Rosja
„OD WSCHODU słońca aż do jego zachodu moje imię będzie wielkie między narodami” (Malach. 1:11). W Rosji dobrze widać, jak spełnia się to zdumiewające proroctwo, wypowiedziane przez Jehowę jakieś 2450 lat temu. Gdy nad Jego lojalnymi sługami w Kaliningradzie słońce zachodzi, 11 stref czasowych na wschód głosiciele na Półwyspie Czukockim — który od Alaski dzieli tylko Cieśnina Beringa — zaczynają już nowy dzień. W Rosji nad dziełem głoszenia o Królestwie i czynienia uczniów słońce praktycznie nigdy nie zachodzi. Jehowa obficie pobłogosławił niestrudzoną pracę, jaką w czasach Związku Radzieckiego wykonywali odważni bracia i siostry. Jak się przekonamy, znieśli oni zaciekłe prześladowania, czym otworzyli drogę do działalności przeszło 150 000 głosicieli, którzy pełnią służbę w Rosji obecnie.
Federacja Rosyjska, bo tak brzmi oficjalna nazwa tego państwa, to kraj wielonarodowy. Tworzy go mozaika nacji, języków i ludów, z których każdy ma swoją niepowtarzalną kulturę. Nasza opowieść zaczyna się nie w dzisiejszej ogromnej i zróżnicowanej językowo i religijnie Rosji, ale ponad sto lat temu — w Cesarstwie Rosyjskim, w którym jedynowładcą był car.
ODWAŻNE GŁOSZENIE DUCHOWNYM W MOSKWIE
Był to okres religijnego przebudzenia. Siemion Kozlicki, pobożny absolwent prawosławnego seminarium duchownego, spotkał się z Charlesem Taze’em Russellem, który przewodził działalności Badaczy Pisma Świętego, jak wówczas nazywano Świadków Jehowy. Nina Łuppo, wnuczka Siemiona, wyjaśnia: „W roku 1891 mój dziadek pojechał do Ameryki, gdzie poznał brata Russella. Zachował fotografię, na której byli razem, i zawsze mówił o nim: ‚mój brat Russell’”. Pod koniec XIX wieku brat Russell i jego towarzysze nadzorowali dzieło odnowy religii prawdziwej, głosząc czyste nauki zawarte w Biblii. Między innymi obalali fałszywe wierzenia propagowane przez kościoły chrześcijaństwa i ich duchowieństwo. Prawda biblijna w połączeniu z gorliwością w obronie czystego wielbienia Boga, widoczną u brata Russella i jego współpracowników, pobudziła Siemiona do śmiałego głoszenia duchownym w Moskwie. Jaki był tego rezultat?
„Dziadek został bez procesu zakuty w kajdany i natychmiast zesłany na Syberię za rzekome znieważenie arcybiskupa Moskwy” — napisała Nina. „W ten sposób w roku 1891 słowo Boże dotarło na Syberię”. Siemion Kozlicki trafił potem do tej części Syberii, która obecnie leży w granicach Kazachstanu. Tam gorliwie głosił aż do śmierci w roku 1935.
JESZCZE ‛NIEGOTOWA NA PRZYJĘCIE PRAWDY’
W tym samym roku, w którym Siemion Kozlicki został zesłany, Rosję po raz pierwszy odwiedził brat Russell. Często przytacza się słowa, które napisał po tej wizycie: „Nie zauważyliśmy, żeby Rosja była otwarta lub gotowa na przyjęcie prawdy”. Czy chodziło o to, że tutejsi mieszkańcy nie chcieli słuchać prawdy? Bynajmniej. Nie pozwalały im na to carskie władze.
Więcej na temat tej sytuacji brat Russell napisał w Strażnicy Syjońskiej z 1 marca 1892 roku: „W Rosji władze trzymają każdego mieszkańca imperium bardzo krótko, a cudzoziemiec, który przekroczy jej bramy, jest zawsze podejrzany. W każdym hotelu i na każdej stacji kolejowej po przyjeździe lub przed wyjazdem trzeba pokazywać paszport. Właściciel hotelu bierze paszport i przekazuje go komendantowi policji, a ten przechowuje go aż do wyjazdu cudzoziemca, by łatwo było sprawdzić, kiedy przyjechał lub opuścił kraj. Policjanci i urzędnicy są zdawkowo uprzejmi, ale dają przy tym do zrozumienia, że twoja obecność jest tylko tolerowana; wszelkie książki lub papiery, które masz ze sobą, poddają skrupulatnej kontroli, żeby sprawdzić, czy nie zawierają treści sprzecznych z ich poglądami”.
Mogłoby się wydawać, że w takich warunkach głoszenie dobrej nowiny nie będzie się rozwijać. A jednak w Rosji nasiona prawdy wydały plon.
ROZPOCZYNA SIĘ „DZIEŃ MAŁYCH RZECZY”
Już w roku 1887 Strażnica Syjońska informowała, że pojedyncze egzemplarze tego czasopisma są wysyłane do różnych miejsc, „nawet do Rosji”. W roku 1904 mała grupa rosyjskich Badaczy Pisma Świętego powiadomiła w liście, że docierają do niej publikacje biblijne, choć nie bez trudności. List wyjaśniał: „Literatura zwracała uwagę i rzadko była przepuszczana” przez cenzurę. Członkowie tej grupki byli tak wdzięczni za otrzymaną literaturę, że napisali: „Jest ona cenna niczym złoto — i równie trudno dostępna”. Pokazali też, że rozumieją cel jej wydawania: „Oby Pan zapewnił nam swe błogosławieństwo i dał sposobność rozpowszechniania tych publikacji”.
W taki oto sposób rozpoczęło się w Rosji głoszenie dobrej nowiny. Początki rzeczywiście były skromne, ale przecież prorok Zachariasz napisał: „Kto wzgardził dniem małych rzeczy?” (Zach. 4:10).
W następnych latach literaturę przysyłali do Rosji gorliwi bracia z Niemiec. Większość publikacji była w języku niemieckim i prawdę przyjęło sporo osób posługujących się tym językiem. W roku 1907 członkowie niemieckiego Kościoła baptystów w Rosji otrzymali pocztą książki z serii Brzask Tysiąclecia. Gdy 15 osób opowiedziało się po stronie prawdziwego wielbienia, zostały ekskomunikowane. Później duchowny, który się im sprzeciwiał, sam przekonał się o wartości prawd opisanych w Brzasku Tysiąclecia.
W roku 1911 dzieło otrzymało wsparcie w niezwykły sposób — dzięki pewnej podróży poślubnej. Po zawarciu małżeństwa młodzi Herkendellowie z Niemiec udali się w podróż do Rosji, by głosić ludności niemieckojęzycznej. Ku swej radości odnaleźli rozproszone grupki głosicieli Królestwa i udzielili im duchowej pomocy.
Nieco wcześniej pewien czytelnik z Rosji napisał: „Literatura z Niemiec jest dla mnie tak cenna, jak niebiańska manna dla dzieci Izraela. (...) Jaka szkoda, że nie ma jej po rosyjsku! Gdy tylko mogę, tłumaczę różne fragmenty na ten język”. Zaczęło się więc także tłumaczenie. Jak ta sprawa wyglądała w kolejnych latach?
„WIELE DUSZ POSZUKUJE BOGA”
W 1911 roku R. H. Oleszyński, brat z Warszawy (część Polski wchodziła wówczas w skład Cesarstwa Rosyjskiego), doprowadził do wydania po rosyjsku traktatu Gdzie są umarli? W liście do brata Russella napisał: „Załączam jeden egzemplarz (...) Druk dziesięciu tysięcy egzemplarzy kosztował siedemdziesiąt trzy ruble (...) Napotykamy dużo trudności, ale wiele dusz poszukuje Boga”. Traktaty te i jeszcze inne publikacje trafiały do rąk Rosjan, którzy zabierali je do swego kraju. W ten sposób poczyniono kolejny krok w udostępnianiu literatury rosyjskojęzycznej. Wkrótce potem wydano następne traktaty i broszury, a z czasem tłumacze podjęli się jeszcze większych zadań.
W roku 1912 brat Russell odwiedził Finlandię, która należała wtedy do Cesarstwa Rosyjskiego. Kaarlo Harteva otrzymał pełnomocnictwo do reprezentowania Towarzystwa Strażnica na terenie Finlandii. Dnia 25 września 1913 roku carski konsul w Nowym Jorku zatwierdził to pełnomocnictwo własnoręcznym podpisem i urzędową pieczęcią.
PRZEDŁUŻONA PODRÓŻ
Tuż przed wybuchem I wojny światowej Joseph F. Rutherford jako przedstawiciel Towarzystwa wyruszył z Brooklynu w podróż do kilku krajów. W Łodzi spotkał się z polskim bratem o nazwisku Dojczman. Wkrótce potem brat Dojczman udał się ze swoją rodziną w podróż ewangelizacyjną po Rosji. Planowali spędzić tam dwa miesiące. Wybuchła jednak wojna, więc ich pobyt nieoczekiwanie się przedłużył.
Po wielu trudnych przeżyciach Dojczmanowie zamieszkali w małym miasteczku nad Wołgą. W roku 1918 postanowili wrócić do Polski, ale na przeszkodzie stanęła im epidemia ospy. Potem granice zostały zamknięte z powodu wojny domowej. W trakcie tych lat zmarły trzy córki Dojczmanów — jedna na ospę, druga na zapalenie płuc, a trzecia z jeszcze innej przyczyny.
Panoszył się głód i strach. Z głodu ludzie padali na ulicach. W wojennym chaosie wiele osób, zwłaszcza cudzoziemców, oskarżono o współpracę z „wrogiem” i stracono bez żadnego procesu. Któregoś dnia pewien mężczyzna wtargnął do domu Dojczmanów razem z uzbrojonym żołnierzem.
„To wróg, aresztujcie go!” — krzyczał.
„Dlaczego?” — zapytał żołnierz. „Co takiego zrobił?”
Ów mężczyzna był winien bratu Dojczmanowi pieniądze za wykonane usługi stolarskie i chciał w ten sposób uniknąć spłacenia długu. Po wysłuchaniu obu stron żołnierz odkrył złe pobudki tego człowieka i wyrzucił go z domu brata Dojczmana. Jemu zaś powiedział, że kiedyś odbyli miłą dyskusję na tematy biblijne. Być może właśnie tamta rozmowa ocaliła Dojczmanom życie. W roku 1921 rząd komunistyczny pokonał przeciwników i wojna domowa dobiegła końca. Dojczmanowie wyruszyli z powrotem do Polski.
BADACZE PISMA ŚWIĘTEGO A BOLSZEWICY
W czasie I wojny światowej bracia rosyjscy niemal całkowicie utracili kontakt ze współwyznawcami z innych krajów. Podobnie jak bracia Chrystusa na całym świecie, nie byli pewni, jakie znaczenie ma fakt, że Jezus wstąpił już na tron. Nie zdawali sobie też sprawy, że wkrótce ich kraj stanie się areną znamiennych wydarzeń, z których wiele będzie stanowiło spełnienie proroctw biblijnych.
W roku 1917 rewolucja położyła kres 370-letniemu panowaniu carów. Bolszewicy — nowi władcy Rosji, nieświadomi obecności Pana Jezusa Chrystusa — mieli ambitne plany: chcieli ustanowić całkowicie nową formę rządów, inną od wszystkich poprzednich. W ciągu paru lat powstał Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR), w którego granicach znalazła się prawie jedna szósta powierzchni lądów Ziemi.
Co ciekawe, kilkanaście lat przed rewolucją październikową Włodzimierz Lenin, pierwszy przywódca Związku Radzieckiego, napisał: „Każdy powinien mieć zupełną swobodę nie tylko wyznawania dowolnej wiary, ale i rozpowszechniania każdej wiary i swobodę zmiany wiary. Żaden urzędnik nie powinien mieć prawa nawet pytać kogokolwiek o wyznanie: to jest sprawa sumienia i nikomu tu nie wolno się wtrącać”.
W niektórych częściach kraju te oficjalne wytyczne partii socjaldemokratycznej były przestrzegane, co umożliwiało szczerym osobom dzielenie się prawdą biblijną z innymi. Ale ogólnie rzecz biorąc, nowe państwo od samego początku miało charakter ateistyczny i odnosiło się wrogo do religii, którą zresztą nazywało „opium dla ludu”. Jednym z pierwszych posunięć bolszewickiego rządu było wydanie dekretu o rozdziale kościoła od państwa. Organizacjom religijnym zabroniono nauczania, a własność kościelną znacjonalizowano.
Jak te nowe władze odniosą się do rozproszonych grup Badaczy Pisma Świętego, lojalnych wobec Królestwa Bożego? W liście napisanym z Syberii już po rewolucji z roku 1917 pewien Badacz Pisma Świętego nakreślił taki oto ponury obraz rzeczywistości: „Zapewne wiecie, co się dzieje w Rosji. Tutejszy rząd opiera się na zasadach komunistycznych. Co prawda można dostrzec wysiłki podejmowane z myślą o zapewnieniu sprawiedliwości społecznej, ale wszystko, co ma jakikolwiek związek z Bogiem, jest odrzucane”.
Do roku 1923 sprzeciw wobec Badaczy Pisma Świętego wyraźnie się wzmógł. Bracia donosili: „Piszemy ten list, aby Was poinformować o sytuacji w Rosji. (...) Mamy to, co niezbędne, żywność i ubranie, (...) ale bardzo potrzebujemy pokarmu duchowego. Wysłane do nas książki zostały skonfiskowane przez władze. Dlatego błagamy Was o przesłanie nam drogą listowną jakichś fragmentów wszystkich publikacji dostępnych po rosyjsku (...) Wielu łaknie Słowa Prawdy. Niedawno pięć osób poświadczyło swe poświęcenie przez zanurzenie w wodzie; przyłączyło się do nas również piętnastu baptystów”.
W Strażnicy z 15 grudnia 1923 roku można było przeczytać: „Towarzystwo dokłada starań, by dostarczyć do Rosji literaturę, i dzięki łasce Pana nie ustanie w tych wysiłkach”. W roku 1925 zaczęto wydawać Strażnicę w języku rosyjskim. Wywarło to pozytywny wpływ na dzieło głoszenia. Na przykład pewien protestant nie mógł pogodzić nauki o ogniu piekielnym z wiarą w Boga przepełnionego miłością. Kiedy zapytał o to swych współwyznawców, ci zaczęli się modlić, by Bóg wyzwolił go od takich myśli. Później on i jego żona otrzymali kilka egzemplarzy Strażnicy i natychmiast rozpoznali prawdę. Człowiek ten tak się wyraził, prosząc w liście o kolejne publikacje: „Czekamy na mannę zza oceanu”. Inni bracia z Rosji również informowali o tym, iż regularnie dostają tę „mannę”, i dziękowali współwyznawcom ze Stanów Zjednoczonych za to, że pobudzani chrześcijańską miłością wydają literaturę biblijną.
„PRZYŚLIJCIE MI PO TROCHU WSZYSTKIEGO”
W Strażnicy z września 1925 roku zamieszczono wzruszający list z Syberii. W roku 1909 pewien nauczyciel pochodzący z chłopskiej rodziny przeprowadził się wraz z rodziną z południa Rosji na Syberię. Napisał, że przeczytał publikacje z ogromną radością, i dodał: „Pragnieniem mego serca jest, by ktoś mnie wprowadził głębiej w święte prawdy Boże i bym mógł umiejętniej i silniej walczyć z ciemnością”. Na końcu listu zwrócił się z prośbą o większą ilość literatury: „Proszę, przyślijcie mi po trochu wszystkiego”.
W tym samym numerze Strażnicy zamieszczono odpowiedź wydawcy: „Od dłuższego czasu próbujemy wysyłać do Rosji literaturę, ale wszystkie nasze wysiłki niweczy tamtejszy rząd. Powyższy list i inne jemu podobne przypominają nawoływanie z Macedonii: ‚Przepraw się (...) i pomóż nam’ (Dzieje 16:9). Oczywiście zrobimy to, gdy tylko pojawi się możliwość i jeśli taka będzie wola Pana”.
Strażnica oraz inne publikacje miały się okazać potężnym narzędziem w głoszeniu „na świadectwo” dobrej nowiny w języku rosyjskim (Mat. 24:14). Do roku 2006 Świadkowie Jehowy wydali w tym języku 691 243 952 publikacje. Więcej literatury wydrukowano tylko po angielsku, hiszpańsku i portugalsku. Jehowa obficie pobłogosławił wysiłki Świadków rozgłaszających wieść o Królestwie.
GŁOSZENIE ROSJANOM W INNYCH KRAJACH
Gdy władzę w Rosji przejęli komuniści, wielu Rosjan opuściło kraj. Strażnicę i inne publikacje w języku rosyjskim drukowano poza granicami ZSRR. Rząd radziecki nie mógł więc przeszkodzić w wysyłaniu pokarmu duchowego do innych państw. Pod koniec lat dwudziestych XX wieku rosyjskie publikacje docierały do ludzi na całym świecie, a listy z podziękowaniami nadchodziły z Australii, Finlandii, Francji, Łotwy, Paragwaju, Polski, Stanów Zjednoczonych i Urugwaju.
Bracia zaczęli też w niektórych krajach organizować w języku rosyjskim zebrania i służbę kaznodziejską. W USA wykłady biblijne w tym języku były regularnie nadawane przez stacje radiowe. Tworzono także rosyjskie zbory; jeden z nich powstał w Brownsville w stanie Pensylwania. Organizowano również zgromadzenia. Na przykład w maju 1925 roku bracia skorzystali z trzydniowego zgromadzenia w Carnegie w Pensylwanii. Liczba obecnych wyniosła 250, a ochrzczono 29 osób.
ZMIANA SYTUACJI
Po śmierci Lenina władze radzieckie nasiliły atak na wszystkie religie. W roku 1926 powstało Stowarzyszenie Wojujących Bezbożników, którego nazwa mówiła sama za siebie. Wszechobecna propaganda ateistyczna miała całkowicie wykorzenić wiarę w Boga z ludzkich serc i umysłów. Ateizm w szybkim tempie rozprzestrzenił się po całym obszarze ZSRR. W liście do Biura Głównego pewien Badacz Pisma Świętego z tego kraju zauważył: „Młodzi przesiąkają tym duchem, a to oczywiście stanowi wielką przeszkodę w poznawaniu prawdy”.
Stowarzyszenie Wojujących Bezbożników wydawało ateistyczną literaturę, między innymi czasopismo Antireligioznik. W roku 1928 napisano w nim: „W obwodzie woroneskim roi się od sekt”.a Wśród różnych ugrupowań wymieniono 48 „Badaczy Świętych Pism”, których „przywódcami są Zinczenko i Mitrofan Bowin”. Co ciekawe, na łamach Strażnicy z września 1926 roku ukazał się list od Michaiła Zinczenki z Rosji. Brat ten napisał: „Ludzie łakną pokarmu duchowego. (...) Mamy bardzo mało literatury. Brat Trumpi i inni tłumaczą i powielają rosyjskie wydawnictwa, dzięki czemu karmimy się duchowo i nawzajem pokrzepiamy. Przesyłamy pozdrowienia od wszystkich rosyjskich braci”.
We wrześniu 1926 roku brat Trumpi poinformował, że istnieje szansa, by rząd zezwolił na wydawanie literatury po rosyjsku. Prosił braci w bruklińskim Betel o wysłanie traktatów, broszur, książek i tomów Strażnic za pośrednictwem biura w Magdeburgu. W odpowiedzi brat Rutherford posłał do Moskwy brata George’a Younga. Przybył on tam 28 sierpnia 1928 roku. W jednym z listów pisał: „Miałem sporo ciekawych przeżyć, nie wiem jednak, jak długo będę mógł tu przebywać”. Co prawda udało mu się spotkać w Moskwie z wysokiej rangi urzędnikiem, ale otrzymał wizę ważną tylko do 4 października 1928 roku.
Tymczasem władze niedawno powstałego Związku Radzieckiego nie sprecyzowały jasno swego stanowiska wobec religii. W kilku dokumentach rządowych wyrażono nadzieję, że ugrupowania religijne uda się zasymilować z organizacjami robotniczymi. W kolejnych latach stało się to elementem polityki władz. Trzeba zaznaczyć, że rząd radziecki nie miał zamiaru pozbawić życia sług Jehowy; walczył raczej o ich umysły i serca. Usiłował ich zmusić do uległości i lojalności względem państwa. Zależało mu na tym, by nikt nie był oddany Jehowie.
Po wyjeździe brata Younga rosyjscy bracia dalej gorliwie głosili dobrą nowinę o Królestwie Bożym. Do organizowania tej działalności w kraju został wyznaczony Danyjił Staruchin. W tym celu brat ten odwiedził Moskwę, Kursk, Woroneż oraz inne miasta w Rosji i na Ukrainie. W każdym z tych miejsc starał się zachęcać braci. Razem z innymi głosicielami dawał świadectwo baptystom w ich domach modlitwy, oznajmiając im prawdę o Jezusie Chrystusie i Królestwie Bożym. W styczniu 1929 roku bracia wynajęli za 200 dolarów rocznie budynek kościelny w Kursku, by urządzać tam zebrania.
Po kilku miesiącach bracia z bruklińskiego Betel wystąpili do Ludowego Komisariatu Handlu z prośbą o pozwolenie na wysyłkę do ZSRR niewielkiej ilości literatury biblijnej — po 800 egzemplarzy książek Harfa Boża i Wyzwolenie oraz 2400 broszur. Jakieś dwa miesiące później przesyłka wróciła z adnotacją: „Zwrot. Wwóz zabroniony przez Urząd Kontroli Wydawnictw Drukowanych”. Ale bracia nie tracili nadziei. Niektórzy sądzili, iż urząd odesłał przesyłkę dlatego, że w publikacjach posługiwano się starszą wersją rosyjskiego alfabetu. Od tego momentu bracia dbali, by literatura była tłumaczona i drukowana z uwzględnieniem zmian zachodzących w języku rosyjskim.
POTRZEBNI DOBRZY TŁUMACZE
Od roku 1929 w kilku numerach Strażnicy ukazało się ogłoszenie, że poszukiwani są wykwalifikowani tłumacze ze znajomością angielskiego i rosyjskiego. Na przykład w rosyjskiej Strażnicy z marca 1930 roku można było przeczytać: „Potrzebny jest umiejętny, poświęcony brat znający język angielski i płynnie władający rosyjskim, który mógłby dokonywać przekładu z angielskiego na rosyjski”.
Jehowa dostrzegał tę potrzebę i w różnych krajach znaleziono odpowiednich tłumaczy. Jednym z nich był Aleksandr Forstman z Łotwy, który już w 1931 roku za pośrednictwem duńskiego Biura Oddziału w Kopenhadze przesyłał do Biura Głównego artykuły przetłumaczone na rosyjski. Brat Forstman był sumiennym tłumaczem. Dobrze wykształcony i płynnie władający angielskim i rosyjskim, potrafił szybko tłumaczyć literaturę biblijną. Początkowo poświęcał na to tylko kilka godzin w tygodniu, ponieważ pracował zawodowo, by zapewnić utrzymanie swej niewierzącej żonie i dziecku. W grudniu 1932 roku zajął się tłumaczeniem pełnoczasowo. Przetłumaczył wiele traktatów, broszur i książek. Zmarł w roku 1942.
Braciom bardzo zależało, by tłumaczenia na język rosyjski były jak najwyższej jakości, żywili bowiem przekonanie, że nasza działalność wkrótce zostanie zalegalizowana. William Dey, nadzorca Biura Północnoeuropejskiego, napisał w liście do brata Rutherforda: „Gdy granice Rosji się otworzą, a z pewnością nastąpi to już niebawem, dobrze byłoby mieć poprawne tłumaczenia naszych publikacji dla 180 milionów jej mieszkańców”.
AUDYCJE RADIOWE
Innym narzędziem, które pomagało dotrzeć do Rosji z dobrą nowiną, było radio. W Strażnicy z lutego 1929 roku ukazało się ogłoszenie: „Wykłady w języku rosyjskim będą emitowane drogą radiową”. Audycje nadawano z Estonii w każdą drugą i czwartą niedzielę miesiąca.
Brat Wallace Baxter, nadzorca estońskiego Biura Oddziału, wspominał później: „Po długich negocjacjach w roku 1929 podpisaliśmy roczną umowę. Zaraz po rozpoczęciu nadawania audycji w języku rosyjskim dowiedzieliśmy się, że słuchają ich mieszkańcy Leningradu. Władze radzieckie zareagowały podobnie jak kler estoński. Przestrzegano przed słuchaniem orędzia Królestwa”. W roku 1931 audycje po rosyjsku były nadawane na falach średnich w porach dostosowanych do potrzeb słuchaczy — od 17.30 do 18.30. W czerwcu 1934 roku, po trzech i pół roku, nadawanie zostało przerwane. Bracia z estońskiego Biura Oddziału wyjaśnili w liście, dlaczego do tego doszło: „Kler dał do zrozumienia [estońskiemu] rządowi, że nasze wykłady w eterze nie służą interesom kraju, bo szerzą propagandę komunistyczną i anarchistyczną”.
NADCHODZĄ ZMIANY
W roku 1935 bracia z bruklińskiego Betel wysłali do Związku Radzieckiego Antona Koerbera, mając nadzieję, że zdoła on tam otworzyć biuro oddziału. Chcieli też przesłać do ZSRR maszynę drukarską z Niemiec, w których władzę objął Adolf Hitler. Choć plany te nie zostały zrealizowane, bratu Koerberowi udało się spotkać z pewną liczbą rosyjskich braci.
Przez kilka lat dzieło głoszenia w Rosji stopniowo się rozwijało. Pod nadzorem łotewskiego Biura Oddziału tłumaczono literaturę na rosyjski. Jednakże sprowadzanie do kraju wydrukowanych publikacji napotykało trudności. Dużo literatury leżało w magazynie.
Aż do wybuchu II wojny światowej Świadkowie Jehowy w ZSRR byli stosunkowo nieliczni. Dlatego władze raczej nie zwracały na nich uwagi. Ale wkrótce miało się to zmienić. Po niemieckiej napaści na Polskę w roku 1939 Związek Radziecki zaanektował cztery kraje — Estonię, Litwę, Łotwę i Mołdawię — i uczynił z nich republiki związkowe, których teraz było już 15. Nagle w granicach ZSRR znalazły się tysiące Świadków. W nadchodzących trudnych latach wojny miliony mieszkańców tego państwa miały walczyć o jego przetrwanie. A Świadkowie Jehowy mieli dowieść swej lojalności względem Boga w obliczu srogich prześladowań.
GOTOWI DOCHOWAĆ WIERNOŚCI
W czerwcu 1941 roku Niemcy zaatakowały Związek Radziecki, całkowicie zaskakując Stalina. Przed końcem roku wojska niemieckie dotarły do przedmieść Moskwy i upadek ZSRR wydawał się nieunikniony.
Zdesperowany Stalin usiłował zmobilizować cały naród do walki w tak zwanej Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Zdawał sobie sprawę, że chcąc pozyskać poparcie społeczeństwa dla wysiłku wojennego, musi pójść na pewne ustępstwa wobec cerkwi, która wciąż miała miliony wiernych. We wrześniu 1943 roku Stalin przyjął na Kremlu trzech wysokiej rangi przedstawicieli Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Przepaść między kościołem a państwem została częściowo zasypana i ponownie otwarto setki cerkwi.
Podobnie jak w Niemczech, Świadkowie Jehowy w ZSRR zachowywali w czasie wojny całkowitą neutralność. Gotowi byli ponieść konsekwencje swego stanowiska, niemniej zdecydowanie chcieli być posłuszni przykazaniu swego Pana (Mat. 22:37-39). W latach 1940-1945 za zachowywanie neutralności wywieziono do obozów pracy w głębi Rosji ponad tysiąc Świadków z Ukrainy, Mołdawii i republik bałtyckich.
Wasilij Sawczuk wspomina: „Zostałem ochrzczony na Ukrainie w roku 1941, gdy miałem 14 lat. Podczas wojny niemal wszyscy aktywni bracia zostali zamknięci w więzieniach lub zesłani do obozów w Rosji. Ale dzieło Jehowy było kontynuowane. Wierne siostry i moi rówieśnicy wzięli na siebie ciężar obowiązków w zborze i w służbie. W naszej wsi na wolności został tylko jeden brat, będący inwalidą. Powiedział mi: ‚Wasilij, potrzebujemy twojej pomocy. Mamy do wykonania bardzo ważne zadanie, a brakuje nam mężczyzn’. Widząc, jak ten schorowany brat traktuje dzieło Jehowy, nie mogłem powstrzymać łez. Z radością zgodziłem się zrobić wszystko, co będzie trzeba. W piwnicach urządziliśmy prowizoryczne drukarnie, w których powielaliśmy publikacje z cennym pokarmem duchowym, a potem rozprowadzaliśmy je wśród braci, zwłaszcza tych uwięzionych”.
Mimo ofiarnych wysiłków tych nastolatków i sióstr wciąż brakowało pokarmu duchowego. Rozwiązanie podsunęli polscy bracia, którzy wyjeżdżali z Rosji i mogli zabrać ze sobą sprawozdania do polskiego Biura Oddziału. Ukraińscy i rosyjscy bracia odbywający podróż w drugą stronę zabierali ze sobą pokarm duchowy, matryce woskowe, farbę i inne materiały potrzebne na terenach Związku Radzieckiego.
‛NIECH KAŻDY IDZIE NA SWOJE MIEJSCE’
W roku 1946 niektórzy bracia mieszkający w Polsce zostali zmuszeni do przesiedlenia się na Ukrainę. Iwan Paszkowski opowiada: „Bracia spytali Biuro Oddziału w Łodzi, co zrobić w tej sytuacji. Odpowiedź zawierała cytat z Księgi Sędziów 7:7, gdzie napisano: ‛Niech każdy idzie na swoje miejsce’. Wiele lat później zrozumiałem, że to Jehowa w swej mądrości kierował dziełem głoszenia na tych trudnych terenach. Nasze ‚miejsce’ jest tam, gdzie pośle nas Jehowa. Pojęliśmy, że trzeba się stosować do poleceń władz. Zaczęliśmy więc szykować się do przeprowadzki do ateistycznego kraju.
„Najpierw spotkaliśmy się z 18 kandydatami do chrztu, którzy przyszli do domu pewnego brata, i pomogliśmy im się przygotować. Ponadto zgromadziliśmy zapas literatury w językach ukraińskim i rosyjskim, a publikacje spakowaliśmy tak, by nie zostały odkryte w trakcie rewizji. Wkrótce potem naszą wieś otoczyli polscy żołnierze i rozkazali nam zbierać się do drogi. Mogliśmy wziąć ze sobą miesięczny zapas żywności i niezbędne przedmioty z domu. Wojsko eskortowało nas do stacji kolejowej. W ten sposób naszym ‚miejscem’ stała się radziecka Ukraina.
„Gdy dotarliśmy do celu podróży, otoczyli nas przedstawiciele władz i inni ludzie. Od razu chcieliśmy dać im świadectwo, więc odważnie powiedzieliśmy, że jesteśmy Świadkami Jehowy. Następnego dnia nieoczekiwanie odwiedził nas sekretarz partii z miejscowego kołchozu. Powiedział, że jego ojciec wyemigrował do Ameryki i przysyła mu literaturę Świadków Jehowy. Jakże nas uradowała ta wiadomość, zwłaszcza że zaproponował, iż nam ją przekaże! Kiedy on sam wraz z rodziną zaczął przychodzić na zebrania, zrozumieliśmy, że w tym kraju jest mnóstwo ‚kosztowności’ Jehowy (Agg. 2:7). Wkrótce cała ta rodzina przyłączyła się do Świadków Jehowy i jej członkowie wiernie służyli Bogu przez wiele lat”.
OGROM PRACY DO WYKONANIA
Podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu działalność w Rosji była prowadzona w bardzo ciężkich warunkach. List do Biura Głównego z polskiego Biura Oddziału datowany na 10 kwietnia 1947 roku informował: „Duchowni różnych religii straszą swoich wiernych, że jeśli przyjmą Strażnicę lub traktat Świadków Jehowy, zostaną skazani na 10 lat ciężkich robót i zsyłkę. Ludzie są zastraszeni, ale mimo to garną się do światła”.
W Roczniku — 1947 napisano: „Świadkowie ci nie mają ani drukowanej literatury, ani Strażnicy w odpowiednio wydrukowanej formie. (...) Często przepisuje się ją ręcznie i rozprowadza między braćmi (...) Nasi kurierzy czasami są aresztowani i trafiają do więzienia, gdy znajdzie się przy nich Strażnicę”.
Regina Kriwokulska wspomina: „Miałam wrażenie, że cały kraj otacza drut kolczasty, a my — choć wolni — jesteśmy w więzieniu. Nasi mężowie, którzy gorliwie służyli Bogu, spędzali większość życia w więzieniach i łagrach. My, kobiety, także sporo przeszłyśmy: każda z nas miewała nieprzespane noce, bywałyśmy śledzone, poddawane naciskom ze strony KGB, wyrzucane z pracy i tak dalej. Władze próbowały na różne sposoby zmusić nas do zejścia z drogi prawdy (Izaj. 30:21). Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że to Szatan wykorzystuje okazję, by położyć tamę dziełu głoszenia o Królestwie. Ale Jehowa nie opuścił swoich sług — wyraźnie odczuwaliśmy Jego pomoc.
„Literatura biblijna, z takim trudem przemycana do kraju, dawała nam ‚moc wykraczającą poza to, co normalne’, oraz mądrość potrzebną do radzenia sobie w tych okolicznościach (2 Kor. 4:7). Jehowa prowadził swój lud i nawet gdy władze bardzo mocno się nam sprzeciwiały, do Jego organizacji przyłączali się nowi. Zdumiewające jest to, że od samego początku potrafili oni znosić niedogodności razem z ludem Bożym. Mógł to sprawić tylko duch Jehowy”.
LISTY PRZERZUCANE PRZEZ DRUTY
W roku 1944 Piotr, mąż Reginy, trafił za chrześcijańską neutralność do obozu w obwodzie gorkowskim (obecnie niżnienowogrodzki). Ale w żadnym wypadku nie ostudziło to jego zapału do głoszenia. Piotr pisał listy z krótkimi wyjaśnieniami nauk biblijnych. Liściki wkładał do kopert, które sznurkiem przywiązywał do kamyka i przerzucał przez ogrodzenie z drutu kolczastego. Miał nadzieję, że ktoś je przeczyta. I rzeczywiście, na jeden z takich listów natknęła się kiedyś młodziutka Lidia Bułatowa. Piotr to zauważył i cicho ją przywołał. Zapytał, czy chciałaby się dowiedzieć czegoś więcej o Biblii. Dziewczynie spodobał się ten pomysł, więc umówili się na spotkanie. Lidia regularnie przychodziła pod ogrodzenie po kolejne cenne listy.
Lidia została gorliwą siostrą i głosicielką dobrej nowiny i wkrótce zaczęła prowadzić studium z Mariją Smirnową i Olgą Sewriuginą. One też zaczęły służyć Jehowie. Aby wspierać te siostry, bracia z obozu zaopatrywali je w pokarm duchowy. W tym celu Piotr skonstruował małą walizkę z podwójnym dnem, w której mógł ukryć czasopisma. Walizkę wynosiły z obozu i przynosiły z powrotem osoby, które nie były Świadkami i nie były uwięzione. Dostarczały ją na adres jednej z sióstr.
Wkrótce potem siostry zorganizowały w okolicy działalność ewangelizacyjną. Nie uszło to uwagi milicji, która zaczęła je inwigilować. Pewna nauczycielka, będąca agentem, udawała, że interesuje się prawdą, i zdobyła zaufanie sióstr. Ponieważ nie miały one jeszcze doświadczenia, z zapałem dzieliły się prawdami biblijnymi z „nową siostrą”, a później wyjawiły jej, skąd biorą literaturę. Gdy następnym razem walizka była wynoszona z obozu, Piotr został zatrzymany i skazany na dodatkowe 25 lat pozbawienia wolności. Trzy siostry otrzymały takie same wyroki.
TRZEBA ‛UDZIELIĆ NIEZBĘDNYCH INFORMACJI’
W trakcie wojny i po jej zakończeniu władze radzieckie dalej ostro się sprzeciwiały działalności Świadków Jehowy. W marcu 1947 roku bracia z Polski informowali, że pewien wysokiej rangi urzędnik w zachodniej części ZSRR oświadczył, iż do końca wiosny na podległym mu terenie nie będzie ani jednego Świadka. „Gdy pisaliśmy ten list, dotarła do nas wiadomość, że tylko jednego dnia aresztowano 100 braci i sióstr”. Inny list dotyczył braci w łagrach: „Dochowują wierności Jehowie w niezwykły sposób. Wielu z nich straciło życie, ale bracia wyglądają wyzwolenia zgotowanego przez Jehowę, tak jak to robili ich współwyznawcy w obozach koncentracyjnych”.
Świadkowie byli pozbawiani wolności także za głoszenie i za odmowę brania udziału w wyborach. Bracia sprawujący nadzór napisali w 1947 roku: „Odnieśliśmy wrażenie, że najwyższe władze ZSRR w niewielkim stopniu zdają sobie sprawę z sytuacji naszych braci, ale nie zamierzają ich zniszczyć. Należałoby udzielić im [władzom] stosownych wyjaśnień i niezbędnych informacji”.
PRÓBY LEGALIZACJI
Polskie Biuro Oddziału zaproponowało, by dwaj bracia ze Związku Radzieckiego przygotowali z pomocą doświadczonego prawnika dokumenty niezbędne do zalegalizowania działalności Świadków Jehowy w ZSRR. W jednym z listów do tamtejszych współwyznawców polscy bracia napisali: „Dobra nowina o Królestwie musi być głoszona wszędzie, również w Rosji (Marka 13:10)”. List kończył się słowami: „Bądźcie cierpliwi. Jehowa zamieni Wasze łzy w radosne wołanie (Psalm 126:2-6)”.
