ROZDZIAŁ 2
Biblijne sprawozdanie o stwarzaniu — prawda czy fikcja?
„NA POCZĄTKU Bóg stworzył niebo i ziemię”. Takimi słowami rozpoczyna się Księga Rodzaju (1 Mojżeszowa), pierwsza księga Biblii. Dzisiaj wiele ludzi wyraża pogląd, jakoby nauka współczesna udowodniła, że biblijne sprawozdanie o stwarzaniu, a zatem również wyżej przytoczone zdanie, mijało się z prawdą. Podzielają to stanowisko nawet duchowni.
Na przykład w pewnej publikacji protestanckiego zjednoczonego kościoła kanadyjskiego pierwszych jedenaście rozdziałów Księgi Rodzaju nazwano „mitem”.2 W wydanym w Holandii nowym katechizmie katolickim powiedziano o tych rozdziałach, że po większej części jest to poezja i legendy.3
Czy te twierdzenia odpowiadają prawdzie? Musimy się o tym upewnić, gdyż sprawozdanie Księgi Rodzaju stanowi podstawę szeregu kluczowych nauk całej Biblii. Czy już kiedy przeczytałeś to sprawozdanie? Zechciej wziąć do ręki Biblię i odszukać pierwszy rozdział, żeby się dowiedzieć, co tam jest napisane. Następnie porównaj to, co przeczytasz, z poniższymi informacjami.
OPARTE NA STAROŻYTNYM MICIE?
W czasach starożytnych krążyły wśród ludów „opowiadania o stworzeniu”. Do jakich wniosków prowadzi porównanie ich z biblijnym sprawozdaniem o stwarzaniu? Czy to sprawozdanie rzeczywiście jest na nich oparte? Rozpatrz dowody:
Według najbardziej znanego babilońskiego mitu o stwarzaniu bóg Marduk podczas buntu bogów rozciął boginię Riamat „jak mięczaka na dwie części”; z jednej połowy powstała ziemia, a z drugiej niebo. Z naczyń krwionośnych innego boga, który został stracony, bogowie mieli rzekomo ukształtować ludzi (Pritchard: Ancient Near Eastern Texts, s. 67, 68). Egipcjanie wierzyli, że bóg słońca Ra stworzył ludzi ze swoich łez.
A co mówi biblijne sprawozdanie o stwarzaniu? Przede wszystkim jest w nim powiedziane, że Bóg stworzył „niebo i ziemię”. Potem zaczął przygotowywać ziemię na mieszkanie dla ludzi. Na początku tej działalności spowodował, że dla planety ziemi „stała się światłość”. Następnie utworzył nad powierzchnią globu przestworze, przy czym zarówno pod tym przestworzem, jak i nad nim była woda. Z kolei nad powierzchnię morza pokrywającego cały glob wyłonił się suchy ląd — kontynenty oraz inne obszary ziemi — i Bóg sprawił, że pojawiła się roślinność, a wśród niej drzewa owocowe. Potem ‚powstały światła na rozpostarciu’ w przestworzu, żeby odmierzać pory roku, dni i lata. Później nastąpiło stworzenie zwierząt morskich i stworzeń skrzydlatych. W dalszej kolejności zostały stworzone zwierzęta lądowe, a w końcu Bóg ukształtował z prochu ziemi człowieka. — 1 Mojżeszowa 1:1-28; 2:7, NW.
Porównaj to sprawozdanie ze wspomnianymi mitami. Czy rozsądne jest twierdzenie, że biblijne sprawozdanie o stwarzaniu opiera się na tych mitach? Profesor J. A. Thompson mówi: „[Biblijne sprawozdanie] jest wzniosłym, majestatycznym opisem, pozbawionym elementów prostackich, którymi są przepojone niebiblijne opowieści o stworzeniu”.4 Biblijne sprawozdanie o stwarzaniu pozostaje w takim stosunku do tych mitów, jak pałac do chlewa. Co prawda oba budynki mają ściany, ale na tym kończy się podobieństwo.
A co można powiedzieć o kształcie ziemi? Czy Biblia odzwierciedla średniowieczny pogląd, według którego ziemia jest płaska, albo czy zawiera takie mity, jak mit pewnego starożytnego plemienia hinduskiego, które wierzyło, że ziemia leży na grzbietach słoni stojących na ogromnym żółwiu morskim, który z kolei usadowił się na kobrze? Nic podobnego. Już dawno temu w Biblii powiedziano o Bogu:
„On rozciąga północny kraj [północ, NW] nad próżnią i zawiesza ziemię nad niczym”. „Do kogoż to przyrównacie Boga (...) [On] mieszka nad okręgiem ziemi”. — Joba 26:7, Wk; Izajasza 40:18, 22.
Chociaż pisarze Biblii nie okrążali ziemi w statku kosmicznym ani nie oglądali jej z orbity okołoksiężycowej, to jednak ich opis jest zupełnie dokładny i wolny od wpływu starożytnej mitologii.
POCHODZENIE WSZECHŚWIATA
A co wykazały badania naukowe nad pochodzeniem wszechświata? Czy nie dowiodły, że biblijne sprawozdanie o stwarzaniu jest anachroniczne i niedokładne? Niektórzy tak właśnie myślą, a są też naukowcy, którzy przynajmniej to sugerują. Na przykład znany astronom brytyjski Fred Hoyle pisze w swej książce The Nature of the Universe (nazywanej przez niektórych „Biblią w tej dziedzinie”):
„Moim zdaniem nie da się zaprzeczyć, że kosmologia starożytnych Hebrajczyków to zwykły kicz w porównaniu z zachwycającą wspaniałością obrazu odkrywanego przez dzisiejszą naukę. (...) nie ulega wątpliwości, że zupełnie nie zdawali sobie sprawy z wielu rzeczy, które dla nas są oczywiste”. — 1960, s. 137.
