami języków, nie ma dostępu do publikacji Towarzystwa Strażnica. Bracia z Japonii, którzy zdobyli doświadczenie w tłumaczeniu oraz obsłudze komputerów, mieli przywilej odwiedzić Indie, Pakistan, Sri Lankę, Nepal, Liban, Malezję, Tajlandię, Kambodżę, Indonezję, Mianmę, Wyspy Salomona, Guam i inne kraje i pomagać w znalezieniu, wyszkoleniu oraz zorganizowaniu zespołów tłumaczy, a także w instalowaniu potrzebnego w ich pracy oprogramowania opracowanego przez Towarzystwo.
Wzajemne zachęty
Nie sposób też nie wspomnieć o 76 japońskich braciach i siostrach, którzy wzorem misjonarzy usługujących w Japonii chętnie zgodzili się popierać sprawy Królestwa w dziewięciu innych krajach. Do grupy tej należy 13 absolwentów Kursu Usługiwania. Przydzielone im tereny to: Brazylia (7), Kambodża (1), Guam (2), Malezja (2), Nigeria (1), Papua-Nowa Gwinea (11), Paragwaj (8), Wyspy Salomona (5) i Tajwan (39). Z nadsyłanych listów wynika, że nauczyli się radzić sobie z nowymi językami, zwyczajami, sposobem żywienia i chorobami tropikalnymi oraz że pragną służyć w tych okolicach mimo prymitywnych warunków (często brak bieżącej wody, gazu lub elektryczności), które tak odbiegają od sytuacji w dzisiejszej zamożnej Japonii. Pokochali miejscową ludność i nauczyli się zbożnego zadowolenia. Z całego serca się cieszą, iż mogą w ten sposób przyczyniać się do rozwoju Królestwa.
Kiedy w wyniku rozrostu teokratycznego w Japonii ponownie zaszła konieczność powiększenia obiektów oddziału, rozpoczęto prace z pomocą braci z innych krajów. Zaplanowano wzniesienie 13-kondygnacyjnych bliźniaczych budynków mieszkalnych oraz 5-kondygnacyjnego budynku gospodarczego. W 1994 roku nadzorcą budowy został mianowany Frank Lee z USA. Do komitetu budowy należy też Amerykanin Steve Givins, będący sługą międzynarodowym. W pracach uczestniczy 49 ochotników z Australii, Finlandii, Francji, Kanady, Kostaryki, Luksemburga, Nowej Zelandii, USA, Wielkiej Brytanii i Włoch. Wszyscy oni ochoczo zrezygnowali z osiadłego życia w swych ojczystych krajach, by służyć doświadczeniem i umiejętnościami braciom za granicą i by popierać sprawy Królestwa.
Na uwagę zasługuje też wspaniała reakcja braci japońskich — do pracy zgłosiło się ponad 4600 wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych pracowników. Większość z nich musiała dokonać w życiu sporych zmian, by choć na krótko przyjechać na budowę. Wiązało się to z zostawieniem posad i rodzin. Ale ich trud spotkał się z obfitymi błogosławieństwami.
Starsi, ale wciąż gorliwi
Początki wzrostu wielkiej rzeszy czcicieli Jehowy w Japonii sięgają roku 1949 i 1950, kiedy to przybyli tu misjonarze z 11 klasy Szkoły Gilead. Dołączyli do nich niektórzy absolwenci siódmej i wielu późniejszych klas. Aż 59 z nich dalej pełni służbę pełnoczasową w Japonii. Niektórzy mają już ponad 70, a nawet ponad 80 lat, ale wciąż gorliwie działają. Lois Dyer po 64 latach energicznej służby oznajmiła: „Stale z pełnym zaufaniem modlę się do Jehowy pięknymi słowami Dawida: ‚Gdy moc moja ustaje (...) aż po starość i siwiznę nie opuszczaj mnie, Boże’” (Ps. 71:9, 18). Jehowa nie opuścił tych lojalnych osób, które spędziły większą część swego życia w wiernej służbie na Jego rzecz. Pewna misjonarka tak się wyraziła: „Organizacja Jehowy przypomina matkę, która otula nas ciepłym kocem i trzyma przy sobie”.
Dwudziestu jeden tych długoletnich sług mieszka teraz w domu misjonarskim w tokijskiej dzielnicy Mita. Budynek, w którym pierwotnie mieściło się Biuro Oddziału, całkowicie odnowiono i przystosowano dla tych starszych wiekiem misjonarzy. Tworzą oni naprawdę wyjątkową rodzinę! Jej członkowie mają przeciętnie 74 lata i są 50 lat w prawdzie. Ośmioro z nich ukończyło 11 klasę Szkoły Gilead. Z biegiem lat usypali wielki „stos świadectwa”, pomagając 567 osobom poznać prawdę. Chociaż niektórzy mają sporo ponad 80 lat i poważne kłopoty ze zdrowiem, nie zakładają rąk. W roku służbowym 1997 każdego miesiąca spędzali w służbie polowej średnio 40 godzin, a ponadto na swoich często opracowywanych terenach rozpowszechnili w sumie 17 291 czasopism i setki książek. Cieszą się szacunkiem członków zboru oraz sąsiadów.