W sierpniu 1949 roku Mykoła Piatocha, Mychajło Czumak i Ilja Babijczuk złożyli podanie o rejestrację. Władze zgodziły się na to, ale postawiły pewne warunki. Chciały na przykład, żeby dostarczyć im listę wszystkich Świadków Jehowy na terenie Związku Radzieckiego. Bracia nie mogli na to przystać. Działalność była kontynuowana i wciąż przybywało głosicieli, ale wielu Świadków dalej pozbawiano wolności.
„TWÓJ JEHOWA CIĘ STĄD NIE UWOLNI”
Piotr Kriwokulski tak wspomina wydarzenia z lata 1945 roku: „Po procesie zesłano braci do różnych obozów. Tam, gdzie ja się znalazłem, wielu więźniów okazało szczere zainteresowanie prawdą. Jeden z nich, będący duchownym, szybko zrozumiał, że głosimy prawdę, i opowiedział się po stronie Jehowy.
„Warunki w obozie były bardzo ciężkie. Raz trafiłem do celi tak ciasnej, że ledwo mogłem w niej stać. Nazywano ją ‚pluskwiarnią’, bo aż roiło się tam od pluskiew — pewnie byłyby w stanie wyssać z człowieka całą krew. Stojąc przed celą, strażnik powiedział do mnie: ‚Twój Jehowa cię stąd nie uwolni’. Moja dzienna racja żywnościowa wynosiła 300 gramów chleba i kubek wody. W celi panował straszny zaduch, więc opierałem się o małe drzwi i łapczywie wciągałem powietrze przez maleńką szparę. Czułem, jak pluskwy wysysają ze mnie krew. Przez dziesięć dni przebywania w ‚pluskwiarni’ bezustannie błagałem Jehowę o siły do wytrwania (Jer. 15:15). Gdy drzwi się w końcu otworzyły, zemdlałem i ocknąłem się w innej celi.
„Potem sąd obozowy skazał mnie na 10 lat pobytu w obozie karnym o najsurowszym rygorze za ‚agitację i propagandę wrogą władzy radzieckiej’. W tym łagrze nie wolno było otrzymywać ani wysyłać korespondencji. Osadzano tam zazwyczaj kryminalistów, na przykład morderców. Powiedziano mi, że jeśli nie wyrzeknę się swej wiary, ci ludzie zrobią ze mną wszystko, co im każą. Ważyłem zaledwie 36 kilogramów i prawie nie mogłem chodzić. Ale i tam zdołałem odnaleźć szczere jednostki, przychylnie usposobione do prawdy.
„Pewnego razu, gdy leżałem w zaroślach i się modliłem, podszedł do mnie starszy mężczyzna. Zapytał: ‚Za co wylądowałeś w tym piekle?’ Odpowiedziałem, że jestem Świadkiem Jehowy, a wtedy on usiadł, objął mnie i ucałował, po czym rzekł: ‚Synku, od tak dawna pragnę się czegoś dowiedzieć o Biblii! Czy mógłbyś mnie uczyć?’ Nie mogłem uwierzyć swemu szczęściu. W swoich łachmanach zaszyłem kilka skrawków z tekstem Ewangelii, więc od razu je wyciągnąłem. Jego oczy zaszły łzami. Tego wieczora długo rozmawialiśmy. Powiedział, że pracuje w obozowej stołówce i że będzie mnie karmił. W ten sposób się zaprzyjaźniliśmy. On robił postępy duchowe, a ja nabierałem sił fizycznych. Byłem przekonany, że to Jehowa pokierował sprawami. Po kilku miesiącach człowiek ten odzyskał wolność, a mnie przeniesiono do innego łagru w obwodzie gorkowskim.
„Warunki były tu znacznie lepsze. Ale przede wszystkim cieszyłem się z czterech studiów, które prowadziłem ze współwięźniami. W roku 1952 nadzorcy obozowi odkryli naszą literaturę. Podczas przesłuchania zostałem zamknięty w hermetycznym pudle, a kiedy zaczynałem się dusić, oprawcy otwierali wieko, bym mógł wziąć kilka oddechów, po czym znów je zamykali. Żądali, bym się wyrzekł swej wiary. Wszystkich nas skazano. Gdy sąd odczytywał wyroki, żaden z moich zainteresowanych nie wpadł w panikę. Jakże mnie to uradowało! Cała czwórka dostała po 25 lat łagru. Mój wyrok był surowszy, ale zamieniono go na 25 dodatkowych lat w obozie o największym rygorze i 10 lat zesłania. Gdy wychodziliśmy z sali, przystanęliśmy, by podziękować Jehowie za wsparcie. Strażnicy nie mogli się nadziwić, z czego się tak cieszymy. Rozdzielono nas i wysłano do różnych obozów. Ja trafiłem do ciężkiego łagru w Workucie”.
OCALENI DZIĘKI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ NEUTRALNOŚCI
Życie w obozie było bardzo ciężkie. Wielu więźniów niebędących Świadkami popełniło samobójstwo. Iwan Kryłow opowiada: „Gdy wypuszczono mnie z łagru o zaostrzonym rygorze, odwiedziłem kilka kopalni węgla, gdzie musieli pracować nasi bracia i siostry. Nawiązaliśmy ze sobą kontakt. Kto mógł, przepisywał nasze czasopisma, a potem przekazywano je sobie z rąk do rąk. Świadkowie głosili w każdym obozie i dużo osób zaczęło interesować się prawdą. Po odzyskaniu wolności część z nich została ochrzczona w rzece Workuta.
„Nasza wiara w Jehowę i Jego Królestwo była bez przerwy poddawana próbie. Pewnego razu w 1948 roku osadzeni w workuckim łagrze wszczęli powstanie. Powiedzieli innym więźniom, że walka będzie skuteczniejsza, jeśli zorganizują się w grupy, na przykład tej samej narodowości czy religii. W obozie tym było wtedy 15 Świadków. Odrzekliśmy powstańcom, że jesteśmy chrześcijanami i nie możemy brać w czymś takim udziału. Wyjaśniliśmy, że pierwsi chrześcijanie nie uczestniczyli w powstaniach przeciwko Rzymianom. Oczywiście wielu więźniów było zdziwionych, ale my zdecydowanie obstawaliśmy przy swoim”.
Powstanie skończyło się tragicznie. Uzbrojeni żołnierze złamali opór buntowników i zebrali ich w jednym baraku. Następnie oblali go benzyną i podpalili. Prawie wszyscy zamknięci tam ludzie spłonęli żywcem. Braciom nie wyrządzono żadnej krzywdy.
„W grudniu 1948 roku w jednym obozie spotkałem ośmiu braci, którzy otrzymali 25-letnie wyroki” — ciągnie Iwan. „Panowała strasznie mroźna zima, a praca w kopalniach była ciężka. Mimo to z oczu tych braci biła ufność i niezłomna nadzieja. Ich pozytywne nastawienie dodawało otuchy nawet więźniom, którzy nie byli Świadkami Jehowy”.
ZESŁANI NA SYBERIĘ
Pomimo okrutnego sprzeciwu Świadkowie dalej gorliwie głosili dobrą nowinę o Królestwie Jehowy. Irytowało to władze centralne w Moskwie, a zwłaszcza funkcjonariuszy MGB (Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego, późniejszego KGB). W piśmie z 19 lutego 1951 roku skierowanym przez nich do Stalina czytamy: „W celu zdławienia wszelkich antyradzieckich działań ze strony zakonspirowanych jehowitów MGB ZSRR uważa za niezbędne zesłanie ujawnionych jehowitów oraz ich rodzin do obwodów irkuckiego i tomskiego”. Znali nazwiska Świadków i wystąpili do Stalina o zgodę na przesiedlenie na Syberię 8576 osób z sześciu republik. Stalin zatwierdził ten plan.
Magdalina Biełoszycka wspomina: „O drugiej w nocy w niedzielę 8 kwietnia 1951 roku obudziło nas walenie do drzwi. Mama zerwała się z łóżka i pobiegła otworzyć. W drzwiach stał oficer. ‚Za wiarę w Boga zostajecie zesłani na Syberię’ — oznajmił sucho. ‚Macie dwie godziny na spakowanie się. Możecie wziąć trochę rzeczy z tego pokoju. Ale ziarno, mąka i kasza mają zostać. Meble, przedmioty z drewna i maszyny do szycia też. Nie możecie brać nic z podwórka. Weźcie pościel, ubrania, torby i wychodźcie’.
„Wcześniej czytaliśmy w naszych publikacjach, że na wschodzie jest mnóstwo pracy do wykonania. Teraz zrozumieliśmy, że właśnie nadszedł czas, by się nią zająć.
„Nikt się nie użalał ani nie szlochał. Zdziwiony oficer zauważył: ‚Nie uroniliście ani jednej łzy’. Odparliśmy, że spodziewaliśmy się tego od 1948 roku. Poprosiliśmy, by nam pozwolił wziąć ze sobą chociaż jednego żywego kurczaka, ale odmówił. Oficerowie rozdzielili nasze zwierzęta między siebie. Kurczakami dzielili się na naszych oczach — jeden wziął pięć, drugi sześć, a inni brali po trzy lub cztery. Gdy w kurniku zostały już tylko dwa, oficer polecił je zabić i dać nam.
„Moja ośmiomiesięczna córeczka leżała w drewnianej kołysce. Zapytaliśmy, czy możemy wziąć kołyskę ze sobą, ale oficer kazał ją rozebrać na części i dał nam tylko tę, w której było dziecko.
„Sąsiedzi szybko się dowiedzieli, że jedziemy na zsyłkę. Ktoś przyniósł niewielką torbę sucharów i wrzucił do wozu, którym jechaliśmy. Strażnik to zauważył i odrzucił torbę z powrotem. Było nas sześcioro — ja, mama, moi dwaj bracia, mąż i nasza córeczka. Za wioską zostaliśmy wsadzeni do samochodu i pojechaliśmy do urzędu. Tam wypełniono nasze dokumenty, po czym ciężarówka zabrała nas na stację kolejową.
„To była piękna, słoneczna niedziela. Na stacji roiło się od ludzi — wywożonych oraz gapiów. Nasza ciężarówka zatrzymała się tuż obok wagonu, w którym przebywali nasi bracia. Gdy pociąg był już pełny, żołnierze wyczytywali nazwiska, sprawdzając, czy wszyscy są na miejscu. W naszym wagonie zmieściły się 52 osoby. Kiedy odjeżdżaliśmy, odprowadzający nas ludzie zaczęli płakać. To było niesamowite, bo niektórych wcale nie znaliśmy. Ale oni wiedzieli, że jesteśmy Świadkami Jehowy i że wywożą nas na Syberię. Parowóz głośno zagwizdał. I wtedy bracia zaczęli śpiewać po ukraińsku pieśń: ‛Niech będzie z wami miłość Chrystusa. Oddając chwałę Jezusowi Chrystusowi, znów się spotkamy w jego Królestwie’. Większość z nas była pełna wiary i nadziei, że Jehowa nas nie opuści. Zaśpiewaliśmy kilka zwrotek. Pieśń była tak wzruszająca, że nawet niektórzy żołnierze nie mogli się powstrzymać od łez. Pociąg ruszył w drogę”.
REZULTATY „ODWROTNE DO OCZEKIWANYCH”
Profesor Nikołaj Gordijenko z petersburskiego Uniwersytetu imienia Hercena opisuje w swej książce, co osiągnęli prześladowcy: „Rezultaty były odwrotne do oczekiwanych; władze chciały osłabić organizację Świadków Jehowy w ZSRR, a w rzeczywistości ją wzmocniły. W nowych miejscach zamieszkania, gdzie nikt nie słyszał o ich wyznaniu, Świadkowie Jehowy ‚zarazili’ ludzi swą wiarą i lojalnością względem niej”.
Wielu Świadków szybko zaaklimatyzowało się w nowym otoczeniu. Zorganizowano małe zbory i przydzielono głosicielom tereny cząstkowe. Nikołaj Kalibaba mówi: „Zdarzało się, że głosiliśmy na Syberii od domu do domu, a właściwie co dwa lub trzy domy. Ale było to ryzykowne. Jak sobie radziliśmy? Odwiedzin ponownych staraliśmy się dokonywać jakiś miesiąc po pierwszej wizycie. A w ogóle zaczynaliśmy tak: ‚Czy macie do sprzedania kurczaki, kozę albo krowę?’ Potem stopniowo kierowaliśmy rozmowę na sprawy Królestwa. Wkrótce dowiedziało się o tym KGB i w miejscowej gazecie ukazał się artykuł ostrzegający ludność przed rozmawianiem ze Świadkami Jehowy. Napisano w nim, że Świadkowie chodzą po domach i pytają o kozy, krowy i kurczaki — ale tak naprawdę szukają owiec!”
Gawryjił Liwyj opowiada: „Mimo że KGB deptało nam po piętach, staraliśmy się brać udział w służbie. W tamtym okresie gdy tylko ludzie się zorientowali, że ktoś chce z nimi porozmawiać o religii, natychmiast wzywali milicję. Ale my dalej głosiliśmy. Z początku nie widzieliśmy żadnych efektów. Dopiero z czasem prawda zaczęła zmieniać niektóre osoby. Był wśród nich pewien Rosjanin, który dużo pił. Kiedy poznał prawdę, dostosował swe życie do zasad biblijnych i został gorliwym Świadkiem. Jednego razu wezwał go oficer KGB i zapytał: ‚Z kim ty się zadajesz? Wszyscy ci Świadkowie to Ukraińcy’.
„Brat odpowiedział: ‚Gdy byłem pijakiem i leżałem w rynsztoku, nie zwracaliście na mnie uwagi. A jak stałem się normalnym człowiekiem i dobrym obywatelem, wam się to nie podoba. Wielu Ukraińców opuszcza Syberię, ale pozostawiają Sybiraków, których Bóg uczy, jak mają żyć’”.
Po paru latach pewien urzędnik z Irkucka napisał do Moskwy: „Część miejscowych działaczy uważa, że wszystkich [Świadków Jehowy] należałoby wysłać gdzieś na północ, gdzie byliby pozbawieni wszelkich kontaktów z ludnością i mogliby zostać poddani reedukacji”. Ani w Moskwie, ani na Syberii nie wiedziano, jak uciszyć Świadków.
„WSZYSTKICH WAS BYŚMY WYSTRZELALI”
Na początku 1957 roku władze zainicjowały kolejną akcję wymierzoną przeciw Świadkom Jehowy. Braci śledzono i przeszukiwano ich domy. Wiktor Gutszmidt opowiada: „Kiedy pewnego razu wróciłem ze służby, w domu wszystko było wywrócone do góry nogami. KGB szukało literatury. Aresztowali mnie i przez dwa miesiące przesłuchiwali. Julia, nasza młodsza córka, miała wtedy 11 miesięcy, a starsza dwa latka.
„W trakcie przesłuchania śledczy zapytał mnie: ‚Czy jesteś Niemcem?’ W tamtych czasach ‚Niemiec’ był dla wielu równoznaczny z faszystą. Niemców nienawidzono.
„‚Nie jestem nacjonalistą’, odparłem, ‚ale jeśli macie na myśli Niemców więzionych w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, to jestem z nich dumny! Nazywano ich Bibelforscherami, a dzisiaj są znani jako Świadkowie Jehowy. Jestem dumny, że żaden Świadek nigdy nie wystrzelił z karabinu ani z działa. Z takich Niemców jestem dumny!’
„Śledczy milczał, więc ciągnąłem: ‚Mogę z przekonaniem powiedzieć, że ani jeden Świadek Jehowy nigdy nie wziął udziału w żadnym buncie czy powstaniu. Gdy działalność Świadków jest zakazana, oni dalej oddają cześć Bogu. Ale jeśli tylko prawa istniejących władz nie gwałcą ważniejszych od nich praw naszego Stwórcy, Świadkowie są podporządkowani tym władzom’.
„Niespodziewanie śledczy mi przerwał: ‚Żadnej grupie nie przyglądaliśmy się tak dokładnie jak Świadkom Jehowy i ich działalności. Gdybyśmy coś przeciw wam znaleźli, dowód przelania choćby jednej kropli krwi, wszystkich was byśmy wystrzelali’.
„Pomyślałem wtedy: ‚Nasi bracia z odwagą służą Jehowie na całym świecie, a ich przykład uratował życie nam tutaj, w Związku Radzieckim. Może więc nasza służba dla Boga pomoże jakoś naszym braciom w innych miejscach’. Myśl ta dodała mi sił, by trzymać się dróg Jehowy”.
ŚWIADKOWIE W PRZESZŁO 50 OBOZACH
Neutralne stanowisko i gorliwość Świadków Jehowy w Związku Radzieckim wciąż irytowały władze (Marka 13:10; Jana 17:16). W rezultacie nasi bracia często otrzymywali długie, zupełnie bezzasadne wyroki.
Na 199 zgromadzeniach okręgowych, które odbyły się na całym świecie w okresie od czerwca 1956 do lutego 1957 roku, 462 936 delegatów jednomyślnie poparło petycję skierowaną do Rady Ministrów ZSRR w Moskwie. Głosiła ona między innymi: „Świadkowie Jehowy są przetrzymywani w przeszło 50 obozach w europejskiej części Rosji, na Syberii, na wybrzeżu Oceanu Arktycznego, a nawet na arktycznym archipelagu Nowa Ziemia (...) W Ameryce i w innych krajach zachodnich Świadków Jehowy nazywa się komunistami, a w krajach komunistycznych imperialistami (...) Rządy komunistyczne oskarżają ich, że są ‚imperialistycznymi szpiegami’, i skazują nawet na 20 lat więzienia. Ale oni nigdy nie angażowali się w żadną działalność wywrotową”. Niestety, petycja ta nie przyczyniła się do poprawy sytuacji Świadków Jehowy w Związku Radzieckim.
Ze szczególnymi trudnościami borykały się rodziny Świadków wychowujące dzieci. Władimir Sosnin z Moskwy, który wychowywał wtedy trzech synów, mówi: „Chodzenie do radzieckiej szkoły było obowiązkowe. Nauczyciele i inni uczniowie naciskali na nasze dzieci, by wstąpiły do organizacji młodzieżowych propagujących ideologię komunistyczną. Chcieliśmy, żeby nasze dzieci odebrały niezbędne wykształcenie, i pomagaliśmy im w nauce. Niełatwo nam było zaszczepić im w serca miłość do Jehowy. W szkołach bez przerwy mówiono o budowaniu socjalizmu i komunizmu. My, rodzice, musieliśmy się wykazywać wyjątkową cierpliwością i wytrwałością”.
OSKARŻENI O ODCIĘCIE UCHA WŁASNEJ CÓRCE
Daria i Siemion Kostyliewowie wychowali na Syberii troje dzieci. Siemion wspomina: „W tamtych czasach uważano Świadków Jehowy za fanatyków. W 1961 roku Ałła, nasza druga córka, poszła do pierwszej klasy. Gdy pewnego razu bawiła się z innymi dziećmi, jedno z nich niechcący zraniło ją w ucho. Na drugi dzień zapytana przez nauczycielkę, co jej się stało, Ałła milczała, bo nie chciała skarżyć na koleżankę. Nauczycielka wiedziała, że jesteśmy Świadkami. Doszła więc do wniosku, że to my bijemy córkę, by zmusić ją do przestrzegania zasad biblijnych. Szkoła zgłosiła sprawę do prokuratury. Wieści o tym dotarły do mojego zakładu pracy. Śledztwo trwało jakiś rok, aż w końcu w październiku 1962 roku dostaliśmy wezwanie do sądu.
„Dwa tygodnie przed rozprawą na budynku Pałacu Kultury umieszczono napis: ‚Wkrótce rozpocznie się proces przeciwko niebezpiecznej sekcie jehowitów’. Razem z żoną zostaliśmy oskarżeni o wychowywanie dzieci na podstawie Biblii oraz o okrucieństwo. Sąd twierdził, że zmuszaliśmy naszą córkę do modlenia się i że odcięliśmy jej ucho krawędzią wiadra! Jedynym świadkiem mogłaby być Ałła, którą niestety odesłano do sierocińca w Kireńsku, prawie 700 kilometrów na północ od Irkucka, gdzie mieszkaliśmy.
„Salę wypełnili młodzi komsomolcy. Gdy sąd udał się na naradę, wybuchła wrzawa. Tłum nas popychał i miotał przekleństwa, a ktoś zażądał, byśmy zdjęli z siebie ‚radzieckie’ ubrania. Wszyscy krzyczeli, że zasługujemy na śmierć; jakiś osobnik chciał nawet rozprawić się z nami od razu. Motłoch stawał się coraz bardziej rozjuszony, a sędziowie wciąż nie wracali. Naradzali się przez godzinę. Gdy ludzie ruszyli w naszym kierunku, pewna siostra i jej mąż niebędący Świadkiem zasłonili nas i błagali, by nie robiono nam krzywdy. Próbując wyjaśniać, że oskarżenia są fałszywe, dosłownie wyrwali nas z rąk tłumu.
„W końcu pojawił się sędzia z ławnikami sądu ludowego i odczytał wyrok: pozbawienie praw rodzicielskich. Aresztowano mnie i na dwa lata zesłano do obozu pracy. Nasza najstarsza córka też trafiła do sierocińca; powiedziano jej, że należymy do niebezpiecznej sekty i możemy mieć szkodliwy wpływ na jej wychowanie.
„Nasz syn, który miał dopiero trzy latka, pozostał z Darią. Po odbyciu kary wróciłem do domu. Tak jak wcześniej mogliśmy głosić tylko nieoficjalnie”.
„BYLIŚMY DUMNI Z NASZYCH DZIECI”
„Kiedy Ałła skończyła 13 lat, opuściła sierociniec i powróciła do nas. Jakże byliśmy szczęśliwi, gdy oddała się Jehowie i w roku 1969 zgłosiła do chrztu! Mniej więcej w tym samym czasie w Pałacu Kultury w naszym mieście wygłaszano serię prelekcji o religii. Postanowiliśmy tam pójść i posłuchać, o czym będzie mowa. Jak zawsze najwięcej mówiono o Świadkach Jehowy. Jeden z prelegentów podniósł do góry Strażnicę i powiedział: ‚To szkodliwe i niebezpieczne czasopismo, które zagraża jedności naszego kraju’. Następnie podał przykład: ‚Członkowie tej sekty zmuszają swe dzieci do czytania takiej literatury i do modlenia się. W pewnej rodzinie mała dziewczynka nie chciała czytać, więc ojciec odciął jej ucho’. Ałła była zdziwiona, bo przecież siedziała tam z obojgiem uszu. Jednak w obawie, że znów straci rodziców, nic się nie odezwała.
„Gdy Borys, nasz syn, skończył 13 lat, też oddał się Jehowie i został ochrzczony. Pewnego razu głosił na ulicy z kilkoma Świadkami w tym samym wieku, choć nasza działalność wciąż była objęta zakazem. Nie mieli ze sobą Biblii ani żadnych publikacji. Nagle podjechał samochód i chłopców zabrano na komisariat. Milicjanci przesłuchali ich i przeszukali, ale znaleźli jedynie kilka wersetów biblijnych zanotowanych na papierze. Puścili ich więc do domu. Po powrocie Borys z dumą nam opowiedział, jak razem z innymi braćmi był prześladowany z powodu imienia Jehowy. A my byliśmy dumni z naszych dzieci, gdyż Jehowa wspierał je w chwilach próby. Po tym zdarzeniu Darię i mnie kilkakrotnie wzywano do KGB. Jeden oficer stwierdził: ‚Te dzieci powinny trafić do kolonii karnej dla młodocianych. Szkoda, że jeszcze nie mają 14 lat’. Za działalność kaznodziejską syna zostaliśmy ukarani grzywną.
„Dzisiaj mieszkam z synem i wnukami, które także trwają w prawdzie. Moja najstarsza córka mieszka w Uzbekistanie i choć nie została czcicielką Jehowy, szanuje nasze wierzenia i Biblię i często nas odwiedza. W roku 2001 Daria zmarła, do końca wiernie służąc Jehowie. Jeśli starcza mi sił, jeżdżę ze zborem głosić na terenach oddalonych i wyszukuję ludzi ‚odpowiednio usposobionych do życia wiecznego’ (Dzieje 13:48). Wierzę, że zgodnie z obietnicą z Izajasza 65:23 Jehowa wkrótce spełni pragnienia każdego z nas”.
WSPANIAŁY PRZYKŁAD RODZICÓW
Władysław Apaniuk pełni służbę w rosyjskim Betel. Pamięta, jak rodzice od najwcześniejszego dzieciństwa wszczepiali mu i jego rodzeństwu miłość do Boga: „Nasi rodzice zostali zesłani z Ukrainy na Syberię w 1951 roku. Nauczyli nas tak podejmować decyzje, by sprawiać radość Jehowie. Naprawdę ceniłem sobie, że potrafili swobodnie rozmawiać przy nas o własnych niedociągnięciach. Kiedy popełniali błędy, nie kryli się z tym. Rzucało się w oczy, że mocno kochają Jehowę. Często byli radośni, zwłaszcza gdy omawialiśmy tematy duchowe. Widzieliśmy, że bardzo lubią rozmyślać i rozmawiać o Jehowie. Nas również pobudzało to do rozmyślań. Wyobrażaliśmy sobie życie w nowym świecie — gdy wszystko będzie takie wspaniałe, gdy znikną choroby i wojny.
„Kiedy byłem w trzeciej klasie, wszystkich uczniów z mojej klasy zachęcono do wstąpienia w szeregi pionierów, przyszłych budowniczych komunizmu. Większość dzieci w Związku Radzieckim uważała to za wielki zaszczyt. Moi koledzy czekali na ten dzień z niecierpliwością. Każdy miał podpisać przysięgę, że jest gotowy wstąpić do tej organizacji. Ja odmówiłem. Nauczycielka ukarała mnie, zamykając w klasie. ‚Nie wyjdziesz, aż podpiszesz przysięgę’ — zagroziła. Parę godzin później kilku kolegów zapukało w okno i zaczęło mnie namawiać, żebym poszedł się z nimi pobawić. Zostałem jednak w klasie, zdecydowany niczego nie podpisywać. Wieczorem przyszła inna nauczycielka, która pozwoliła mi iść do domu. To było moje pierwsze zwycięstwo. Byłem dumny, że mogłem zrobić coś, co rozradowało serce Jehowy (Prz. 27:11). W domu opowiedziałem o wszystkim rodzicom. Ucieszyli się, a tato rzekł: ‚Bardzo dobrze, synku!’”
BIBLIA UZNANA ZA ANTYRADZIECKĄ
Czasami bracia stawali przed sądem za samo posiadanie Biblii. Nadieżda Wiszniak wspomina: „Mój mąż i ja nie byliśmy jeszcze Świadkami Jehowy, ale prawda mocno ujęła nas za serce. Pewnego razu milicja przyszła po mnie do pracy i zabrała mnie w ubraniu roboczym. Piotr, mój mąż, też został zatrzymany w pracy. Zanim do tego doszło, milicjanci przeszukali nasz dom i znaleźli Biblię oraz broszurę Po Armagedonie — Boży nowy świat. Piotr miał nadzieję, że mnie nie aresztują, bo byłam w siódmym miesiącu ciąży.
„Oskarżono nas o działanie na szkodę państwa radzieckiego. Powiedzieliśmy, że wierzymy w Biblię, która jest dla nas większym autorytetem niż władza radziecka.
„‚Biblia jest Słowem Bożym i dlatego chcemy żyć zgodnie z jej zasadami’ — wyjaśniłam.
„Nasza rozprawa odbyła się zaledwie dwa tygodnie przed moim porodem. Pomiędzy przesłuchaniami sędzia pozwalał na krótkie przerwy, bym w asyście uzbrojonego żołnierza mogła wyjść na spacer. Raz w trakcie takiej przechadzki żołnierz ten zapytał mnie, co zrobiłam. Miałam wspaniałą okazję dać mu świadectwo.
„Sędzia orzekł, że Biblia i skonfiskowana nam literatura jest ‚antyradziecka’. Cieszyłam się, że taki zarzut padł nie tylko pod adresem moim i męża, ale też naszej literatury, a nawet Biblii! Spytano nas, gdzie się zetknęliśmy ze Świadkami Jehowy. Gdy odrzekliśmy, że w obozie pracy w Workucie, sędzia krzyknął gniewnie: ‚Co to się dzieje w tych naszych obozach!’ Uznał nas za winnych i skazał na 10 lat pobytu w łagrach.
„Piotr trafił do obozu w Republice Mordwińskiej w środkowej Rosji i został zamknięty w karcerze. Ja w marcu 1958 roku urodziłam syna. Gdy zabrano mnie do łagru w Kemerowie na Syberii, naszym synem zaopiekowała się moja matka. W tych ciężkich czasach Jehowa był moim najlepszym Przyjacielem i Wspomożycielem.
„Po ośmiu latach zostałam przedterminowo zwolniona. Pamiętam, jak w baraku nadzorczyni na głos powiedziała, że nigdy nie robiłam żadnych ‚antyradzieckich’ uwag i że nasza literatura ma charakter czysto religijny. Chrzest przyjęłam w roku 1966, już po odzyskaniu wolności”.
W więzieniach i łagrach Biblia i publikacje biblijne miały szczególną wartość. W 1958 roku w obozie w Republice Mordwińskiej (Mordwie) bracia regularnie urządzali zebrania. Gdy jakaś grupa studiowała Strażnicę, kilku braci — w pewnej odległości od siebie — stało na straży. Kiedy pojawiał się nadzorca, brat stojący najbliżej mówił do następnego „nadchodzi”. Ten zaś przekazywał ostrzeżenie kolejnemu, aż w końcu usłyszała je grupa studiujących. Wszyscy się wtedy rozpraszali, a czasopismo chowano. Często jednak nadzorcy wyrastali jak spod ziemi.
Pewnego razu bracia zostali zaskoczeni przez nadzorców i Borys Krylcow postanowił odwrócić ich uwagę, by ratować czasopismo. Złapał jakąś książkę i wybiegł z baraku. Nadzorcy puścili się za nim, ale gdy po długim czasie wreszcie go dopadli, zobaczyli, że trzyma w ręku tom dzieł Lenina. Brat Krylcow dostał siedem dni karceru, ale cieszył się, że czasopismo nie trafiło w niepowołane ręce.
ROZSIEWANIE ZIAREN PRAWDY W MOSKWIE
Głoszenie dobrej nowiny w Moskwie zaczęło się od niewielkiej grupki osób. Jednym z pierwszych, którzy gorliwie tam działali, był Borys Krylcow. Wspomina: „Pracowałem w kierownictwie budowy. Razem z grupą braci i sióstr próbowaliśmy dawać świadectwo nieoficjalnie. Ale dowiedziało się o tym KGB. W kwietniu 1957 roku przeszukano moje mieszkanie i znaleziono literaturę biblijną, toteż zostałem natychmiast aresztowany. Podczas przesłuchania śledczy powiedział mi, że Świadkowie Jehowy są najniebezpieczniejszymi ludźmi w kraju. ‚Jeśli was wypuścimy’, ciągnął, ‚przyłączy się do was wielu obywateli. Dlatego uważamy, że stanowicie wielkie zagrożenie dla państwa’.
„‚Biblia uczy nas być dobrymi obywatelami’ — odrzekłem. ‚Ale mówi też, że musimy najpierw szukać Królestwa Bożego i Bożej prawości. Prawdziwi chrześcijanie nie zamierzają przejmować władzy w żadnym kraju’.
„‚Skąd wzięliście literaturę, którą u was znaleźliśmy?’ — zapytał śledczy.
„‚A co złego jest w tej literaturze? Omawia proroctwa biblijne i nie zajmuje się polityką’.
„‚To prawda, ale jest wydawana za granicą’ — odparł.
„Znalazłem się w więzieniu o zaostrzonym rygorze w mieście Władymir. Choć starannie mnie przeszukano, zdołałem przemycić cztery numery Strażnicy przepisane na cienkim papierze. Sam się dziwiłem, jak mi się to udało. Było oczywiste, że pomógł mi Jehowa. W celi sporządziłem następne kopie, bo wiedziałem, że w tym więzieniu są jeszcze inni Świadkowie, którzy od siedmiu lat nie mieli żadnego pokarmu duchowego. Przekazałem im je za pośrednictwem siostry sprzątającej klatkę schodową.
„Jak się jednak okazało, wśród braci był donosiciel, który zdradził strażnikom, że ktoś rozprowadza literaturę biblijną. Natychmiast zaczęli wszystkich przeszukiwać i konfiskować publikacje. Wkrótce przyszli też do mnie i w materacu odkryli literaturę. Za karę dostałem 85 dni karceru. Ale Jehowa ciągle o nas dbał”.
PRELEKCJE POMAGAJĄ NIEKTÓRYM POZNAĆ PRAWDĘ
Jedną z broni używanych przeciwko Świadkom Jehowy w wojnie ideologicznej były prelekcje. Wiktor Gutszmidt wspomina: „Nasz obóz regularnie odwiedzali prelegenci, którzy wygłaszali wykłady promujące ateizm. Bracia zawsze zadawali im pytania. Czasem ci mówcy nie byli w stanie odpowiedzieć nawet na najprostsze. Zazwyczaj sale były wypełnione po brzegi. Ludzie pilnie się przysłuchiwali. Przychodzili tam z własnej woli, bo byli ciekawi, co Świadkowie Jehowy powiedzą po prelekcji.
„Jednego razu przyjechał prelegent, który kiedyś był popem. Wszyscy wiedzieli, że podczas pobytu w obozie wyrzekł się wiary i został ateistą.
„‚Czy był pan ateistą przed odsiadką, czy stał się nim dopiero potem?’ — spytał go po prelekcji jeden z braci.
„‚Pomyślcie tylko’, odrzekł wykładowca, ‚człowiek poleciał w kosmos i nie zobaczył tam żadnego Boga’.
„‚A czy pan, będąc duchownym, naprawdę wyobrażał sobie, że Bóg patrzy na ludzi z odległości jakichś 200 kilometrów nad ziemią?’ — zapytał brat. Prelegent nic na to nie odpowiedział. Takie dyskusje skłaniały wielu więźniów do myślenia, a potem niektórzy zaczynali studiować z nami Biblię.
„Kiedyś w czasie prelekcji poprosiła o głos jedna siostra. ‚Proszę bardzo, pewnie jest pani Świadkiem Jehowy’ — powiedział mówca.
„‚Jak nazwałby pan człowieka, który staje na polu i wrzeszczy: „Zabiję cię!”, choć w pobliżu nikogo nie ma?’ — zapytała siostra.
„‚Na pewno nie nazwałbym go mądrym człowiekiem’ — odparł prelegent.
„‚Jeśli więc Bóg nie istnieje, to po co z Nim walczyć? Jeśli Boga nie ma, to nie ma z kim toczyć walki’. Obecni wybuchnęli gromkim śmiechem”.
GŁOSICIEL ZAWSZE WRÓCI
Oczywiście pogadanki propagujące radziecką ideologię organizowano nie tylko w łagrach. Najczęściej odbywały się one w dużych miastach. Ale doświadczeni prelegenci objeżdżali też inne miejscowości, zwłaszcza te, w których było wielu Świadków, takie jak Workuta, Inta, Uchta czy Syktywkar. Brat Gutszmidt relacjonuje: „Jednego razu w 1957 roku pewien wykładowca przyjechał do Inty. W Pałacu Kultury zebrało się 300 osób. Mówca nakreślił wierzenia Świadków Jehowy i dokładnie opowiedział, jak głoszą. Przedstawił schemat 15 kolejnych rozmów i ostrzegł: ‚Jeżeli nie dacie do zrozumienia, że się na to nie zgadzacie, głosiciel zawsze wróci. Po drugiej wizycie, jeśli wciąż nie wyrażacie sprzeciwu, nastąpi trzecia’.
„W ciągu dwóch godzin prelegent odtworzył sześć takich wizyt słowo po słowie, przy czym odczytał ze swoich notatek wszystkie użyte wersety. Moja żona Polina opisała mi to w liście, gdy siedziałem w łagrze. Wspomniała, że bracia wprost nie mogli uwierzyć własnym uszom. Po tej prelekcji w gazecie ukazał się negatywny artykuł o Świadkach, który jednak szczegółowo wyjaśniał, czym jest Królestwo. W dodatku całe przemówienie nadano przez radio. Dzięki temu tysiące mieszkańców miasta mogło usłyszeć, w jaki sposób i o czym Świadkowie Jehowy głoszą.
„W roku 1962 przyjechał mówca z Moskwy. Po nakreśleniu nowożytnej historii Świadków Jehowy powiedział: ‚Każdego miesiąca do Brooklynu spływają miliony dolarów z dobrowolnych datków składanych na rozwój działalności Świadków w różnych krajach. Ale żaden z ich przywódców nie ma nawet własnej garderoby. Wszyscy jedzą we wspólnej jadalni — zarówno sprzątający, jak i prezes. Wszyscy nazywają się braćmi i siostrami, tak jak my mówimy do siebie towarzyszu’.
„Na chwilę w sali zapadła głucha cisza. Następnie prelegent dodał: ‚Ale my nie przejmiemy ich ideologii, choćby była najlepsza, ponieważ chcemy stworzyć taki świat bez Boga, własnymi rękami i kierując się własnym rozumem’.
„Poczuliśmy się bardzo pokrzepieni, bo po raz pierwszy usłyszeliśmy prawdę o Świadkach Jehowy od przedstawiciela władzy. Poza tym usłyszało ją wiele innych osób. Ale ludzie musieli się sami przekonać, jak nauki biblijne mogą im pomóc prowadzić lepsze życie”.