Rzecz jasna Mojżesz, który spisał biblijne sprawozdanie o stwarzaniu, nie korzystał z takiego wyposażenia technicznego, jakim dysponują dzisiejsi astronomowie. Mają możność posługiwania się olbrzymimi teleskopami o średnicy zwierciadła 2,5 i 5 metrów oraz radioteleskopami, którymi można „widzieć” jeszcze dalej niż teleskopami optycznymi.
A jakich odkryć dokonała za pomocą wszystkich tych przyrządów współczesna nauka, jeśli chodzi o pochodzenie wszechświata? Czy może nam powiedzieć coś, czego by nie mówiło biblijne sprawozdanie o stwarzaniu albo co by mu zaprzeczało?
Wybitni astronomowie brytyjscy F. D. Kahn i H. P. Palmer rozpoczynają swą wydaną w roku 1967 książkę Quasars (Kwazary) następującym szczerym wyznaniem:
„Prawie nic nie wiemy o początkowych dziejach Wszechświata”.
Czy to możliwe? Naukowcy powinni przecież coś wiedzieć o pochodzeniu wszechświata. Rzeczywiście coś wiedzą, a nawet stawiają trzy różne hipotezy nazywane popularnie „teorią prawybuchu”, „teorią stanu stacjonarnego” i „teorią pulsującego Wszechświata”.a
Czy miałbyś więcej zaufania do biblijnego sprawozdania o stwarzaniu, gdyby ono było zgodne z którąś z tych współczesnych teorii, powiedzmy z „teorią stanu stacjonarnego”? Jeżeli tak, to jak wpłynęłaby na twoje zaufanie następująca wiadomość zamieszczona w czasopiśmie Science Digest z grudnia 1965?
„Astronom brytyjski Fred Hoyle, czołowy rzecznik teorii stanu stacjonarnego Wszechświata, przyznał, że głoszony przez niego od 20 lat pogląd na powstanie Wszechświata może być błędny”.
A może bardziej wiarogodna jest któraś z dwóch pozostałych teorii? Zwróćmy uwagę na wypowiedź uczonych R. M. Harbecka i L. K. Johnsona na temat tych trzech teorii, podaną w ich książce pt. Earth and Space Science (Nauka o ziemi i przestrzeni kosmicznej):
„Żadna z nich nie jest lepsza od pozostałych. Czytelnik może sobie wybrać tę, która mu się najbardziej podoba, albo może wszystkie odrzucić”. — 1965, s. 224.
Biblijne sprawozdanie o stwarzaniu wyraźnie góruje nad sprzecznymi teoriami nauki dwudziestego wieku. Dlaczego? Ponieważ te teorie nie zajmują się najważniejszym zagadnieniem: Skąd się wzięła pierwotna materia lub energia dająca początek materii, z której powstał wszechświat? Natomiast Biblia daje odpowiedź na to pytanie.
ŹRÓDŁO ENERGII I MATERII
Szwedzki fizyk Hannes Alfvén z Królewskiego Instytutu Techniki w Sztokholmie pisze, że rzecznicy teorii prawybuchu „dają bardzo wymijające odpowiedzi, gdy ich zapytać, co było przed wielkim wybuchem. Czasem twierdzą, że istniał jakiś wcześniejszy Wszechświat, całkiem podobny do naszego. (...) Ale równie często wmawia się nam, że przedtem nie było nic”. Przyznaje on całkiem otwarcie:
„Nie wiemy, jak ‚pierwotnie’ powstał wszechświat, i chyba nigdy nie będziemy tego wiedzieć na pewno”. — Varlden — Spegelvàrlden (Światy — antyświaty). 1966, s. 3, 11, 26.
Czy wobec tego rozsądne jest twierdzenie, że wierzący w stworzenie wszechświata przez Boga, jak o tym mówi sprawozdanie w 1 Mojżeszowej, jest naiwny, podczas gdy ten, kto woli którąś ze współczesnych teorii, ma pogląd naukowy? Zwróćmy uwagę na wypowiedź docenta nauk przyrodniczych Allana Bromsa zamieszczoną w jego książce Our Emerging Universe (Nasz nowy obraz Wszechświata). O głównym rzeczniku teorii stanu stacjonarnego Broms pisze:
„On nie mówi nam, jak powstaje ta nowa materia, tylko żąda, żebyśmy (przynajmniej na razie) stopniowe tworzenie się jej przyjęli na wiarę (to jest wiarę w sensie naukowym), co oczywiście znaczy, że natychmiast się z tego wszystkiego wycofamy, gdy tylko jakiś pozytywny fakt da nam do tego jakikolwiek pretekst. (...) A gdy się wahamy, nie mogąc się zdobyć na tyle wiary, słusznie nam przypomina, że przecież nie mamy żadnego innego wyjaśnienia powstania materii (...) i że do przyjęcia teorii prawybuchu potrzeba prawie takiej samej wiary”. — 1961, s. 18.
W gruncie rzeczy chodzi o to, czy się zechce uwierzyć sprawozdaniu biblijnemu, którego nigdy nie trzeba było uaktualniać, czy też łatwowiernie przyjmie się teorie ludzkie, które się ciągle zmieniają.
Ciekawa rzecz, że większość współczesnych naukowców pod jednym względem zdaje się być zgodna. Na podstawie sformułowanej przez Einsteina zasady równoważności masy i energii naukowcy utrzymują, że tak jak materię można przemienić w energię, tak też energię można przemienić w materię. Jeżeli tak jest, oznaczałoby to, że inteligentnemu Stwórcy, Źródłu ogromnej energii, nie sprawiało żadnych trudności utworzenie materialnego wszechświata. Biblia mówi o tym Źródle energii:
„Podnieście oczy ku górze i zobaczcie. Kto stworzył te rzeczy? Ten, który wywodzi ich poczet nawet według liczby, wszystkie je woła nawet po imieniu. Dzięki obfitości energii dynamicznej — bo on jest także pełen siły żywotnej — żadna z nich nie zawodzi”. — Izajasza 40:26, NW.
Biblia nazywa tego Stwórcę Jehową Bogiem. — Jeremiasza 10:10-12.