Ruth Ulrich, obecnie 87-letnia, 68 lat życia spędziła w służbie pionierskiej i misjonarskiej. Oto, co mówi: „Moją wiarę bardzo wzmacniało obserwowanie, jak ci wszyscy ludzie przychodzą z religii pogańskich do prawdy i stają się naszymi prawdziwymi braćmi i siostrami”.
Kiedy przeglądaliśmy ten „pamiątkowy album” z nowożytnej historii Świadków Jehowy w Japonii, poznaliśmy spore grono tych gorliwych sług Bożych. Jest to jednak tylko garstka spośród co najmniej 220 000 tutejszych głosicieli dobrej nowiny o Królestwie Bożym. Głęboką satysfakcją napawają misjonarzy osiągnięcia ich duchowych dzieci i wnuków, do trzeciego i czwartego pokolenia. Żywo interesują się też tym, jakie jeszcze zadania powierzy im Jehowa — zarówno w tych końcowych dniach obecnego systemu rzeczy, jak i w bliskim już, cudownym nowym świecie.
[Całostronicowa ilustracja na stronie 66]
[Ilustracje na stronie 71]
Lojalni japońscy głosiciele sprzed wojny: 1) Jizo i Matsue Ishii, 2) Miyo Idei, 3) Hagino i Katsuo Miurowie
[Ilustracje na stronach 72, 73]
Niektórzy misjonarze skierowani do Japonii w latach 1949-1950: 1) Don i Mabel Haslettowie, 2) Lloyd i Melba Barry, 3) Jerry i Yoshi Tomowie, 4) Elsie Tanigawa, 5, 6) Percy i Ilma Iszlaubowie, 7) Norrine Thompson (z domu Miller), 8) Adrian Thompson, 9) Lois Dyer, 10) Molly Heron, 11) Shinichi i Masako Toharowie
[Ilustracja na stronie 79]
N. H. Knorr (po lewej) przemawia na zgromadzeniu w domu misjonarskim w Kobe w 1951 roku
[Ilustracja na stronie 81]
Grace (wyżej) i Gladys Gregory z 11 klasy Szkoły Gilead
[Ilustracja na stronie 82]
Margrit Winteler (po prawej; 23 klasa Szkoły Gilead) dołączyła w Japonii do swej siostry Leny (15 klasa)
[Ilustracja na stronie 88]
Don Haslett i Lloyd Barry w tokijskim Domu Betel w 1953 roku
[Ilustracje na stronie 89]
Japońskie pionierki specjalne, które usługują od 40 lat (od lewej): Takako Sato, Hisako Wakui, Kazuko Kobayashi
[Ilustracja na stronie 90]
Biuro Oddziału na Okinawie w roku 1979
[Ilustracja na stronie 95]
Przed wyruszeniem do służby zimą na Hokkaido
[Ilustracje na stronie 95]
U góry: Adeline Nako
U dołu: Lillian Samson
[Ilustracja na stronie 99]
Yuriko Eto
[Ilustracja na stronie 102]
Szczęśliwa pionierska rodzina udaje się do służby polowej
[Ilustracje na stronie 110]
Biuro Oddziału w Tokio (1949-1962)
Biuro Oddziału w Tokio (1963-1973)
Obiekty oddziału w Numazu (1972-1982)
[Ilustracja na stronie 115]
Toshio Honma, nadzorca oddziału w połowie lat siedemdziesiątych
[Ilustracja na stronie 116]
Komitet Oddziału w roku 1997 (od lewej): Richard Bailey, Shigeo Ikehata, Isamu Sugiura, Masataro Oda, Makoto Nakajima, Yoshihiro Nagasaki, Kenji Mimura
[Ilustracja na stronie 124]
James Mantz, jeden z nadzorców drukarni (na zdjęciu z żoną, Sarah)
[Ilustracje na stronie 132]
Sale Zgromadzeń: Hyogo, Ebina i Kansai
[Ilustracja na stronie 139]
Kunihito Kobayashi
[Ilustracja na stronie 142]
Kobe po trzęsieniu ziemi w 1995 roku
[Ilustracja na stronie 150]
Masayuki i Masako Yamamoto
[Ilustracje na stronie 156]
Delegaci z Japonii na zgromadzeniach międzynarodowych: 1) w Kenii, 2) RPA 3) i Rosji
[Ilustracje na stronie 158]
Biuro Oddziału i Dom Betel w Ebinie; wstawka: budynki wzniesione w roku 1997