NIESKUTECZNA INWIGILACJA
Przez całe lata KGB na wielką skalę stosowało podsłuchy telefoniczne, przechwytywało korespondencję i w jeszcze inny sposób inwigilowało braci. Niekiedy funkcjonariusze potajemnie instalowali urządzenia podsłuchowe w domach braci, którzy sprawowali w zborach odpowiedzialne funkcje. W roku 1958 Grigorij Siwulski, który w czasie zakazu przez 25 lat był nadzorcą okręgu, odkrył podsłuch na swoim strychu. „Mieszkaliśmy na peryferiach syberyjskiej miejscowości Tułun, na piętrze dwukondygnacyjnego budynku. Pewnego razu ze strychu dobiegł mnie odgłos wiercenia. Zorientowałem się, że to KGB zakłada podsłuch, by nas inwigilować. Często stosowali tę metodę. A my właśnie na strychu i w okapie domu ukryliśmy większość literatury.
„Gdy wieczorem zebraliśmy się całą rodziną, podzieliłem się swoimi podejrzeniami. Postanowiliśmy na razie nie poruszać w rozmowach spraw zborowych. Nastawiliśmy dość głośno radio i zostawiliśmy je tak na cały tydzień. Pod koniec tygodnia wczołgaliśmy się z pewnym bratem na strych i znaleźliśmy kabel prowadzący do urządzenia podsłuchowego. Położono go między dwoma rzędami desek, dookoła okapu, a biegł prosto na miasto w kierunku siedziby KGB. Nie było żadnych wątpliwości, że wszystko nagrywali, ale słyszeli tylko audycje radiowe”.
KGB PRZENIKA DO ORGANIZACJI
KGB zrozumiało, że otwarte prześladowania nie osłabią gorliwości Świadków. Dlatego za pomocą chytrych, podstępnych metod zaczęło siać ziarna nieufności wobec braci sprawujących nadzór oraz wobec całej organizacji. Jednym ze sposobów było umieszczanie w zborach doświadczonych agentów.
Niektórzy z nich zdołali uzyskać w organizacji odpowiedzialne zadania. Ci fałszywi Świadkowie robili wszystko, co mogli, by spowolnić dzieło głoszenia. W tym celu stwarzali atmosferę strachu i niepewności, wzmagającą podejrzenia co do braci sprawujących przewodnictwo. Ponadto osobiście przechwytywali literaturę i przekazywali ją KGB. Według pewnego raportu zaledwie dwóch agentów działających w latach 1957-1959 oddało KGB przeszło 500 egzemplarzy Strażnicy i innych publikacji.
W połowie lat pięćdziesiątych niektórzy bracia zaczęli wątpić w lojalność członków Komitetu Kraju. Pojawiły się plotki, że współpracują oni z KGB i zdradzają wiernych współwyznawców, również tych, którzy się trudzą przy produkcji literatury. Iwan Paszkowski wspomina: „W kwietniu 1959 roku sformowano nowy Komitet Kraju, w skład którego wszedłem i ja. Byliśmy zdecydowani dołożyć wszelkich starań, by bronić prawdy w obliczu ataków Diabła na naszą braterską jedność. Rozpoczął się najtrudniejszy okres w historii Świadków Jehowy w Związku Radzieckim”.
Atmosfera podejrzliwości narastała i część braci przestała wysyłać do Komitetu Kraju sprawozdania z działalności kaznodziejskiej. Głosiciele dalej byli aktywni w służbie i regularnie składali sprawozdania, ale większość z nich nie wiedziała, że nie docierają one do Komitetu. W ten sposób już w roku 1958 kilka tysięcy głosicieli zostało odciętych przez grupy nieufnych braci od łączności z Komitetem Kraju. W Irkucku i Tomsku, a potem jeszcze w innych miastach, grupy odłączonych braci rosły liczebnie. W marcu 1958 roku powołały swój własny „komitet kraju”, mając nadzieję, że zostanie on uznany przez wszystkie zbory.
Ciało Kierownicze wykorzystało wszelkie dostępne środki, by pomóc braciom w Związku Radzieckim znów wielbić Jehowę w sposób zjednoczony. Działalność w tym kraju koordynowało wówczas Biuro Północnoeuropejskie, nad którym nadzór sprawował Alfred Rütimann ze Szwajcarii. W roku 1959 napisał on do radzieckich współwyznawców list. Wyjaśnił w nim, że Jehowa błogosławi tylko tym, którzy dążą do jedności i głoszą dobrą nowinę o Królestwie. Niektórzy przyjęli to skarcenie i zaczęli odzyskiwać zaufanie do Komitetu Kraju. Niestety, zupełne naprawienie szkód zajęło sporo lat. Przez cały ten okres Komitet Kraju za pośrednictwem kurierów rozprowadzał literaturę biblijną. Osoby, które się odłączyły, studiowały ją, ale dalej nie przesyłały comiesięcznych sprawozdań ze służby polowej.
KGB wciąż zasiewało nieufność między braćmi. Niektórych celowo pozostawiano na wolności, a innych jej pozbawiano. Chodziło o wywołanie wrażenia, że Świadkowie pozostający na swobodzie współpracują z aparatem bezpieczeństwa. Wielu stało się nazbyt podejrzliwych i krytycznie się odnosiło do odpowiedzialnych braci.
NAGŁOŚNIONY PROCES
W raporcie wysłanym do Moskwy pewien urzędnik napisał o Świadkach Jehowy z obwodu irkuckiego: „Rozwinęli działalność podziemną na masową skalę. W drugiej połowie 1959 roku komórki KGB odkryły pięć zakonspirowanych drukarni”. Drukarnie te były ulokowane w syberyjskich miasteczkach Zima i Tułun oraz wioskach Kitoj, Oktiabrski i Załari. Ich odkrycie oznaczało też aresztowanie pracujących tam osób.
Czterej bracia, którzy byli aresztowani jako pierwsi, zostali podstępnie skłonieni przez śledczych do złożenia na piśmie zeznań dotyczących swej działalności. Następnie KGB w zniekształconej formie opublikowało je w miejscowej prasie. Tych czterech braci zwolniono, ale aresztowano ośmiu innych. Proces miał się rozpocząć w Tułunie w kwietniu 1960 roku. KGB czyniło przygotowania do szeroko nagłośnionej, pokazowej rozprawy. Planowało użyć czterech zwolnionych braci w charakterze świadków oskarżenia. Wielu członków zboru wyciągnęło wniosek, że cała ta czwórka poszła na współpracę z KGB.
W zamierzeniu KGB proces ten miał także zachwiać wiarę obecnych na nim Świadków Jehowy oraz zwrócić przeciwko nim miejscową ludność. Dlatego jedną z piwnic, w których bracia przez kilka lat drukowali literaturę, KGB udostępniło do zwiedzania. Miasto huczało od plotek na temat działalności podziemnej „sekty”. Gdy nadszedł dzień procesu, salę wypełniło przeszło 300 osób, w tym dziennikarze prasowi i telewizyjni, niektórzy aż z Moskwy. Przyszło też sporo Świadków Jehowy.
SĄD CAŁKOWICIE ZASKOCZONY
Nieoczekiwanie plan KGB spalił na panewce. Bracia, którzy złożyli zeznania, zdali sobie sprawę z popełnionego błędu. Dzień przed procesem postanowili zrobić wszystko, by przysporzyć chwały Jehowie. W trakcie rozprawy oświadczyli, że zostali oszukani, a ich zeznania wypaczono. Następnie oznajmili: „Jesteśmy gotowi zająć miejsca na ławie oskarżonych, obok naszych braci”. Sąd był całkowicie zaskoczony.
Co więcej, oskarżeni bracia udzielali odpowiedzi w taki sposób, by nie zaszkodzić współwyznawcom. Na przykład kiedy sędzia zapytał Grigorija Timczuka, kto zbudował drukarnię w jego domu, ten odpowiedział: „Ja”. Zapytany, kto drukował literaturę, odparł: „Ja”. Na pytanie, kto rozprowadzał literaturę, odrzekł: „Ja”. I wreszcie gdy go zapytano, kto kupił i dostarczył papier, znów odpowiedział: „Ja”. Prokurator zapytał wtedy: „To kim wy jesteście? Kierownikiem, dostawcą i pracownikiem jednocześnie?”
„TEN LIST BARDZO NAS POKRZEPIŁ!”
Gdy się okazało, że oskarżenie nie może powołać żadnych świadków, prokurator obwinił braci o spiskowanie z cudzoziemcami. Jako dowód pokazał list od Nathana Knorra z bruklińskiego Betel. Michaił Sawicki, który był obecny na tym procesie, opowiada: „Prokurator zaczął czytać na głos list brata Knorra do braci w Związku Radzieckim, przechwycony przez KGB. Dla wszystkich Świadków obecnych na sali był to cudowny dar od Jehowy. Ten list bardzo nas pokrzepił! Usłyszeliśmy mądre biblijne rady, a także zachęty, byśmy z miłością usługiwali współbraciom i zachowywali wierność w próbach. Brat Knorr wzywał Świadków Jehowy w ZSRR, żeby we wszystkim ufali Bogu, żeby prosili Go o mądrość i kierownictwo oraz ściśle współpracowali z wyznaczonymi braćmi. Prokurator odczytał cały list, a my słuchaliśmy z zapartym tchem. Mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na zgromadzeniu!” Chociaż sąd skazał tamtych braci na różnej długości kary więzienia, ich współwyznawcy, którzy obserwowali proces, umocnili się w postanowieniu służenia Jehowie.
NA NOWO ZJEDNOCZENI W WIELBIENIU BOGA
KGB uznało, że zdołało sparaliżować działalność Świadków Jehowy w Związku Radzieckim, i postanowiło zadać im ostateczny cios. W roku 1960 ponad 450 braci niespodziewanie umieszczono razem w obozie w Republice Mordwińskiej. Znaleźli się wśród nich bracia nadzorujący działalność obu grup — także ci, którzy odseparowali się od społeczności. KGB sądziło, że doprowadzi do ostatecznego rozpadu naszej organizacji. W obozowej gazetce ukazał się szyderczy artykuł wyjaśniający, kto zdaniem funkcjonariuszy będzie zwalczał kogo. Jednakże bracia, korzystając z tego, że są razem, potrafili przywrócić jedność w swych szeregach.
Iov Andronic tak relacjonuje zdarzenia: „Odpowiedzialni bracia zaapelowali do wszystkich Świadków, również tych odseparowanych, by zabiegali o jedność. Szczególną uwagę poświęcili artykułowi z rosyjskiej Strażnicy z 1 września 1961 roku, zatytułowanemu ‚Obiecana jedność wszystkich ludzi dobrej woli’. Omówiono w nim zasady i przykłady ukazujące, jak w starożytności Jehowa kierował swoim ludem. Zwrócono też uwagę na to, że w zborze chrześcijańskim wszyscy muszą dążyć do pokoju i jedności. Po uważnym przestudiowaniu tego artykułu wielu doceniło wartość teokratycznej jedności i pozytywnie zareagowało na udzielone rady”.
UZDRAWIAJĄCY POKARM DUCHOWY
Wspomniany artykuł ze Strażnicy pomógł odzyskać jedność również Świadkom przebywającym na wolności. Bracia, którzy piastowali odpowiedzialne stanowiska, wspólnie się modlili i go studiowali. W artykule tym powiedziano między innymi, że w sierpniu 1941 roku chory brat Rutherford wygłosił na zgromadzeniu swoje ostatnie przemówienie. Zachęcając braci do trzymania się organizacji Jehowy i niepodążania za jakimkolwiek człowieczym przywódcą, rzekł: „Gdy coś powstaje i zaczyna się rozrastać, zawsze się mówi, że przewodzi tam jakiś człowiek, mający wielki posłuch. (...) Jeżeli wy tu obecni wierzycie, że jestem po prostu jednym ze sług Pańskich i że pracujemy zgodnie ramię przy ramieniu, służąc Bogu i służąc Chrystusowi, to powiedzcie: ‚Tak’”. Wtedy rozległo się gromkie i jednogłośne: „Tak”.
Michaił Sawicki opowiada: „Świadkom w Związku Radzieckim taka jedność była wówczas szczególnie potrzebna. Byliśmy bardzo wdzięczni Jehowie, że cierpliwie i z miłością podtrzymywał nas duchowo. Pewien brat, który odseparował się od organizacji, od razu poprosił mnie o to czasopismo, mówiąc: ‚Daj mi je, byśmy mogli to przeczytać braciom w Bracku i innych miejscach’. Odrzekłem, iż mamy tylko jeden egzemplarz. Ale on zapewnił mnie, że odda je po tygodniu. Dotrzymał słowa, a razem z czasopismem przywiózł dużo zaległych sprawozdań ze służby z wielu zborów. Setki braci i sióstr powróciło do zjednoczonej rodziny czcicieli Jehowy”.
Iwan Paszkowski, który ponad 30 lat był członkiem Komitetu Kraju, wspomina: „Za pośrednictwem brata, który przyjechał z zagranicy, poprosiliśmy brata Knorra, by wezwał wszystkich Świadków w naszym kraju do zachowywania jedności i przestrzegania porządku teokratycznego. Brat Knorr się zgodził i w 1962 roku otrzymaliśmy 25 kopii jego listu w dwóch językach: angielskim i rosyjskim. Dzięki temu listowi wielu braci naprawdę przejrzało na oczy”.
OWCE SŁUCHAJĄ GŁOSU SWEGO PASTERZA
Komitet Kraju nie szczędził starań, by zjednoczyć braci, ale ze względu na okoliczności nie było to łatwe. Latem 1962 roku do organizacji na powrót przyłączył się cały okręg. Utworzono specjalny komitet złożony z dojrzałych duchowo braci. Jehowa pobłogosławił ich wysiłki i udzielił im „mądrości z góry” (Jak. 3:17). Aleksiej Gaburiak, który w latach 1986-1995 usługiwał jako nadzorca podróżujący, wspomina: „W roku 1965 spotkaliśmy się z Komitetem Kraju w Usolu Sybirskim. Bracia poprosili nas, byśmy odszukali wszystkich braci i siostry zagubionych z powodu zsyłki, uwięzienia i podziałów i pomogli im wznowić łączność ze zborami. Na początek otrzymaliśmy trochę adresów. Mnie przydzielono obwody tomski i kemerowski, a także miasta Nowokuźnieck i Nowosybirsk. Inni bracia również dostali swoje tereny. Mieliśmy zorganizować zbory i pojedyncze grupy oraz zamianować i wyszkolić odpowiedzialnych braci. Ponadto w warunkach zakazu mieliśmy zaplanować trasy dostarczania literatury i zorganizować zebrania. W krótkim czasie odwiedziliśmy 84 osoby, które straciły kontakt z organizacją. Jakże byliśmy szczęśliwi, że ‚owce’ Jehowy znów usłyszały głos Wspaniałego Pasterza i mogły służyć Bogu razem z Jego ludem!” (Jana 10:16).
Wkrótce potem wielu odseparowanych nawiązało łączność z Komitetem Kraju i zaczęło nadsyłać swoje sprawozdania ze służby kaznodziejskiej. Do roku 1971 do organizacji Jehowy powróciło ponad 4500 głosicieli. W połowie lat osiemdziesiątych mimo trwającego zakazu dzieło głoszenia było kontynuowane, a do zborów bezustannie napływali nowi uczniowie.
CENNE KAWAŁKI KLISZY
Powielanie literatury biblijnej zawsze wiązało się z wielkim wysiłkiem ze strony ostrożnych, ale i odważnych braci. Jak ten pokarm duchowy w ogóle do nich docierał?
Podstawowym sposobem było korzystanie z mikrofilmów. Pracując w którymś z sąsiednich krajów, bracia fotografowali nasze czasopisma, książki i broszury. Były to głównie publikacje wydane po rosyjsku i ukraińsku, a czasem także wersje w innych językach. Zdjęcia starannie wykonywano za pomocą specjalnego aparatu, który mieścił 30-metrową kliszę. Każdą publikację fotografowano wielokrotnie — sporządzano dużo kopii, by ułatwić dystrybucję. W ciągu lat zrobiono całe kilometry takich mikrofilmów. Fragmenty kliszy, pocięte na 20-centymetrowe odcinki, kurier zabierał do Związku Radzieckiego.
PODZIEMNE DRUKARNIE NA SYBERII
Powielanie literatury biblijnej nie było łatwe, ale Jehowa błogosławił tej pracy. Tylko w latach 1949 i 1950 bracia sporządzili i rozesłali do zborów 47 165 kopii różnych publikacji. Ponadto według informacji Komitetu Kraju w tym samym okresie na terenie ZSRR odbyło się 31 488 zebrań, i to pomimo zaciekłego sprzeciwu.
Zapotrzebowanie na literaturę ciągle rosło, niezbędne więc były nowe drukarnie. Stach Sawicki wspomina: „W roku 1955 urządziliśmy w naszym domu tajną drukarnię. Ponieważ mój ojciec nie był Świadkiem Jehowy, musieliśmy otrzymać jego zgodę. Przez jakieś dwa miesiące kopaliśmy pod naszym gankiem pokój o wymiarach dwa na cztery metry. W tym czasie wydobyliśmy około 30 metrów sześciennych ziemi. Musieliśmy tak ją wynosić i się jej pozbywać, by nikt tego nie zauważył. Kiedy dokopaliśmy się na głębokość półtora metra, trafiliśmy na wieczną zmarzlinę. Dlatego gdy byliśmy w pracy, mama w celu ogrzania zlodowaciałego gruntu rozpalała małe ognisko z suchego drewna, starając się nie przyciągnąć uwagi sąsiadów. Później podłogę i sufit wykopanego pomieszczenia wyłożyliśmy deskami. Gdy tylko pokój był gotowy, wprowadziło się do niego pewne małżeństwo. Brat i jego żona mieszkali tam i pracowali, a mama im gotowała, prała i się o nich troszczyła. Drukarnia ta działała do roku 1959.
„W 1957 roku brat nadzorujący produkcję literatury zapytał mnie: ‚Czy nie mógłbyś popracować w drukarni? Potrzebujemy powielać przynajmniej 200 czasopism miesięcznie’. Najpierw produkowałem 200, potem 500 egzemplarzy. Ale zapotrzebowanie rosło i rosło. Wykonywałem to zadanie nocą, ponieważ jako zesłańcy w ciągu dnia pracowaliśmy pod dozorem i mieliśmy tylko jeden wolny dzień w tygodniu.
„Po przyjściu z pracy schodziłem do drukarni. Niemal wcale nie spałem, bo po rozpoczęciu drukowania trzeba je było kontynuować aż do końca. Gdybym zrobił przerwę, farba by wyschła. Czasem musiałem wydrukować 500 stron, a później igłą wprowadzać drobne poprawki. Z powodu braku wentylacji niełatwo było wysuszyć wydrukowane strony.
„Gotowe czasopisma zawoziłem nocą do Tułunu, oddalonego o 20 kilometrów. Nie wiedziałem dokładnie, jaką drogę odbywały później, ale słyszałem, że korzystali z nich Świadkowie z Krasnojarska, Bracka, Usola Sybirskiego i innych miast.
„W roku 1959 bracia poprosili mnie o pomoc przy urządzaniu nowej drukarni w Tułunie, tuż obok stacji kolejowej. I znów robiłem to, w czym już miałem wprawę — kopałem w ziemi oraz instalowałem oświetlenie. Jehowa udzielał nam mądrości. Do gotowego pomieszczenia wprowadziła się pewna rodzina, która pracowała tam przez rok. Ale KGB w końcu odkryło tę drukarnię. W miejscowej gazecie napisano, że ‚oświetlenie było zainstalowane w sposób, który zdumiał nawet doświadczonych elektryków’.
„Poza członkami rodziny tylko kilku braci wiedziało o mojej pracy w drukarni. Ponieważ nikt mnie nie widywał wieczorami, bracia i siostry ze zboru zaczęli się martwić o moje zdrowie duchowe. Składali mi wizyty, by mnie zachęcić, ale nigdy nie mogli mnie zastać. W tych niebezpiecznych czasach drukarnia mogła funkcjonować wyłącznie przy zachowaniu ścisłej tajemnicy”.
PRODUKCJA LITERATURY W MOSKWIE
Władze dobrze wiedziały, że Świadkowie pilnie potrzebują Biblii i opartej na niej literatury. Ponawiane przez Ciało Kierownicze prośby o zezwolenie na wydrukowanie lub wysłanie publikacji były odrzucane albo po prostu ignorowane. Chcąc zaspokoić zapotrzebowanie zborów i grup, bracia bez przerwy szukali możliwości powielania literatury w różnych częściach kraju, w tym w Moskwie.
Stiepan Lewicki został w 1957 roku skazany na dziesięć lat więzienia za posiadanie jednego egzemplarza Strażnicy, który znaleziono pod obrusem na stole w jadalni. Stiepan opowiada: „Po trzech i pół roku Sąd Najwyższy anulował mój wyrok. Zanim wyszedłem na wolność, bracia zasugerowali, bym przeniósł się gdzieś bliżej Moskwy i tam głosił oraz angażował się w inne dziedziny chrześcijańskiej działalności. Znalazłem mieszkanie w odległości dwóch godzin jazdy od Moskwy i zacząłem głosić w różnych częściach stolicy. Jehowa pobłogosławił te wysiłki i po kilku latach w Moskwie działała już grupa braci i sióstr. W roku 1970 polecono mi zatroszczyć się o obwód, który obejmował Moskwę, Leningrad (obecnie Petersburg), Gorki (obecnie Niżni Nowogród), Orzeł i Tułę. Miałem też odpowiadać za zaopatrzenie zborów w literaturę.
„Byłem przekonany, iż wolą Jehowy jest, by odpowiednia ilość literatury biblijnej była dostępna zarówno w Moskwie, jak i w innych częściach Rosji. W modlitwie powiedziałem Bogu, że chciałbym zrobić w tej sprawie coś więcej. Wkrótce potem poznałem zawodowego drukarza, który współpracował z kilkoma drukarniami w Moskwie. Ostrożnie — tak by nie wzbudzić jego podejrzeń — zapytałem go, czy nie dałoby się w którejś z nich wydrukować niewielkiego nakładu pewnej książki.
„‚Jakiej książki?’ — zapytał.
„Od raju utraconego do raju odzyskanego” — odpowiedziałem nerwowo.
„W jednej z tych drukarni pracował jego dobry znajomy — zdeklarowany komunista i przewodniczący organizacji partyjnej. Zgodził się za opłatą wydrukować nieduży nakład. Jakże cieszyli się bracia, trzymając w rękach tę pomoc do studiowania Biblii!
„Ten sposób drukowania literatury wiązał się z dużym ryzykiem, zarówno dla mnie, jak i dla drukarza. Gdy dana partia publikacji schodziła z maszyny, zazwyczaj w nocy, trzeba ją było szybko i niepostrzeżenie wynieść z drukarni. Jehowa się nami opiekował i wydrukowano tam wiele publikacji biblijnych, między innymi książki ‚Prawda was wyswobodzi’, Prawda, która prowadzi do życia wiecznego, a nawet śpiewnik! To był naprawdę pokarm we właściwym czasie (Mat. 24:45). Korzystaliśmy z tej drukarni przez dziewięć lat.
„Niestety, pewnego dnia, gdy akurat była drukowana jedna z naszych publikacji, niespodziewanie pojawiła się kierowniczka. Drukarz szybko przestawił maszynę i zaczął drukować czasopismo o zdrowiu. Ale w pośpiechu do tego świeckiego czasopisma włożył sześć stron naszej publikacji, a kierowniczka wzięła jeden świeży numer do biura. W trakcie lektury zdziwiła się, bo część tekstu zdecydowanie nie pasowała do reszty. Wezwała drukarza i zażądała wyjaśnień. Sprawą zajęło się KGB. Drukarz, przestraszony grożącym mu długoletnim wyrokiem, wyjawił wszystko, co wiedział. KGB szybko mnie odnalazło, ponieważ byłem jedynym znanym im Świadkiem Jehowy w Moskwie. Dostałem pięć i pół roku więzienia”. Drukarza skazano na trzy lata.
„NIECH PRZYJDZIE ARMAGEDON!”
Wiele braci i sióstr spędziło w celach więziennych długie lata. Grigorij Gatiłow był pozbawiony wolności 15 lat. Wspomina: „Ostatni zakład karny, w którym przebywałem, nosił romantyczną nazwę: Biały Łabędź. Leżał w malowniczej okolicy na Kaukazie, na jednej z pięciu gór, między którymi znajduje się uzdrowiskowe miasto Piatigorsk. W tym więzieniu przez cały rok mogłem dzielić się prawdą z różnymi ludźmi. Moja cela była wymarzonym ‚terenem’, więc nie musiałem nawet nigdzie chodzić. Strażnicy przyprowadzali do niej coraz to nowych ludzi, po paru dniach ich zabierali, a ja zostawałem na miejscu, bo sam byłem przenoszony bardzo rzadko. Każdemu starałem się dać dokładne świadectwo o Królestwie Jehowy. Wielu ludzi pytało o Armagedon. Niektórzy byli zdziwieni, że ktoś może tak długo siedzieć w więzieniu za wiarę. ‚Dlaczego się nie wyprzesz swojej wiary i nie wrócisz do domu?’ — pytali współwięźniowie, a czasem nawet strażnicy. Za każdym razem, gdy ktoś okazywał szczere zainteresowanie, odczuwałem wielką radość. Kiedyś zobaczyłem na ścianie celi wydrapany napis: ‚Niech przyjdzie Armagedon!’ Choć życie w więzieniu nie było wesołe, cieszyłem się, że mogę opowiadać o prawdzie”.
„CZY SĄ WŚRÓD WAS JONADABOWIE?”
Do obozów trafiło również wiele gorliwych chrześcijańskich sióstr (Ps. 68:11). Zinaida Kozyriewa przypomina sobie, że siostry okazywały miłość sobie nawzajem i innym więźniom: „W roku 1959, niespełna rok po moim chrzcie, trafiłam wraz z Wierą Michaiłową i Ludmiłą Jewstafjewą do łagru w Kemerowie na Syberii. Przebywało w nim 550 więźniarek. Gdy tam przyjechałyśmy, koło bramy stało kilka kobiet.
„‚Czy są wśród was Jonadabowie?’ — zapytały.
„Zrozumiałyśmy, że to nasze kochane siostry. Zaraz nas nakarmiły, a potem zasypały pytaniami. Promieniały ciepłem i szczerą miłością, jakiej nigdy nie zaznałam w domu rodzinnym. Siostry te były dla nas, nowych, ogromnym wsparciem (Mat. 28:20). Szybko zauważyłyśmy, że program szkolenia duchowego jest w obozie świetnie zorganizowany.
„Stałyśmy się prawdziwą rodziną. Szczególnie przyjemnie było latem, podczas sianokosów. Administracja obozowa nie obawiała się, że uciekniemy lub złamiemy regulamin. Naszą grupę, złożoną z 20—25 sióstr, pilnował tylko jeden żołnierz, ale tak naprawdę to my pilnowałyśmy jego! Gdy tylko ktoś nadchodził, budziłyśmy go, by nie został ukarany za spanie na służbie. A gdy on drzemał, w przerwach omawiałyśmy sprawy duchowe. Był to układ korzystny dla obu stron.
„Pod koniec roku 1959 razem z niektórymi siostrami trafiłam do obozu o zaostrzonym rygorze. Znalazłyśmy się w zimnej celi z nieoszklonym oknem. Spałyśmy na deskach, a w ciągu dnia pracowałyśmy. Władze przydzieliły nas do sortowania warzyw i bacznie obserwowały. Gdy się przekonały, że w odróżnieniu od innych więźniów nie kradniemy, dostałyśmy trochę siana na posłanie, a w okno wstawiono szybę. Przebywałyśmy tam rok, po czym wszystkie siostry wysłano do normalnego obozu w Irkucku.
„W tym łagrze było około 120 sióstr. Spędziłyśmy w nim rok i trzy miesiące. Pierwsza zima była bardzo mroźna i śnieżna. Wykonywałyśmy ciężką pracę w tartaku. Nadzorcy często nas rewidowali, szukając literatury. Wydawało się, że to ich jedyna rozrywka. Ale my już posiadłyśmy sztukę ukrywania literatury, czasem nawet zbyt dobrze. Pewnego razu ja i Wiera tak skutecznie schowałyśmy w roboczych drelichach karteczki z tekstem dziennym, że same nie mogłyśmy ich odnaleźć. Ale znalazł je nadzorca i obie trafiłyśmy na pięć dni do karceru. Na zewnątrz panował siarczysty, ponad 40-stopniowy mróz, a ściany nieogrzewanej celi pokrywał szron.
„W karcerze były małe betonowe występy w ścianie, na których ledwie dało się usiąść. Kiedy już mocno zmarzłyśmy, opierałyśmy nogi o ścianę, siadałyśmy plecami do siebie i w takiej pozycji zasypiałyśmy. Co jakiś czas budziłyśmy się nagle i zrywałyśmy na równe nogi w obawie przed zamarznięciem. Dziennie dostawałyśmy szklankę gorącej wody i 300 gramów czarnego chleba. Mimo wszystko byłyśmy szczęśliwe, gdyż Jehowa udzielał nam ‚mocy wykraczającej poza to, co normalne’ (2 Kor. 4:7). Gdy w końcu wróciłyśmy do baraku, siostry okazały nam wyjątkową życzliwość — przygotowały gorący posiłek i nagrzały wody, byśmy mogły się umyć”.
‛UMIE UTRZYMYWAĆ DOBRE STOSUNKI Z DRUGIMI’
Zinaida opowiada dalej: „W tym obozie głoszenie było utrudnione ze względu na niedużą liczbę więźniów; na dodatek wszyscy znali Świadków. Pomocna w tej sytuacji okazała się zasada z Listu 1 Piotra 3:1. Nazywałyśmy to głoszeniem bez słów. W baraku utrzymywałyśmy czystość i porządek, a wobec siebie nawzajem byłyśmy przyjazne i życzliwe (Jana 13:34, 35). Żyłyśmy też w dobrych stosunkach z osobami niebędącymi Świadkami. Starałyśmy się zachowywać tak, jak uczy Słowo Boże, i być wrażliwe na cudze potrzeby. Na przykład jedna siostra chętnie pomagała więźniom, którzy musieli coś obliczyć. Wiele osób dostrzegało, że Świadkowie Jehowy różnią się od wyznawców innych religii.
„W roku 1962 zostałyśmy przeniesione z łagru w Irkucku do Mordwy. Tam też starałyśmy się dbać o wygląd i higienę osobistą. Nasze łóżka zawsze były czyste i zasłane. W baraku mieszkało około 50 kobiet, głównie naszych sióstr. Ale tylko siostry sprzątały — pozostałe więźniarki nie lubiły tego zajęcia. Podłoga zawsze była wymyta i wyszorowana piaskiem; obozowa administracja wyposażyła nas w niezbędne środki czystości. Zakonnice, które przebywały z nami w baraku, odmówiły udziału w sprzątaniu, a intelektualistki też nie miały na to ochoty, więc wszystko w zasadzie spoczywało na naszych barkach. Gdy jakaś siostra wychodziła na wolność, wpisywano do jej akt, że ‚umie się zaadaptować i utrzymywać dobre stosunki z drugimi’”.
KWIATY ZAPEWNIAJĄ OSŁONĘ
„Pewnego razu”, opowiada Zinaida, „kilka sióstr napisało do domu listy z prośbą o przysłanie nasion roślin, które mają duże kwiaty. Administracji obozowej powiedziałyśmy, że chcemy posiać ładne kwiaty, i poprosiłyśmy o trochę żyznego czarnoziemu. Ku naszemu zdziwieniu chętnie wyrażono zgodę. Wzdłuż baraku zrobiłyśmy grządki kwiatowe z alejkami. Wkrótce w obozie sporo było gęstych kęp róż o długich łodygach, goździków oraz innych kwiatów — pięknych i co ważniejsze, wysokich. Na centralnej rabacie rosły imponujące dalie i kępy wysokich, różnobarwnych stokrotek. Przechadzałyśmy się tamtędy i korzystając z osłony roślin, studiowałyśmy Biblię, a w rozłożystych krzewach róż chowałyśmy literaturę.
„W czasie tych spacerów organizowałyśmy zebrania. Skupiałyśmy się w pięcioosobowe grupki. Każda z nas zawczasu uczyła się na pamięć jednego z pięciu akapitów wybranej publikacji. Po modlitwie początkowej kolejno recytowałyśmy akapity i omawiałyśmy je. Po modlitwie końcowej dalej spacerowałyśmy. Nasze egzemplarze Strażnicy miały postać miniaturowych broszurek [zobacz zdjęcie na stronie 161]. Każdego dnia coś studiowałyśmy, zwłaszcza tekst dzienny, oraz powtarzałyśmy z głowy akapity na zebrania, które odbywały się trzy razy w tygodniu. Ponadto starałyśmy się uczyć na pamięć całych rozdziałów Biblii i powtarzałyśmy je sobie nawzajem, by się wzmacniać duchowo. Dzięki temu nie musiałyśmy się nadmiernie zamartwiać, gdy w czasie rewizji skonfiskowano nam literaturę.
„Chociaż administracja usiłowała przy pomocy innych więźniów dowiedzieć się, jak zorganizowałyśmy w obozie swoją działalność, wiele osób nam sprzyjało. Mieszkałyśmy w jednym baraku z pisarką Olgą Iwinską, przyjaciółką znanego poety i pisarza Borysa Pasternaka, laureata literackiej Nagrody Nobla. Była do nas przyjaźnie nastawiona i podziwiała to, jak dobrze jesteśmy zorganizowane. Jehowa udzielał nam mądrości, dzięki której miałyśmy w obozie pokarm duchowy” (Jak. 3:17).
„JUŻ WYSTARCZY!”
„Literatura docierała do nas różnymi kanałami” — ciągnie dalej Zinaida. „Często było oczywiste, że czuwa nad tym sam Jehowa, który obiecał: ‚Nie pozostawię cię ani nie opuszczę’ (Hebr. 13:5). Czasem po prostu zaślepiał strażników. Pewnego razu zimą nasza brygada robocza wchodziła do obozu bramą, a strażniczki jak zwykle kazały się nam rozebrać do rewizji. Ja wchodziłam ostatnia, a pod dwiema parami spodni miałam świeżą literaturę.
„Ponieważ było zimno, ubrałam się na cebulkę. Nadzorczyni najpierw przeszukała moją kufajkę, a następnie serdak. Postanowiłam grać na zwłokę w nadziei, że się znuży i zrezygnuje z przeszukania. Powoli zdjęłam jeden sweter, potem drugi. Gdy starannie je przeszukiwała, ja ociężale zdjęłam kilka szalików, kamizelkę, jedną koszulę, drugą. Zostałam w dwóch parach spodni i w filcowych butach. Nieśpiesznie zdjęłam jeden but, drugi i powoli zaczęłam zdejmować pierwsze spodnie. Pomyślałam sobie: ‚Co teraz zrobić? Jeśli każe mi zdjąć drugą parę, będę musiała pobiec w stronę sióstr i rzucić im literaturę’. Gdy w końcu zdjęłam pierwszą parę spodni, poirytowana nadzorczyni krzyknęła: ‚Już wystarczy! Idź stąd!’ Szybko się więc ubrałam i pobiegłam do obozu.
„A skąd w ogóle miałyśmy literaturę? Bracia zostawiali ją w umówionym miejscu, a my na zmianę odbierałyśmy ją i wnosiłyśmy do obozu. Tam chowałyśmy ją w bezpiecznych skrytkach, które co jakiś czas zmieniałyśmy. Ciągle też przepisywałyśmy publikacje i ukrywałyśmy kopie. Pisałyśmy pod nieco uchylonym kocem przy świetle latarni wpadającym przez okno. Starałyśmy się być zawsze zajęte i nie marnotrawić czasu. Nawet gdy szłyśmy do stołówki, każda z nas niosła karteczkę z jakimś tekstem biblijnym”.
„NADSZEDŁ WASZ CZAS”
W roku 1965 rząd radziecki niespodziewanie wydał dekret, na mocy którego wszyscy Świadkowie zesłani na Syberię w latach 1949-1951 mieli zostać zwolnieni. Jednakże większości braci i sióstr nie pozwolono wrócić w rodzinne strony. Ci, którzy nie chcieli zostać na Syberii, postanowili osiedlić się tam, gdzie brakowało głosicieli.
Magdalina Biełoszycka opowiada: „Na syberyjskim zesłaniu byliśmy prawie 15 lat. Zimą temperatury spadały do minus 60 stopni Celsjusza, a latem dokuczały chmary meszek i komarów, które atakowały nawet gałki oczne. Dzięki pomocy Jehowy wszystko to przetrwaliśmy. Jakąż czuliśmy satysfakcję, że na tych zimnych syberyjskich terenach mogliśmy siać ziarna prawdy! Przez 15 lat każdego miesiąca podpisywaliśmy w komendanturze deklarację, że nie będziemy próbowali uciec z zesłania. Czasami komendant korzystał u nas z noclegu. Był wtedy dla nas bardzo miły, zadawał dużo pytań na temat Biblii i tego, co trzeba robić, by żyć zgodnie z jej naukami. Dociekał, co nas skłoniło do wyboru takiej drogi życiowej, skoro wiedzieliśmy, że spotkają nas za to prześladowania. Raz zagadnęliśmy go, czy jest jakaś nadzieja na uwolnienie. Pokazał wewnętrzną część swojej dłoni i zapytał: ‚A czy jest jakaś nadzieja, że wyrosną mi tu włosy?’
„‚Nie’ — powiedziałam.
„‚Właśnie takie są wasze szanse’ — kontynuował. A po chwili zastanowienia dodał: ‚Oczywiście jeśli wasz Bóg czegoś nie zrobi albo nie sprawi cudu’.
„Pewnego letniego dnia 1965 roku poszłam na stację kolejową, by wysłać list. Gdy komendant zobaczył mnie z oddali, krzyknął: ‚Magdalina, gdzie idziesz bez pozwolenia?’