SZEŚĆ DNI
A jak się przedstawia sprawa wieku wszechświata? W książce pt. Science Year (Rocznik naukowy) z roku 1968 jest mowa o tym, że „pierwiastki chemiczne” powstały „jakieś 7 do 15 miliardów lat temu”. Czy jednak biblijne sprawozdanie o stwarzaniu nie podaje, że wszechświat został stworzony mniej więcej sześć tysięcy lat temu w ciągu zaledwie sześciu dni?
Nie, gdyż sześć „dni” wspomnianych w sprawozdaniu biblijnym nie dotyczy wszechświata, tylko planety Ziemi. Biblia nie mówi, jak dawno temu powstała materia, z której się składa nasza planeta. Sześć „dni” odnosi się jedynie do okresu przygotowywania już istniejącej planety na mieszkanie dla człowieka. Nie jest powiedziane, ile czasu upłynęło od stworzenia „na początku” materialnego wszechświata — jak to podano w wierszu 1 — do rozpoczęcia się pierwszego „dnia” opisanego w wierszach 3 i 4. Już więc przez sam fakt, że Biblia nic nie mówi, kiedy miał miejsce ów „początek”, nie zaprzecza ona obecnym ocenom wieku wszechświata ani żadnym przyszłym rewizjom takich ocen.
Niektórzy mogą jednak powiedzieć: „Mimo to nadal nie mogę uwierzyć, żeby ziemia, która była ‚próżna i pusta’, w ciągu zaledwie sześciu dni dwudziestoczterogodzinnych stała się tym, czym jest obecnie — planetą z kontynentami, porosłą drzewami i inną roślinnością, zamieszkaną przez zwierzęta i ludzi!” A gdzież to w biblijnym sprawozdaniu o stwarzaniu jest powiedziane, że te sześć dni były dniami dwudziestoczterogodzinnymi? Co prawda niektóre wyznania religijne uczą czegoś takiego, ale to sprawozdanie nic o tym nie wspomina. Może i ty sam używasz wyrazu „dzień” w szerszym znaczeniu, gdy mówisz o „naszych dniach”. Tak samo w Biblii słowo „dzień” często ma szersze znaczenie. — 1 Mojżeszowa 2:4, Gd.
Nie wolno zapominać, że w pierwszym rozdziale 1 Mojżeszowej jest mowa o dziełach Boga, a nie człowieka. Człowiek pojawił się dopiero pod koniec omawianego okresu. Czy nie należałoby więc zgodzić się z tym, że chodzi tu o okresy czasu stosowane przez Boga, a nie przez człowieka? Czy długość Bożych „dni” pracy wyznacza ruch obrotowy ziemi? Skądże! Biblia mówi o Bogu: „Jeden dzień u Pana [Jehowy, NW] jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień” (2 Piotra 3:8). Nawet u Boga „dzień” może mieć więcej niż jedno znaczenie, na co wskazuje porównanie tego wersetu z Psalmem 90:4, gdzie jest powiedziane: „Tysiąc lat w Twoich oczach jest [nie jak pełny dzień, tylko] (...) niby straż nocna”.
Słowo „dzień” może więc służyć do określenia dnia dwudziestoczterogodzinnego, całego życia ludzkiego, 1000 lat, a nawet jeszcze dłuższego okresu. Biorąc za podstawę długość siódmego „dnia”, można przyjąć, że każdy okres, czyli „dzień” stwarzania trwał 7000 lat.
NAJDAWNIEJSZE DZIEJE ZIEMI
Czy można się spodziewać, że nauka współczesna potwierdzi prawdziwość zawartego w 1 Księdze Mojżeszowej sprawozdania o najdawniejszych dziejach ziemi? Nie, i to z bardzo istotnych przyczyn. Dzisiejsza nauka ciągle usiłuje znaleźć własne wyjaśnienie powstania ziemi. Geofizyk Arthur Beiser pisze:
„Chociaż poznawanie wielkości i kształtu Ziemi jest tak stare, jak geometria grecka, i tak nowoczesne, jak rakiety wystrzeliwane z przylądka Kennedy’ego, to jednak wiedza człowieka o pochodzeniu naszej planety oraz o jej dokładnej budowie jest wysoce nieścisła. (...) [Jak] powstały kontynenty (...) to jedno z najtrudniejszych pytań, które można zadać w odniesieniu do Ziemi, (...) Jest znacznie więcej hipotez niż kontynentów — prawie tyle, ilu jest geologów”.5
Jeszcze bardziej otwarcie wypowiada się na temat tych wątpliwości profesor J. H. F. Umbgrove, który pisze:
„Dlaczego jednak nie mielibyśmy wkroczyć [na ten teren], jeżeli każdy, kto chciałby wziąć udział w naszej ‚geopoetyckiej’ wyprawie w nieznaną dziedzinę wczesnego dzieciństwa Ziemi, został od początku ostrzeżony, że prawdopodobnie ani razu nie uda się stanąć na twardym gruncie?”6
Nauka dwudziestowieczna nadal błądzi po omacku nie tylko w kwestii pochodzenia wszechświata, lecz także w kwestii najdawniejszych dziejów ziemi. Czy więc można uznać jej teorie za miernik autentyczności biblijnego sprawozdania o stwarzaniu?
To prawda, że biblijne sprawozdanie o stwarzaniu jest bardzo proste. Ale czy twoim zdaniem straciło przez to na wartości? Czy z tego powodu uważasz je za „nienaukowe”. Nie powinieneś. Dlaczego? Ponieważ nawet współcześni naukowcy zmuszeni są uznać wartość i sugestywność prostoty. W książce Earth’s Shifting Crust (Ruchy skorupy ziemskiej) czytamy, że prostota była u Einsteina jedną z głównych cech naukowego myślenia. Biblijne sprawozdanie o stwarzaniu cechuje prostota, a zarazem daje ono zadowalającą odpowiedź na wszystkie ważniejsze pytania, które sobie zadaje człowiek.