„‚Nigdzie nie idę, chcę tylko wysłać list’ — wyjaśniłam. Podszedł do mnie i rzekł: ‚Dzisiaj będziecie wolni. Nadszedł wasz czas’. Następnie znacząco się uśmiechnął, jak gdyby chciał powiedzieć: ‚Bóg was uwolnił!’ Wprost nie mogłam w to uwierzyć!
„Pozwolono nam osiedlić się w dowolnej części Związku Radzieckiego, z wyjątkiem dawnego miejsca zamieszkania. To tak, jakbyśmy słyszeli głos Jehowy: ‚Rozproszcie się i głoście. Teraz jest na to czas, więc rozproszcie się’. Gdybyśmy dostali zgodę, wielu z nas wróciłoby do rodzinnych domów. Ale ponieważ było to zabronione, poprzenosiliśmy się w nowe miejsca. Nasza rodzina postanowiła osiedlić się na Kaukazie”.
Tysiące Świadków rozjechało się po całym Związku Radzieckim. Tego samego roku na pewnej konferencji urzędników państwowych jeden z nich pytał skonsternowany: „Kto mi wyjaśni, skąd w naszym nowym mieście, wzniesionym rękami młodych ochotników, wzięła się ta sekta jehowitów? W nowym, czyściutkim mieście nagle pojawili się jehowici!” Władze po prostu nie wiedziały, co zrobić ze Świadkami. Doprawdy, nikt nie może przeszkodzić Bogu w spełnieniu obietnicy, że „ziemia będzie napełniona poznaniem Jehowy” (Izaj. 11:9).
„MACIE ‚ŚWIĘTĄ WODĘ’”
Za głoszenie zsyłano Świadków do obozów karnych. Nikołaj Kalibaba, który spędził w nich wiele lat, wspomina: „Wysłano nas czterech do kolonii karnej we wsi Wichoriewka w obwodzie irkuckim, gdzie przebywało już około 70 braci. Brakowało tam wody pitnej; jedyny wodociąg był połączony z systemem kanalizacyjnym, więc woda z kranu nie nadawała się do picia. Żywność też była niebezpieczna dla zdrowia, ale Jehowa nam pomagał. W obozie tym nikt prócz Świadków nie chciał pracować. Administracja obozowa szybko to dostrzegła i zaczęto nam przydzielać zadania w innych częściach łagru. Mogliśmy stamtąd przynosić w wiadrach wodę pitną. Wielu więźniów podchodziło do nas i mówiło: ‚Słyszeliśmy, że macie „świętą wodę”. Dajcie nam choć pół szklanki’. Oczywiście dzieliliśmy się wodą.
„Wśród osadzonych nie brakowało ludzi o dobrym sercu. Niektórzy z nich byli wcześniej złodziejami i kryminalistami. Poznawali jednak prawdę i stawali się Świadkami Jehowy. Inni zdawali się nienawidzić prawdy i otwarcie się nam sprzeciwiali. Ale gdy do naszego obozu przyjechał prelegent z kłamliwym wykładem o Świadkach Jehowy, ci ludzie stanęli w naszej obronie i powiedzieli, że ten wykład to stek oszczerstw”.
„BĘDZIEMY DO WAS PRZYCHODZIĆ GRUPAMI”
Prosząc Jehowę o mądrość, bracia zawsze myśleli o tym, co w danych warunkach mogliby zrobić dla spraw Królestwa. Nikołaj mówi dalej: „Usłyszeliśmy, że niedługo zostaniemy przeniesieni do obozu w Republice Mordwińskiej, niezbyt daleko od Moskwy. Przed naszym odjazdem wydarzyło się coś niezwykłego. Ku naszemu zdziwieniu przyszli do nas niektórzy pilnujący nas od paru lat oficerowie i nadzorcy i powiedzieli: ‚Chcielibyśmy, żebyście zaśpiewali nam kilka swoich pieśni i trochę nam opowiedzieli o swej wierze. Będziemy do was przychodzić grupami, po 10—20 osób, może większych’.
„Wiedząc, co mogłoby czekać za to nas i ich, zaproponowali, że zorganizują warty, które będą strzec miejsca spotkania. My stwierdziliśmy, że skoro mamy w tej dziedzinie większe doświadczenie, także wystawimy czujki. Ich warta pracowała tak jak nasza: żołnierze czuwali między budynkiem strażników i miejscem spotkania. Czy możecie to sobie wyobrazić? Grupa Świadków śpiewała pieśni grupie oficerów i nadzorców obozowych, po czym któryś z braci wygłaszał krótkie przemówienie na temat biblijny. Zupełnie jak w Sali Królestwa Świadków Jehowy! W ten sposób urządziliśmy kilka zebrań z grupami zainteresowanych. Widzieliśmy, że Jehowa troszczy się zarówno o nas, jak i o tych szczerych ludzi.
„Z tego łagru udało się nam przemycić do obozu w Mordwie sporo czasopism” — przyznaje Nikołaj. „Przetrzymywano tam wielu Świadków. Bracia dali mi walizkę z podwójnym dnem, w której można było zmieścić trochę literatury. Postaraliśmy się, by podczas rewizji walizka nie przyciągnęła zbytnio uwagi nadzorców. W obozie w Mordwie przechodziliśmy bardzo drobiazgową kontrolę. Jeden funkcjonariusz wziął moją walizkę i zauważył: ‚Ale ciężka! Pewnie jest tu jakiś skarb’. O dziwo, razem z innymi moimi rzeczami odłożył ją na bok i zajął się sprawdzaniem własności kolejnych więźniów. Po rewizji rozkazał: ‚Zabieraj swoje rzeczy i idź!’ Walizki nie przeszukano, więc dostarczyłem do baraku zapas tak bardzo potrzebnego świeżego pokarmu duchowego.
„Prócz tego nieraz przenosiłem w butach ręcznie przepisane traktaty. Ponieważ mam duże stopy, w butach zawsze miałem sporo miejsca na kartki papieru. Wkładałem je pod wyściółkę, a buty obficie powlekałem smarem. Był on bardzo śliski i wydzielał przykry zapach, więc nadzorcy woleli nie dotykać moich butów”.
„NADZORCY OBSERWOWALI NAS, A JA OBSERWOWAŁEM ICH”
Nikołaj ciągnie dalej: „W obozie w Mordwie bracia wyznaczyli mnie do sprawowania pieczy nad powielaniem literatury biblijnej. Do moich obowiązków należało między innymi obserwowanie nadzorców obozowych, by w razie zagrożenia bracia przepisujący publikacje mogli wszystko ukryć. Nadzorcy obserwowali nas, a ja obserwowałem ich. Niektórzy koniecznie chcieli przyłapać nas na gorącym uczynku, więc wpadali do baraku często i niespodziewanie. Tych najtrudniej było upilnować. Inni przychodzili do baraku raz dziennie. Ci byli bardziej tolerancyjni i nie stwarzali nam problemów.
„W tamtych czasach sporządzaliśmy kopie Strażnicy. Oryginały trzymaliśmy w bezpiecznych skrytkach. Sporo z nich przechowywaliśmy w piecu, nawet w biurze komendanta obozu. Sprzątający tam bracia zrobili w tym piecu specjalny schowek. Nadzorcy mogli nas rewidować, ile tylko chcieli — oryginały były bezpieczne w biurze komendanta”.
Bracia nabrali wprawy w ukrywaniu literatury. Świetnie nadawały się do tego parapety. Nauczyli się chować literaturę nawet w tubkach pasty do zębów. Tylko dwóch lub trzech braci wiedziało, gdzie są oryginały. W razie potrzeby jeden z nich wyjmował publikację, odręcznie ją przepisywał i odkładał na miejsce. Dzięki temu oryginały zawsze były bezpieczne. Większość braci uważała za przywilej pracę przy powielaniu literatury, mimo iż groziło za to 15 dni karceru. Wiktor Gutszmidt przyznaje: „W obozach spędziłem dziesięć lat, a z tego jakieś trzy w karcerze”.
STRAŻNICA PRZEPISYWANA MACZKIEM
Uwięzieni bracia mieli wrażenie, że administracja obozowa opracowała specjalny system poszukiwania i konfiskowania literatury biblijnej Świadków Jehowy. Celowali w tym pewni funkcjonariusze. Iwan Klimko opowiada: „Jednego razu w mordwińskim obozie numer 19 żołnierze z psami wyprowadzili braci poza teren łagru i gruntownie ich przeszukali. Wszystkim Świadkom kazano się rozebrać — mieli zdjąć nawet szmaty, którymi obwiązywali stopy. Ale bracia przykleili sobie do spodu stóp po kilka zapisanych stron, dzięki czemu nie zostały one odkryte. Sporządzili również miniaturowe broszurki, które można było ukryć między palcami dłoni. Gdy strażnicy rozkazali wszystkim podnieść ręce, nie dostrzegli broszurek”.
Korzystano też z innych sposobów przechowywania pokarmu duchowego. Aleksiej Niepoczatow mówi: „Niektórzy bracia nauczyli się pisać drobnym maczkiem. Końcówkę pióra ostrzono do granic możliwości, a każdą linijkę zeszytu w kratkę zapełniano trzema liniami takiego tekstu. Dzięki temu w pudełku od zapałek można było zmieścić pięć — sześć kopii Strażnicy. Pisanie w taki sposób wymagało doskonałego wzroku i dużo wysiłku. Gdy gaszono światła i wszyscy szli spać, ci bracia wykonywali swą pracę pod kocem. Jedyne światło zapewniała słaba żarówka u wejścia do baraku. Praca ta w ciągu kilku miesięcy bardzo nadwerężała wzrok. Czasem zauważał to strażnik i jeśli był do nas dobrze nastawiony, potrafił powiedzieć: ‚Ciągle piszesz i piszesz. Kiedy pójdziesz spać?’”
Brat Klimko zapamiętał takie zdarzenie: „Pewnego razu straciliśmy dużo literatury. Przepadła nawet Biblia. Wszystko to było ukryte w protezie nogi jednego brata. Strażnicy zmusili go do zdjęcia protezy i ją roztrzaskali. Zrobili zdjęcia rozrzuconych kartek i opublikowali je w obozowej gazetce. Ale i to wyszło na dobre, bo wielu znów mogło się przekonać, że Świadkowie Jehowy są zajęci wyłącznie działalnością religijną. Po tym odkryciu tryumfujący komendant powiedział braciom: ‚Oto wasz Armagedon!’ Ale już następnego dnia ktoś go poinformował, że Świadkowie dalej się spotykają, śpiewają pieśni i czytają”.
ROZMOWA Z PROKURATOREM GENERALNYM
Pod koniec 1961 roku do obozu w Mordwie przyjechał na inspekcję prokurator generalny Rosji. Przechadzając się po obozie, wszedł do baraku zamieszkanego przez Świadków Jehowy. Pozwolił, by bracia zadali mu kilka pytań. Wiktor Gutszmidt wspomina: „Zapytałem: ‚Czy waszym zdaniem religia Świadków Jehowy stanowi zagrożenie dla Związku Radzieckiego?’
„‚Nie, nie uważam tak’ — odpowiedział prokurator. Ale później w trakcie rozmowy niechcący wyjawił: ‚Tylko w roku 1959 obwodowi irkuckiemu przyznano pięć milionów rubli na rozpracowanie Świadków Jehowy’.
„Chodziło mu o to, że władze dobrze wiedzą, kim jesteśmy — na zdobycie tej wiedzy wydano pięć milionów rubli. To była gigantyczna kwota, bo już za pięć tysięcy rubli można było wtedy kupić dobry samochód lub wygodny dom. Władze w Moskwie musiały zatem wiedzieć, że Świadkowie Jehowy nie są niebezpieczni.
„Prokurator mówił dalej: ‚Gdybyśmy pozwolili ludziom zrobić z wami, co zechcą, przestalibyście istnieć’. Miał na myśli to, że społeczeństwo radzieckie odnosiło się do Świadków negatywnie. Miliony ludzi pozostawały pod wpływem ateistycznej i komunistycznej propagandy.
„Odparliśmy na to: ‚Przekonacie się, jaka jest prawda, gdy Świadkowie zorganizują swe zgromadzenia od Moskwy po Władywostok’.
„‚Po waszej stronie stanie może z pół miliona ludzi, ale reszta będzie z nami’ — powiedział.
„Tą uwagą zakończył rozmowę. I był niedaleki od prawdy — dzisiaj w byłych republikach Związku Radzieckiego na zebrania Świadków Jehowy uczęszcza przeszło 700 000 osób. Ludzie słuchają tam czystych słów prawdy biblijnej, a nie propagandy”.
„STWORZYLIŚCIE TU KURORT DLA ŚWIADKÓW”
Wiktor opowiada jeszcze: „Administracja obozowa pokazała prokuratorowi generalnemu wszystkie drzewa i kwiaty posadzone przez Świadków oraz otrzymane przez nich paczki, które przechowywali w baraku bez obawy, że zostaną skradzione. Prokurator przyglądał się i nawet nie ukrywał zdziwienia. Jak się jednak później dowiedzieliśmy, polecił administracji zniszczyć wszystkie kwiaty i drzewa. Komendantowi zarzucił: ‚Zamiast obozu pracy stworzyliście tu kurort dla Świadków’. Wprowadził zakaz otrzymywania paczek i kazał zamknąć sklepik z żywnością, w którym Świadkowie mogli sobie kupić coś do jedzenia.
„Ale ku radości braci komendant nie wykonał wszystkich poleceń. Na przykład siostry dalej mogły hodować kwiaty. Jesienią ścinały je i robiły wielkie bukiety dla pracowników obozu oraz ich dzieci. Szczególnie miło było patrzeć na dzieci, które czekały na swych rodziców przy bramie, brały bukiety i biegły do szkoły z roześmianymi buziami. One wprost przepadały za Świadkami”.
Wiktor wspomina: „Pewnego dnia na początku roku 1964 jeden nadzorca obozowy, którego rodzony brat pracował w KGB, powiedział nam, że przygotowywana jest wielka kampania przeciwko Świadkom Jehowy. Ale jeszcze tego samego roku Nikita Chruszczow został niespodziewanie pozbawiony władzy i fala prześladowań zelżała”.
PIEŚNI KRÓLESTWA W OBOZIE O ZAOSTRZONYM RYGORZE
W latach sześćdziesiątych w pewnym mordwińskim obozie o zaostrzonym rygorze pozwolono więźniom raz do roku dostawać paczki, i to tylko jako „specjalną nagrodę”. Ciągle przeprowadzano rewizje. Osobę, u której znaleziono zwitek papieru z wersetem biblijnym, wysyłano na dziesięć dni do karceru. Ponadto w łagrach tego typu przydzielano mniejsze racje żywnościowe. Praca natomiast była bardzo ciężka — Świadkowie musieli wykopywać pnie ogromnych drzew. Aleksiej Niepoczatow mówi: „Często byliśmy na krawędzi całkowitego wyczerpania. Ale zachowywaliśmy czujność i się nie poddawaliśmy. Podtrzymywaliśmy się na duchu między innymi przez śpiewanie pieśni Królestwa. Zorganizowaliśmy męski chór z różnymi głosami, który brzmiał pięknie nawet bez głosów żeńskich. Pieśni poprawiały nastrój nie tylko Świadkom, lecz także strażnikom, którzy niekiedy prosili, by bracia śpiewali w godzinach pracy. Raz gdy ścinaliśmy drzewa, dowódca konwojentów przyszedł do nas i powiedział: ‚Zaśpiewajcie kilka pieśni. To rozkaz samego naczelnika!’
„Naczelnik ten wiele razy słyszał śpiew braci. Rozkaz przyszedł w samą porę, bo już padaliśmy z wyczerpania. Z radością zaczęliśmy wychwalać Jehowę naszymi głosami. Zazwyczaj gdy śpiewaliśmy w obozie, z sąsiednich zabudowań wychodziły żony oficerów, stawały na gankach i długo się przysłuchiwały. Do gustu przypadła im szczególnie pieśń numer 6 ze starego śpiewnika, zatytułowana ‚Niech ziemia odda chwałę’. Miała ona piękne słowa i miłą dla ucha melodię”.
PRZYJECHAŁ DO „INNEGO KRAJU”
Nawet w najbardziej nieoczekiwanych sytuacjach widać było, jacy naprawdę są Świadkowie Jehowy. Wiktor Gutszmidt wspomina: „Pewnego razu pod koniec tygodnia pracy, gdy siedzieliśmy sobie w ogrodzie, do naszego obozu przywieziono jakieś drogie urządzenia elektryczne. Kierowca nie był naszym bratem, ale więźniem z naszego obozu, a urzędnik, który dokonał zakupu, pracował w innym obozie. Ponieważ magazyn był już zamknięty, a kierownik na urlopie, poprosili nas, byśmy przyjęli dostawę.
„Rozładowaliśmy urządzenia i złożyliśmy je obok magazynu, niedaleko baraku zamieszkanego przez naszych braci. Urzędnik bardzo się niepokoił z powodu braku potwierdzenia odbioru przez kierownika magazynu. Ale kierowca zapewnił go: ‚Proszę się nie obawiać. Nikt tu nawet niczego nie dotknie. Przyjechał pan do „innego kraju”. Proszę zapomnieć o tym, co się dzieje poza tym obozem. Tutaj może pan zdjąć i położyć gdzieś swój zegarek, a jutro znajdzie go pan w tym samym miejscu’. Zaopatrzeniowiec oświadczył jednak, że ponieważ ładunek jest wart pół miliona rubli, nie może odjechać bez faktury.
„Po chwili przyszli ludzie z administracji obozu i polecili, by ciężarówka odjechała. Jeden z nich powiedział zaopatrzeniowcowi, żeby zostawił fakturę i wrócił po nią na drugi dzień. Niechętnie, ale zgodził się na to. Nazajutrz pojawił się znowu i poprosił o wpuszczenie na teren obozu, aby odebrać podpisaną fakturę, lecz wręczył mu ją strażnik.
„Później strażnik powiedział nam, że zaopatrzeniowiec długo nie wiedział, co ma zrobić. Przez pół godziny stał, patrzył na bramę i na dokumenty, odwracał się, by odejść, zawracał i znów się patrzył. Najwyraźniej pierwszy raz w życiu widział coś takiego: dostarczył cenny towar, otrzymał fakturę podpisaną bez jego obecności, a wszystko odbyło się całkowicie uczciwie. Ale co najciekawsze, zdarzyło się to w obozie o zaostrzonym rygorze, gdzie wyroki odsiadywali ‚szczególnie niebezpieczni przestępcy’. Bez względu na wymierzone w nas propagandowe oszczerstwa w takich sytuacjach wszyscy obserwatorzy mogli się sami przekonać, jacy naprawdę są Świadkowie Jehowy”.
„TERAZ ONI ZNOWU GŁOSZĄ”
W roku 1960, kilka dni po tym, jak braci umieszczono razem w obozie w Mordwie, ponad stu Świadków postanowiono przenieść do obozu numer 10 — specjalnego więzienia w niedalekiej miejscowości Udarnyj. Miało to być „eksperymentalne” więzienie służące reedukacji Świadków. Przebywający tam bracia nosili pasiaki podobne do tych z hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Oprócz wykonywania innych prac musieli też karczować las. Dzienna norma dla każdego z nich wynosiła 11—12 pniaków. Ale czasami pracując wspólnie przez cały dzień, brygada braci nie była w stanie wykopać nawet jednego gigantycznego pnia dębu. Bracia dla dodania sobie otuchy często śpiewali pieśni Królestwa. Słysząc ich śpiew, nadzorca obozowy nieraz wrzeszczał: „Świadkowie! Dzisiaj nie dostaniecie obiadu! Odechce się wam śpiewania. Ja was nauczę pracować!” Jeden z braci relacjonuje: „Ale Jehowa nas wspierał. Pomimo ekstremalnych warunków dbaliśmy o siły duchowe. Zawsze pocieszała nas myśl, że w kwestii powszechnego zwierzchnictwa stanęliśmy po stronie Jehowy” (Prz. 27:11).
W więzieniu było kilku „wychowawców”, a ponadto do każdej celi przydzielono osobnego wychowawcę — oficera w stopniu co najmniej kapitana. Ich zadaniem było skłonienie braci do wyrzeczenia się wiary. Świadek, który by uległ, odzyskałby wolność. Co miesiąc pisali raport na temat każdego Świadka, podpisywany przez kilku pracowników zakładu karnego. O każdym bracie musieli jednak zawsze napisać: „Nie reaguje na metody reedukacji; uparcie trzyma się swych przekonań”. Iwan Klimko opowiada: „Z dziesięciu lat, na jakie zostałem skazany, sześć spędziłem w tym więzieniu i razem z innymi braćmi zaliczono mnie do kategorii ‚szczególnie niebezpiecznych recydywistów’. Jak powiedzieli nam oficerowie, władze świadomie stwarzały Świadkom wyjątkowo trudne warunki, by obserwować nasze zachowanie”.
Iov Andronic, który przesiedział w tym więzieniu pięć lat, zapytał raz komendanta: „Jak długo tu będziemy?” Komendant wskazał na las i odpowiedział: „Aż wszystkich was tam wyniosą”. Iov mówi: „Odseparowano nas od innych, byśmy nie mogli im głosić. Ciągle nas pilnowano. Gdy choćby jeden z nas potrzebował pójść do innej części obozu, zawsze towarzyszył mu nadzorca. Kilka lat później, gdy zostaliśmy przeniesieni do obozu o łagodniejszym rygorze, jacyś więźniowie powiedzieli administracji obozowej: ‚Świadkowie Jehowy wygrali. Izolowaliście ich, ale teraz oni znowu głoszą’”.
OFICER ROZPOZNAJE SWOJĄ BIBLIĘ
Sprowadzenie do obozu numer 10 literatury, a tym bardziej Pisma Świętego, graniczyło z cudem. Zdobycie Biblii wydawało się braciom prawie niemożliwe. Brat, który spędził tam kilka lat, opowiada: „Dla Jehowy nie ma rzeczy niemożliwych. Bóg wysłuchał nasze modlitwy. Prosiliśmy chociaż o jedną Biblię dla stu Świadków w tym obozie, a dostaliśmy dwie!” (Mat. 19:26). Jak do tego doszło?
Jednym z wychowawców został pewien pułkownik. Ale jak ktoś, kto nie ma pojęcia o Biblii, może „edukować” Świadków? Zdobył więc sfatygowaną Biblię i przed wyjazdem na urlop poprosił starszego wiekiem więźnia, baptystę, by ją oprawił. Nadzorcom zaś polecił, by jej nie konfiskowali. Baptysta pochwalił się Świadkom, że ma Biblię, i pozwalał im ją pożyczać i przeglądać. Gdy tylko bracia dostali ten skarb w swoje ręce, rozdzielili składki i rozdali współwyznawcom poszczególne strony do przepisania. Przez następnych kilka dni każda cela, w której przebywał Świadek, zamieniła się w warsztat piśmienniczy. Ręcznie sporządzono po dwie kopie każdej strony. Jeden z braci wspomina: „Po zebraniu wszystkich stron mieliśmy aż trzy Biblie! Pułkownik otrzymał świeżo oprawiony egzemplarz, a my cieszyliśmy się z naszych dwóch kopii. Jedna służyła do czytania, a drugą schowaliśmy do specjalnie przygotowanego ‚sejfu’ — dwóch rur, którymi biegły przewody wysokiego napięcia. Nadzorcy bali się do nich nawet zbliżać, nikt więc tam nie zaglądał. Wysokie napięcie było wystarczającym stróżem naszej biblioteki”.
Kiedyś jednak w trakcie rewizji pułkownik zobaczył stronę przepisanej Biblii. Zrozumiał, skąd się wzięła, i z goryczą w głosie powiedział: „To część Biblii, którą sam sprowadziłem do obozu!”
OBCHODZENIE PAMIĄTKI
Bracia przebywający w obozach starali się co roku obchodzić uroczystość Pamiątki. Przez wszystkie lata pobytu w jednym z obozów w Mordwie żaden z braci nie opuścił tego święta. Oczywiście administracja obozowa usiłowała w tym przeszkadzać. Funkcjonariusze znali datę Pamiątki i zazwyczaj tego dnia stawiali wszystkich strażników w stan pogotowia. Ale pod wieczór strażnicy byli już zmęczeni ciągłym obserwowaniem braci, ponieważ miejsce i godzinę rozpoczęcia Pamiątki trzymano w tajemnicy.
Bracia zawsze starali się zdobyć wino i przaśny chleb. Pewnego razu w dzień Pamiątki grupa strażników odkryła w szufladzie emblematy i je skonfiskowała. Później nastąpiła zmiana strażników, a brat, który sprzątał biuro dowódcy zmiany, zabrał emblematy i niezauważony przekazał je braciom. Tego wieczora bracia obchodzili Pamiątkę, gdy służbę pełniła trzecia zmiana strażników. Emblematy były bardzo potrzebne, gdyż jeden z więźniów był pomazańcem.
PAMIĄTKA W OBOZIE ŻEŃSKIM
W innych obozach napotykano podobne problemy. Walentyna Garnowska pamięta, jak trudno było organizować Pamiątkę w żeńskim obozie w Kemerowie. Opowiada: „Przebywało tam około 180 sióstr. Miałyśmy zakaz spotkań. W ciągu dziesięciu lat zdołałyśmy obchodzić Pamiątkę tylko dwa razy. Pewnego roku zdecydowałyśmy się ją zorganizować w jednym z biur, które sprzątałam. Siostry zaczęły się tam ukradkiem schodzić pojedynczo kilka godzin przed Pamiątką. Udało się przyjść 80 siostrom. Na biurku postawiłyśmy niekwaszony chleb i czerwone wytrawne wino.
„Postanowiłyśmy nie śpiewać na początku pieśni, więc jedna z sióstr rozpoczęła modlitwą. Uroczystość przebiegała w podniosłej i radosnej atmosferze. Nagle usłyszałyśmy jakieś hałasy i krzyki. Zrozumiałyśmy, że szukają nas nadzorcy. Zobaczyłyśmy dowódcę warty zaglądającego przez okno, mimo iż było dość wysoko nad ziemią. W tej samej chwili rozległo się walenie do drzwi i żądanie ich otwarcia. Nadzorcy wpadli do biura, złapali siostrę, która wygłaszała przemówienie, i zawlekli ją do karceru. Inna siostra odważnie zajęła jej miejsce, ale ją też zabrano. Potem trzecia próbowała kontynuować przemówienie, więc zapędzono nas do innego pomieszczenia, grożąc karcerem. W tym pokoju zakończyłyśmy uroczystość Pamiątki pieśnią i modlitwą.
„Kiedy wróciłyśmy do baraku, inne więźniarki przywitały nas słowami: ‚Gdy tak nagle zniknęłyście, myślałyśmy, że zaczął się Armagedon i że Bóg zabrał was do nieba, a nas zostawił na zagładę!’ Kobiety te przebywały z nami od kilku lat, ale nie przyjmowały prawdy. Po tym zdarzeniu część z nich zaczęła nas słuchać”.
„MOCNO SIĘ DO SIEBIE TULILIŚMY”
Do pewnego łagru w Workucie trafiło wielu Świadków z Ukrainy, Mołdawii, republik bałtyckich i innych części Związku Radzieckiego. Iwan Klimko wspomina: „Było to zimą 1948 roku. Nie mieliśmy żadnej literatury biblijnej, więc spisaliśmy na karteczkach to, co pamiętaliśmy z dawnych wydań czasopism, i ukryliśmy je przed nadzorcami. Ale oni wiedzieli, że mamy te notatki. Przeprowadzali długie, szczegółowe rewizje. Podczas mroźnych zimowych dni wypędzano nas na dwór i ustawiano w pięcioosobowych rzędach. Często byliśmy wielokrotnie liczeni. Nadzorcy najwidoczniej oczekiwali, że sami oddamy im te papiery, by już dłużej nie stać na mrozie. Gdy tak nas ciągle liczono, mocno się do siebie tuliliśmy i omawialiśmy jakiś temat biblijny. Nasze umysły zawsze były zajęte sprawami duchowymi. Jehowa pomógł nam dochować Mu wierności. Po jakimś czasie braciom udało się sprowadzić do obozu Biblię. Podzieliliśmy ją na kilka części, aby podczas rewizji nie wpadła cała w ręce nadzorców.
„Wśród strażników byli i tacy, którzy rozumieli, że obóz nie jest właściwym miejscem dla Świadków Jehowy. Życzliwie pomagali nam, jak tylko mogli. Niektórzy po prostu przymykali oko, gdy ktoś z nas dostał paczkę. Zazwyczaj zawierała ona ukrytą stronę lub dwie ze Strażnicy. Te kartki ważące parę gramów były cenniejsze niż kilogramy jedzenia. We wszystkich obozach Świadkowie mieli ograniczoną ilość pokarmu fizycznego, ale pod względem duchowym byliśmy bardzo bogaci” (Izaj. 65:13, 14).
„PODZIELI GO NA 50 KAWAŁECZKÓW!”
Z osobami zainteresowanymi prawdą bracia prowadzili cotygodniowe studia biblijne. Część więźniów — nawet tych niezainteresowanych Biblią — dowiedziała się, że po godzinie 19 w barakach odbywają się takie studia, więc zachowywała się cicho. Iov Andronic wspomina: „Było oczywiste, że Jehowa troszczy się o nas i pomaga nam w swoim dziele. Ponadto staraliśmy się okazywać drugim chrześcijańską miłość, stosując się do zasad biblijnych. Na przykład dzieliliśmy się ze sobą jedzeniem, które otrzymywaliśmy w paczkach, co w obozach było czymś niespotykanym.
„W jednym z łagrów za rozdział żywności wśród braci odpowiadał Mykoła Piatocha. Oficer KGB powiedział kiedyś: ‚Dajcie Mykole cukierka, a on podzieli go na 50 kawałeczków!’ Bracia właśnie tacy byli. Dzieliliśmy się wszystkim, co przychodziło do obozu, niezależnie od tego, czy był to pokarm fizyczny, czy duchowy. W ten sposób wspieraliśmy się wzajemnie, a szczerym obserwatorom dawaliśmy piękne świadectwo” (Mat. 28:19, 20; Jana 13:34, 35).
PREMIE ZA DOBRE ZACHOWANIE
Pracownicy pewnego obozu, którzy mieli bezpośrednią styczność ze Świadkami Jehowy, otrzymywali premię w wysokości nawet 30 procent zarobków. Dlaczego? Wiktor Gutszmidt wyjaśnia: „Przyczynę wyjawiła mi była księgowa obozu. Powiedziała, że tam, gdzie przetrzymywano wielu naszych braci, pracownikom polecono panować nad sobą, nie przeklinać, zachowywać się taktownie i grzecznie. Za taką wzorową postawę otrzymywali dodatek do pensji. Chodziło o pokazanie wszystkim, że nie tylko Świadkowie Jehowy wiodą przykładne życie i że wcale nie różnią się od innych ludzi. Dlatego pracowników wynagradzano za dobre maniery. W obozie zatrudniano liczny personel — lekarzy, robotników, księgowych i nadzorców — łącznie około stu osób. Nikt nie chciał przepuścić okazji do dodatkowego zarobku.
„Pewnego dnia brat pracujący poza terenem obozu usłyszał, że brygadzista głośno przeklina. Nazajutrz spotkał go w obozie i powiedział: ‚Ktoś musiał pana nieźle zdenerwować. Przeklinał pan strasznie głośno!’ Mężczyzna wyznał: ‚Nie, nie, po prostu wszystko się we mnie gotowało przez cały dzień. Dlatego wyszedłem z obozu i wyrzuciłem to z siebie’. Innym ludziom rzeczywiście trudno było się zachowywać tak jak Świadkowie Jehowy”.
GŁOSZENIE PRZY WSTAWIANIU SZYBY
Bracia wykorzystywali różne okazje do głoszenia i czasem ich wysiłki były sowicie nagradzane. Nikołaj Guculak wspomina: „Często kupowaliśmy artykuły żywnościowe w obozowym kiosku. Ilekroć przychodziła moja kolej zrobić zakupy, starałem się zamienić choć parę słów na temat Biblii. Sprzedawczyni zawsze z uwagą słuchała i raz poprosiła mnie, bym jej coś przeczytał. Trzy dni później pewien oficer wezwał mnie do bramy. Kazał mi i jeszcze innemu Świadkowi wstawić szybę w domu komendanta.
„W towarzystwie żołnierzy udaliśmy się z bratem do miasta. Gdy dotarliśmy do tego domu, drzwi otworzyła nam sprzedawczyni z kiosku. To była żona komendanta! Jeden żołnierz wszedł z nami do środka, a dwóch stało na ulicy przy oknie. Kobieta poczęstowała nas herbatą i poprosiła, byśmy opowiedzieli jej coś więcej o Biblii. Tego dnia, wstawiając szybę w okno, dawaliśmy tej kobiecie dokładne świadectwo. Na koniec naszej rozmowy powiedziała: ‚Nie obawiajcie się mnie. Moi rodzice byli pobożni, tak jak wy’. W tajemnicy przed mężem, który nienawidził Świadków, czytała naszą literaturę”.
„WRACAJCIE DO PRACY”
Niektórzy przedstawiciele władz byli życzliwie ustosunkowani do Świadków i występowali w ich obronie. W latach siedemdziesiątych w Bracku (obwód irkucki) komórka partyjna w miejscowym tartaku podjęła decyzję o zwolnieniu z pracy wszystkich Świadków Jehowy. Bracia usłyszeli: „Ponieważ nie podoba się wam władza radziecka, nie liczcie na jej opiekę. Skoro tak kochacie Jehowę, niech on o was zadba”. Wyrzuceni z pracy bracia uznali, że najlepiej będzie otwarcie głosić, zaczęli więc chodzić od domu do domu. W jednym miejscu drzwi otworzyła pewna kobieta. Bracia przedstawili się i krótko wyjaśnili cel swojej wizyty. Z kuchni rozległ się męski głos: „Z kim rozmawiasz? Zaproś gości do środka”. Gdy bracia weszli, mężczyzna zapytał: „A dlaczego nie jesteście w pracy? Przecież dziś dzień roboczy”. Bracia wyjaśnili, jak stracili pracę.
Okazało się, że ten mężczyzna jest prokuratorem, który akurat przyszedł do domu na obiad. Oburzony chwycił za telefon i zadzwonił do tartaku. Zapytał, czy to prawda, że zwolniono wszystkich Świadków Jehowy. Gdy potwierdzono tę informację, pytał dalej: „Na jakiej podstawie? Czy zdajecie sobie sprawę, że złamaliście przepisy? Nie mieliście prawa tego zrobić! Nakazuję wam przyjąć z powrotem wszystkich Świadków i wypłacić im zarobki za trzy miesiące, w czasie których z powodu waszej decyzji nie mogli pracować”. Prokurator odłożył słuchawkę i zwrócił się do braci: „Jutro wracajcie do pracy”.
‛UKRYWAM LITERATURĘ OD ROKU 1947’
W latach siedemdziesiątych bracia byli już zaprawieni w produkcji, dystrybucji i ukrywaniu literatury. Jednak czasami sytuacja wymagała refleksu i pomysłowości. Grigorij Siwulski opowiada: „Pewnego razu w 1976 roku nasz dom był przeszukiwany. Poprzedniego wieczora nierozważnie włożyłem pod komodę trochę sprawozdań i adresów braci. Podczas rewizji funkcjonariusze KGB sprawiali wrażenie bardzo pewnych siebie, tak jakby wiedzieli, czego szukają i gdzie to znaleźć. Jeden z nich powiedział do mnie: ‚Przynieś tu kombinerki i śrubokręt — rozbierzemy kanapę’. Pomodliłem się i opanowanym głosem odpowiedziałem:
„‚Gdybyście nas naszli niespodziewanie, tak jak to robiliście u innych Świadków, pewnie coś byście u mnie znaleźli. Ale dziś jest już za późno. Niczego nie znajdziecie’.
„‚A co takiego byśmy znaleźli?’ — zapytał agent.
„‚Strażnicę i Przebudźcie się! Ale dzisiaj niczego nie znajdziecie’.
„Podając im narzędzia, powiedziałem: ‚Po rewizji będziecie musieli złożyć kanapę z powrotem, by wyglądała tak samo jak teraz’.
„Przez minutę stali niezdecydowani. Wyczuwając ich wahanie, powiedziałem jednemu z nich, który wyglądał dość młodo: ‚Sądzę, że zajmujecie się poszukiwaniem literatury Świadków Jehowy nie dłużej niż trzy lata. A ja ukrywam ją od roku 1947. Szkoda waszego czasu; literatura jest w bezpiecznym miejscu’.
„Ku mojemu zdziwieniu odeszli. Sprawozdania i adresy braci były tak blisko, że mogliby je bez trudu znaleźć”.
PIERESTROJKA — CZAS PRZEMIAN
Ogłoszona w 1985 roku pierestrojka nie od razu przyniosła oczekiwane rezultaty. W niektórych rejonach kraju Świadkowie wciąż byli skazywani i wysyłani do zakładów karnych. Jednakże w 1988 roku niemieckie Biuro Oddziału napisało do Biura Głównego: „Na początku roku służbowego pewne sygnały ze strony władz wskazywały, że są one gotowe przyznać [braciom w Związku Radzieckim] nieco większą swobodę, jeśli chodzi o zebrania i literaturę, pod warunkiem że zbory zostaną zarejestrowane. W większości miejsc można było bez przeszkód zorganizować Pamiątkę. Bracia dostrzegają, że w nastawieniu władz nastąpiła znacząca zmiana”.
Z czasem odpowiedzialni bracia przekazali do niemieckiego Biura Oddziału adresy pocztowe braci mogących odbierać paczki z pokarmem duchowym. Ci z kolei mieli przekazywać publikacje starszym, którzy dbali, by literatura trafiła do każdego. W lutym 1990 roku było już około 1600 adresów, na które co miesiąc przesyłano paczki pocztą.