Poza tym nie wolno zapominać, że wiedza stale się rozwija i że nowe odkrycia zmuszają do wprowadzania drastycznych zmian w poglądach naukowych, które uznawano za ostateczne. Profesor nauk przyrodniczych Merritt Stanley Congdon udziela następującej przestrogi:
„Nauka jest sprawdzoną wiedzą, ale ciągle jeszcze jest narażona na wpływ błędnych wyobrażeń i niedokładności. (...) Jej początkiem i końcem nie jest pewność, tylko możliwość. (...) Wnioski naukowe nie są ostateczne. Naukowiec mówi: ‚Poznane dotąd fakty przedstawiają się tak a tak’”.7
Pamiętając o tym, rozpatrzmy teraz niektóre zarzuty wysuwane przez krytyków Księgi Rodzaju (1 Mojżeszowej).
CO SIĘ DZIAŁO W PIERWSZYM I CZWARTYM DNIU
Często słyszy się argument, że w biblijnym sprawozdaniu o stwarzaniu jest powiedziane, iż Bóg w „pierwszym dniu” stworzył światło, a dopiero „czwartego dnia” uczynił słońce, księżyc i gwiazdy (Księga Rodzaju 1:3-5, 14-19). Jak to wyjaśnić?
Przede wszystkim trzeba uzyskać pełny obraz tego, o czym jest mowa w tym sprawozdaniu. W żadnym z tych „dni” nie zostało stworzone słońce, księżyc ani gwiazdy. Słowo „uczynić” (asah), którego użyto w opisie czwartego „dnia”, nie jest odpowiednikiem tego samego wyrazu hebrajskiego co słowo „stwarzać” (bara), występujące w wersetach 1, 21 i 27. Z Księgi Rodzaju 1:1 wynika, że „niebo”, do którego należy słońce, księżyc i gwiazdy (porównaj Psalm 8:4; 19:2-5), było już stworzone, kiedy się rozpoczął pierwszy „dzień”. Ale przed nastaniem „pierwszego dnia” sama ziemia pozostawała w ciemności (Księga Rodzaju 1:2). Dlaczego było na niej ciemno, skoro przecież istniało już słońce i ziemia krążyła wokół niego?
Biblia nie mówi, dlaczego promienie słoneczne wówczas nie mogły dotrzeć do naszej planety. Wiadomo, że w orbicie Drogi Mlecznej — Galaktyki, do której należy nasz Układ Słoneczny — istnieją regiony zaciemnione pyłem kosmicznym czy może gazami (smogiem kosmicznym) i że potrafią przez nie przeniknąć tylko fale radiowe, wychwytywane przez radioteleskopy. Bez względu na przyczynę ciemności otulających ziemię przed „pierwszym dniem”, czyli przed pierwszym okresem przygotowania, została ona w tym „dniu” usunięta. Obracająca się planeta nie pozostawała już w całkowitej ciemności, lecz była z jednej strony oświetlona, podczas gdy druga strona pozostawała w cieniu.
Co się wydarzyło „czwartego dnia”? Musimy pamiętać, że między „pierwszym dniem” a „czwartym dniem” pojawił się nowy czynnik. W drugim okresie stwarzania powstał „przestwór”, atmosfera. Sprawozdanie podaje, że przestwór, w którym później miały latać ptaki, powstał przez rozdzielenie wód; w rezultacie część wód znalazła się poniżej przestworza, a część zawisła nad nim. Zwróćmy uwagę, że w „czwartym dniu” właśnie w tym przestworzu ‚stały się’ światła (1 Mojżeszowa 1:6-8, 20, NW). Jak do tego doszło?
Niewątpliwie kluczem do zrozumienia tej sprawy jest wskazówka, że były ‚wody nad przestworzem’. Te wody prawdopodobnie uniemożliwiały przenikanie promieni świetlnych do przestworza. W podanym w księdze Joba opisie powstawania globu ziemskiego jest mowa o tym, że dany był „obłok za szatę jego, a ciemność za pieluchy jego”. — Ijoba 38:4-9, Gd.
Posłużmy się następującym przykładem: Jedna z planet naszego Układu Słonecznego, Wenus, jest otoczona gęstą pokrywą chmur. Astronomom, mimo posiadania silnych teleskopów, nie udało się zobaczyć jej powierzchni. „Pieluchy” Ziemi mogły mieć inny skład, ale obecny wygląd Wenus poniekąd unaocznia, jak sąsiednia planeta Ziemia mogła wyglądać przed nastaniem „czwartego dnia”.
Jedno jest pewne: W tym czwartym okresie zaszła godna uwagi zmiana. Nie wiemy dokładnie, jakie procesy przyczyniły się do tego. Biblia nic o tym nie mówi. Naukowcy nie potrafią nam tego wyjaśnić. Widocznie Bóg sprawił, że znajdująca się wysoko nad ziemią „pielucha” stała się przezroczysta, wskutek czego rozjaśniła się panująca pod nią ciemność. Swą mocą twórczą Bóg „uczynił”, że słońce, księżyc i gwiazdy stały się wtedy widoczne w obrębie atmosfery ziemskiej, że „świeciły nad ziemią” (Księga Rodzaju 1:15). Człowiekowi, który został stworzony później, miało to ułatwić mierzenie czasu. Wschody i zachody słońca zaczęły oddzielać dni od nocy. Fazy księżyca miały odmierzać miesiące. Położenie słońca na niebie w czasie jego pozornego ruchu w kierunku zwrotnika południowego lub północnego miało wyznaczać pory roku i lata.
ROŚLINNOŚĆ W „TRZECIM DNIU”
W trzecim „dniu” stwarzania, po ukazaniu się suchego lądu i ukształtowaniu się mórz Stwórca sprawił, że ziemia wydała „zieleń, trawę rodzącą nasienie, drzewo owocowe wydające owoc według swego gatunku (rodzaju, Gd)”. — Księga Rodzaju 1:9-13, Kr.
Tu nasuwa się pytanie: Jak to było możliwe, że te rośliny mogły istnieć i rozwijać się przez całe tysiąclecia aż do „czwartego dnia”, kiedy się pojawiło słońce? Jak była możliwa fotosynteza, proces, dzięki któremu zielony barwnik roślin zwany chlorofilem reaguje na światło, umożliwiając przemianę wody i dwutlenku węgla w życiodajny pokarm? Czyżby więc podana w sprawozdaniu biblijnym kolejność, według której roślinność pojawiła się w trzecim okresie stwarzania, była nieścisła?
Oczywiście i w tym wypadku nikt nie może z całą pewnością powiedzieć, co we wczesnym okresie dziejów ziemi było możliwe, a co niemożliwe. Godny uwagi jest pod tym względem artykuł, który się ukazał w czasopiśmie Science News Letter z 25 sierpnia 1962, pt. „Fotosynteza bez światła”. Dowiadujemy się z niego, że dwaj biochemicy, Kunio Tagawa i Daniel Arnon, zdołali uzyskać w ‚warunkach bezświetlnych wywołującą przemianę energii, ważną reakcję procesu fotosyntetycznego’ w liściach szpinaku. „Według teorii (...), które jeszcze kilka lat temu były powszechnie uznawane, uchodziłoby to za niemożliwe”. W dalszej części tego artykułu czytamy:
„W miejsce światła słonecznego za bodziec energetyczny użyli wodoru w postaci gazowej, który jest znany jako potężne źródło elektronów”.
„W rezultacie chloroplasty w całkowitej ciemności wytworzyły zredukowane nukleotydy pirydynowe (tzn. powstał podstawowy zapas energii chemicznej)”.
W eksperymencie chodziło jedynie o wywołanie „części wstępnego procesu fotochemicznego bez udziału światła”. Może się to wcale nie pokrywać z dokonaniami Stwórcy w trzecim okresie stwarzania albo może być tylko zbliżone do nich. Mamy tu jednak przykład, że to, co często uchodziło za „niemożliwe”, okazuje się możliwe, gdy się wykorzysta nieznane dotąd czynniki. Kto wie, jakie warunki atmosferyczne panowały na ziemi, kiedy się pojawiły rośliny, albo kto może powiedzieć, jakie siły wówczas działały? Czy rozsądne byłoby zaprzeczanie prawdziwości biblijnego sprawozdania o stwarzaniu, gdy się weźmie pod uwagę, że wielu szczegółów jeszcze w ogóle nie znamy? Rzecz ma się tak, jak to wyraził Eugeniusz Rabinowicz, biochemik i fizyk rosyjskiego pochodzenia:
„Pod względem rozumienia fotosyntezy jesteśmy niby podróżni w nieznanym kraju obserwujący, jak podczas unoszenia się porannej mgły wyłaniają się powoli niewyraźne zarysy krajobrazu”.8
Horyzonty wiedzy ludzkiej nadal będą się rozszerzać. Dzięki postępom wiedzy już się okazało, że poglądy wielu krytyków Biblii były zbyt ciasne.
Dotyczy to również zapylania roślin. Fakt, że stworzenie roślin w „trzecim dniu” wyprzedziło stworzenie owadów, nie może stanowić podstawy do powątpiewania w prawdziwość sprawozdania biblijnego. Istnieją przecież różne sposoby zapylania. Profesor J. D. Meeuse pisze na ten temat w wydanej w roku 1961 książce pt. The Story of Pollination (Dzieje zapylania):
„Wbrew słynnej wypowiedzi Darwina (‚Przyroda unika wiecznego samozapładniania’) fakty dowodzą, że u wielu roślin, do których należą ważne rośliny uprawne, jak groch, samo zapładnianie się występuje bardzo regularnie. Poza tym zapylenia dokonuje wiatr, na przykład u traw, roślin zimozielonych oraz u różnych kwitnących wiosną drzew liściastych. W niektórych nielicznych wypadkach zapylenie następuje za pomocą wody, i wreszcie zdarzają się rzadkie wyjątki, kiedy zapylenie w ogóle nie jest potrzebne”. — S. 209.
Ponadto ów uczony dodaje, że nawet w obrębie rodzin niektórych drzew, takich jak klony, dęby i kasztany, jedne odmiany są wiatropylne, inne zaś są zapylane przez owady. Kto wie, które z tych drzew są starsze? I dlaczego mielibyśmy powątpiewać, czy Bóg, który stworzył tak zdumiewająco różnorodną roślinność, był w stanie zatroszczyć się o to, żeby przed pojawieniem się owadów roślinność ta była zapylana jednym ze wspomnianych sposobów albo w jakiś inny sposób, którego ludzie jeszcze nie odkryli?
Nie wolno nam przy tym zapominać o pewnym decydującym czynniku. Sprawozdanie biblijne mówi, że w tych dniach stwarzania działał cudownie w najróżnorodniejszy sposób duch Boży, czynna moc Boża. — Księga Rodzaju 1:2.
SPRAWOZDANIE O STWARZANIU, A „KRONIKA SKAŁ”, NA KTÓRĄ SIĘ POWOŁUJĄ GEOLODZY
Po wzmiance o powołaniu do istnienia roślin i uwidocznieniu się ciał niebieskich sprawozdanie biblijne opisuje stworzenie w piątym i szóstym „dniu” zwierząt morskich, ptactwa i zwierząt lądowych. — Księga Rodzaju 1:20-25.
Chociaż Biblia pozwala przyjąć, że „dni” stwarzania trwały tysiące lat, niektórych ludzi to nie zadowala. Czytali bowiem wypowiedzi geologów i innych naukowców, którzy twierdzą, że rośliny i zwierzęta istnieją już na ziemi setki milionów lat. Czy to prawda? Czym jest tak zwana „kronika skał”, która ma jakoby dowodzić słuszności tego twierdzenia?