W roku 1989 tysiące Świadków ze Związku Radzieckiego mogło uczestniczyć w międzynarodowym kongresie zorganizowanym w Polsce. Jewdokija z miasta Nabierieżne Czełny opowiada: „Gorąco modliliśmy się do Jehowy, byśmy mogli pojechać na nasze pierwsze prawdziwe zgromadzenie okręgowe. Dyrektor zakładu, w którym pracowałam, usłyszawszy, że chcę wyjechać za granicę, krzyknął: ‚Co takiego? Nie oglądasz telewizji? Granica jest zamknięta, nikogo nie puszczają!’
„Z przekonaniem odparłam: ‚Granica się otworzy’. I tak właśnie się stało. Na przejściu granicznym w Brześciu przepuszczano tylko Świadków Jehowy. Nawet nas nie przeszukiwano i traktowano uprzejmie. Pewien mężczyzna chciał się podszyć pod delegata na zgromadzenie i razem z nami przekroczyć granicę. Ale celnicy szybko go zatrzymali. Skąd wiedzieli, kogo przepuścić? Delegaci kongresowi byli uśmiechnięci od ucha do ucha, a w rękach nieśli tylko niewielkie bagaże”.
CIEPŁE PRZYJĘCIE W MOSKWIE
Od chwili, gdy w 1949 roku Świadkowie Jehowy starali się w Moskwie o rejestrację, minęło 40 lat. Wtedy nie mogli spełnić warunków stawianych przez rząd Stalina. Ale 26 lutego 1990 roku przewodniczący Komitetu do spraw Religijnych przyjął w Moskwie delegację Świadków Jehowy. W spotkaniu uczestniczyli również dwaj wiceprzewodniczący i trzej inni urzędnicy. Świadków Jehowy reprezentowało 15 osób: 11 braci z Rosji i innych republik radzieckich, Milton Henschel i Teodor Jaracz z Brooklynu oraz Willi Pohl i Nikita Karlstroem z niemieckiego Biura Oddziału.
Przewodniczący rozpoczął takimi słowami: „Bardzo się cieszymy, że możemy się spotkać ze Świadkami Jehowy. Wiele o was słyszałem, ale spotykam się z wami po raz pierwszy. Jesteśmy otwarci na rozmowy w duchu głasnosti”. Bracia wyrazili pragnienie ubiegania się o legalizację działalności Świadków Jehowy na terenie Związku Radzieckiego. Przewodniczący kontynuował: „Bardzo się z tego cieszę; czas na to jest odpowiedni. Wkrótce wiosna, czas siewu. Możemy więc oczekiwać dobrych wyników i pięknych owoców”.
Kiedy przewodniczący poprosił braci, by się przedstawili, stało się oczywiste, że Świadkowie Jehowy są w każdym zakątku kraju — od Kaliningradu po Władywostok. Jeden nadzorca podróżujący oświadczył: „Reprezentuję cztery zbory w obwodzie irkuckim. Ale odwiedzam też zbory na Dalekim Wschodzie, w Kraju Chabarowskim i Krasnojarskim oraz w obwodach nowosybirskim i omskim”.b Przewodniczący zauważył: „To ogromny obszar; większy niż niejedno państwo!”
Wiceprzewodniczący powiedział: „Musimy się bliżej zapoznać z waszymi wierzeniami, ponieważ niektórych nie rozumiemy. Na przykład w jednej z waszych książek napisano, że Bóg oczyści ziemię i usunie wszystkie obecne rządy. Nie wiemy, jak to rozumieć”. Brat Pohl wyjaśnił: „Świadkowie Jehowy nie stosują żadnej formy przemocy. Jeśli tak napisano w książce, musi chodzić o konkretne proroctwa biblijne. Świadkowie Jehowy głoszą o Królestwie Bożym i o życiu wiecznym w raju na ziemi”.
„Nie ma w tym nic zdrożnego” — skomentował wiceprzewodniczący.
Na zakończenie przewodniczący powiedział: „Bardzo się cieszymy z tego spotkania. Powinniście zostać jak najszybciej zarejestrowani”.
W marcu 1991 roku Świadkowie Jehowy w Rosji zostali uznani prawnie. W tym kraju, w którym mieszkało wówczas ponad 150 milionów ludzi, było 15 987 głosicieli. Tamtejsi bracia i siostry potrzebowali teraz dodatkowego szkolenia od Jehowy (Mat. 24:45; 28:19, 20).
„CO ZA RADOŚĆ, WRESZCIE WOLNOŚĆ!”
Ponieważ Rosja graniczy między innymi z Finlandią, Ciało Kierownicze poprosiło fińskie Biuro Oddziału o pomoc w organizacji zgromadzenia międzynarodowego w Petersburgu w dniach 26-28 czerwca 1992 roku. Co czuli bracia na myśl o zgromadzeniu po przeszło pięćdziesięciu latach zakazu? Pewien brat opowiada: „Na stadionie zebrały się tysiące ludzi. Łzy ciekły nam po policzkach. Co za radość, wreszcie wolność! Nigdy nawet nie marzyliśmy, że w tym systemie będziemy się cieszyć taką wolnością. Ale Jehowa tego dokonał. Wspominaliśmy, jak w pięciu leżeliśmy w karcerze w obozie otoczonym wysokim ogrodzeniem, a czterech z nas na zmianę ogrzewało piątego. Stadion też otaczał wysoki mur. Ale tu chcieliśmy pozostać tak długo, jak to tylko możliwe. Tego uczucia nie da się opisać słowami.
„Przez całe zgromadzenie nasze oczy były mokre od łez. Płakaliśmy z radości, widząc taki cud. Chociaż byliśmy już po siedemdziesiątce, chodziliśmy po stadionie, jakby urosły nam skrzydła. Przez 50 lat czekaliśmy na wolność. Najpierw Jehowa pozwolił, by nas wywieźli na Syberię, a potem wtrącili do więzień i obozów. Ale teraz byliśmy na stadionie! Jehowa jest najpotężniejszy. Staliśmy, patrzyliśmy na siebie i płakaliśmy. Nikt nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Otoczyli nas jacyś młodzi bracia i pytali: ‚Czy wszystko w porządku? Czy coś się stało?’ Ale nam głos uwiązł w gardle, aż w końcu jeden z nas wykrztusił przez łzy: ‚Płaczemy z radości!’ Opowiedzieliśmy im, jak służyliśmy Jehowie w trakcie długich lat zakazu. Teraz nie mogliśmy uwierzyć, że Jehowa tak szybko wszystko zmienił”.
Po tym pamiętnym zgromadzeniu poproszono fińskie Biuro Oddziału o wysłanie do Rosji 15 pionierów specjalnych. Dnia 1 lipca 1992 roku do Petersburga przyjechało gorliwe małżeństwo Eija i Hannu Tanninenowie. Początkowo największym wyzwaniem była dla nich nauka języka. Po pierwszej lekcji wyruszyli do służby i proponowali ludziom domowe studia biblijne. Hannu opowiada: „Na początku lat dziewięćdziesiątych prawie każdy w mieście chciał studiować Biblię. Gdy głosiliśmy na ulicy, ludzie chętnie podawali nam swoje adresy. Wszyscy chcieli literaturę. Jeśli wręczyliśmy komuś czasopismo lub traktat, dziesięciu innych podchodziło i prosiło o literaturę dla siebie. Ludzie nie tylko przyjmowali publikacje, ale często od razu zaczynali je czytać na chodniku lub w metrze”.
Od października 1992 roku zaczęli przyjeżdżać liczni pionierzy specjalni z Polski. W pierwszej grupie znalazły się też niezamężne siostry. Wkrótce do Petersburga przyjechała druga grupa Polaków. Po roku grupę polskich pionierów skierowano do Moskwy. W następnych latach do Rosji trafiło ponad 170 ochotników z Polski, głównie absolwentów Kursu Usługiwania.
„WIELKIE DRZWI PROWADZĄCE DO DZIAŁALNOŚCI”
Po zgromadzeniu międzynarodowym w Petersburgu Ciało Kierownicze wyraziło zgodę na zakup siedmiohektarowej posesji wraz z stojącymi na niej starymi budynkami, położonej w miejscowości Sołniecznoje, niedaleko Petersburga. Nadszedł czas na budowę Betel w Rosji. O pomoc w pracach budowlanych poproszono fińskie Biuro Oddziału. We wrześniu 1992 roku do Sołniecznoje przybyła z Finlandii pierwsza grupa ochotników. Należący do tej grupy Aulis Bergdahl, późniejszy członek Komitetu Oddziału, wspomina: „Moja żona Eva Lisa i ja z radością przyjęliśmy zaproszenie do pomocy przy budowie rosyjskiego Betel. Byliśmy całkowicie przekonani, że Jehowa kieruje tym dziełem. Budowę wspierali nasi bracia z całego świata”.
Alf Cederlöf, kierownik budowy z Finlandii, i jego żona Marja-Leena byli prawdziwą zachętą dla wszystkich braci wysilających się przy realizacji tego projektu. Zachęt nie szczędzili też członkowie fińskiego Komitetu Oddziału. Sołniecznoje odwiedzali również bracia z Biura Głównego w Brooklynie. Aulis wspomina: „W 1993 roku po zgromadzeniu międzynarodowym w Moskwie przyjechał do nas Milton Henschel. Na miejscu budowy zarówno wygłaszał bardzo pokrzepiające przemówienia, jak i zachęcał braci w osobistych rozmowach”.
Na budowie pracowało około 700 ochotników ze Skandynawii i innych rejonów Europy, a także z Ameryki, Australii i oczywiście Rosji oraz reszty byłych republik radzieckich. Pochodzili z różnych kręgów kulturowych i posługiwali się różnymi metodami pracy. Ale jak czytamy w Księdze Zachariasza 4:6, cel został osiągnięty „‚nie wojskiem, nie mocą, lecz moim duchem’ — powiedział Jehowa Zastępów”. I rzeczywiście to Jehowa zbudował ten „dom” (Ps. 127:1). Rosyjscy bracia ofiarnie stawili się do dyspozycji. Większość z nich była młoda wiekiem i stażem w prawdzie, ale wielu pełniło już służbę pionierską. Chętnie się uczyli, jak budować szybko, dobrze i zgodnie z teokratycznymi wskazówkami.
ORGANIZOWANIE DZIAŁALNOŚCI
Pod koniec 1993 roku do Sołniecznoje przyjechali członkowie rosyjskiego Komitetu Kraju: Iwan Paszkowski, Dmitrij Liwyj, Wasilij Kalin, Aleksiej Wierżbicki, Anatolij Pribytkow i Dmitrij Fieduniszyn. Po roku dołączył do nich Michaił Sawicki. Poza tym Ciało Kierownicze wyznaczyło Horsta Henschela z niemieckiego Biura Oddziału, by pomógł braciom zorganizować działalność.
Pierwszą sprawą, którą należało się zająć, było zorganizowanie pracy nadzorców podróżujących. Na początek utworzono w kraju pięć obwodów: dwa w Petersburgu i trzy w Moskwie i okolicach. Pierwszymi pełnoczasowymi nadzorcami podróżującymi zostali: Artur Bauer, Paweł Bugajski i Roy Öster w Moskwie oraz Krzysztof Popławski i Hannu Tanninen w Petersburgu. Wkrótce potem dołączył do nich Roman Skiba. Nadzorcą okręgu został Matthew Kelly ze Stanów Zjednoczonych, który w roku 1992 ukończył Kurs Usługiwania.
Hannu Tanninen tak opisuje pierwsze wizyty na początku lat dziewięćdziesiątych: „Wysłałem list z informacją o wizycie w zborze w Petrozawodzku w Karelii. W liście napisałem, jak mają wyglądać zebrania w tygodniu wizyty. Kiedy tam przyjechaliśmy z żoną, na stację kolejową wyszedł nam na spotkanie starszy i poszliśmy do jego domu. Pokazał mi list i powiedział: ‚Dostaliśmy od ciebie list, ale ponieważ niczego nie zrozumieliśmy, postanowiliśmy nic nie robić i poczekać, aż przyjedziesz i sam nam wszystko wyjaśnisz’.
„Gdy przyjechaliśmy z pierwszą wizytą do Murmańska, w mieście było 385 głosicieli, którzy prowadzili przeszło 1000 studiów biblijnych. W rzeczywistości jednak liczba studiujących Biblię była znacznie wyższa, gdyż wiele studiów prowadzono z grupami zainteresowanych. Na przykład pewna pionierka prowadziła 13 studiów, ale uczestniczyło w nich ogółem ponad 50 osób!
„Naszym kolejnym terenem były obwody wołgogradzki i rostowski. W Wołgogradzie istniały tylko cztery zbory na przeszło milion mieszkańców. Bracia bardzo chcieli się uczyć prowadzić zebrania i studia biblijne oraz głosić od domu do domu. Podczas każdej wizyty musieliśmy tworzyć nowe zbory. Gdy przygotowywałem sprawozdanie, liczyłem, ile osób ochrzciło się od poprzedniej wizyty. W każdym zborze było to 50, 60 lub 80 osób, a w jednym zborze miedzy obsługami ochrzciło się ponad 100 braci i sióstr! W rezultacie w ciągu zaledwie trzech lat powstało w tym mieście 16 nowych zborów”.
W styczniu 1996 roku utworzono w Rosji Komitet Oddziału. Wtedy też zamianowano pierwszych stałych nadzorców okręgów. Byli wśród nich: Roman Skiba (Syberia i Daleki Wschód), Roy Öster (Białoruś i część Rosji aż po Ural, w tym Moskwa i Petersburg), Hannu Tanninen (od Kaukazu do Wołgi) i Artur Bauer (Kazachstan i Azja Środkowa). Ponadto każdy nadzorca okręgu obsługiwał również jakiś mały obwód.
OGROMNE ODLEGŁOŚCI
Jednym z pierwszych pionierów specjalnych, którzy na początku 1993 roku przyjechali z Polski do Rosji, był Roman Skiba. Opowiada on: „W październiku 1993 roku zaproszono mnie do służby obwodowej. Mój pierwszy teren obejmował zbory w południowym Petersburgu, obwodzie pskowskim i całą Białoruś. Nie był to wcale największy obwód teokratyczny w Rosji. Mimo to musiałem się przyzwyczaić do sporych odległości. W listopadzie 1995 roku skierowano mnie do obwodu na Uralu i zamianowano zastępcą nadzorcy okręgu. Obszar, który obsługiwałem, obejmował Ural, całą Syberię i Daleki Wschód. Jeden brat obliczył, że jego powierzchnia była 38 razy większa od Polski! I mieściło się w nim aż osiem stref czasowych! Jakieś dwa lata później poproszono mnie, bym odwiedził grupę w Ułan Bator, stolicy Mongolii”.
Brat Skiba opowiada dalej: „Pewnego razu podróżowałem z Norylska, położonego za kołem podbiegunowym, do Jekaterynburga. Najpierw leciałem samolotem z Norylska do Nowosybirska, a potem do Jekaterynburga. Tej podróży nie sposób zapomnieć, gdyż zdawała się nie mieć końca. Z Norylska wylecieliśmy z 12-godzinnym opóźnieniem, musiałem więc razem z moją żoną, Ludmiłą, spędzić cały dzień na lotnisku. Na szczęście nauczyliśmy się, żeby w trakcie podróży prowadzić studium osobiste.
„Czasami pomimo naszych wysiłków spóźnialiśmy się na wizytę w zborze. Pewnego razu, by dostać się do zboru w górskiej wiosce Ust-Kan w Ałtaju, musieliśmy odbyć podróż samochodem po nieutwardzonych górskich drogach. Niestety samochód się zepsuł i spóźniliśmy się nie tylko na przeglądanie zapisków zborowych, ale także dwie godziny na zebranie. Byliśmy rozczarowani i przekonani, że wszyscy już sobie poszli. Ale o dziwo w wynajętej sali czekało na nas 175 osób, chociaż w tym zborze było niespełna 40 głosicieli! Wyglądało na to, że dzięki naszemu spóźnieniu na zebranie zdążyło wielu zainteresowanych z innych górskich wiosek”.c
NIEZAPOMNIANE ZGROMADZENIA
W niektórych dużych miastach można było po raz pierwszy zorganizować zgromadzenia okręgowe, ale tamtejsi bracia nie mieli w tej dziedzinie żadnego doświadczenia. W roku 1996 bracia w Jekaterynburgu upatrzyli sobie na zgromadzenie pewien stadion. Roman Skiba opowiada: „Trybuny porastała trawa, a na murawie rosły dwumetrowe brzozy. Do zgromadzenia pozostawały zaledwie trzy tygodnie, a w mieście i na przedmieściach funkcjonowały tylko trzy zbory. Na szczęście dyrektor stadionu był chętny do współpracy z nami, choć nie rozumiał, jak można w ogóle planować zgromadzenie na takim obiekcie. Bracia zabrali się do pracy i w wyznaczonym terminie stadion aż błyszczał. Dyrektor nie mógł uwierzyć własnym oczom!” Z wdzięczności pozwolił braciom zorganizować Kurs Służby Pionierskiej w jednym z budynków przylegających do stadionu. Pewien brat dopowiada: „Po tym zgromadzeniu na stadionie znów zaczęły się odbywać imprezy sportowe, które przynosiły zysk kasie miasta”.
Organizowanie zgromadzeń czasami wymagało elastyczności i wytrwałości. W roku 1999 bracia we Władykaukazie nie mogli wynająć stadionu na zgromadzenie obwodowe, w którym miało wziąć udział 5000 osób. Zaczęli więc natychmiast planować zgromadzenie w innym miejscu. Skrócony, jednodniowy program zgromadzenia przedstawiono w pięciu turach w wynajętym kinie. Później, w ciągu weekendu, cały dwudniowy program przedstawiono również w mieście Nalczyk — w dwóch miejscach odległych od siebie o jakieś dwa kilometry. W jednej hali zgromadzenie rozpoczęło się dwie godziny wcześniej, dzięki czemu można było przewieźć mówców do drugiego miejsca. Niektórym nadzorcom podróżującym zdawało się, że ich struny głosowe tego nie wytrzymają. Jeden brat powiedział później, że w ciągu tygodnia wygłosił 35 przemówień! Wszystko szło dobrze, aż w niedzielę tuż przed południem program w jednej z hal został zakłócony. Wkroczyli do niej umundurowani funkcjonariusze z psem i obwieścili, że z przyczyn technicznych wszyscy muszą natychmiast opuścić obiekt. Bracia i siostry jak zwykle zachowali spokój i wyszli z hali, po czym zaczęli jeść posiłek i rozmawiać ze sobą na zewnątrz budynku. Okazało się, iż jakiś fanatyk religijny poinformował władze przez telefon, że w budynku podłożono bombę. Hala została przeszukana, ale nic nie znaleziono, więc braciom pozwolono wrócić do środka. Po niewielkich modyfikacjach w programie zgromadzenie szczęśliwie dobiegło końca i wszyscy mogli skorzystać z uczty duchowej.
KAMIENIE, TARCZE I MIECZE
Ziarna prawdy szybko rozsiewano po całym kraju. Eija Tanninen wspomina: „W roku 1998 przygotowywaliśmy się do 15-godzinnej podróży pociągiem z jednego zgromadzenia okręgowego na drugie. Bracia zapytali, czy nie moglibyśmy zabrać ze sobą sporej ilości rekwizytów do dramatu. Było to dość ryzykowne, bo wiedzieliśmy, że konduktorzy zazwyczaj odnoszą się z niechęcią do pasażerów z dużym bagażem. Ale z pomocą braci odważnie wtaszczyliśmy do naszego czteroosobowego przedziału kamienie, tarcze, miecze i torby pełne kostiumów. W końcu usiedliśmy między naszymi rzeczami razem z dwoma pozostałymi pasażerami.
„Gdy konduktorka przyszła sprawdzić nasze bilety, zapytała, dlaczego wieziemy tyle bagażu. Wyjaśniliśmy, że to rekwizyty do dramatu, który będzie przedstawiony na zgromadzeniu okręgowym Świadków Jehowy. Była bardzo miła i powiedziała nam, że jakiś czas temu wysłuchała wykładu, który mój mąż wygłaszał podczas naszej wizyty w jej mieście. Dostrzegliśmy w tym rękę Jehowy”.
OBSERWATORZY STUDIUM
Siostry uczyły się wielu rzeczy od siebie nawzajem. Eija opowiada: „Mogę sobie tylko wyobrazić, ile cierpliwości i pokory wymagała od naszych sióstr współpraca z nami, gdy rozpoczynaliśmy służbę w Rosji i nie znaliśmy dobrze języka. Byłam wzruszona, gdy widziałam, jak bardzo siostry pragną się nauczyć prowadzenia studiów biblijnych. Wiele z nich było nowych w prawdzie, a inne działały w czasie zakazu, gdy dostęp do wskazówek organizacji Jehowy nie zawsze był możliwy.
„W latach 1995-1996 pełniliśmy służbę w mieście Wołżski. Gdy jakaś siostra zapraszała mnie na studium biblijne, często kilka innych pytało, czy mogą do nas dołączyć. Początkowo zastanawiałam się, po co miałyby iść, ale wyjaśniły, że chcą się przyglądać i uczyć prowadzenia studium. Powiedziałam, że jeśli zainteresowana nie ma nic przeciwko i ich obecność jej nie onieśmieli, mogą przyjść. Zazwyczaj przychodziło od sześciu do dziesięciu sióstr i zawsze były przekonane, że nie będą przeszkadzać domowniczce. I miały rację. Po kilku miesiącach wiele zainteresowanych prowadziło już własne studia z kolejnymi osobami. W mieście były wtedy dwa zbory, a dziesięć lat później funkcjonowało już jedenaście”.
JEJ MODLITWA ZOSTAŁA WYSŁUCHANA
Oczywiste było, że szkolenie teokratyczne przynosi korzyści nie tylko braciom i siostrom, którzy niedawno poznali prawdę, ale też tym, którzy służyli Jehowie przez długie lata zakazu. Hannu Tanninen wspomina: „W różnych sytuacjach często czuliśmy kierownictwo aniołów i byliśmy świadkami zdarzeń, które wywarły na nas wielkie wrażenie. W roku 1994 przyjechaliśmy do nowego zboru w Nowgorodzie (dzisiaj nazywanym również Nowogrodem Wielkim), a bracia zabrali nas na kwaterę. W mieszkaniu była już starsza siostra imieniem Maria, która specjalnie przebyła 50 kilometrów. Prawdę znała od 50 lat i pragnęła zobaczyć jednego z pierwszych nadzorców obwodu po zniesieniu zakazu. Poprosiliśmy ją, by opowiedziała, jak się zetknęła ze Świadkami Jehowy. Okazało się, że spotkała ich w hitlerowskim obozie koncentracyjnym, do którego trafiła, mając 17 lat. Przyjęła prawdę i została ochrzczona w obozie przez siostrę należącą do grona pomazańców. Po odzyskaniu wolności wróciła do Rosji, by głosić dobrą nowinę o Królestwie. Nieco później została aresztowana i uwięziona za głoszenie. W radzieckich łagrach spędziła wiele lat.
„Usłyszawszy tę historię, byliśmy pod ogromnym wrażeniem pokory tej siostry, która powiedziała, że przez kilka tygodni modliła się do Jehowy, by jej wskazał, czy wielbi Go we właściwy sposób. Później tego samego wieczora wspomniałem jej, że dawno temu w „Pytaniach czytelników” w Strażnicy omówiono pewną kwestię. Napisano tam mianowicie, że aby chrzest był ważny, zanurzenia musi dokonać brat. Maria była bardzo wdzięczna. Czuła, że otrzymała odpowiedź na swe modlitwy. Z radością dała się ochrzcić w wannie. Od jej oddania się Bogu w roku 1944 minęło 50 lat”.
DOSTARCZANIE POKARMU NA OBSZARZE 11 STREF CZASOWYCH
Od początku 1991 roku literatura docierała do Rosji w małych paczkach z Niemiec lub Finlandii. W lipcu 1993 roku do Sołniecznoje przybyła pierwsza ciężarówka z Niemiec z 20 tonami literatury. Z rosyjskiego Biura Oddziału publikacje rozwożono samochodami ciężarowymi do Moskwy, na Białoruś i do Kazachstanu. Nie było to łatwe zadanie. Na przykład aby dowieźć literaturę do Kazachstanu, bracia musieli pokonać 5000 kilometrów w jedną stronę. Zdarzało im się utknąć na granicy, a zimą ciężarówki grzęzły w zaspach.
Obecnie do Sołniecznoje przychodzi miesięcznie około 200 ton literatury. Kierowcy z Betel wykorzystują każdą sposobność, by dawać świadectwo strażnikom granicznym i celnikom. Niektórzy funkcjonariusze lubią czytać publikacje biblijne. Podczas kontroli pewien milicjant dowiedział się, że ciężarówka z Betel należy do organizacji religijnej, i zaczął głośno krytykować religię w ogóle. Opowiedział, że został przeklęty przez duchownego, którego zatrzymał za poważne wykroczenie drogowe. Bracia wyjaśnili mu, jak Bóg odnosi się do ludzi i jakie ma zamierzenie względem ziemi i jej mieszkańców. Milicjant zmienił ton głosu i stał się przyjaźniejszy. Zaczął nawet zadawać pytania, więc bracia wyjęli Biblię i przeprowadzili z nim bardzo miłą rozmowę. Milicjant był tak poruszony, że obiecał odszukać Świadków i kontynuować z nimi rozmowy.
W latach 1995-2001 dostarczaniem literatury biblijnej do zborów we Władywostoku na Dalekim Wschodzie zajmowało się japońskie Biuro Oddziału. Z Władywostoku wysyłano ją drogą morską na Kamczatkę. Bracia z Władywostoku poznali kapitanów kilku statków pływających na Kamczatkę. Jeden z nich zgodził się za darmo przewozić naszą literaturę w swojej kabinie, a nawet pomagał ją załadować na statek. „Chociaż jestem niewierzący”, przyznał, „chcę zrobić dobry uczynek. Lubię was i podoba mi się, jak jesteście zorganizowani. Na miejscu nie muszę długo czekać na rozładunek. Wasi ludzie są jak ptaki — szybko przechwytują kartony z literaturą i natychmiast z nią odlatują”.
WZROST POTĘGUJE POTRZEBY
Przez wiele lat rosyjska edycja Strażnicy była 16-stronicowym miesięcznikiem o nieco większym formacie niż obecnie. Tłumaczono i publikowano wszystkie artykuły do studium, ale ukazywały się one długo po wersji angielskiej. Bracia w Związku Radzieckim mogli się zapoznawać z artykułami do studium pół roku do dwóch lat później, a na pozostałe artykuły musieli czekać nawet jeszcze dłużej. Począwszy od roku 1981, rosyjskie wydanie Strażnicy miało postać 24-stronicowego miesięcznika, a od roku 1985 dwutygodnika. Pierwszy wielobarwny 32-stronicowy numer, który ukazał się równocześnie z angielskim, nosił datę 1 czerwca 1990 roku.
Tanja, jedna z tłumaczek, wspomina: „Patrząc wstecz, wiemy, że sporo rzeczy, które tłumaczyliśmy i wydawaliśmy, nie odpowiadało kryteriom naturalnego i zrozumiałego przekładu. Ale w tamtych warunkach robiliśmy wszystko, na co mogliśmy się zdobyć. Był to pokarm potrzebny ludziom odczuwającym duchowy głód”.
Gdy sytuacja w krajach byłego ZSRR się zmieniła, naszą literaturę można już było rozprowadzać bez ograniczeń. Rosyjscy tłumacze pracujący w Niemczech byli gotowi przyjąć pomoc. Do poprawy jakości tłumaczeń przyczyniły się dwa czynniki. Po pierwsze, ku swej wielkiej radości kilkanaścioro braci i sióstr z Rosji i Ukrainy mogło przenieść się do niemieckiego Biura Oddziału w celu odbycia szkolenia. Pięć osób przyjechało 27 września 1991 roku, potem dołączały do nich kolejne. Tym samym rosyjski Dział Tłumaczeń wszedł w okres zmian. Nie obyło się bez trudności. „Drewno” i „kamienie” nie od razu zamieniły się w „złoto” — konieczne było przejście wszystkich etapów opisanych w Izajasza 60:17.
Po drugie, rosyjscy tłumacze zaczęli korzystać z pomocy utworzonego w tamtym okresie Działu Wspierania Tłumaczeń. Gdy pierwsi bracia i siostry przyjechali z Rosji do Selters, odbyło się seminarium dla tłumaczy.
Najlepiej, gdy prace tłumaczeniowe odbywają się w kraju, w którym mówi się danym językiem. Dlatego dla rosyjskich tłumaczy ważnym wydarzeniem była przeprowadzka — w styczniu 1994 roku opuścili niemieckie Biuro Oddziału i zamieszkali w budowanym Betel w Sołniecznoje.
Rozstanie z tymi, którzy od dziesiątków lat tłumaczyli publikacje dla swych braci za żelazną kurtyną, a którym teraz sytuacja nie pozwalała się przeprowadzić, było niełatwe. Dnia 23 stycznia 1994 roku grupę 17 braci i sióstr oraz dwóch braci, których zamianowano pionierami specjalnymi, żegnano w Selters uściskami i łzami.
„DLA PACJENTA TO JA JESTEM BOGIEM”
Przez dziesięciolecia rosyjscy lekarze i personel medyczny patrzyli na przekonania religijne pacjentów przez pryzmat ateistycznego wychowania. W Związku Radzieckim powszechnie stosowano transfuzję krwi. Dlatego gdy Świadkowie prosili o leczenie bez użycia krwi, spotykali się ze zdziwieniem, a nawet oburzeniem lekarzy.
Z ust niejednego lekarza padały słowa: „Tutaj dla pacjenta to ja jestem bogiem!” Jeśli pacjent nie zgadzał się z tym, co powiedział lekarz, mógł zostać natychmiast wypisany ze szpitala. Ponadto nasze oparte na Biblii stanowisko w kwestii transfuzji było często wykorzystywane przez przeciwników, którzy usiłowali doprowadzić do zakazu naszej działalności.
W roku 1995 w rosyjskim Biurze Oddziału utworzono Dział Informacji o Szpitalach, którego zadaniem jest udzielanie środowisku medycznemu rzetelnych informacji na temat stanowiska Świadków Jehowy. Zorganizowano kilka seminariów, na których starsi z przeszło 60 Komitetów Łączności ze Szpitalami uczyli się, jak współpracować z lekarzami i pracownikami szpitali oraz jak wyszukiwać lekarzy gotowych leczyć Świadków bez użycia krwi.
W roku 1998 rosyjscy lekarze oraz ich zagraniczni koledzy zorganizowali w Moskwie konferencję poświęconą metodom umożliwiającym przeprowadzanie zabiegów chirurgicznych bez przetaczania krwi — pierwszą tego typu w Rosji. Uczestniczyło w niej przeszło 500 rosyjskich specjalistów. W latach 1998-2002 rosyjscy lekarze dysponowali już takim zasobem wiedzy, że dziesiątki tego typu konferencji mogło się odbyć w głównych miastach kraju. Przyniosło to bardzo pozytywne rezultaty.
Znany rosyjski profesor Andriej Worobjew, były minister zdrowia i naczelny hematolog Federacji Rosyjskiej, w oficjalnym liście do prawników broniących praw pacjentów będących Świadkami Jehowy zauważył, iż dzięki zmianie stosunku lekarzy do przetaczania krwi „śmiertelność rodzących kobiet spadła w naszym kraju o 34 procent”. Następnie dodał: „Przedtem mieliśmy śmiertelność matek w czasie porodu osiem razy większą niż w krajach Europy, gdyż nasze położne przeprowadzały niepotrzebne transfuzje krwi”.
W roku 2001 Ministerstwo Zdrowia Federacji Rosyjskiej rozesłało do placówek leczniczych w całym kraju zestaw wytycznych. Napisano w nich, że lekarz powinien uszanować umotywowaną religijnie odmowę przyjęcia transfuzji krwi. Rok później to samo ministerstwo opublikowało Wytyczne co do używania składników krwi. Jak zaznaczono, krew można przetoczyć tylko za pisemną zgodą pacjenta. Ponadto jeśli pacjent z przyczyn religijnych odmówi przyjęcia transfuzji składników krwi, należy zastosować alternatywne metody leczenia.
Dzięki współpracy z Działem Informacji o Szpitalach wielu lekarzy zmieniło swój stosunek do używania krwi. Pewien chirurg powiedział braciom: „Od pacjentów [będących Świadkami] i od was dowiedziałem się, że wasza odmowa przyjęcia krwi nie jest zwykłym kaprysem, ale opiera się na przykazaniu z Biblii. Postanowiłem to sprawdzić. Przeczytałem wszystkie wersety biblijne podane w publikacjach, które dostałem. Po przemyśleniu dochodzę do wniosku, że wasze stanowisko rzeczywiście opiera się na Biblii. Ale dlaczego nasi popi milczą na ten temat? Jeśli ta sprawa znowu wypłynie, powiem innym lekarzom, że Świadkowie trzymają się Biblii”. Obecnie ponad 2000 rosyjskich lekarzy leczy Świadków bez używania krwi.
Z RADOŚCIĄ USŁUGUJĄ NA PRZYDZIELONYM TERENIE
Sonja i Arno Tünglerowie, absolwenci niemieckiej filii Szkoły Gilead, usługują w różnych miastach Rosji od października 1993 roku. Co mogą powiedzieć o rozwoju dzieła Jehowy w tych miejscach? Posłuchajmy.
Arno: „Skierowano nas do Moskwy. Już po paru tygodniach przedstawiliśmy pierwsze zadania w szkole teokratycznej. A po sześciu tygodniach pobytu w Rosji wygłosiłem pierwszy wykład na zgromadzeniu. Zbór, do którego nas przydzielono, liczył około 140 ochrzczonych głosicieli. Terytorialnie dorównywał wielkością obwodowi w Niemczech! Na początku otrzymaliśmy teren niedaleko naszego domu pionierskiego. Byliśmy podekscytowani, bo przed nami jeszcze żaden Świadek nie głosił tam od drzwi do drzwi!”
Sonja: „Chociaż bardzo słabo mówiliśmy po rosyjsku, czasem na ulicy głosiliśmy sami — staraliśmy się zagadnąć przechodniów i wręczyć im traktaty oraz inne publikacje. Miejscowi bracia i siostry ogromnie nas wspierali; chętnie umawiali się z nami do służby polowej. Byli niezwykle życzliwi, cierpliwi i pozwalali nam mówić naszym łamanym rosyjskim. Domownicy też byli bardzo wyrozumiali. Po upadku Związku Radzieckiego ludzie żywo interesowali się religią”.
Arno: „Dużą pomocą w nauce rosyjskiego był dla nas udział w służbie od domu do domu i prowadzenie studiów biblijnych. W czwartym miesiącu pobytu w Rosji, w styczniu 1994 roku, prowadziliśmy już 22 studia. Codziennie więc mieliśmy mnóstwo okazji słuchać rosyjskiej mowy i się nią posługiwać.
„W tamtym okresie na zgromadzeniach przyjmowało chrzest zdumiewająco dużo osób — nawet po 10 i więcej procent obecnych. Nie we wszystkich zborach było wystarczająco dużo wykwalifikowanych braci, którzy mogliby zostać starszymi i sługami pomocniczymi. Pewien starszy usługiwał jako nadzorca przewodniczący w pięciu zborach! Kiedyś poprosił mnie, bym w jednym z nich wygłosił wykład pamiątkowy. Na uroczystość przybyły 804 osoby! Po jej zakończeniu wszyscy musieli szybko opuścić salę, by mógł z niej skorzystać następny zbór. Niestety, mówca z tamtego zboru miał po drodze wypadek samochodowy i nie mógł przyjechać na czas, dlatego musiałem go zastąpić. Tym razem było 796 obecnych. Tak więc tylko w dwóch zborach na Pamiątkę przyszło 1600 osób, co pokazuje, jak bardzo ludzie byli wtedy zainteresowani prawdą”.
JEHOWA ‛PRZYŚPIESZA’ DUCHOWE ŻNIWA
Jehowa obiecał w Biblii ‛przyśpieszyć’ zgromadzanie swych „kosztowności” (Izaj. 60:22; Agg. 2:7). W 1980 roku było w Petersburgu (ówczesny Leningrad) 65 głosicieli, którzy mimo inwigilacji ze strony KGB starali się rozmawiać z ludźmi na tematy biblijne. W roku 1990 na ulicach w różnych częściach miasta głosiło nieoficjalnie już ponad 170 osób. W marcu 1991 roku działalność Świadków Jehowy w Związku Radzieckim została zalegalizowana i po niedługim czasie w Petersburgu działało pięć zborów. Zgromadzenie międzynarodowe zorganizowane w tym mieście w 1992 roku oraz inne wydarzenia teokratyczne przyczyniły się do dalszego szybkiego wzrostu. W roku 2006 było tam już przeszło 70 zborów.
W 1995 roku w Astrachaniu, niedaleko granicy z Kazachstanem, działał tylko jeden zbór. Nie było w nim starszych ani sług pomocniczych. Mimo to bracia zorganizowali zgromadzenie obwodowe i specjalne. Przemówienia wygłosili starsi, którzy pokonali jakieś 700 kilometrów z Kabardo-Bałkarii. Bracia ci nie wiedzieli, ilu będzie kandydatów do chrztu. Roman Skiba opowiada: „Razem z innym starszym przyjechaliśmy dwa tygodnie wcześniej, by współpracować ze zborem w służbie polowej i przeanalizować pytania z tymi, którzy chcą przyjąć chrzest. Jednak wyruszenie do służby okazało się niemożliwe. Cały ten czas poświęciliśmy na omówienie pytań z 20 kandydatami do chrztu!”
W 1999 roku bracia w Jekaterynburgu zaprosili na Pamiątkę kilku kupców z rynku. Zapytali oni, czy mogą zabrać ze sobą przyjaciół. Jakież było zdziwienie braci, gdy na uroczystość przyszła grupa około 100 osób! Chociaż wynajęto dość sporą salę, niektórzy musieli stać.