Gdy człowiek mający przeciętne wykształcenie czyta książkę o budowie i dziejach ziemi, mogą go zbić z tropu, a nawet oszołomić obce terminy, takie jak: kambr, dewon, karbon. Może nie zdawać sobie sprawy, że okresy, którym nadano te nazwy, jak również inne okresy, o których mówią geolodzy, w gruncie rzeczy są wytworem ludzkiej interpretacji. Oto co pisze pewien profesor geologii w podręczniku pt. Outlines of Geology (Zarys geologii):
„Wiele informacji zawartych w tej książce można uznać za bezsporne fakty. Ale nikt nie powinien zabierać się do studiowania nawet podstaw geologii, dopóki sobie nie uświadomi, że szybko opuszczamy grunt potwierdzonych faktów i przenosimy się w dziedzinę wniosków, gdzie już nie możemy twierdzić: ‚Rzecz się ma tak’ tylko musimy mówić: ‚Rzecz ma się chyba tak’ i że od tej chwili pogrążamy się w ciemności, którą tylko gdzieniegdzie rozjaśnia jakieś przypuszczenie, jakaś hipoteza. W procesie myślenia stawianie hipotez jest dozwolone, dopóki myślący pamięta o tym, że tylko teoretyzuje. Kiedy jednak tylko teoretyzuje, a przy tym wmawia sobie (oraz, co gorsza, swoim słuchaczom), że wyciąga wnioski na podstawie faktów, wtedy nie może już być mowy o pogłębianiu wiedzy. Czytelnik tej książki powinien przy każdej stronicy pamiętać (...), że prawie zawsze należałoby dodać lub milcząco założyć, iż tego nie wiemy i że to, czego jeszcze nie wiemy, wypełniłoby niezliczone tomy”. — 1949, s. 12.
Zajmijmy się teraz wspomnianą „kroniką skał”. Patrzącemu na tabelę formacji geologicznych może się wydawać, że geolodzy znajdują takie nawarstwienia prawie wszędzie, gdzie tylko kopią dostatecznie głęboko. Czy to prawda? Nic podobnego! W książce The Earth Our Home (Ziemia, nasz dom) czytamy:
„Kronika skał jest niejasna i fragmentaryczna, a wielu rzeczy w ogóle w niej nie ma”. — 1957, s. 30.
W innym dziele naukowym jest powiedziane:
„Nie ma takiego miejsca na ziemi, gdzie by wszystkie warstwy skał występowały w tej kolejności. Wszędzie niektóre z nich uległy zniszczeniu. Geolodzy zbadali w wielu miejscach najwyraźniejsze z rozmaitych nawarstwień skalnych. Następnie po długich i żmudnych badaniach zestawili te warstwy”.9
Ponieważ geolodzy nigdzie nie znaleźli kompletnego zestawu warstw, więc niewątpliwie sami ustalili kolejność pokładów skalnych, zbadanych w różnych miejscach, i według własnego widzimisię określili czas trwania poszczególnych formacji. Miliony lat, które rzekomo miał trwać każdy z tych okresów geologicznych, są zatem wielkościami arbitralnie wyznaczonymi przez geologów. Jak do tego doszli? Przede wszystkim kierowali się długością czasu, jaki ich zdaniem musiałby upłynąć, żeby pasował do teorii ewolucji.b
Jednakże od niedawna geolodzy twierdzą, jakoby nowe metody datowania potwierdzały ich oceny, że pewne okresy geologiczne trwały miliony lat. Stosowanie tych metod opiera się na używaniu takich pierwiastków, jak węgiel radioaktywny oraz promieniotwórczy potas, uran i tor, które emitują cząsteczki radioaktywne. Naukowcy mierzą ilość materiału radioaktywnego oraz końcowy wynik jego rozpadu, czyli utraty radioaktywności. Następnie porównują ustalony dla danego pierwiastka „okres połowicznego rozpadu”. Zakładają, że od czasu powstania tej substancji nic się nie zmieniało, że okres połowicznego rozpadu był zawsze jednakowy, i na podstawie tego wniosku obliczają wiek przedmiotu, w którym się znajduje materiał promieniotwórczy. Czy te „zegary” radioaktywne są dokładne?
Do zmierzenia czasu potrzebny jest jakiś początek, jakiś „punkt zerowy”, od którego zegar zaczynałby odmierzać. Astronom Allan R. Sandage wskazuje w książce pt. Science Year (Rocznik naukowy) z roku 1968, że chcąc określić punkt zerowy, od którego zegar zaczął „chodzić”, trzeba najpierw ustalić, jaka była pierwotna zawartość takiej substancji promieniotwórczej, po czym pisze:
„Wiemy, w jakich ilościach te pierwiastki występują we Wszechświecie obecnie. Moglibyśmy odczytać czas, gdyby nam się udało stwierdzić, jak te pierwiastki się kształtowały, bo wtedy bylibyśmy w stanie ocenić, ile każdego z nich powstało”. — S. 64.
Czy naukowcy potrafią spełnić to ważne wymaganie? Allan Sandage zaprzecza temu. Dlaczego? Ponieważ żaden astrofizyk nie był obecny przy powstawaniu tych pierwiastków. A profesor metalurgii Melvin A. Cook pisze:
„Niestety można się tylko domyślać, jaka była ta zawartość [substancji promieniotwórczej], i dlatego uzyskiwane w ten sposób oceny wieku nie mogą być lepsze niż te domysły”.10
I co powiedzieć o zegarze, o którym nie tylko nie wiadomo dokładnie, kiedy zaczął chodzić, ale który do tego jeszcze nie zgadza się z innymi zegarami, a nawet są oznaki, że jego mechanizm został uszkodzony? W książce How Old Is the Earth? (Ile lat liczy ziemia?) można znaleźć taką wypowiedź na temat zegara izotopowego:
„Wada tej metody [izotopowej] polega na tym, że minerały promieniotwórcze nie występują powszechnie i wykazują tak znaczne zmiany wywołane promieniowaniem, że pomiary często prowadzą do rozbieżnych ocen wieku”. — 1959, s. 105.