STUDIUM Z 50 OSOBAMI NARAZ
Działalność kaznodziejska w obwodzie iwanowskim, niedaleko Moskwy, rozpoczęła się pod koniec 1991 roku, gdy w te strony przenieśli się Anastazja i Paweł Dimowowie. Mieli przed sobą trudne zadanie — opracować teren liczący ponad milion mieszkańców. Jak się do tego zabrali? Postanowili wykorzystać prostą i skuteczną metodę: stoisko z literaturą. W Iwanowie na głównym placu ustawili stolik z broszurami, czasopismami i książkami. Przechodnie się zatrzymywali i wielu okazywało szczere zainteresowanie prawdą. Dimowowie zapraszali takie osoby na spotkania poświęcone studiowaniu Biblii. Trudno byłoby je nazwać domowymi studiami biblijnymi, ponieważ odbywały się w wynajętych salach i uczestniczyło w nich po 50 osób naraz. Przypominały bardziej zebrania. Składały się z dwóch części: najpierw rozważano książkę Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi, a potem artykuł ze Strażnicy. Były organizowane trzy razy w tygodniu i trwały po trzy godziny. W różnych częściach miasta odbywały się trzy takie spotkania. Paweł zawsze zapisywał w sprawozdaniu trzy studia. Kiedyś go zapytano, dlaczego ma tak mało studiów, skoro większość głosicieli prowadzi po kilkanaście. Okazało się, że na każde jego studium przychodzi około 50 osób! Jehowa najwyraźniej pobłogosławił taki sposób działania, bo wkrótce wielu z tych zainteresowanych zapragnęło dzielić się dobrą nowiną z drugimi. Po jednym spotkaniu Paweł poprosił, by ci, którzy chcą być głosicielami, pozostali w sali. Nikt nie wyszedł i każda z tych osób rzeczywiście została głosicielem. Stolików z literaturą wciąż przybywało i po niedługim czasie była już ona dostępna w licznych miejscach na placach i w parkach.
Nadszedł odpowiedni moment, by wdrożyć inną metodę głoszenia: od drzwi do drzwi. Ale jak to zrobić, skoro prawie żaden głosiciel nie brał jeszcze udziału w tej formie działalności? Chętni do nauki towarzyszyli w służbie Dimowowom. Często była to spora grupa. Niekiedy oprócz Pawła u drzwi stawało dziesięciu głosicieli! Co ciekawe, domowników wcale to nie przerażało i zgadzali się na rozmowę. Zdarzało się nawet, że całą grupę zapraszano do mieszkania.
Wkrótce nowi głosiciele wyrazili chęć opracowania terenów poza Iwanowem, zorganizowano więc wyjazdy do innych miejscowości w obwodzie. Pięćdziesięcioosobowe grupy wsiadały do pociągu i już tam zaczynały służbę. Po przybyciu na miejsce dzieliły się na pary. Zachodząc do mieszkańców bloków, głosiciele zapraszali ich na wieczorne zebranie, w czasie którego wyświetlano filmy wydane przez Świadków Jehowy i wygłaszano wykład. Na koniec wszystkim obecnym proponowano studium Biblii, a chętni dawali braciom swoje adresy. Dzięki takiej działalności w każdym z kilku miast w obwodzie iwanowskim funkcjonuje dzisiaj nawet po pięć zborów.
W roku 1994 było w Iwanowie 125 głosicieli, a na Pamiątkę przyszło 1008 osób. Jeszcze w tym samym roku na zgromadzeniu okręgowym ochrzczono 62 osoby. W jednym dniu powstał więc nowy zbór! Obecnie w obwodzie iwanowskim trudzi się w dziele Pańskim 1800 głosicieli Królestwa.
ZGROMADZENIA POMIMO SPRZECIWU
W niektórych miastach niełatwo było wynająć stadiony na zgromadzenia. A w Nowosybirsku przed bramą stadionu, na którym już odbywało się zgromadzenie, podjudzani przez duchowieństwo przeciwnicy zorganizowali pikietę. Na jednym z transparentów napisano po rosyjsku: „Strzeżcie się Świadków Jehowy”. Demonstranci nie zauważyli jednak, że dwie ostatnie litery pierwszego słowa się rozmazały i napis w rzeczywistości brzmiał: „Chrońcie Świadków Jehowy”.
W roku 1998 bracia organizujący zgromadzenie obwodowe w Omsku napotkali poważne przeszkody. Pod wpływem przeciwników miejscowe władze w ostatniej chwili zmusiły dyrektora hali do wypowiedzenia umowy najmu. Kilkaset osób przybyłych na zgromadzenie stało przed halą. Przestraszony dyrektor w obawie o siebie i halę zaczął błagać braci, by zaapelowali do zebranych o powstrzymanie się od użycia siły. Bracia uspokoili go, mówiąc, że nikt na nikogo nie podniesie ręki. Przybyli zachowali spokój; zrobili sobie pamiątkowe zdjęcia i się rozeszli. Dyrektor przekonał się, że Świadkowie są ludźmi pokojowo usposobionymi. Dwa tygodnie później zgromadzenie odbyło się w innej hali. Przeciwnicy dowiedzieli się o nim poniewczasie; gdy się pojawili, program dobiegał już końca.
ZGROMADZENIE „POD GWIAZDAMI”
Od 22 do 24 sierpnia 2003 roku w Stawropolu na Przedkaukaziu miało się odbyć jedno ze zgromadzeń okręgowych w języku migowym. Delegaci przybyli z 70 miast Rosji. Ale z powodu wrogości władz miejskich nie było wiadomo, czy kongres nie zostanie odwołany. Na dzień przed zgromadzeniem dyrektor hali wypowiedział umowę najmu. W piątek 22 sierpnia bracia wynajęli budynek cyrku.
Program rozpoczął się o godzinie 15.00, ale zaraz po przerwie nieoczekiwanie odcięto prąd. Obecni jednak cierpliwie czekali na swoich miejscach i godzinę później dostawę prądu wznowiono. Program trwał do 21.30.
Nazajutrz zgromadzenie miało się zacząć o godzinie 9.30, ale znowu zabrakło prądu. Potem odcięto też wodę. Czy kongres może przebiegać w takich warunkach? O 10.50 komitet zgromadzenia postanowił otworzyć wszystkie drzwi cyrku. Był piękny, słoneczny dzień. Bracia ustawili na zewnątrz duże lustra — w taki sposób, by światło słoneczne odbijało się od nich do środka areny i oświetlało scenę. Obecni mogli teraz dobrze widzieć mówcę, ale jego samego światło tak raziło, że nie widział notatek! Dlatego za pomocą następnych luster bracia skierowali światło na wielką lustrzaną kulę zawieszoną pod cyrkową kopułą. Arenę wypełniło mnóstwo refleksów świetlnych i odtąd wszyscy mogli się już skoncentrować na programie. Był to niezwykły kongres — ze względu na tę iluminację nazwany przez delegatów zgromadzeniem „pod gwiazdami”.
Wkrótce po wznowieniu programu do cyrku przyjechał burmistrz z kilkoma urzędnikami. Nie mogli się nadziwić, że zgromadzenie jednak się odbywa. Ale największe wrażenie zrobiło na nich zachowanie delegatów. Nikt nie protestował ani nie narzekał, wszyscy ze skupieniem patrzyli na scenę. Komendant milicji, wcześniej wrogo nastawiony do Świadków, był tak poruszony, że wyznał: „Jestem z wami sercem i duszą, ale żyjemy w świecie, który was nie lubi”.
Urzędnicy odjechali i po niedługim czasie znów włączono prąd. Choć program dwóch pierwszych dni zgromadzenia trwał do późnego wieczora, delegaci zostali na swoich miejscach aż do modlitwy końcowej. Pomimo przeszkód liczba obecnych z dnia na dzień rosła: w piątek były 494 osoby, w sobotę — 535, a w niedzielę — 611! W ostatniej modlitwie uczestnicy wyrazili Jehowie wdzięczność za to niezwykłe zgromadzenie. Rozjechali się z uśmiechami na twarzach, jeszcze bardziej zdecydowani służyć swemu niebiańskiemu Ojcu i wysławiać Jego imię.
NIESŁYSZĄCY WYSŁAWIAJĄ JEHOWĘ
Wśród tysięcy delegatów ze Związku Radzieckiego obecnych w 1990 roku na specjalnym kongresie w Polsce była pewna liczba niesłyszących. Po otrzymaniu tam duchowych zachęt ci pierwsi niesłyszący „siewcy” zaczęli gorliwie głosić. Już w 1992 roku można było powiedzieć, że symboliczne pole, na którym działali, dojrzało do ‛wielkiego żniwa’ (Mat. 9:37). W roku 1997 powstał pierwszy zbór języka migowego, a w całym kraju działały liczne grupy. W roku 2002 utworzono obwód języka migowego — największy terytorialnie obwód na świecie. W 2006 roku na każdego głosiciela posługującego się językiem migowym przypadało 300 niesłyszących mieszkańców Rosji. W wypadku osób słyszących stosunek ten wynosił 1 do 1000.
Niezbędne były dobre przekłady naszych publikacji na język migowy. W 1997 roku w rosyjskim Biurze Oddziału stworzono specjalny zespół tłumaczy. Niesłysząca siostra imieniem Jewdokija mówi: „Dla mnie służba w Betel i tłumaczenie naszych publikacji na język migowy to szczególny przywilej. W świecie ludzie nie ufają niesłyszącym i traktują ich wyniośle. Ale w organizacji Bożej jest inaczej. Po pierwsze, widzę, że sam Jehowa nam ufa i pozwala nam przekazywać prawdę w naszym języku. Po drugie, czujemy się pewnie wśród sług Jehowy i jesteśmy bardzo szczęśliwi, że należymy do takiej wielkiej rodziny”.
DOBRA NOWINA W KAŻDYM JĘZYKU
Chociaż w Związku Radzieckim w handlu i szkolnictwie dominował język rosyjski, w użyciu było ponad 150 innych języków. W roku 1991 po rozpadzie ZSRR na 15 państw poznawaniem prawdy we własnym języku zainteresowało się sporo osób, zwłaszcza w tych nowych krajach. Zgodnie z Objawieniem 14:6 poczyniono kroki, by dotrzeć do ludzi „z każdego narodu i plemienia, i języka, i ludu”. Aby dziesiątki tysięcy nowych uczniów mogły korzystać z pokarmu duchowego, na terenie powierzonym pieczy rosyjskiego Biura Oddziału konieczne było przygotowywanie Strażnicy w 14 innych językach. Z myślą o dalszym rozprzestrzenianiu dobrej nowiny Biuro to nadzoruje dziś tłumaczenie literatury na przeszło 40 języków, dzięki czemu prawda biblijna trafia do serc ludzi szybciej i skuteczniej niż kiedykolwiek.
Większości tych języków używa się w Federacji Rosyjskiej. Na przykład na ulicach Biesłanu i Władykaukazu słychać język osetyjski; w okolicach jeziora Bajkał — spokrewniony z mongolskim język buriacki; pasterze stad reniferów i inni mieszkańcy Dalekiego Wschodu posługują się językiem jakuckim z rodziny ałtajsko-tureckiej; na Kaukazie używa się 30 innych języków. Oprócz rosyjskiego najwięcej użytkowników ma język tatarski — ponad 5 milionów, głównie w Tatarstanie.
Tatarzy często chętnie czytają literaturę w swoim języku, natomiast rzadko przyjmują publikacje rosyjskie. W jednej wiosce kobieta, której podczas kampanii wręczono Wiadomości Królestwa nr 35, napisała prośbę o tatarskie wydanie broszury Wymagania. Gdy od pewnej siostry otrzymała broszurę i list, odpowiedziała entuzjastycznym ośmiostronicowym listem. Wkrótce rozpoczęto z nią studium Biblii za pomocą publikacji w języku tatarskim. Mężczyzna, który przyjął broszurę Czy Bóg naprawdę się o nas troszczy? — również w tym języku — powiedział, że dzięki niej inaczej patrzy na sytuację światową. Takie zdarzenia nie byłyby możliwe, gdyby nie wydawano literatury po tatarsku.
Pewna kobieta posługująca się językiem maryjskim otrzymała Wiadomości Królestwa nr 35. Po przeczytaniu traktatu chciała się dowiedzieć czegoś więcej, ale w jej stronach w ogóle nie było Świadków. Zetknęła się z nimi dopiero podczas wizyty w mieście — dostała wówczas książkę Wiedza i inne publikacje po rosyjsku. Uważnie je przeczytała i zaczęła głosić w swojej okolicy, a wkrótce potem studiowała już z grupą zainteresowanych. Gdy się dowiedziała o zgromadzeniu specjalnym w Iżewsku, pojechała tam, mając nadzieję, iż zostanie ochrzczona. Jednak na miejscu usłyszała, że osoby pragnące przyjąć chrzest muszą przedtem studiować Biblię. Bracia postarali się więc, by mogła skorzystać z takiej pomocy duchowej. A wszystko to zaczęło się od przeczytania przez tę kobietę Wiadomości Królestwa w jej rodzimym języku.
We Władykaukazie był tylko jeden zbór osetyjskojęzyczny. Programu zgromadzeń obwodowych i okręgowych nie tłumaczono na osetyjski. Kiedy w roku 2002 zaczęto to robić, bracia nie posiadali się z radości. Nawet ci, którzy dobrze władają rosyjskim, przyznawali, że orędzie biblijne w ich własnym języku bardziej przemawia im do serca. Sprzyjało to rozwojowi zboru i przyciągnęło do prawdy wielu Osetyjczyków. W roku 2006 w Osetii utworzono obwód i po raz pierwszy zorganizowano zgromadzenia obwodowe w miejscowym języku.
W odległej wiosce Aktasz w Ałtaju działa grupa licząca zaledwie kilku głosicieli, ale podczas wizyty nadzorców podróżujących na zebranie przyszło około 30 osób. Wszyscy wysłuchali wykładu publicznego, lecz w trakcie przemówienia nadzorcy okręgu mniej więcej połowa obecnych wyszła. Po zebraniu nadzorca okręgu zapytał miejscowych braci, co się stało. Jedna starsza wiekiem Ałtajka odpowiedziała łamanym rosyjskim: „Wykonujecie ważną pracę, ale prawie nic nie zrozumiałam!” Przy następnej wizycie nadzorcy obwodu był już tłumacz, a wszyscy obecni z przyjemnością wysłuchali całego programu.
W Woroneżu mieszka sporo studentów z innych krajów. W roku 2000 sługa pomocniczy znający język chiński zorganizował nieformalne kursy tego języka. Wielu Świadków dostrzegło wyłaniające się potrzeby i podjęło starania, by głosić studentom z Chin. Język chiński jest niezwykle trudny, ale bracia nie dawali za wygraną. W lutym 2004 roku w Woroneżu odbyło się pierwsze zborowe studium książki w języku chińskim. W kwietniu dał się ochrzcić pierwszy Chińczyk, a po dwóch miesiącach następny. Obecnie na studium książki regularnie przychodzi grupa zainteresowanych i jest prowadzonych około 15 studiów. Jak widać z tych relacji, dobra nowina dociera w Rosji do najdalszych zakątków tego ogromnego kraju, a Biuro Oddziału podejmuje odpowiednie działania, by wydawać więcej literatury w coraz to nowych językach.
SZKOLENIE DLA PIONIERÓW
Od szeregu lat w Rosji odbywa się Kurs Służby Pionierskiej. Każda klasa liczy od 20 do 30 osób, głównie miejscowych pionierów, którzy nie muszą pokonywać znacznych odległości, by skorzystać ze szkolenia. Ale na początku sytuacja wyglądała inaczej. Roman Skiba opowiada: „Najbardziej utkwił mi w pamięci Kurs Służby Pionierskiej, który odbył się w 1996 roku w Jekaterynburgu. Korzystało z niego przeszło 40 braci i sióstr. Wielu musiało w tym celu pokonać setki kilometrów, niektórzy prawie 1000”.
Swietłana jest pionierką stałą od roku 1997 i głosi osobom niesłyszącym. W styczniu 2000 roku skorzystała z kursu pionierskiego w języku migowym. Później opowiedziała, jak dzięki temu szkoleniu podniosła jakość swej służby i zrozumiała, co to znaczy być chrześcijaninem w rodzinie i w zborze. Oto jej słowa: „Zaczęłam darzyć ludzi jeszcze większą miłością. Zdałam też sobie sprawę, jak ważna jest współpraca z braćmi i siostrami; teraz łatwiej przyjmuję rady. Znacznie poprawiła się również jakość prowadzonych przeze mnie studiów biblijnych, ponieważ zaczęłam się posługiwać przykładami”.
Alona jest pionierką w Chabarowsku na Dalekim Wschodzie i też pomaga poznać prawdę niesłyszącym. Aby czynić to skuteczniej, postanowiła skorzystać z Kursu Służby Pionierskiej w języku migowym. Jakie trudności musiała pokonać? Mówi: „Najbliższy kurs w języku migowym odbywał się w Moskwie, 9000 kilometrów od Chabarowska. Musiałam tam jechać pociągiem osiem dni i tyle samo z powrotem”. Ale wcale tego nie żałowała!
Oprócz kursów pionierskich w języku migowym w latach 1996-2006 w Rosji odbyły się setki takich szkoleń dla pionierów słyszących. Kursy te wydatnie się przyczyniły do ulepszenia działalności kaznodziejskiej oraz do wzrostu w zborach. Marcin, będący obecnie nadzorcą obwodu, wspomina: „W roku 1995 zostałem skierowany jako pionier specjalny do zboru Moskwa Kuncewo. Gdy przyszedłem na wykład publiczny i studium Strażnicy, miałem wrażenie, że jestem na zgromadzeniu! W sali było jakieś 400 osób. Zbór liczył wtedy około 300 głosicieli. Niespełna 10 lat później z tamtego zboru powstało 10 nowych!
„Usługując jako nadzorca obwodu w latach 1996 i 1997, byłem świadkiem niezwykłego wzrostu. Odwiedziłem kiedyś zbór w mieście Wołżski w obwodzie wołgogradzkim i wróciłem tam po sześciu miesiącach. W tym czasie przybyło 75 głosicieli — prawie cały nowy zbór! Pałali taką gorliwością, że wprost trudno to opisać. Na zbiórki do służby polowej odbywające się w mieszkaniu w wieżowcu przychodziło regularnie do 80 osób. Wielu musiało stać na klatce schodowej, bo trudno było wszystkich pomieścić”.
MŁODZI WYSŁAWIAJĄ JEHOWĘ
Wielu młodych okazuje zainteresowanie orędziem Królestwa mimo sprzeciwu rodziców. Pewna siostra opowiada: „W 1995 roku, gdy miałam 9 lat, Świadkowie Jehowy głosili moim rodzicom, ale oni nie przyjęli prawdy. Ja jednak chciałam dowiedzieć się o Bogu czegoś więcej. Na szczęście przyjaciółka ze szkoły zaczęła studiować Biblię, więc się do niej przyłączyłam. Kiedy rodzice to odkryli, zabronili mi wszelkich kontaktów ze Świadkami. Czasem zamykali mnie w domu, żebym nie mogła iść na studium. Było tak, dopóki nie stałam się pełnoletnia. Wyjechałam wtedy do szkoły w innym mieście, gdzie odnalazłam Świadków. Jakże się cieszyłam, że mogłam wznowić studium! Całym sercem pokochałam Jehowę i na zgromadzeniu okręgowym w roku 2005 zgłosiłam się do chrztu. Po chrzcie od razu zostałam pionierką pomocniczą. Teraz rodzice przychylnie odnoszą się do tego, co było dla mnie tak cenne już w dzieciństwie”.
Inna siostra opowiada: „W roku 1997, gdy miałam 15 lat, Świadkowie wręczyli mi egzemplarz Przebudźcie się! Spodobał mi się jego tytuł i treść, więc zapragnęłam otrzymywać to czasopismo regularnie. Kiedy mój ojciec dowiedział się, że je czytam, zabronił Świadkom przychodzić do naszego domu. Ale jakiś czas później założono studium z moją kuzynką. Na początku 2002 roku zaczęłam chodzić z nią na zebrania do Sali Królestwa. Usłyszałam tam, że wśród Świadków Jehowy są misjonarze, i zrodziło się we mnie pragnienie pomagania innym w poznawaniu Boga. Kuzynka wyjaśniła mi jednak, że najpierw muszę rzucić palenie, dostosować swe życie do woli Boga i przyłączyć się do Jego sług. Wzięłam to sobie do serca. Pół roku później przyjęłam chrzest i od razu zostałam pionierką pomocniczą. Czuję się szczęśliwa, że odnalazłam sens życia”.
WYSZUKIWANIE „KOSZTOWNOŚCI” W JAKUCJI
Obwód amurski i całe terytorium Jakucji stanowią nasz jeden obwód. W roku służbowym 2005 w Jakucku po raz pierwszy zorganizowano zgromadzenie obwodowe i zgromadzenie specjalne. Szczególnie miło było zobaczyć wśród obecnych przedstawicieli rdzennej ludności.
Dla wygody braci obwód podzielono na pięć części, z których każda spotykała się w innym miejscu. Z jednego zgromadzenia na drugie nadzorcy musieli podróżować 24 godziny pociągiem, potem 15 godzin samochodem i 3 godziny samolotem.
Zima w tej części kraju jest bardzo surowa, a temperatury spadają nawet do 50 stopni poniżej zera. Mimo to miejscowi głosiciele pukają do ludzi nie tylko w wielopiętrowych blokach, ale także głoszą od domu do domu.
Na początku 2005 roku powstały dwie grupy głosicieli. Jedna działa w wiosce Chajyr, leżącej 80 kilometrów od brzegu Morza Łaptiewów, za kołem podbiegunowym. Mieszka tu 500 osób, w tym 4 Świadków. W 2004 roku na Pamiątkę przyszło 76 osób. Aby odwiedzić tę grupę, nadzorca obwodu musi pokonać 900 kilometrów samolotem, a potem jeszcze przeszło 450 kilometrów samochodem po zaśnieżonych drogach.
Inna grupa powstała w oddalonej wiosce Ust-Nera, 100 kilometrów od wsi Ojmiakon. Zimą temperatury spadają tu czasem do 60 stopni poniżej zera. W zeszłym roku głosiciele z tej grupy jechali na zgromadzenie obwodowe dwoma samochodami. W 50-stopniowym mrozie mieli do pokonania 2000 kilometrów w jedną stronę, głównie przez zagubione w głuszy, niezamieszkane tereny.
Pewien nadzorca podróżujący opowiedział ciekawe zdarzenie, które rozegrało się na wysokości 4000 metrów. „Podczas kampanii rozpowszechniania broszury Czuwajcie! w naszym obwodzie odbywała się seria zgromadzeń. Nadzorca okręgu i ja lecieliśmy na jedno z kolejnych. Niestety, wspomniane broszury już się nam skończyły, zaproponowaliśmy więc stewardesie broszurę Czego wymaga od nas Bóg? Powiedziała, że ma już trochę naszych publikacji, i ku naszemu zdziwieniu pokazała nam broszurę Czuwajcie! Jakże się cieszyliśmy, że nasi bracia nie próżnują! W trakcie rozmowy wszedł drugi pilot. Zainteresował się tematem i przyłączył się do nas. Dyskutowaliśmy niemal przez cały lot. Potem zadowolony wziął kilka czasopism dla załogi samolotu”.
DOBRA NOWINA NA SACHALINIE
Na wyspie Sachalin — nieopodal japońskiej wyspy Hokkaido, wysuniętej najbardziej na północ — Świadkowie pojawili się pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Bracia z Władywostoku, którzy nadzorowali działalność w tym regionie, zachęcili Siergieja Sagina, by poszerzył zakres swej służby i przeniósł się na wyspę. Siergiej zatrudnił się w porcie i starał się rozmawiać na tematy biblijne ze współpracownikami. Wkrótce prowadził już kilka studiów. Chociaż później musiał opuścić wyspę, zasiane przez niego ziarna prawdy wydały z czasem owoce.
Zgromadzenia w Polsce w latach 1989 i 1990 pobudziły wielu rosyjskich Świadków do przeniesienia się tam, gdzie były większe potrzeby. W roku 1990 Galina i Siergiej Awerinowie z Chabarowska przeprowadzili się do miejscowości Korsakow na Sachalinie. Kilka miesięcy później dwoje pionierów i kilku głosicieli przeniosło się do Jużnosachalińska, gdzie mieszkała tylko jedna siostra.
Wśród tych pionierów był Paweł Siwulski — syn Pawła Siwulskiego wspomnianego wcześniej — obecnie usługujący w Betel. Opowiada on: „Po przybyciu do Jużnosachalińska razem z drugim bratem zatrzymaliśmy się w hotelu, ponieważ nie mogliśmy znaleźć mieszkania. Zaczęliśmy głosić od domu do domu zaraz obok hotelu i podczas służby próbowaliśmy się dowiedzieć, czy w pobliżu nie ma jakiegoś lokum do wynajęcia. Niektórzy pytali, gdzie moglibyśmy kontynuować rozmowy o Biblii. Odpowiadaliśmy, że mieszkamy w hotelu, ale gdy już będziemy mieli własny kąt, zaprosimy ich do siebie. Gorąco modliliśmy się do Jehowy, by pomógł nam znaleźć mieszkanie i pracę. Jehowa wysłuchał naszych modlitw. Po niedługim czasie mieliśmy i jedno, i drugie. Pewna kobieta zaproponowała, że wynajmie nam swoje mieszkanie. Nie brała od nas żadnych pieniędzy i nawet gotowała nam posiłki, dzięki czemu więcej czasu spędzaliśmy w służbie. Jehowa pokazał, że jest z nami. Wkrótce prowadziliśmy już dużo studiów biblijnych i zorganizowaliśmy grupy studium książki. Po dwóch miesiącach wynajęliśmy domek, w którym odbywały się zebrania”.
Zbór się rozrastał i wielu nowych głosicieli podejmowało służbę pełnoczasową. Pałając duchem pionierskim, przenosili się w inne części wyspy, by głosić prawdę tamtejszym mieszkańcom. Jehowa obficie pobłogosławił gorliwość widoczną w tym szybko rosnącym zborze i trzy lata później, w roku 1993, powstało z niego osiem nowych zborów!
Z czasem sporo głosicieli opuściło wyspę z powodu trudności ekonomicznych. Inni wyjechali, by poszerzyć zakres swej służby. Dzisiaj w centrum Jużnosachalińska stoi ładna Sala Królestwa, a na wyspie działa dziewięć zborów i cztery grupy, stanowiące jeden obwód.
‛OTWARTE DRZWI DO DZIAŁALNOŚCI’ MIMO SPRZECIWU
W I wieku n.e. apostoł Paweł napisał: „Otworzyły się przede mną wielkie drzwi prowadzące do działalności, ale jest wielu przeciwników” (1 Kor. 16:9). Dwa tysiące lat później liczba przeciwników wcale się nie zmniejszyła. W latach 1995-1998 moskiewska prokuratura cztery razy wszczynała postępowanie karne przeciwko Świadkom. Oskarżano ich o podżeganie do nietolerancji religijnej, rozbijanie rodzin, działalność antypaństwową oraz łamanie praw innych obywateli. Gdy te zarzuty nie zostały potwierdzone, w 1998 roku wniesiono przeciwko Świadkom pozew cywilny oparty na tych samych bezpodstawnych zarzutach.
Mniej więcej rok później Ministerstwo Sprawiedliwości ponownie zarejestrowało Centrum Administracyjne Świadków Jehowy w Rosji, stwierdzając, że ani Świadkowie Jehowy, ani ich literatura nie podżegają do nienawiści religijnej, rozbijania rodzin czy łamania praw człowieka. Mimo to prokuratura znów wniosła takie samo oskarżenie!
Niektórzy profesorowie religioznawstwa są świadomi, że Świadkowie Jehowy opierają swe wierzenia wyłącznie na Biblii. Profesor Nikołaj Gordijenko z Państwowego Uniwersytetu Pedagogicznego imienia Hercena w Petersburgu mówi: „Eksperci wysuwający zarzuty przeciwko naukom Świadków Jehowy nie zdają sobie sprawy z tego, że w gruncie rzeczy czynią zarzuty Biblii”.
Mimo to sąd w Moskwie wydał wyrok pozbawiający Świadków Jehowy w tym mieście osobowości prawnej. Nie powstrzymało ich to jednak przed wypełnianiem biblijnego nakazu głoszenia dobrej nowiny. Są przekonani, że moskwianie muszą podjąć świadomą decyzję co do wyznawanej religii i że odmówienie im tego prawa stanowiłoby naruszenie podstawowych wolności obywatelskich. Dlatego dalej będą przestrzegać Chrystusowego nakazu głoszenia i czynienia uczniów (Mat. 28:19, 20). Obecnie apelację od wyroku moskiewskiego sądu rozpatruje Europejski Trybunał Praw Człowieka.
We wrześniu 1998 roku, gdy rozpoczęła się pierwsza sprawa sądowa dotycząca delegalizacji społeczności Świadków Jehowy w Moskwie, w mieście tym działały 43 zbory. Osiem lat później było ich już 93! Jehowa obiecał swemu ludowi: „Żadna broń wykonana przeciwko tobie nie okaże się skuteczna” (Izaj. 54:17). W roku 2007 na moskiewskim stadionie na Łużnikach, gdzie przed laty odbyły się igrzyska olimpijskie, Świadkowie Jehowy zorganizowali zgromadzenie okręgowe. Przybyło na nie 29 040 osób, a 655 ochrzczono.
‛IMIĘ JEHOWY JEST WIELKIE’ TAKŻE W ROSJI
W Księdze Malachiasza 1:11 zapisano słowa Jehowy Boga: „Od wschodu słońca aż do jego zachodu moje imię będzie wielkie między narodami”. Z każdym wschodem słońca pojawia się kolejna możliwość znalezienia następnego szczerego mieszkańca tego rozległego kraju. Tylko w roku służbowym 2006 ochrzczono tu ponad 7000 osób. Stanowi to niezaprzeczalny dowód, że „Król królów”, Jezus Chrystus, wspiera swych poddanych w wykonywaniu tej działalności (Obj. 19:16; Mat. 24:14).
„Dzień Jehowy nadejdzie jak złodziej” — napisał apostoł Piotr (2 Piotra 3:10). Dopóki to nie nastąpi, słudzy Jehowy w Rosji są zdecydowani wyszukiwać odpowiednio usposobionych ludzi z każdego narodu, plemienia, języka i ludu.
[Przypisy]
a Obwód to jednostka podziału administracyjnego w Rosji.
b Kraj to obok obwodu i republiki jednostka podziału administracyjnego Federacji Rosyjskiej.
c Zobacz artykuł „Ałtajczycy — lud, który pokochaliśmy” w Przebudźcie się! z 22 czerwca 1999 roku.
[Napis na stronie 110]
„Gdybyśmy coś przeciw wam znaleźli, dowód przelania choćby jednej kropli krwi, wszystkich was byśmy wystrzelali”
[Napis na stronie 128]
„Jeśli was wypuścimy, przyłączy się do was wielu obywateli. Dlatego uważamy, że stanowicie wielkie zagrożenie dla państwa”
[Napis na stronie 219]
„Wasi ludzie są jak ptaki — szybko przechwytują kartony z literaturą i natychmiast z nią odlatują”
[Ramka i ilustracja na stronie 69]
Syberia
Z czym ci się kojarzy Syberia? Z dzikim, surowym pustkowiem i mroźnymi zimami? Z odludziem, na które władze rosyjskie i radzieckie zsyłały swych przeciwników? Takie skojarzenia są tylko częściowo trafne.
Syberia zajmuje ogromny obszar, większy niż Kanada, drugie co do wielkości państwo świata. Ma powierzchnię ponad 13 milionów kilometrów kwadratowych — rozciąga się od Uralu po Ocean Spokojny oraz od Mongolii i Chin po Ocean Arktyczny. Nie brakuje tu bogactw naturalnych — drewna, ropy naftowej i gazu ziemnego. Na Syberii można spotkać łańcuchy górskie, równiny, bagna, jeziora i wielkie rzeki.
Przez półtora wieku Syberia była więzieniem, obozem pracy i celem zsyłek. W latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku Stalin zesłał do pracy w tamtejszych łagrach miliony ludzi. W latach 1949 i 1951 na Syberię wywieziono około 9000 Świadków Jehowy z Mołdawii, republik bałtyckich i Ukrainy.
[Ramka i ilustracje na stronach 72, 73]
Wiadomości ogólne
Warunki naturalne
Rosja jest największym państwem świata — ze wschodu na zachód ma 7700 kilometrów, a z północy na południe 3000 kilometrów. Zajmuje powierzchnię 17 075 400 kilometrów kwadratowych i obejmuje 11 stref czasowych. Jej terytorium rozciąga się przez prawie połowę półkuli północnej. W Rosji jest najdłuższa rzeka Europy oraz najgłębsze jezioro świata.
Ludność
Jakieś 80 procent stanowią Rosjanie, ale jest też przeszło 70 innych grup etnicznych, liczących od kilku tysięcy do więcej niż miliona osób.
Język
Językiem urzędowym jest rosyjski, który znają praktycznie wszyscy mieszkańcy. Ponadto w użyciu jest przeszło 100 innych języków; niektórymi z nich posługuje się około miliona ludzi.
Gospodarka
Rosja jest jednym z największych na świecie dostawców ropy naftowej i gazu ziemnego. Inne ważne gałęzie gospodarki to przemysł, leśnictwo oraz górnictwo.
Kuchnia
Wiele rosyjskich potraw zawiera mięso, ryby, kapustę albo twaróg. Spożywa się je z ciemnym żytnim chlebem, ziemniakami i kaszą. Posiłki są bogate w tłuszcze i węglowodany, dostarczające energii niezbędnej do przetrwania długich, surowych zim. Typowe dania to na przykład kołduny podane w zupie albo polane kwaśną śmietaną oraz pierożki z kapustą, mięsem, serem lub ziemniakami. Do popularnych zup należą barszcz i kapuśniak.
Klimat
Lata są gorące, zimy zaś ciemne i mroźne. Wiosna i jesień są krótkie, przez co dominują pozostałe dwie pory roku.
(Mapy Rosji zamieszczono na stronach 116, 117 i 167)
[Ilustracje]
Kreml
Góra Elbrus, Kabardo-Bałkaria
Niedźwiedź brunatny, półwysep Kamczatka
[Ramka na stronach 92, 93]
Walka o serca i umysły
Władze radzieckie nie dążyły do eksterminacji Świadków Jehowy. Chciały siłą lub perswazją przekonać ich do swojej ideologii. W tym celu wykorzystywały Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (KGB). Oto niektóre metody, jakimi się on posługiwał.
Rewizje: Przeprowadzano je w domach Świadków nawet w nocy. Z powodu częstych przeszukań niektóre rodziny były zmuszone zmienić miejsce zamieszkania.
Inwigilacja: Instalowano podsłuchy w telefonach i domach braci oraz przechwytywano ich korespondencję.
Grzywny i przerywanie zebrań: W całym kraju lokalne władze starały się odkryć miejsca, gdzie bracia organizowali zebrania. Na wszystkich obecnych nakładano grzywnę. Jej wysokość nierzadko przekraczała połowę przeciętnych miesięcznych zarobków.
Przekupstwo i szantaż: W zamian za współpracę niektórym Świadkom KGB obiecywało mieszkania w centrum Moskwy i samochody. Często mówiono braciom, że w razie odmowy zostaną skazani na wieloletni pobyt w łagrach.
Propaganda: W filmach, telewizji i prasie przedstawiano Świadków Jehowy jako niebezpiecznych dla społeczeństwa. W więzieniach i obozach wygłaszano prelekcje i twierdzono, że Biblia to dla Świadków tylko przykrywka, pod którą prowadzą działalność polityczną. Propaganda przyczyniała się do dyskryminacji braci; nauczyciele stawiali dzieciom Świadków niższe oceny, a pracodawcy odmawiali braciom należnych im świadczeń pieniężnych lub urlopu.
Infiltracja: Agenci KGB, udając zainteresowanie orędziem Królestwa, studiowali Biblię, a nawet przyjmowali chrzest. Niektórzy otrzymali w organizacji odpowiedzialne zadania. Ich celem było powstrzymanie dzieła głoszenia poprzez wywoływanie wśród Świadków podziałów i atmosfery podejrzeń.
Zsyłka: Wielu Świadków Jehowy zsyłano do odległych rejonów kraju, gdzie musieli ciężko pracować na utrzymanie nawet 12 godzin dziennie. Zimą zmagali się z siarczystym mrozem, a latem z komarami i meszkami.
Konfiskata mienia i odbieranie dzieci: Konfiskowano dobytek, domy i ziemię. Niektórym rodzicom będącym Świadkami Jehowy odebrano dzieci.
Wyszydzanie i pobicia: Wielu Świadków, w tym kobiety, wyszydzano i obrażano. Zdarzały się okrutne pobicia.
Uwięzienie: Celem było zmuszenie Świadków do wyrzeczenia się wiary lub odseparowanie ich od współwyznawców.
Obozy pracy: W łagrach wielu Świadków doprowadzono do stanu skrajnego wyczerpania. Musieli na przykład wykopywać pnie olbrzymich drzew. Pracowali też w kopalniach węgla oraz przy budowie dróg i linii kolejowych. Odizolowani od rodzin, mieszkali w prymitywnych barakach.
[Ramka i ilustracja na stronach 96, 97]
Dwa razy skazano mnie na śmierć
PIOTR KRIWOKULSKI
URODZONY 1922 rok
CHRZEST 1956 rok
Z ŻYCIORYSU Przed poznaniem prawdy studiował w seminarium duchownym. W więzieniach i obozach spędził 22 lata. Zmarł w roku 1998.
W ROKU 1940 w ukraińskiej miejscowości, w której mieszkałem, zaczęli głosić polscy Świadkowie Jehowy. Odwiedził mnie Korniej, chrześcijański pomazaniec. Rozmawialiśmy o Bogu całą noc, aż w końcu się przekonałem, że to jest prawda.