Nic więc dziwnego, że określanie ilości lat za pomocą zegarów izotopowych daje błędne wyniki. Do jak sprzecznych wniosków może prowadzić ocena wieku za pomocą takiego uszkodzonego zegara, wskazuje następujące doniesienie z Rumunii opublikowane w New York Times z 26 marca 1967:
„Od blisko pięćdziesięciu lat antropolodzy toczą między sobą spór o to, kiedy istniała kultura Vinča. Przeprowadzone w latach 1953/54 badanie ilości węgla radioaktywnego w zwęglonych kawałkach drewna znalezionych na terytorium Vinča wykazało, że pochodzą one mniej więcej z roku 4100 przed Chr., ale ta data zaprzecza świadectwu warstwy skalnej, które nasuwa wniosek, że owa kultura datuje się gdzieś od roku 2900 przed Chr.”
Przyznaje się przy tym, że i w innych wypadkach są możliwe pomyłki sięgające kilku tysięcy lat.
Czy metoda określania wieku, przy której można się pomylić o tysiące lat i której punktem wyjściowym są przypuszczenia, może stanowić odpowiednią podstawę do powątpiewania w dokładność biblijnego sprawozdania o stwarzaniu? Czy polegałbyś na zegarze, gdybyś nie miał pewności, czy został właściwie nastawiony, i gdybyś stwierdził, że jego mechanizm jest wadliwy?
ADAM I EWA
Chyba żaden fragment sprawozdania biblijnego nie jest tak atakowany, jak miejsce, w którym opisano stworzenie pierwszego mężczyzny i pierwszej kobiety w ogrodzie Eden.
„Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę”. — Księga Rodzaju 1:27; 2:8.
Czego potrzeba, żeby komuś dowieść prawdziwości sprawozdania o Adamie i Ewie? Czyżby egzemplarza Echa Edenu z roku 4026 p.n.e., zawierającego zdjęcie aktu stwarzania? Takiego dowodu, rzecz jasna, nie sposób dostarczyć. A jakie zastrzeżenia może budzić w rozsądnym człowieku biblijne sprawozdanie o stwarzaniu? Czy są powody do powątpiewania, że ludzkość wywodzi się z jednej pary rodzicielskiej? Czy wiara w to jest „nienaukowa”?
W pewnej publikacji wydanej w Paryżu z inicjatywy Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kultury znajdujemy następującą odpowiedź na to pytanie:
„Gdyby każdy z nas cofnął się setki pokoleń w przeszłość, wówczas dotarlibyśmy wszyscy do tego samego miejsca — do korzeni drzewa genealogicznego ludzkości, do pierwszego Homo sapiens (...) Tego naszego wspólnego przodka można równie dobrze nazwać Adamem, co po hebrajsku znaczy człowiek, ponieważ owa słynna opowieść biblijna stanowi zarys świadectwa nauki, że dzisiejsi ludzie wywodzą się ze wspólnego pnia”.11
A w innej publikacji naukowej pt. The Races of Mankind (Rasy ludzkie) jest powiedziane:
„W biblijnej opowieści o Adamie i Ewie, ojcu i matce całego rodu ludzkiego, tkwi odwieczna prawda, którą ujawniły współczesne badania naukowe, że wszystkie ludy ziemi stanowią jedną rodzinę i pochodzą od wspólnego przodka”. — 1951, s. 3, 4.
Jak naukowcy doszli do takiego wniosku? Antropolog M. F. Ashley Montagu wyjaśnia:
„Wszystkie rasy ludzkie należą do tego samego gatunku i wywodzą się od wspólnego dalekiego przodka. Taki wniosek nasuwają wszystkie odnośne dowody z anatomii porównawczej, paleontologii, serologii i genetyki. Już choćby tylko ze względów genetycznych właściwie nie da się obronić założenia, że rasy ludzkie powstały niezależnie od siebie”.12
Fakt, iż ludzie wszystkich ras są podobnie zbudowani, mogą między sobą zawierać małżeństwa i wydawać na świat dzieci, wskazuje, że wszyscy pochodzą od jednej pary rodzicielskiej — od „mężczyzny i niewiasty”. Dlaczego więc mielibyśmy się obawiać nazywania tej pierwszej pary rodzicielskiej Adamem i Ewą?
Niektórzy pokpiwają sobie z fragmentu sprawozdania biblijnego opisującego stworzenie kobiety. Powiedziano tam, że gdy Adam był pogrążony we śnie, Jehowa Bóg zbudował „z żebra, które wyjął z Adama, niewiastę i przywiódł ją do Adama” (Księga Rodzaju 2:21, 22, Wk). Niektórzy nie chcą w to uwierzyć, a przecież sami czytują z wielkim zainteresowaniem i traktują poważnie artykuły podobne do tego, jaki opublikowano w czasopiśmie Life z 10 września 1965. Opisano w nim dokonane przez biologów eksperymenty na komórkach roślinnych i zamieszczono między innymi następującą wypowiedź:
„Oni [biolodzy] mają nadzieję, że uda im się osiągnąć równie pomyślne rezultaty z komórkami zwierzęcymi. Nie ma więc nic absurdalnego w założeniu, że pewnego dnia uda się z pojedynczej maleńkiej komórki, pobranej ze skóry największego geniusza na świecie wyhodować drugą osobę, która by pod każdym względem była taka sama”. — S. 72.
A zatem ludziom łatwiej jest uwierzyć, że jakiś naukowiec byłby w stanie wyprodukować kobietę lub mężczyznę z pojedynczej komórki niż przyjąć za prawdę, że Bóg utworzył kobietę z żebra. Nasuwa to wniosek, że dla takich ludzi biblijne sprawozdanie o stwarzaniu byłoby „wiarygodniejsze”, gdyby słowo „Bóg” zastąpić w nim słowem „naukowiec”.
WYDARZENIA W EDENIE
Przy czytaniu dalszej części sprawozdania o wydarzeniach w Edenie znowu rzuca się w oczy jego prostota. Ale, jak wiadomo, sama prostota jeszcze nie upoważnia do powątpiewania w jego prawdziwość. Co najważniejsze, to sprawozdanie wyjaśnia pewne sprawy, których inaczej nie dałoby się wytłumaczyć.
Bez względu na to, kim jesteśmy i gdzie mieszkamy, wszędzie znajdujemy dowody, że mamy wspólnych przodków. Tę wzniosłą prawdę, podaną w biblijnym sprawozdaniu o stwarzaniu, apostoł Paweł w czasie swego pobytu w Atenach w Grecji sformułował w następujący sposób: „[Bóg] z jednego człowieka wyprowadził cały rodzaj ludzki, aby zamieszkiwał całą powierzchnię ziemi” (Dzieje Apostolskie 17:26). Ta prawda stanowi podstawę do osiągnięcia od dawna upragnionego celu, jakim jest utworzenie ze wszystkich ludów i ras jednej rodziny.
Dalszym bezspornym faktem, z którym się ciągle spotykamy, jest wrodzona wszystkim niedoskonałość. Niesie ona ze sobą nie tylko choroby, starość i śmierć, lecz także niegodziwe postępowanie, trudności i błędy; poza tym prowadzi do przestępstw, niemoralności i przelewu krwi. Dlaczego człowiek jest niedoskonały? Wyjaśnienie tego można znaleźć tylko w pierwszej księdze Mojżeszowej zwanej Księgą Rodzaju. Powinieneś więc uważnie przeczytać zawarte w niej informacje.
POŁOWICZNE UZNAWANIE NIEDOPUSZCZALNE
Czy chcąc uznawać Biblię za natchnione Słowo Boże, koniecznie trzeba wierzyć we wszystko, co podaje Księga Rodzaju? Czy nie można wybrać z niej tylko to, co się komu podoba i co pasuje do jego poglądów? Takie nastawienie zdradza coraz więcej tzw. „chrześcijańskich” duchownych. Na przykład podczas pierwszego udanego lotu na księżyc astronauci amerykańscy czytali sobie urywki z Księgi Rodzaju. A co powiedzieli potem duchowni kościoła episkopalnego, do którego należało dwóch astronautów? Pospiesznie zaprzeczyli prawdziwości biblijnego sprawozdania o stwarzaniu, a nawet jeden z nich nazwał je „mitem”.13
Natomiast Chrystus Jezus niedwuznacznie uznawał prawdziwość biblijnego sprawozdania o stwarzaniu. Zwracając się do współczesnych mu krytyków religijnych, Jezus powiedział:
„Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela”. — Mateusza 19:4-6; Księga Rodzaju 1:27; 2:24.
Jeden z pisarzy Biblii, Łukasz, który zapewnia, że ‚zbadał dokładnie wszystko’, wylicza przodków Jezusa aż do Adama. Jeżeli treść Księgi Rodzaju jest mitem, to od którego przodka między Jezusem a Adamem rodowód staje się niehistoryczny? — Łukasza 1:1-4; 3:23-38.
Poza tym Juda, przyrodni brat Jezusa Chrystusa, mówi, że Enoch był „siódmy po Adamie” (Judy 14). Jaki sens miałoby powoływanie się na kogoś jako na „siódmego” w linii rodowej, gdyby początek tej linii był zwykłym mitem?
Apostoł Paweł, który był człowiekiem wykształconym, nie wątpił w wiarogodność biblijnego sprawozdania o Adamie i o pochodzeniu grzechu. Napisał bowiem: „Dlatego też jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli... A przecież śmierć rozpanoszyła się od Adama do Mojżesza nawet nad tymi, którzy nie zgrzeszyli przestępstwem na wzór Adama” (Rzymian 5:12, 14). Z tego wynika, że zastosowanie ofiary okupu Jezusa Chrystusa dla dobra całej ludzkości jest możliwe tylko dlatego, że wszyscy ludzie pochodzą od Adama.
Kto odrzuca biblijne sprawozdanie o stwarzaniu, ten może nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że tym samym odrzuca chrystianizm. Dlaczego? Ponieważ postępek Adama sprawił, że stała się konieczna ofiara okupu Jezusa Chrystusa, a kto uznaje tę ofiarę, ten musi też wierzyć, że biblijne sprawozdanie o stwarzaniu zawiera prawdę historyczną, ponieważ jedno zazębia się ściśle o drugie. Połowiczne uznawanie tego jest niedopuszczalne.
O czym więc świadczą te dowody? Że wszystko przemawia za tym, aby uznać biblijne sprawozdanie o stwarzaniu za prawdę historyczną. Chociaż jest ono sprzeczne z pewnymi teoriami, to jednak zgadza się z dowiedzionymi faktami naukowymi. Obejmuje znacznie więcej niż drobiazgi mające ograniczoną wartość i daje odpowiedzi na żywotne pytania, co dla każdego z nas ma doniosłe znaczenie.
[Przypisy]
a Według „teorii prawybuchu” wszechświat powstał w wyniku eksplozji jedynego skupiska materii i bezustannie się rozszerza. Według „teorii stanu stacjonarnego” wszechświat zawsze pozostaje taki sam, mimo że ciągle powstaje nowa materia. Według „teorii pulsującego Wszechświata” wszechświat na przemian rozszerza się i kurczy w ciągu okresów liczących miliardy lat.
b Obszerne omówienie dowodów obalających teorię ewolucji można znaleźć w książce pt. Did Man Get Here by Evolution or by Creation? (Czy człowiek jest tworem ewolucji, czy został stworzony?)
[Ilustracja na stronie 13]
Ziemia widziana przez astronautów okrążających Księżyc. Mogli się przekonać, że — jak to zostało powiedziane w Biblii tysiące lat temu — jest okrągła i zawieszona „nad niczym”.
[Ilustracja na stronie 16]
Naukowcy przyznają: „Prawie nic nie wiemy o początkowych dziejach Wszechświata”. „Nie wiemy, jak ‚pierwotnie’ powstał wszechświat”.
[Ilustracje na stronie 30]
Biblia mówi, że wszyscy ludzie pochodzą od Adama i Ewy. Naukowcy przyznają, że „wszystkie ludy ziemi stanowią jedną rodzinę i pochodzą od wspólnego przodka”.