W roku 1941 wojska niemieckie posuwały się coraz dalej, a armia radziecka opuściła nasze strony. Zapanowała anarchia. Ukraińscy nacjonaliści nalegali, bym się do nich przyłączył i walczył przeciwko Niemcom i Rosjanom. Gdy odmówiłem, pobili mnie do nieprzytomności i wyrzucili na ulicę. Jeszcze tej samej nocy wrócili i zabrali mnie na miejsce masowych egzekucji. Tam znów zapytali, czy będę służył narodowi ukraińskiemu. Odrzekłem głośno i wyraźnie: „Będę służył wyłącznie Jehowie Bogu!” Wobec tego skazali mnie na śmierć. Kiedy jeden żołnierz wydał rozkaz, by mnie rozstrzelano, inny chwycił za wycelowany karabin i krzyknął: „Nie strzelaj! On może się jeszcze przydać”. Rozwścieczony żołnierz zaczął mnie bić. Obiecał, że osobiście mnie zastrzeli za tydzień, ale kilka dni później sam zginął.
W marcu 1944 roku wojska radzieckie wróciły i żołnierze zebrali wszystkich mężczyzn, nie wyłączając mnie. Tym razem to Armia Czerwona potrzebowała mięsa armatniego. Na punkcie zbornym spotkałem Kornieja, brata, który zapoznał mnie z prawdą. Było tam również 70 innych Świadków. Staliśmy w osobnej grupie i nawzajem się pokrzepialiśmy. Podszedł do nas oficer i zapytał, czemu nie stoimy z pozostałymi. Korniej wyjaśnił, że jesteśmy chrześcijanami i nie weźmiemy broni do ręki. Żołnierze natychmiast go zabrali, mówiąc, że zostanie rozstrzelany. Nigdy już go nie ujrzeliśmy. Zaczęto nam grozić, że wszystkich nas rozstrzelają tak jak jego, i każdego z osobna pytano, czy wstąpi do wojska. Gdy odmówiłem, trzech żołnierzy i oficer zabrali mnie do lasu. Dowódca odczytał wyrok sądu polowego: „Za odmowę noszenia munduru i broni — śmierć przez rozstrzelanie”. Gorąco pomodliłem się do Jehowy i zacząłem się zastanawiać, czy On uzna mnie za swego sługę, ponieważ nie miałem sposobności się ochrzcić. Nagle usłyszałem komendę: „Rozstrzelać wroga!” Ale żołnierze wystrzelili w powietrze. Następnie oficer podszedł i zaczął mnie bić. Zostałem skazany na 10 lat więzienia. Trafiłem do łagru w obwodzie gorkowskim, w samym sercu Rosji.
W roku 1956 zostałem zwolniony, a potem ożeniłem się z Reginą, wierną służebnicą Jehowy. Sześć miesięcy po ślubie zostałem niespodziewanie aresztowany i na 10 lat pozbawiony wolności.
Gdy w końcu mnie wypuszczono, pewien urzędnik powiedział: „Na ziemi radzieckiej nie ma dla ciebie miejsca”. Ale się mylił. Jak dobrze jest wiedzieć, że ziemia należy do Jehowy i że to On decyduje, kto będzie na niej żyć wiecznie! (Ps. 37:18).
[Ramka i ilustracja na stronach 104, 105]
„Dziewczęta, czy są wśród was Świadkowie Jehowy?”
JEWGIENIA RYBAK
URODZONA 1928 rok
CHRZEST 1946 rok
Z ŻYCIORYSU Urodzona na Ukrainie, wywieziona na roboty do Niemiec, gdzie poznała prawdę. Obecnie dalej wiernie służy Jehowie w Rosji.
PEWNEJ niedzieli usłyszałam przez okno czyjś melodyjny śpiew. To byli Świadkowie Jehowy. Niedługo potem chodziłam już na ich zebrania. Nie mieściło mi się w głowie, że Niemcy prześladują własnych rodaków za wiarę. Moi ukraińscy przyjaciele, z którymi zostałam wywieziona na roboty do Rzeszy, znienawidzili mnie za kontakty z Niemcami. Któregoś razu jedna z dawnych przyjaciółek nawymyślała mi i uderzyła mnie w twarz. Inne zaczęły się śmiać.
Po wyzwoleniu w 1945 roku wróciłam na Ukrainę. Mój dziadek powiedział: „Twoja mama oszalała. Powyrzucała ikony i ma teraz jakiegoś innego Boga”. Kiedy zostałyśmy same, mama wyjęła Biblię i przeczytała mi z niej, że Bóg nienawidzi bałwochwalstwa. Następnie wyznała, że chodzi na zebrania Świadków Jehowy. Rzuciłam się jej na szyję i ze łzami w oczach cicho szepnęłam: „Kochana mamusiu, ja też jestem Świadkiem Jehowy!” Obie popłakałyśmy się z radości.
Mama była bardzo gorliwa. Ponieważ niemal wszyscy bracia trafili do obozów, powierzono jej rolę sługi grupy. Jej gorliwość udzieliła się również mnie.
W roku 1950 zostałam aresztowana za działalność religijną i skazana na 10 lat łagru. W grupie pięciu sióstr wywieziono mnie do miasta Usole Sybirskie. Od kwietnia 1951 roku pracowałyśmy przy budowie linii kolejowej. Po dwie nosiłyśmy na ramionach ciężkie podkłady. Własnymi rękami przeciągałyśmy i kładłyśmy dziesięciometrowe szyny, ważące po 320 kilogramów. Była to bardzo wyczerpująca praca. Pewnego razu, gdy padając ze zmęczenia, wracałyśmy do domu, w pobliżu zatrzymał się pociąg pełen więźniów. Jeden z nich wyjrzał z wagonu przez małe okno i zapytał: „Dziewczęta, czy są wśród was Świadkowie Jehowy?” Nasze zmęczenie minęło jak ręką odjął. Krzyknęłyśmy: „Jest nas tu pięć!” Okazało się, że ci więźniowie to nasi kochani bracia i siostry wywiezieni z Ukrainy. Pociąg miał postój, a oni z przejęciem opowiedzieli nam, co się z nimi działo i jak wyglądała wywózka. Potem dzieci recytowały nam wiersze napisane przez braci. Żołnierze nam nie przeszkadzali, więc mogliśmy się nacieszyć swoim towarzystwem.
Z Usola Sybirskiego zostałyśmy przeniesione do dużego obozu nieopodal Angarska. Przebywały tam 22 siostry. Były świetnie zorganizowane, miały nawet tereny cząstkowe. Bardzo nam pomogły zachować siły duchowe.
[Ramka i ilustracja na stronach 108, 109]
Kilka razy wysłano mnie do „piątego kąta”
NIKOŁAJ KALIBABA
URODZONY 1935 rok
CHRZEST 1957 rok
Z ŻYCIORYSU W roku 1949 zesłany do obwodu kurgańskiego na Syberii.
ODNOSILIŚMY wrażenie, że każdy Świadek Jehowy w Związku Radzieckim jest śledzony. Życie było trudne, ale Jehowa udzielał nam mądrości. W kwietniu 1959 roku zostałem aresztowany za działalność religijną. Nie chcąc zdradzić nikogo z braci, postanowiłem, że będę wszystkiemu zaprzeczał. Śledczy pokazywał mi zdjęcia braci i pytał o ich nazwiska. Powiedziałem, że nikogo nie rozpoznaję. Śledczy pokazał mi wtedy zdjęcie mojego rodzonego brata i zapytał: „Czy to twój brat?” „Nie jestem pewien” — odpowiedziałem. Słysząc to, śledczy pokazał mi moje zdjęcie i zapytał: „Czy to ty?” Ja na to: „Ten człowiek jest podobny do mnie, ale trudno mi powiedzieć, czy to ja”.
Na ponad dwa miesiące zostałem zamknięty w celi. Co rano wstawałem i dziękowałem Jehowie za Jego łaskę. Następnie przypominałem sobie jakiś werset biblijny i omawiałem go w duchu. Śpiewałem też pieśń, ale cicho, ponieważ śpiewanie w celi było zabronione. Potem rozważałem jakieś zagadnienie biblijne.
W łagrze, do którego mnie zesłano, przebywało wielu Świadków. Warunki były bardzo ciężkie, a nam zabroniono ze sobą rozmawiać. Braci często zamykano w karcerze, który nazywano „piątym kątem”. Trafiłem tam kilka razy. Zamknięci w karcerze dostawali dziennie tylko 200 gramów chleba. Spałem na desce pokrytej grubą blachą. Szyba w oknie była popękana i wszędzie latały komary. Za poduszkę służyły mi moje buty.
Każdy brat zazwyczaj wymyślał sobie jakąś skrytkę na literaturę. Ja postanowiłem ukryć ją w miotle, którą zamiatałem. W czasie rewizji nadzorca nawet nie pomyślał o tym, by zajrzeć do miotły, choć był bardzo skrupulatny. Literaturę chowaliśmy też w ścianach. Nauczyłem się ufać organizacji Jehowy. Jehowa wszystko widzi, wszystko wie i pomaga swym wiernym sługom. Mnie zawsze pomagał.
Jeszcze przed zesłaniem mojej rodziny w roku 1949 ojciec powiedział, że Jehowa jest w stanie tak pokierować sprawami, by ludzie usłyszeli prawdę nawet na dalekiej Syberii. Zastanawialiśmy się, czy to w ogóle możliwe. I oto same władze umożliwiły tysiącom szczerych mieszkańców Syberii poznanie prawdy.
Gdy w kraju nastąpiły zmiany, w roku 1989 bracia skorzystali z możliwości wyjazdu do Polski na zgromadzenie międzynarodowe. Były to niezapomniane dni. Po końcowej modlitwie długo staliśmy i klaskaliśmy. Cóż to było za uczucie! Przez lata przyzwyczailiśmy się do różnych trudów i problemów i rzadko zdarzało się nam mieć łzy w oczach. Ale kiedy żegnaliśmy się z kochanymi braćmi w Polsce, płakaliśmy jak bobry. Nikt nie mógł — i nie chciał — powstrzymać łez.
[Ramka i ilustracja na stronach 112, 113]
Wszystko czynimy dla dobrej nowiny
PIOTR PARCEJ
URODZONY 1926 rok
CHRZEST 1946 rok
Z ŻYCIORYSU Piotr po raz pierwszy spotkał Świadków Jehowy w roku 1943. Przeżył dwa hitlerowskie obozy koncentracyjne i łagier w Rosji. W czasie zakazu był nadzorcą obwodu.
PO ZAPOZNANIU SIĘ w Niemczech z podstawowymi naukami Biblii natychmiast zacząłem się nimi dzielić ze znajomymi i wielu z nich przyłączyło się do prawdziwego wielbienia. W roku 1943 pewien ksiądz doniósł na mnie do gestapo; zostałem aresztowany i oskarżony o wywrotową działalność wśród młodzieży. Wkrótce potem trafiłem do obozu zagłady na Majdanku. Ogromnie ceniłem sobie towarzystwo braci i sióstr. W obozie byliśmy jeszcze bardziej zdecydowani głosić. Wielu więźniów interesowało się prawdą, a my szukaliśmy sposobności, by dawać świadectwo o Królestwie Jehowy. Pewnego razu ukarano mnie 25 uderzeniami podwójnym biczem. Stałem i po każdym smagnięciu głośno mówiłem po niemiecku: Danke schön! („Dziękuję bardzo!”). Jeden z Niemców wykrzyknął: „Patrzcie, jaki twardy chłopak! Dostaje w skórę i jeszcze nam dziękuje!” Całe plecy miałem zakrwawione i posiniaczone.
Praca była ciężka, a my zupełnie opadliśmy z sił. Zmarłych palono w krematorium, czynnym dzień i noc. Byłem pewien, że wkrótce i ja tam trafię. Straciłem nadzieję, że wyjdę z obozu żywy. Ratunek przyszedł, gdy doznałem obrażeń. Wszystkich w miarę zdrowych dalej zmuszano do pracy, a resztę odesłano do innych obozów. Dwa tygodnie później zostałem wywieziony do Ravensbrück.
Pod koniec wojny w obozie krążyły pogłoski, że Niemcy nas wszystkich wystrzelają. Potem dowiedzieliśmy się, że strażnicy uciekli. Gdy więźniowie zorientowali się, że są już wolni, rozproszyli się. Ja dotarłem do Austrii, gdzie zachęcano mnie, bym wstąpił do wojska. Zdecydowanie odmówiłem, wyjaśniając, że za swe przekonania religijne byłem w dwóch obozach koncentracyjnych. Pozwolono mi wrócić na Ukrainę, która znalazła się w granicach Związku Radzieckiego. W roku 1949 ożeniłem się z Jekateriną, która jest moją wierną towarzyszką. W roku 1958 zostałem aresztowany i zesłany do obozu w Republice Mordwińskiej.
Po odzyskaniu wolności brałem udział w produkcji literatury. Pewnego razu w 1986 roku przez całą noc pracowaliśmy, by wydrukować 1200 stron. Układaliśmy je na podłodze, na łóżkach, wszędzie, gdzie było miejsce. Nagle zjawił się agent KGB, mówiąc, że chce „tylko porozmawiać”. Jekaterina zapytała, gdzie chciałby porozmawiać — nie pomyślała, że mógłby chcieć wejść do środka. Na szczęście wolał rozmawiać w kuchni, która znajdowała się na zewnątrz domu. Gdyby wszedł do środka, na pewno zostalibyśmy aresztowani.
Po dziś dzień staramy się żyć zgodnie z naszym oddaniem i czynić wszystko dla dobrej nowiny. Sześcioro naszych dzieci, 23 wnucząt i dwoje prawnucząt wiernie służy Jehowie, a my jesteśmy Mu niezmiernie wdzięczni za to, że chodzą w prawdzie.
[Ramka na stronie 122]
Karcer
W radzieckim systemie represji standardową karą za takie wykroczenia jak odmowa oddania literatury religijnej było wtrącenie do karceru. Więźniowie dostawali znoszone bawełniane drelichy i byli zamykani w celach.
Wyobraź sobie typowy karcer: była to mała (około trzech metrów kwadratowych powierzchni), ciemna, wilgotna i brudna cela, w której panował dokuczliwy chłód, zwłaszcza zimą. Betonowe ściany miały chropowatą fakturę. W metrowej grubości murze było małe okienko. Szyby zazwyczaj były powybijane. Lampka elektryczna dawała nikłe światło, bo znajdowała się w niszy w ścianie i była zasłonięta kawałkiem blachy z małymi otworami. Oprócz betonowej podłogi jedynym miejscem, na którym można było usiąść, był wąski, przypominający ławę występ w ścianie. Ale nie dało się na nim długo wytrzymać. Mięśnie nóg i pleców szybko się męczyły i zaczynały boleć, a szorstka ściana wrzynała się w plecy.
Nocą strażnicy wpychali do celi płytką drewnianą skrzynię do spania, wzmocnioną metalowymi obręczami. Można się było w niej położyć, ale ziąb i tak nie pozwalał zasnąć. Nie dawali żadnego koca. W karcerze więźniowie zazwyczaj dostawali 300 gramów chleba raz dziennie oraz wodnistą zupę raz na trzy dni.
Latryna, a w zasadzie rura w podłodze, straszliwie cuchnęła. W niektórych celach były wentylatory, które nawiewały fetor z rur kanalizacyjnych. Nadzorcy czasem je włączali, by dodatkowo pognębić lub ukarać więźniów.
[Ramka i ilustracja na stronach 124, 125]
Obóz numer 1 w Mordwie
W latach 1959-1966 w obozie tym, mieszczącym 600 więźniów, przetrzymywano setki braci. Zdarzyło się, że w jednym czasie przebywało ich tam ponad 450. Był to jeden z 19 obozów pracy przymusowej w Republice Mordwińskiej (Mordwie). Otaczało go trzymetrowe ogrodzenie z drutu kolczastego pod napięciem. Za tym płotem było jeszcze 13 innych ogrodzeń z drutu kolczastego. Ziemia wokół obozu była zawsze świeżo bronowana, by dało się zobaczyć ślady ewentualnych uciekinierów.
Władze chciały całkowicie odizolować Świadków od świata zewnętrznego i w ten sposób ujarzmić ich fizycznie i psychicznie. Mimo to braciom udało się zorganizować w obozie życie teokratyczne.
Obóz stał się obwodem z własnym nadzorcą obwodu. Były tu cztery zbory, a w nich ogółem 28 grup studium książki. Aby wszyscy mogli zachować siły duchowe, bracia postanowili urządzać siedem zebrań w tygodniu. Na początku mieli tylko jedną Biblię, ustalono więc grafik czytania jej w każdym zborze. Gdy tylko nadarzyła się okazja, bracia zaczęli przepisywać Biblię. Poszczególne księgi wpisywali do oddzielnych zeszytów, a oryginał starannie ukryli w bezpiecznym schowku. Dzięki tym staraniom mogli trzymać się programu czytania Biblii. Organizowali także studium Strażnicy. Siostry odwiedzające uwięzionych mężów przywoziły do obozu miniaturowe kopie czasopism, ukrywając je w ustach, obcasach butów lub wplatając je we włosy. Za przepisywanie literatury wielu braci wtrącono do karceru — na jeden do 15 dni.
Karcer był odosobnionym miejscem. Strażnicy pilnowali, by umieszczony tam Świadek nie miał nic do czytania. Ale inni bracia wymyślali sposoby, by przemycać tam pokarm duchowy. Na przykład jeden z braci wspinał się na dach budynku, z którego było widać plac, gdzie spacerowali więźniowie karceru. Miał przy sobie małe karteczki z tekstami biblijnymi, zwinięte w kulki o średnicy centymetra. Taką papierową kulkę wkładał do długiej rurki i wydmuchiwał ją w kierunku brata spacerującego poniżej. Ten udawał, że wiąże sznurowadła, schylał się i podnosił duchowy pokarm, nie wzbudzając podejrzeń.
Na śniadanie i kolację więźniowie dostawali kleik z niewielką ilością oleju z nasion bawełny. Na obiad podawano wodnisty barszcz lub inną zupę i proste drugie danie. Chleb przeznaczony dla więźniów smakował jak filc, z którego robi się buty! Iwan Mikitkow wspomina: „W tym obozie siedziałem siedem lat i prawie zawsze bolały nas brzuchy”.
Bracia zachowali silną wiarę. Izolacja nie mogła zachwiać przekonań lojalnych sług Bożych, którzy niezmiennie przejawiali wiarę i okazywali miłość do Boga i bliźnich (Mat. 22:37-39).
[Ramka i ilustracja na stronach 131, 132]
„Czemu płaczesz?”
POLINA GUTSZMIDT
URODZONA 1922 rok
CHRZEST 1962 rok
Z ŻYCIORYSU Żona Wiktora Gutszmidta. Przebywając w więzieniu, zauważyła życzliwość Świadków Jehowy.
WIERZYŁAM w ideały komunistyczne i lojalnie ich broniłam. Mimo to w maju 1944 roku zostałam aresztowana i zesłana do obozu pracy w Workucie. Przez trzy lata nikt mi nie wyjaśnił przyczyny uwięzienia. Na początku sądziłam, że to jakaś pomyłka, i czekałam, aż mnie wypuszczą. Zamiast tego zostałam skazana na 10 lat łagru za rzekome wypowiedzi antyradzieckie.
Ponieważ miałam pewne doświadczenie w sprawach medycznych, przez kilka pierwszych lat pracowałam w szpitalu obozowym. W roku 1949 przeniesiono mnie do obozu dla więźniów politycznych w mieście Inta. Był to obóz o zaostrzonym rygorze. Wielu osadzonych było zdemoralizowanych. Panowała atmosfera niechęci, arogancji, apatii i rozpaczy. Sytuację pogarszały plotki, jakoby wkrótce wszyscy osadzeni mieli zostać rozstrzelani lub skazani na dożywocie. Nic dziwnego, że niektórzy więźniowie postradali zmysły. Nikt nikomu nie ufał, bo wszędzie roiło się od donosicieli. Ludzie zamykali się w sobie i próbowali się przystosować do istniejących warunków. Na każdym kroku widać było egoizm i chciwość.
Jednakże grupa około 40 więźniarek wyraźnie odróżniała się od reszty. Wszystkie zawsze trzymały się razem, wyglądały zaskakująco ładnie, schludnie, były życzliwe i przyjazne. Przeważały wśród nich młodsze kobiety, było nawet kilka małych dziewczynek. Dowiedziałam się, że więźniarki te są Świadkami Jehowy. Inni skazani traktowali je różnie. Jedni odnosili się do nich ze złośliwością i wrogością, drudzy natomiast je podziwiali — zwłaszcza za miłość, jaką sobie okazywały. Na przykład gdy któraś z nich chorowała, pozostałe na zmianę czuwały przy jej łóżku. Takie zachowanie było w obozie czymś niezmiernie rzadkim.
Dziwiłam się, że choć te kobiety pochodzą z wielu narodowości, mają dla siebie tyle przyjaznych uczuć. W tym czasie straciłam już resztki chęci do życia. Pewnego razu, gdy czułam się szczególnie przygnębiona, usiadłam i rozpłakałam się. Jedna z dziewcząt podeszła wtedy do mnie i zapytała: „Polina, czemu płaczesz?”
„Nie chcę już żyć” — wyznałam.
Dziewczyna ta, Lidia Nikulina, zaczęła mnie pocieszać. Wyjaśniła mi, na czym polega sens życia i jak Bóg rozwiąże wszystkie problemy ludzkości; wytłumaczyła mi też wiele innych rzeczy. W lipcu 1954 roku wyszłam na wolność. Dzięki Świadkom Jehowy dużo już wtedy wiedziałam i z radością sama się do nich przyłączyłam.
[Ramka i ilustracja na stronach 140, 141]
Inżynier wojskowy zostaje głosicielem dobrej nowiny
WŁADIMIR NIKOŁAJEWSKI
URODZONY 1907 rok
CHRZEST 1955 rok
Z ŻYCIORYSU Był 256 razy przenoszony do różnych więzień i obozów. Zmarł w roku 1999.
W ROKU 1932 ukończyłem studia w Moskiewskim Instytucie Łączności. Do roku 1941 pracowałem jako inżynier i główny projektant w pewnym moskiewskim instytucie naukowym. Osobiście zaprojektowałem specjalne urządzenia wykorzystywane na okrętach wojennych. W czasie wojny pozbawiono mnie wolności, a w końcu zesłano do obozu niedaleko Kengiru w środkowym Kazachstanie.
Moją uwagę przykuła tam grupa Świadków Jehowy. Różnili się od pozostałych więźniów. W trzech oddziałach łagru było ich około 80, na ogólną liczbę 14 000 uwięzionych. Kontrast między Świadkami a resztą łagierników stał się szczególnie widoczny podczas powstania, które wybuchło w roku 1954. Świadkowie Jehowy nie brali w nim udziału i nawet nie chcieli się do niego przygotowywać. Zachowali zadziwiający spokój i próbowali wyjaśniać innym swoje stanowisko. Byłem pod wrażeniem ich postawy i zapytałem, w co wierzą. Jakiś czas później oddałem swe życie Jehowie. W obozie wiara Świadków podlegała wypróbowaniu, zwłaszcza gdy wojsko z czołgami przybyło zdusić rebelię.
Pewnego razu dowiedziałem się, że z Moskwy przyjechało dwóch generałów, by się ze mną spotkać. Jeden z nich powiedział: „Władimir, wystarczy już tego. Jesteś konstruktorem i inżynierem wojskowym. Kraj cię potrzebuje. Chcemy, żebyś wrócił do swej pracy. Chyba nie podoba ci się pobyt z tymi niewykształconymi ludźmi?”
„Nie mam się czym przechwalać” — odpowiedziałem. „Wszystkie ludzkie zdolności pochodzą od Boga. Ci, którzy są Mu posłuszni, będą się cieszyć życiem w Tysiącletnim Królestwie Chrystusa — osiągną wtedy doskonałość i będą wykształceni w pełnym tego słowa znaczeniu”.
Cieszyłem się, że mogłem porozmawiać o prawdzie z tymi dwoma generałami. Kilka razy namawiali mnie, bym wrócił do dawnej pracy. Poprosiłem ich, żeby mnie więcej nie nachodzili i zostawili w obozie z duchowymi braćmi, których bardzo kocham.
W roku 1955 mój wyrok anulowano. Znalazłem zatrudnienie w pracowni projektowej, która nie miała nic wspólnego z wojskiem. Dzięki ofiarnemu sianiu ziaren prawdy zapoczątkowałem studium biblijne z pewnym inżynierem. Wkrótce potem wraz z całą rodziną został on Świadkiem Jehowy i gorliwym głosicielem. Ale KGB było czujne i podczas rewizji znalazło w moim domu literaturę biblijną. Sąd skazał mnie na 25 lat pozbawienia wolności; zostałem zesłany do obozu pracy w Krasnojarsku na Syberii. Wiele razy mnie przenoszono. Policzyłem, że w ciągu całego życia zmieniałem miejsce uwięzienia 256 razy.
[Ramka i ilustracja na stronach 147, 148]
Potrzebowaliśmy dużych waliz
NADIEŻDA JAROSZ
URODZONA 1926 rok
CHRZEST 1957 rok
Z ŻYCIORYSU Z prawdą biblijną zetknęła się w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück. Po powrocie do Związku Radzieckiego przez wiele lat przewoziła literaturę jako kurier. Obecnie mieszka na Kaukazie.
GDY w 1943 roku znalazłam się w obozie koncentracyjnym, zupełnie straciłam chęć do życia. Apatia nie opuszczała mnie aż do chwili spotkania Świadków Jehowy. Jakże się cieszyłam, wracając na Ukrainę z niezłomną nadzieją na życie wieczne na rajskiej ziemi! Aby umacniać swą wiarę, zaczęłam korespondować z duchowymi siostrami. Ale KGB przechwytywało moje listy i wkrótce zostałam skazana na 15 lat obozu.
W listopadzie 1947 roku wysłano mnie do łagru na Kołymie, gdzie odbyłam tę karę, zupełnie odcięta od Świadków. Ale z pomocą Jehowy głosiłam dobrą nowinę. Jewdokija, jedna ze współwięźniarek, zainteresowała się Biblią. Zaprzyjaźniłyśmy się i wspierałyśmy nawzajem duchowo i emocjonalnie. Miałam ograniczoną wiedzę biblijną, ale wystarczyło mi to, by zachować lojalność wobec Jehowy.
Na początku roku 1957, rok po odzyskaniu wolności, przeniosłam się do Sujetichy w obwodzie irkuckim. Bracia przyjęli mnie serdecznie i gościnnie. Pomogli mi znaleźć pracę i mieszkanie. Ale najbardziej się cieszyłam z tego, że poprosili mnie o pomoc w działalności teokratycznej. Zostałam ochrzczona w dużej wannie i już mogłam wziąć na siebie zadania w organizacji Jehowy. Powierzono mi między innymi dostarczanie literatury biblijnej i korespondencji.
Literaturę trzeba było rozwozić po całej Syberii, środkowej Rosji i zachodniej Ukrainie. Wszystko należało wcześniej drobiazgowo zaplanować. Aby przewozić literaturę do zachodniej Ukrainy, potrzebowaliśmy dużych waliz. Pewnego razu na Dworcu Jarosławskim w Moskwie zepsuł się zamek jednej z nich i zawartość wysypała się na ziemię. Zachowując spokój, niezbyt śpiesznie zbierałam literaturę i cały czas się modliłam. Udało mi się jakoś zamknąć walizę i szybko opuściłam stację. Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
Kiedyś wiozłam dwie walizy literatury z Ukrainy na Syberię, przez Moskwę. Jedną umieściłam w przedziale pod dolnym łóżkiem. Zaraz potem do przedziału weszło dwóch mężczyzn — agentów KGB. Rozmawiali między innymi o Świadkach, którzy „rozpowszechniają literaturę i zajmują się antyradziecką agitacją”. Starałam się zachować spokój, by nie wzbudzić podejrzeń. Siedzieli przecież na naszej literaturze!
Dostarczając publikacje biblijne i wypełniając inne zadania, zawsze byłam przygotowana na to, że mogę zostać aresztowana. Wiele różnych przeżyć nauczyło mnie polegać we wszystkim na Jehowie.
[Ramka i ilustracja na stronach 158, 159]
„Wasi ludzie są zupełnie inni”
ZINAIDA KOZYRIEWA
URODZONA 1919 rok
CHRZEST 1958 rok
Z ŻYCIORYSU Wiele lat spędziła w różnych łagrach. Zmarła w 2002 roku.
OD WCZESNEGO dzieciństwa pragnęłam służyć Bogu. W roku 1942 moja przyjaciółka zaprowadziła mnie do cerkwi, bym — jak to ujęła — „nie skończyła w piekle”. Jednak kiedy pop usłyszał, że jestem Osetyjką, nie chciał mnie ochrzcić. Zaraz potem zmienił zdanie — gdy przyjaciółka wręczyła mu pieniądze, przeprowadził ceremonię. Szukając prawdy, spotykałam się z adwentystami, zielonoświątkowcami i baptystami. Z tego powodu władze skazały mnie na prace przymusowe. W łagrze zetknęłam się ze Świadkami Jehowy i szybko rozpoznałam, że nauczają prawdy. Gdy w roku 1952 zostałam zwolniona, wróciłam do domu i zaczęłam rozgłaszać dobrą nowinę.
O świcie pewnego grudniowego dnia 1958 roku usłyszałam walenie do drzwi. Do domu wpadli żołnierze — dwóch pilnowało mnie w kącie, a reszta dokonywała rewizji. Mój ojciec, wyrwany ze snu, bał się o rodzinę, zwłaszcza o synów. Rodzice mieli pięciu synów, a ja byłam jedyną córką. Gdy ojciec zobaczył, jak żołnierze przeszukują wszystkie pokoje i strych, zrozumiał, że musi to mieć coś wspólnego z moją religią. Chwycił karabin i krzyknął: „Ty amerykański szpiegu!” Chciał mnie zastrzelić, ale żołnierze wyrwali mu broń. Wprost nie do wiary, że mój własny ojciec mógłby się do tego posunąć. Po rewizji wsadzono mnie do zakrytej ciężarówki, cieszyłam się jednak, że żyję. Za działalność religijną zostałam skazana na 10 lat więzienia.
W grudniu 1965 roku zwolniono mnie przedterminowo. Rodzice ucieszyli się na mój widok, lecz ojciec nie chciał, bym z nimi zamieszkała. Co ciekawe, funkcjonariusze KGB zmusili go, by mnie u siebie zameldował, i pomogli mi nawet znaleźć pracę. Ojciec dalej wrogo się do mnie odnosił, ale po jakimś czasie jego nastawienie zaczęło się zmieniać. Obserwował siostry i braci, którzy mnie odwiedzali. Moi rodzeni bracia nie pracowali, upijali się i bywali agresywni. Pewnego razu ojciec powiedział: „Widzę, że wasi ludzie są zupełnie inni, niż mi się wydawało. Chcę ci dać pokój, żebyście mieli gdzie urządzać wasze zebrania”. Nie mogłam w to uwierzyć! Ojciec odstąpił mi duży pokój i zapewnił: „Nie obawiaj się. Jak będzie tu zebranie, ja stanę na straży. Nikt obcy nie wejdzie”. I faktycznie nikt nam nie przeszkadzał, bo wszyscy znali jego zdecydowany charakter.
Chrześcijańskie zebrania odbywały się więc pod naszym dachem pod ochroną Jehowy i mojego ojca. Przychodziło na nie do 30 osób — tylu było wówczas Świadków w Osetii. Robiło mi się ciepło na sercu, gdy spoglądałam przez okno i widziałam rodziców siedzących przy ulicy i strzegących nas. Teraz w Osetii działa około 2600 gorliwych głosicieli Królestwa Jehowy (Izaj. 60:22).
[Ramka i ilustracja na stronach 162, 163]
Byłem ostatnim Świadkiem w obozie
KONSTANTIN SKRIPCZUK
URODZONY 1922 rok
CHRZEST 1956 rok
Z ŻYCIORYSU W roku 1953 poznał prawdę w obozie pracy i trzy lata później został tam ochrzczony. W miejscach odosobnienia spędził jako Świadek Jehowy bez przerwy 25 lat. Zmarł w roku 2003.
NA POCZĄTKU 1953 roku w celi więziennej poznałem człowieka o imieniu Wasilij. Powiedział, że trafił tam za wiarę w Boga. Nie mieściło mi się w głowie, że ktoś mógł zostać uwięziony za swe wierzenia. Tak bardzo mnie to nurtowało, że nie mogłem spać. Następnego dnia Wasilij mi to wyjaśnił. Stopniowo nabrałem przekonania, że Biblia jest Księgą od Boga.
W 1956 roku przyjąłem chrzest. Pod koniec tego roku nadzorcy obozowi znaleźli u mnie podczas rewizji sporo publikacji biblijnych. Śledztwo ciągnęło się prawie rok, a w roku 1958 sąd skazał mnie na 23 lata pozbawienia wolności za działalność religijną. Miałem już wtedy za sobą pięć i pół roku pobytu w łagrach. W sumie więc nie zakosztowałem wolności przez 28 lat i sześć miesięcy.
W kwietniu 1962 roku sąd uznał mnie za „szczególnie niebezpiecznego przestępcę” i przeniósł do łagru o zaostrzonym rygorze, gdzie spędziłem 11 lat. Obóz ten był pod wieloma względami „specjalny”. Na dzienną rację żywnościową dla więźnia przeznaczano 11 kopiejek, a za taką sumę nie można było wówczas kupić nawet bochenka chleba. Przy wzroście 192 centymetrów ważyłem zaledwie 59 kilogramów. Moja skóra wysychała, łuszczyła się i odpadała płatami.
Ponieważ byłem dobrym robotnikiem budowlanym, często kierowano mnie do napraw w domach urzędników. Nikt się mnie nie obawiał, a domownicy nie chowali nawet cennych rzeczy. Gdy żona jednego z urzędników dowiedziała się, że będę pracował w ich domu, postanowiła nie odprowadzać swego sześcioletniego synka do przedszkola. To dopiero była sytuacja: „szczególnie niebezpieczny przestępca” spędził cały dzień w mieszkaniu sam na sam z sześciolatkiem! Najwyraźniej nikt nie wierzył, że jestem przestępcą, i to „szczególnie niebezpiecznym”.
Braci przebywających w obozie stopniowo pozwalniano. W 1974 roku byłem w nim już jedynym Świadkiem. Spędziłem tam jeszcze siedem lat; na wolność wyszedłem w sierpniu 1981 roku. Jehowa bez przerwy wspierał mnie duchowo. W jaki sposób? Przez te ostatnie lata otrzymywałem Strażnicę w listach. Pewien brat regularnie przysyłał mi w nich odręcznie przepisane artykuły z nowych wydań. Cenzor obozowy za każdym razem przynosił mi te listy otwarte. Obaj wiedzieliśmy, co zawierają. Do dziś nie wiem, co go skłoniło do podjęcia takiego ryzyka, ale cieszę się, że pełnił tę funkcję całe siedem lat. Szczególnie jednak jestem wdzięczny Jehowie. Przez wszystkie te lata nauczyłem się Mu ufać i czułem Jego wsparcie (1 Piotra 5:7).
[Ramka i ilustracja na stronach 168, 169]
Po wojnie wróciłem do Rosji
ALEKSIEJ NIEPOCZATOW
URODZONY 1921 rok
CHRZEST 1956 rok
Z ŻYCIORYSU Prawdę poznał w 1943 roku w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie. W ZSRR spędził w różnych więzieniach i łagrach ogółem 19 lat. Ponad 30 lat, głównie w czasie zakazu, był pionierem stałym.
W WIEKU 20 lat Aleksiej trafił do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Potem został przeniesiony do obozu w Buchenwaldzie, gdzie poznał prawdę biblijną. Krótko przed wyzwoleniem usłyszał od dwóch namaszczonych duchem Świadków: „Aleksiej, dobrze by było, gdybyś po wojnie wrócił do Rosji. To ogromny kraj, w którym bardzo brakuje żniwiarzy. Sytuacja jest tam ciężka, bądź więc przygotowany na wszelkie próby. Będziemy się modlić za ciebie i za tych, którzy będą cię słuchać”.
Wojska brytyjskie wyzwoliły obóz w 1945 roku. Aleksiej wrócił do Rosji i po niedługim czasie został tam skazany na 10 lat więzienia za odmowę udziału w wyborach. Opowiada: „Na początku byłem jedynym Świadkiem w więzieniu. Prosiłem Jehowę o kierownictwo w wyszukiwaniu owiec i wkrótce potem było nas już 13! Przez cały ten czas nie mieliśmy literatury biblijnej. Wersety biblijne przepisywaliśmy z książek wypożyczanych z więziennej biblioteki”.
Aleksiej odsiedział 10-letni wyrok. Po wyjściu na wolność pojechał w okolice, gdzie sporo ludzi wierzyło w Jezusa. Mówi: „Tamtejsi mieszkańcy byli wygłodniali duchowo. Przychodzili do mnie dniem i nocą, przyprowadzali nawet dzieci. Wszystko, co słyszeli, sprawdzali w Biblii”.
W ciągu kilku lat Aleksiej pomógł przeszło 70 osobom zostać ochrzczonymi sługami Bożymi. Była wśród nich Maria, jego późniejsza żona. Aleksiej wspomina: „Poszukiwało mnie KGB. Zostałem aresztowany i skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Potem aresztowali Marię. Przed procesem trzymali ją siedem miesięcy w izolatce. Śledczy powiedział jej, że jeśli wyrzeknie się Jehowy, natychmiast odzyska wolność. Maria się na to nie zgodziła. Sąd skazał ją na siedmioletni pobyt w obozie pracy. Naszą małą córeczkę wzięła do siebie pewna siostra”.
Aleksiej i Maria zostali zwolnieni przed odbyciem całego wyroku. Przenieśli się do obwodu twerskiego. Tamtejsze władze i mieszkańcy bardzo się im sprzeciwiali, a jeden sąsiad podłożył nawet ogień pod ich dom. W następnych latach musieli się często przeprowadzać, ale w każdym nowym miejscu pozyskiwali uczniów.
Dalej Aleksiej mówi: „Gdy byliśmy uwięzieni, nie mogliśmy czytać Słowa Bożego. Dlatego potem postanowiliśmy czytać je codziennie. Razem z Marią przeczytaliśmy już Biblię ponad 40 razy. To właśnie Słowo Boże dodawało nam sił i zapału do służby”.
Aleksiej spędził 4 lata w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, a 19 lat w radzieckich więzieniach i łagrach. W czasie 30 lat służby pionierskiej razem z żoną pomógł dziesiątkom osób poznać i pokochać Jehowę.
[Ramka i ilustracja na stronach 177, 178]
Żołnierz miał rację
REGINA KUKUSZKINA
URODZONA 1914 rok
CHRZEST 1947 rok
Z ŻYCIORYSU Wytrwale głosiła dobrą nowinę, mimo że kilka lat nie miała kontaktu ze zborem.
W ROKU 1947 porozmawiałam na rynku z kobietą będącą Świadkiem Jehowy. Tego samego dnia wieczorem odwiedziłam ją w domu i przez kilka godzin kontynuowałyśmy rozmowę. Od razu postanowiłam, że tak jak ona będę gorliwie służyć Jehowie! Powiedziałam jej: „Jeśli ty głosisz, to ja też będę”.
W 1949 roku zostałam aresztowana we Lwowie za głoszenie i oddzielona od męża i naszych dwóch córeczek. Tak zwana trójka (kolegium sądownicze w ZSRR złożone z trojga sędziów) skazała mnie na śmierć przez rozstrzelanie. Odczytując wyrok, sędzia powiedziała: „Ponieważ oskarżona ma dwoje dzieci, sąd postanawia zamienić karę śmierci na 25 lat pozbawienia wolności”.
Trafiłam do celi, w której byli sami mężczyźni. Wiedzieli już, że jestem Świadkiem Jehowy. Gdy usłyszeli, iż dostałam 25 lat, nie mogli się nadziwić, że zachowuję taki spokój. Kiedy wyprowadzano mnie z więzienia, młody żołnierz podał mi paczkę z żywnością i ciepłym tonem powiedział: „Nie bój się, wszystko będzie dobrze”.
Do roku 1953 odbywałam karę w obozie na północy Rosji. Było tam wiele sióstr z różnych republik radzieckich. Kochałyśmy się jak rodzina.
Swym postępowaniem starałyśmy się dawać innym dobre świadectwo, mając nadzieję, że w ten sposób pobudzimy ich do służenia Bogu. Musiałyśmy pracować długo i ciężko. Z łagru zostałam zwolniona przed odbyciem całego wyroku, ale znalazłam się w innej izolacji — przeszło pięć lat nie miałam żadnego kontaktu ze zborem. To było gorsze niż uwięzienie. Mimo to zawsze czułam wsparcie i niezmienną miłość Jehowy. Bardzo często czytałam Biblię i rozmyślałam nad jej treścią, a to dodawało mi sił duchowych.
Jehowa w niezwykły sposób pomógł mi odnaleźć braci. W gazecie Sowieckaja Rossija natknęłam się na negatywny artykuł o naszych braciach z Osetii, na południowym zachodzie Rosji. Napisano w nim, że działalność Świadków Jehowy jest wymierzona przeciw społeczeństwu ZSRR. Artykuł zawierał nazwiska i adresy braci i sióstr. Nie posiadałam się ze szczęścia! Napisałam do nich w liście, że chciałabym się z nimi spotkać. Bracia udzielili mi wielkiego wsparcia i powiedzieli, że to Jehowa pozwolił, by ten artykuł się ukazał, dzięki czemu mogłam odnaleźć Jego sług.
Obecnie mam ponad 90 lat. Żołnierz, o którym wspomniałam, miał rację. Mimo trudności, jakie zniosłam, mogę powiedzieć, że wszystko było dobrze.
[Ramka i ilustracja na stronach 188, 189]
Staraliśmy się jak najlepiej ‛umacniać swe paliki namiotowe’
DMITRIJ LIWYJ
URODZONY 1921 rok
CHRZEST 1943 rok
Z ŻYCIORYSU Przeszło 20 lat był członkiem Komitetu Kraju, a obecnie usługuje jako starszy w zborze na Syberii.
BYŁO to w 1944 roku, sześć miesięcy przed końcem II wojny światowej. Z powodu chrześcijańskiej neutralności stanąłem w sali sądowej przed sędzią wojskowym. Zostałem skazany na śmierć przez rozstrzelanie, ale ostatecznie wyrok ten zamieniono na dziesięć lat pobytu w obozach pracy.
W styczniu 1945 roku trafiłem do łagru w mieście Peczora w Republice Komi. Wśród setek więźniów znajdowało się dziesięciu naszych braci. Niestety, mój jedyny egzemplarz Strażnicy skonfiskowano i w ogóle nie mieliśmy pokarmu duchowego. Byłem tak wyczerpany fizycznie, że nie mogłem pracować. Gdy się myliśmy w łaźni, brat powiedział mi, że wyglądam jak kościotrup. Rzeczywiście, wyglądałem tak strasznie, że zabrano mnie do obozu medycznego w Workucie.
Jakiś czas później mój stan zdrowia poprawił się na tyle, że wysłano mnie do pracy w kopalni piasku. Po miesiącu znowu wyglądałem jak kościotrup. Lekarz myślał, że wymieniam jedzenie na tytoń, ale wyjaśniłem mu, że jestem Świadkiem Jehowy i nie palę. W tym łagrze spędziłem ponad dwa lata. Chociaż byłem tam jedynym Świadkiem, zawsze udawało mi się znaleźć kogoś chętnego do rozmowy o prawdzie, a niektórzy pozytywnie zareagowali na dobrą nowinę.
Pewnego razu krewni przesłali mi przepisany ręcznie egzemplarz Strażnicy. Jak to możliwe, że nadzorcy go nie znaleźli, choć skrupulatnie przeszukiwali każdą paczkę? Kartki zostały podwójnie złożone i wetknięte do puszki z podwójnym dnem, którą wypełniono tłuszczem. Nadzorca przekłuł puszkę, ale nie znalazł niczego podejrzanego, więc przesyłka trafiła do mnie. To źródło „wody żywej” bardzo mnie pokrzepiło (Jana 4:10).
W październiku 1949 roku zostałem przedterminowo wypuszczony, a w listopadzie wróciłem do domu na Ukrainie. Słyszeliśmy, że kilku braci pojechało do Moskwy starać się o rejestrację, ale władze najwyraźniej nie były gotowe zalegalizować działalności Świadków Jehowy w Związku Radzieckim.
Nocą 8 kwietnia 1951 roku załadowano nas razem z innymi rodzinami Świadków do wagonów kolejowych i wywieziono na Syberię. Dwa tygodnie później znaleźliśmy się w wiosce Chazan w obwodzie irkuckim.
Wielkie znaczenie miały dla nas słowa z Izajasza 54:2: „Wydłuż swe linki namiotowe i umocnij swe paliki”. Czuliśmy, że bierzemy udział w spełnianiu tego proroctwa. Któż z nas z własnej woli przeniósłby się na Syberię? Pomyślałem, że musimy jak najlepiej ‛umocnić swe paliki namiotowe’. Dlatego mieszkam na Syberii już ponad 55 lat.
[Ramka i ilustracja na stronach 191, 192]
Nigdy nie miałam własnego domu
WALENTYNA GARNOWSKA
URODZONA 1924 rok
CHRZEST 1967 rok
Z ŻYCIORYSU W więzieniach i łagrach spędziła 21 lat, z czego 18 lat jeszcze przed chrztem. Pomogła poznać prawdę 44 osobom. Zmarła w 2001 roku.
RAZEM z matką mieszkałyśmy w zachodniej Białorusi. Ze Świadkami Jehowy zetknęłam się w lutym 1945 roku. Do naszego domu trzy razy przyszedł pewien brat, by nam pokazać coś ciekawego w Biblii. Chociaż potem już nigdy go nie zobaczyłam, zaczęłam głosić sąsiadom i znajomym. Zostałam aresztowana i skazana na osiem lat łagru. Trafiłam do obwodu uljanowskiego (obecnie symbirski).
W obozie obserwowałam innych więźniów i przysłuchiwałam się ich rozmowom w nadziei, że spotkam jakiegoś Świadka. W 1948 roku podsłuchałam, jak jedna kobieta mówi o Królestwie Bożym. Miała na imię Asia. Byłam szczęśliwa, że mogłyśmy porozmawiać na tematy duchowe. Po niedługim czasie do obozu przywieziono trzy kolejne siostry. W zasadzie prawie wcale nie miałyśmy literatury, więc starałyśmy się spędzać ze sobą jak najwięcej czasu.
W roku 1953 zostałam zwolniona, ale trzy i pół roku później znów mnie skazano za głoszenie — tym razem na 10 lat. W 1957 roku przeniesiono mnie do obozu w Kemerowie, gdzie było około 180 sióstr. Zawsze miałyśmy jakieś publikacje biblijne. Zimą trzymałyśmy je w śniegu, a latem w trawie lub zakopane w ziemi. Podczas rewizji chowałam karteczki w dłoniach, na ramiona zakładałam dużą chustę i rękami przytrzymywałam jej końce. Gdy mnie przenoszono z obozu do obozu, w uszytej przez siebie czapce przemycałam kilka numerów Strażnicy.
W końcu trafiłam do obozu w Mordwie. Miałyśmy tam Biblię ukrytą w bezpiecznym miejscu. Można było do niej zajrzeć tylko w obecności siostry, która za nią odpowiadała. Wcześniej widziałam Biblię jedynie w rękach brata, który w roku 1945 zapoznał mnie z prawdą.
Gdy w 1967 roku wyszłam na wolność, przeniosłam się do miasta Angren w Uzbekistanie. Tutaj mogłam usymbolizować chrztem swe oddanie się Jehowie. Ponadto nie licząc chwili zetknięcia się z prawdą, po raz pierwszy spotkałam braci, gdyż do tej pory przebywałam wyłącznie w obozach kobiecych. Wszyscy członkowie zboru byli bardzo gorliwi w służbie, a ja szybko ich pokochałam. W styczniu 1969 roku znalazłam się w grupie ośmiu braci i pięciu sióstr z naszego zboru aresztowanych za głoszenie. Jako „szczególnie niebezpieczny przestępca” zostałam skazana na trzy lata. Za głoszenie wiele razy trafiałam do karceru.
Studia biblijne z zainteresowanymi prowadziłam pod kocem. W trakcie spacerów nie wolno nam było rozmawiać. Za złamanie tego zakazu groziło wtrącenie do karceru. Korzystaliśmy z ręcznie przepisanych publikacji i wciąż sporządzaliśmy nowe kopie.
Nigdy nie miałam własnego domu. Wszystko, co posiadałam, mieściło się w jednej walizce. Ale byłam szczęśliwa, że mogę służyć Jehowie.
[Ramka i ilustracja na stronach 200, 201]
Pokrzepiony przez śledczego
PAWEŁ SIWULSKI
URODZONY 1933 rok
CHRZEST 1948 rok
Z ŻYCIORYSU Wielokrotnie poddawany ideologicznej reedukacji. Obecnie jest starszym zboru.
W ROKU 1958 zostałem aresztowany za działalność religijną. Eskortujący mnie do pociągu oficer powiedział: „Popatrz na swoją żonę po raz ostatni, bo już nigdy się nie zobaczycie”.
W Irkucku trafiłem do specjalnej celi, w której można było tylko stać. Potem przez pół roku przed procesem trzymano mnie w izolatce. W trakcie nocnych przesłuchań śledczy robili wszystko, by podkopać moją wiarę w Biblię i zaufanie do organizacji Bożej. Oskarżyli mnie o udział w nielegalnych działaniach Świadków Jehowy. Czasem stosowano wobec mnie przemoc, ale najczęściej — pranie mózgu. Błagałem Jehowę, by dał mi siły niezbędne do zachowania wierności. I On zawsze był ze mną.
Podczas rutynowego przesłuchania śledczy wezwał mnie do siebie i powiedział: „Teraz pokażemy ci, czym tak naprawdę zajmuje się twoja organizacja. Zobaczysz, czy to dzieło Boże!”
Wpatrując się we mnie, ciągnął dalej: „W tym roku na zgromadzeniu na dwóch stadionach w Nowym Jorku zebrało się 253 000 ludzi. Jeśli wziąć pod uwagę skalę tego wydarzenia, oczywiste jest, że nie mogło się ono odbyć bez wsparcia CIA. Zgromadzenie trwało osiem dni. Byli na nim delegaci z różnych krajów; przybyli samolotami, pociągami, statkami i innymi środkami transportu. Czy byłoby to możliwe bez pomocy władz? Kto zapłacił za wynajęcie dwóch ogromnych stadionów na zgromadzenie trwające osiem dni?”
Śledczy porozkładał na biurku zdjęcia. Na jednym z nich obejmowali się rozradowani delegaci w kolorowych strojach narodowych. Na innym przemawiał brat Knorr, kolejne ukazywały chrzest oraz brata Knorra wręczającego ochrzczonym książkę „Bądź wola twoja na ziemi”. My nie dostaliśmy tej publikacji, ale dowiedzieliśmy się o niej później ze Strażnicy. Patrząc mi w oczy, śledczy pytał: „O czym jest ta książka? O królu północy i o tym, co go czeka. Jakim sposobem Świadkowie Jehowy mogliby coś takiego zorganizować bez pomocy z zewnątrz? Wiemy, że na wasze zgromadzenia przychodzą amerykańscy wojskowi, by uczyć się od was organizacji. Wiemy też, że pewien milioner złożył duży datek na pokrycie kosztów tego kongresu. A milionerzy nie rozdają pieniędzy tak po prostu!”
Śledczy nie zdawał sobie sprawy z tego, co wówczas czułem. Miałem wrażenie, jakbym był na tym zgromadzeniu. Poczułem, że przybywa mi sił. Właśnie czegoś takiego bardzo potrzebowałem! Jehowa w szczególny sposób przyszedł mi z pomocą i wzmocnił mnie, abym dalej trwał.
[Ramka i ilustracja na stronach 214, 215]
Kino wypełnione Świadkami Jehowy
WENERA GRIGORJEWA
URODZONA 1936 rok
CHRZEST 1994 rok
Z ŻYCIORYSU W latach sześćdziesiątych była aktorką i zagrała w filmie propagandowym. Od 1995 roku jest pionierką stałą w Petersburgu.
W ROKU 1960, na początku mojej kariery aktorskiej, zagrałam główną rolę w „dokumentalnym” filmie Świadkowie Boga, wyświetlanym potem w radzieckich kinach. Film opisywał „przerażającą sektę Świadków Jehowy”, która ponosiła odpowiedzialność za śmierć granej przeze mnie bohaterki, Tani. Według scenariusza Tania nocą ucieka bez płaszcza od „sekciarzy” i znika w śnieżnej zamieci. A głos lektora oznajmia: „Tak zginęła Tania Wiesiełowa”. Spodobał mi się scenariusz i czułam się zaszczycona, mogąc się przyłączyć do walki ze Świadkami Jehowy, choć wiedziałam o nich tylko tyle, ile było w scenariuszu.
Film wyświetlano w kinach i klubach w wielu miastach Związku Radzieckiego. Jeździłam na każdą premierę i po projekcji pojawiałam się na scenie. W tamtych czasach ludzie bezkrytycznie wierzyli we wszystko, co zobaczyli na ekranie. Dlatego widząc mnie, oddychali z ulgą i szeptali: „Ona żyje!” Ja opowiadałam, jak powstawał film i jak reżyser z ekipą od efektów specjalnych filmowali zamieć, w której rzekomo ginęłam.
Pewnego razu w mieście Wyszni Wołoczok (obwód kaliniński, obecnie twerski) kino pękało w szwach, ale wieczór przebiegł inaczej niż zwykle. Po projekcji jakiś starszy mężczyzna zadawał mi pytania tylko o religię, a ja obstawałam przy ateistycznych poglądach na pochodzenie życia na ziemi. Nikt nawet słowem nie wspomniał o filmie. Wślizgnęłam się za kulisy i zapytałam organizatora spotkania, kim jest ów człowiek.
„To przywódca sekty Świadków Jehowy. Kino jest wypełnione samymi Świadkami” — wyjaśnił. Tak spotkałam Świadków Jehowy. Potem zapragnęłam przeczytać Biblię, ale nie mogłam jej w żaden sposób zdobyć. Wyszłam za mąż za Polaka i wyjechałam z nim do Polski. W roku 1977 dwie siostry zapukały do naszych drzwi i wkrótce potem zaczęły ze mną studiować Biblię. Pokochałam tę Księgę i razem z mężem zaprzyjaźniliśmy się ze Świadkami. W roku 1985 mój ojciec zachorował, więc przenieśliśmy się do niego do Leningradu (obecnie Petersburg). Prosiłam Jehowę w modlitwie, żeby mi pomógł odnaleźć w tym mieście Świadków.
W końcu zostałam Świadkiem Jehowy. Od 12 lat jestem pionierką stałą, a mój mąż Zdzisław usługuje w zborze w Petersburgu jako sługa pomocniczy.
Z własnego doświadczenia wiem, że „wskutek przebiegłości w wymyślaniu błędu” przemysł filmowy zwodzi wielu ludzi (Efez. 4:14). Gdy grałam w filmie propagandowym, nie przyszło mi na myśl, że 30 lat później sama zostanę Świadkiem Jehowy.
[Ramka na stronie 237]
Przekład Nowego Świata w języku rosyjskim
Z górą 100 lat Świadkowie Jehowy robili dobry użytek z różnych przekładów Biblii na język rosyjski. Należał do nich tak zwany przekład synodalny. Mimo że jest napisany przestarzałym językiem i rzadko występuje w nim imię Jehowa, pomógł tysiącom Rosjan poznać zamierzenie Boże. Bardzo użyteczny okazał się również przekład archimandryty Makarego, w którym imię Boże pojawia się przeszło 3000 razy. Ale wraz ze wzrostem liczby rosyjskich Świadków paląca stawała się potrzeba dokładnego, jasnego, współczesnego tłumaczenia Biblii.
Ciało Kierownicze podjęło decyzję o wydaniu w języku rosyjskim Pisma Świętego w Przekładzie Nowego Świata. W rosyjskim Biurze Oddziału prace tłumaczeniowe trwały ponad 10 lat.
W 2001 roku opublikowano Chrześcijańskie Pisma Greckie. A w roku 2007 ku radości czytelników władających językiem rosyjskim gotowe już było całe Pismo Święte w Przekładzie Nowego Świata. Jego wydanie ogłosili członkowie Ciała Kierowniczego: w Petersburgu Teodor Jaracz, a w Moskwie Stephen Lett. Wiadomość tę przyjęto burzliwymi oklaskami. Od razu też zaczęły napływać listy z podziękowaniami. „Co za jasny, zrozumiały i żywy język!” — napisała pewna siostra. „Teraz czytanie Pisma Świętego jest jeszcze przyjemniejsze”. Wiele osób wyrażało wdzięczność takimi słowami: „To cenny dar od Jehowy!” „Przyjmijcie nasze najserdeczniejsze podziękowania”. Nie ulega wątpliwości, że wydanie rosyjskiej edycji Pisma Świętego w Przekładzie Nowego Świata to wielkie wydarzenie dla wszystkich rosyjskojęzycznych miłośników prawdy.
[Ramka i ilustracja na stronach 244, 245]
Wszystkie nasze problemy zostały rozwiązane jednego dnia
IWAN I NATALIA SŁAWA
URODZENI 1966 i 1969 rok
CHRZEST 1989 rok
Z ŻYCIORYSU Jako pionierzy przenieśli się na teren, gdzie były większe potrzeby. Obecnie Iwan jest członkiem rosyjskiego Komitetu Oddziału.
NA POCZĄTKU lat dziewięćdziesiątych razem z Natalią postanowiliśmy przenieść się z Ukrainy do Rosji. W obwodzie biełgorodzkim, zamieszkanym przez niemal półtora miliona ludzi, działało zaledwie kilku głosicieli. Nie ulegało wątpliwości, że w tym rejonie „żniwo jest wielkie, ale pracowników mało” (Mat. 9:37).
Byliśmy świeżo po ślubie i musieliśmy się gdzieś zatrudnić, żeby mieć z czego żyć. Ale sytuacja gospodarcza w kraju się pogarszała i mnóstwo ludzi traciło pracę. Aby zapewnić ludności podstawowe wyżywienie, władze wprowadziły kartki żywnościowe, które rozdawano w zakładach. Ponieważ my nie byliśmy nigdzie zatrudnieni, nie dostawaliśmy takich kartek. Jedynym wyjściem było kupowanie drogiej żywności na rynku. Poza tym nie mieliśmy gdzie mieszkać i musieliśmy zatrzymać się w hotelu. Zapłaciliśmy z góry za 20 dni i nasz portfel był już prawie pusty. Każdego dnia modliliśmy się do Jehowy, by pomógł nam znaleźć pracę i jakieś tanie lokum. Jednocześnie cały czas niestrudzenie głosiliśmy, szukając szczerych osób. Nadszedł ostatni dzień naszego pobytu w hotelu. Za resztę pieniędzy kupiliśmy chleb i mleko. Tego wieczora przed snem znów pomodliliśmy się do Jehowy o pomoc w znalezieniu pracy i mieszkania. Rano mieliśmy opuścić hotel.
Obudził nas telefon. Ku naszemu zdziwieniu kierownik hotelu poinformował mnie, że w recepcji czeka mój kuzyn. Jak się okazało, kuzyn niedawno dostał premię i postanowił podzielić się tymi pieniędzmi ze mną. Ale to jeszcze nie wszystko. Kilka minut później zadzwonił pewien brat z informacją, że znalazł nam niedrogie mieszkanie. Ponadto tego samego dnia zatrudniono nas do prac gospodarczych na terenie przedszkola. W ten sposób wszystkie nasze problemy zostały rozwiązane jednego dnia. Mieliśmy trochę pieniędzy, dach nad głową i pracę. Nie ulegało wątpliwości, że to Jehowa usłyszał nasze modlitwy.
W 1991 roku na Pamiątkę w Biełgorodzie przybyło 55 osób, w następnym — już 150, a jeszcze rok później liczba obecnych wyniosła 354. W roku 2006 w mieście działało 6 zborów, a w całym obwodzie biełgorodzkim było ponad 2200 głosicieli.
[Ramka na stronie 250]
Sytuacja prawna
W styczniu 2007 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka jednogłośnie orzekł, że władze nie mogą ograniczać naszej wolności wyznania. Jak stwierdził, „kolektywne studia i dyskusja nad tekstami religijnymi członków ugrupowania Świadków Jehowy to uznana forma ich praktyk religijnych — oddawania czci Bogu i nauczania”.
Chociaż w roku 2004 nałożono oficjalne ograniczenia na działalność Świadków w Moskwie, tamtejsi bracia dalej regularnie i jawnie się spotykają, by wielbić Boga, oraz w pełni angażują się w dzieło głoszenia. W roku 2007 mogli bez przeszkód obchodzić Pamiątkę i zorganizować zgromadzenia okręgowe, tak jak w większości innych miejsc w kraju.
Mimo trudności prawnych bracia w razie sprzeciwu odważnie podejmują stosowne działania. Na przykład skierowali do Trybunału Europejskiego skargę przeciwko komisariatowi milicji w moskiewskiej dzielnicy Lublino z powodu przerwania obchodów Pamiątki w dniu 12 kwietnia 2006 roku. Milicjanci zatrzymali wtedy 14 braci i grozili nożem ich prawnikowi. Miejscowy sąd przyznał częściowo rację naszym braciom, ale jego wyrok został uchylony, a apelacja nie przyniosła pozytywnych rezultatów. Ponadto w lipcu 2007 roku wnieśliśmy zażalenie na różnych urzędników państwowych, którzy prowadzą przedłużające się, nieuzasadnione śledztwo w sprawie naszej działalności w Petersburgu.
[Diagram i wykres na stronach 228-230]
WAŻNIEJSZE WYDARZENIA — Rosja
1890
1891 Za śmiałe głoszenie Siemion Kozlicki zostaje zesłany na roboty do wschodniej części Cesarstwa Rosyjskiego.
1904 Niemieckie Biuro Oddziału otrzymuje z Rosji listy z podziękowaniami za publikacje biblijne.
1910
1913 Władze rosyjskie zezwalają Badaczom Pisma Świętego na prowadzenie biura w Finlandii, należącej wówczas do Cesarstwa Rosyjskiego.
1923 Do Towarzystwa Strażnica zaczyna przychodzić wiele listów z prośbą o przysłanie do ZSRR literatury biblijnej.
1928 W Moskwie George Young stara się o zezwolenie na działalność Badaczy Pisma Świętego w ZSRR. Władze nie przedłużają mu wizy.
1929 Podpisanie umowy ze stacją radiową w Tallinie (Estonia). Nadawane wykłady biblijne są słyszane w Leningradzie i w innych miastach.
1930
1939-1940 ZSRR anektuje zachodnią Ukrainę, Mołdawię i państwa bałtyckie. W granicach kraju żyje tysiące Świadków.
1944 Setki Świadków trafia do łagrów i więzień w całej Rosji.
1949 Zesłanie mołdawskich Świadków na Syberię i Daleki Wschód.
1950
1951 Ponad 8500 Świadków z zachodniej Ukrainy, Białorusi, Łotwy, Litwy i Estonii zostaje wywiezionych na Syberię.
1956-1957 Uczestnicy 199 kongresów zorganizowanych na całym świecie wysyłają do władz ZSRR petycję o wolność religijną.
Koniec lat 50. Przeszło 600 Świadków trafia do specjalnego obozu pracy w Mordwie.
1965 Władze radzieckie wydają dekret, na mocy którego Świadkowie zesłani na Syberię zostają zwolnieni i przenoszą się w różne miejsca na terenie kraju.
1970
1989-1990 Członkowie Ciała Kierowniczego po raz pierwszy spotykają się z braćmi z ZSRR. Świadkowie z ZSRR uczestniczą w specjalnych kongresach w Polsce.
1990
1991 Dnia 27 marca Świadkowie Jehowy zostają prawnie uznani w Rosji.
1992-1993 W Petersburgu i Moskwie odbywają się zgromadzenia międzynarodowe.
1997 Oddanie do użytku rosyjskiego Biura Oddziału w miejscowości Sołniecznoje pod Petersburgiem.
1999 Oddanie do użytku pierwszej Sali Zgromadzeń w Rosji (Petersburg).
2000
2003 Zakończenie rozbudowy Biura Oddziału.
2007 W Rosji działa przeszło 2100 zborów i grup na oddaleniu.
[Wykres]
[Patrz publikacja]
Liczba głosicieli
Liczba pionierów
Liczba głosicieli
Liczba pionierów
Liczba głosicieli w 15 krajach byłego ZSRR
360 000
300 000
240 000
180 000
120 000
60 000
40 000
20 000
1890 1910 1930 1950 1970 1990 1990 2000
[Mapa na stronie 218]
[Patrz publikacja]
Inne biura oddziałów pomagały lub dalej pomagają dostarczać literaturę do różnych części Rosji
NIEMCY FINLANDIA
↓ ↓
Sołniecznoje
↓ ↓ ↓ ↓
BIAŁORUŚ KAZACHSTAN MOSKWA ROSJA
JAPONIA
↓
Władywostok
↓
KAMCZATKA
[Mapy na stronach 116, 117]
[Patrz publikacja]
KOŁO PODBIEGUNOWE
OCEAN ARKTYCZNY
biegun północny
Morze Barentsa
Morze Karskie
Morze Łaptiewów
Morze Wschodniosyberyjskie
Morze Czukockie
Cieśnina Beringa
SZWECJA
NORWEGIA
DANIA
KOPENHAGA
NIEMCY
POLSKA
Łódź
WARSZAWA
Morze Bałtyckie
FINLANDIA
ESTONIA
ŁOTWA
LITWA
BIAŁORUŚ
Brześć
UKRAINA
Lwów
MOŁDAWIA
Morze Kaspijskie
KAZACHSTAN
ASTANA
Kengir
UZBEKISTAN
TASZKIENT
Angren
CHINY
MONGOLIA
UŁAN BATOR
CHINY
Morze Japońskie
JAPONIA
TOKIO
Hokkaido
Morze Ochockie
Morze Beringa
ROSJA
Petrozawodzk
Petersburg
Sołniecznoje
Kaliningrad
Nowogród
Wyszni Wołoczok
MOSKWA
Tuła
Orzeł
Kursk
Woroneż
Udarnyj
Władymir
Iwanowo
Niżni Nowogród
Syktywkar
Uchta
Peczora
Inta
Nowa Ziemia
Workuta
URAL
SYBERIA
Jekaterynburg
Nabierieżne Czełny
Iżewsk
Saratów
Wołżski
Stawropol
Piatigorsk
Elbrus
Nalczyk
Nartkała
Biesłan
Władykaukaz
KAUKAZ
Astrachań
Wołga
Tomsk
Nowosybirsk
Kemerowo
Krasnojarsk
Nowokuźnieck
Ust-Kan
Aktasz
Biriusińsk
Oktiabrski
Brack
Wichoriewka
Tułun
Chazan
Zima
Załari
Usole Sybirskie
Kitoj
Angarsk
Irkuck
Bajkał
Kireńsk
Chabarowsk
Władywostok
Korsakow
Jużnosachalińsk
Sachalin
Jakuck
Ojmiakon
Ust-Nera
Kamczatka
Półwysep Czukocki
Kołyma
Chajyr
Norylsk
[Mapa na stronie 167]
[Patrz publikacja]
Morze Kaspijskie
Morze Bałtyckie
Morze Barentsa
Morze Karskie
OCEAN ARKTYCZNY
biegun północny
Morze Łaptiewów
Morze Wschodniosyberyjskie
Morze Czukockie
Cieśnina Beringa
Morze Ochockie
Morze Japońskie
KAZACHSTAN
CHINY
MONGOLIA
OBW. MURMAŃSKI
OBW. PSKOWSKI
OBW. TWERSKI
MOSKWA
OBW. BIEŁGORODZKI
OBW. WORONESKI
OBW. ROSTOWSKI
KABARDO-BAŁKARIA
OSETIA PÓŁNOCNA
OBW. IWANOWSKI
OBW. NIŻNIENOWOGRODZKI
MORDWA
OBW. SYMBIRSKI
OBW. WOŁGOGRADZKI
TATARSTAN
OBW. PERMSKI
REPUBLIKA KOMI
URAL
SYBERIA
OBW. JEKATERYNBURSKI
OBW. CZELABIŃSKI
OBW. KURGAŃSKI
OBW. TIUMEŃSKI
OBW. OMSKI
OBW. TOMSKI
OBW. NOWOSYBIRSKI
KRAJ AŁTAJSKI
REPUBLIKA AŁTAJ
OBW. KEMEROWSKI
CHAKASJA
KRAJ KRASNOJARSKI
REPUBLIKA TUWY
OBW. IRKUCKI
BURIACJA
OBW. CZYTYJSKI
JAKUCJA
OBW. AMURSKI
KRAJ CHABAROWSKI
KRAJ NADMORSKI
OBW. SACHALIŃSKI
OBW. KAMCZACKI
[Ilustracja na stronie 66]
Wschód słońca nad Półwyspem Czukockim
[Ilustracje na stronie 68]
Ten znak w językach kazachskim i rosyjskim kieruje do syberyjskiej wioski Buchtarma, miejsca zsyłki Siemiona Kozlickiego
[Ilustracje na stronie 71]
Herkendellowie spędzili swój miodowy miesiąc, pomagając niemieckojęzycznym mieszkańcom Rosji
[Ilustracje na stronie 74]
Pełnomocnictwo, które otrzymał Kaarlo Harteva (po prawej), zatwierdzone przez carskiego konsula w Nowym Jorku
[Ilustracja na stronie 80]
W maju 1925 roku w Carnegie (Pensylwania) odbyło się rosyjskie zgromadzenie, w którym uczestniczyło 250 osób, a 29 ochrzczono
[Ilustracja na stronie 81]
W tym czasopiśmie napisano: „W obwodzie woroneskim roi się od sekt”
[Ilustracja na stronie 82]
George Young
[Ilustracje na stronie 84]
Aleksandr Forstman przez blisko 10 lat tłumaczył na rosyjski traktaty, broszury i książki
[Ilustracja na stronie 90]
Regina i Piotr Kriwokulscy, rok 1997
[Ilustracje na stronie 95]
Olga Sewriugina została Świadkiem Jehowy dzięki „kamiennym listom” Piotra
[Ilustracja na stronie 100]
Iwan Kryłow
[Ilustracje na stronie 101]
Świadkowie zesłani na Syberię wybudowali tam sobie domy
[Ilustracja na stronie 102]
Magdalinę Biełoszycką i jej rodzinę zesłano na Syberię
[Ilustracja na stronie 110]
Wiktor Gutszmidt
[Ilustracja na stronie 115]
Ałła w 1964 roku
[Ilustracja na stronie 118]
Siemion Kostyliew obecnie
[Ilustracja na stronie 120]
Dzięki biblijnemu szkoleniu Władysław Apaniuk przetrwał próby wiary
[Ilustracje na stronie 121]
W domu Nadieżdy Wiszniak milicja znalazła broszurę „Po Armagedonie — Boży nowy świat”
[Ilustracja na stronie 126]
Borys Krylcow
[Ilustracja na stronie 129]
Wiktor Gutszmidt ze swoją siostrą (u góry), córkami i żoną Poliną jakiś miesiąc przed aresztowaniem, rok 1957
[Ilustracja na stronie 134]
Iwan Paszkowski
[Ilustracja na stronie 136]
W roku 1959 w czasopiśmie „Krokodyl” zamieszczono zdjęcie literatury odkrytej w stogu siana
[Ilustracja na stronie 139]
Pod tym domem znajdowała się jedna z drukarni odkrytych przez KGB w roku 1959
[Ilustracja na stronie 142]
Aleksiej Gaburiak pomagał odseparowanym braciom wrócić do organizacji
[Ilustracje na stronie 150]
Sprzęt drukarski własnej produkcji
Maszyna rotacyjna
Prasa
Gilotyna
Zszywacz
[Ilustracja na stronie 151]
Stiepan Lewicki, z zawodu motorniczy, odważnie nawiązał kontakt z drukarzem
[Ilustracja na stronie 153]
Grigorij Gatiłow głosił w celi więziennej
[Ilustracje na stronie 157]
Wysokie kwiaty zapewniały schronienie na czas studium Biblii
[Ilustracja na stronie 161]
Zminiaturyzowana wersja „Strażnicy”
[Ilustracja na stronie 164]
„Dekret Prezydium Rady Najwyższej ZSRR”
[Ilustracja na stronie 170]
Bracia ukrywali „skarby” w walizkach z podwójnym dnem lub w butach
[Ilustracja na stronie 173]
Iwan Klimko
[Ilustracja na stronie 175]
Pudełko od zapałek mieściło pięć—sześć kopii „Strażnicy” przepisanych drobnym maczkiem
[Ilustracja na stronach 184, 185]
Przez wszystkie lata pobytu w jednym z obozów w Mordwie żaden z braci nie opuścił Pamiątki
[Ilustracja na stronie 194]
Nikołaj Guculak głosił nieoficjalnie żonie komendanta obozu
[Ilustracje na stronie 199]
Zgromadzenia międzynarodowe
W 1989 roku rosyjscy delegaci uczestniczyli w trzech zgromadzeniach międzynarodowych w Polsce
Warszawa
Chorzów
Poznań
[Ilustracja na stronie 202]
Po otrzymaniu decyzji o rejestracji, od lewej: Teodor Jaracz, Mychajło Dasewicz, Dmitrij Liwyj, Milton Henschel, urzędnik ministerstwa sprawiedliwości, Anani Grogul, Aleksiej Wierżbicki i Willi Pohl
[Ilustracje na stronie 205]
Milton Henschel przemawia na zgromadzeniu pod hasłem „Nosiciele światła” na Stadionie imienia Kirowa w Petersburgu, rok 1992
[Ilustracja na stronie 206]
Zakupiona posesja w Sołniecznoje
[Ilustracja na stronie 207]
Aulis i Eva Lisa Bergdahlowie byli wśród pierwszych ochotników przybyłych do Sołniecznoje
[Ilustracja na stronie 208]
Eija i Hannu Tanninenowie zostali skierowani do Petersburga
[Ilustracja na stronie 210]
Nadzorca okręgu Roman Skiba z żoną Ludmiłą pokonywali duże odległości
[Ilustracja na stronie 220]
Bracia rozładowują literaturę w porcie we Władywostoku
[Ilustracja na stronie 224]
Arno i Sonja Tünglerowie usługiwali już w wielu rejonach Rosji
[Ilustracja na stronach 226, 227]
Zebranie zborowe w lesie nieopodal Leningradu, rok 1989
[Ilustracja na stronie 238]
Rosyjskie Biuro Oddziału nadzoruje tłumaczenie literatury biblijnej na przeszło 40 języków
[Ilustracja na stronie 243]
Pierwszy Kurs Służby Pionierskiej w Petersburgu, czerwiec 1996 roku
[Ilustracje na stronie 246]
Głoszenie w Rosji
Na terenach wiejskich w obwodzie permskim i w Nartkale
Na ulicach Petersburga
Od domu do domu w Jakucku
Na rynku w Saratowie
[Ilustracje na stronach 252, 253]
Rosyjskie Biuro Oddziału
Widok z lotu ptaka na budynki mieszkalne i okolicę
[Ilustracja na stronie 254]
Na zgromadzeniu okręgowym w Moskwie w roku 2006 było 23 537 obecnych
[Ilustracja na stronie 254]
Stadion na Łużnikach